Minister sprawiedliwości Waldemar Żurek w ramach przywracania praworządności zakłada odzyskiwanie pieniędzy od tak zwanych neo-sędziów. Ponieważ Polska musi za wydane przez nich wyroki wypłacać milionowe odszkodowania, mają te straty pokrywać "z własnej kieszeni". Czy to prawnie możliwe? Różnice zdań wśród prawników nie wieszczą tym planom powodzenia.
Po objęciu urzędu minister sprawiedliwości Waldemar Żurek kilkakrotnie publicznie zapowiadał, że Skarb Państwa będzie odzyskiwał od neo-sędziów pieniądze, które przez ich wyroki zostały z budżetu państwa wypłacone jako odszkodowania. Chodzi o sytuacje, gdy powołany przez tak zwaną neo-KRS, a zasiadający w Sądzie Najwyższym neo-sędzia wydał wyrok, który został zaskarżony do Trybunału Sprawiedliwości Unii Europejskiej (TSUE) lub Europejskiego Trybunału Praw Człowieka (ETPC). Były już takie wyroki, w których trybunał nakazał Skarbowi Państwa wypłatę odszkodowania z powodu wadliwości orzeczenia SN.
Legalność Krajowej Rady Sądownictwa jest bowiem kwestionowana przez krajowe i międzynarodowe organy. Uważają, że neo-KRS nie spełnia warunków określonych w Konstytucji RP, jest upolityczniona, a proces powoływania na stanowiska sędziowskie z jej udziałem jest obarczony wadą. Szczególnie głośny był wyrok ETPC w sprawie Wałęsa przeciwko Polsce. Trybunał, jak oceniał w rozmowie z "Rzeczpospolitą" prof. Maciej Taborowski, "stwierdził, że problem KRS stanowi wadę systemową przekładającą się na wadliwość powołań sędziów sądów powszechnych, administracyjnych i wojskowych".
O jakich kwotach do odzyskania od sędziów jest mowa? Pod koniec sierpnia 2025 roku Ministerstwo Sprawiedliwości informowało, że do tej pory TSUE nałożył ponad 2,4 mld zł kar na Polskę, a ETPC zasądził "miliony złotych odszkodowań". Określono, że "to rachunek, który Polska już zapłaciła za 8 lat rządów Zjednoczonej Prawicy i konsekwentne łamanie praworządności". Co więcej: "w kolejce czeka ponad 900 kolejnych spraw – czyli kolejne setki milionów z kieszeni podatnika". Resort podkreślił: "odpowiedzialność muszą ponieść ci, którzy świadomie generowali te straty".
"Będę oczywiście omawiał to w ramach koalicji [rządzącej], ale pierwszą rzeczą, którą zapowiadam i będę realizował, to będą powództwa regresowe wobec osób, które generują te milionowe odszkodowania. One już dawno przekroczyły miliony złotych" - mówił 28 sierpnia w rozmowie z portalem Onet minister Waldemar Żurek. Na pytanie dziennikarza, czy "uważa, że ten neo-sędzia powinien zostać pozwany w ramach regresu przez polskie państwo, żeby to on tę karę zapłacił?", minister odpowiedział twierdząco.
Jednocześnie zastrzegł: "Będę to robił bardzo rozważnie. Jeżeli typujemy sędziego, za którego wyjście na salę rozpraw państwo polskie zapłaciło już konkretne pieniądze, ten człowiek wychodzi na salę nadal i nadal strony mogą pójść ze skargą do ETPC, to my już mówimy: 'nic cię nie nauczyło to rozstrzygnięcie'". Po czym oświadczył:
Chcę pozwać tych, którzy już wygenerowali odszkodowania. (...) Jak będzie wniesiony pozew, to państwo się o tym dowiecie. To będą pozwy dokładnie za tyle, ile państwo zapłaciło za nich.
Roszczenie regresowe jest prawem do dochodzenia swoich należności, zwrotu świadczeń na rzecz innych podmiotów. W przypadku neo-sędziów miałoby to być dochodzenie przez Skarb Państwa zwrotu od nich pieniędzy wypłaconych jako odszkodowania wskutek wydanych przez nich wyroków.
Na początku września Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej wydał wyrok, w którym uznał, że sąd krajowy jest zobowiązany uznać za niebyły wyrok wydany przez sąd wyższej instancji, który nie jest niezawisłym i bezstronnym sądem. Przypomniał też, że wcześniej odmówił Izbie Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego statusu sądu w rozumieniu prawa unijnego. Szybko po tym wyroku szef resortu sprawiedliwości nagrał krótki filmik, który został opublikowany w sieci. Mówi w nim: "Ci, którzy ubierają togi, wiedząc, że nie są sądem i za nich Polska płaci odszkodowania, będą musieli za to zapłacić z własnej kieszeni".
Sędziowskie stowarzyszenie proponuje i wskazuje przepis
Pomysł nie jest nowy. Stowarzyszenie Sędziów Polskich "Iustitia" wiosną 2025 roku, czyli jeszcze gdy resortem sprawiedliwości kierował Adam Bodnar, przedstawiło listę 20 działań w zakresie przywracania praworządności do realizacji do 2026 roku. Występowanie przez Skarb Państwa z roszczeniami regresowymi wobec neo-sędziów Sądu Najwyższego - jeśli wydany przez nich wyrok był podstawą skargi do ETPC, a ta skarga skutkowała konkretną kwotą zasądzoną lub przyznaną na podstawie ugody - było jedną z propozycji. Jako podstawę organizacja wskazała art. 415 Kodeksu cywilnego:
Kto z winy swej wyrządził drugiemu szkodę, obowiązany jest do jej naprawienia.
Sędzia Urszula Żółtak z Sądu Okręgowego Warszawa-Praga, wiceprezeska warszawskiego oddziału "Iustitii", informowała wówczas, że przed ETPC jest kilkaset spraw. Podkreślała: "Sprawy te dotyczą jednej zasadniczej kwestii - sąd był niewłaściwie obsadzony, w składzie była osoba wadliwie powołana z udziałem KRS ukształtowanej na podstawie ustawy z grudnia 2017 roku. Liczba tak zwanych neo-sędziów wzrasta, więc i problem narasta. Odszkodowania w oparciu o wyrok czy ugodę wypłacane są ze Skarbu Państwa, czyli płacimy za to my wszyscy" – uzasadniała.
Minister Żurek wskazuje na Prokuratorię Generalną, która miałaby w imieniu Skarbu Państwa dochodzić takich roszczeń i udowadniać, że takie orzekanie przez neo-sędziego wyrządziło szkodę, czyn był bezprawny i świadomy. 7 września dziennikarz TVN24 Michał Tracz w programie "W kuluarach" informował, że pierwsze pozwy przeciwko neo-sędziom już się piszą.
Jednak prawicy w tej sprawie są bardzo podzieleni. Część z nich wskazuje na brak podstawy prawnej pozywania sędziów.
"Nie ma bezpośredniej podstawy prawnej". A w Niemczech jest
Doktor habilitowany Grzegorz Krawiec, profesor Uniwersytetu Komisji Edukacji Narodowej w Krakowie, Kierownik Katedry Prawa Administracyjnego i Społeczeństwa Obywatelskiego, uważa, że "w polskim prawie nie ma bezpośredniej podstawy prawnej do żądania od sędziów takiego regresu". Wskazuje, że art. 415 Kodeksu cywilnego, na który powołuje się "Iustitia", ma charakter ogólny, dotyczący ogólnie naprawienia szkody.
Profesor przywołuje przykład Niemiec. Tam odpowiedzialność regresowa sędziów jest wyraźnie opisana w paragrafie 78 ustawy o urzędnikach federalnych, zgodnie z którym podmiot publiczny ma prawo do regresu względem sędziego na zasadach ogólnych określonych w niemieckim prawie cywilnym. "Jednakże regres ten dopuszczalny jest jedynie w wypadku istnienia po stronie sędziego winy umyślnej lub rażącego niedbalstwa. Oznacza to, że sędzia jest chroniony przed roszczeniami regresowymi, jeżeli jego działaniu można przypisać inny stopień winy" - wyjaśnia prof. Krawiec. Zaznacza, że "w Polsce nie ma takich przepisów jak w Niemczech". Przestrzega:
Brak jest w polskim prawie wyraźnego przepisu, który pozwalałby Skarbowi Państwa automatycznie dochodzić roszczeń od sędziów za błędne orzeczenia.
Uważa on, że konieczna jest albo nowa ustawa, albo zmiana istniejących przepisów, np. Kodeksu cywilnego lub ustawy o ustroju sądów powszechnych. Przewiduje jednocześnie, że takie zmiany zawetowałby prezydent Karol Nawrocki. Przyznaje, że rzeczywiście wyroki np. Europejskiego Trybunału Praw Człowieka wskazują, że składy sędziowskie z udziałem osób nominowanych przez neo-KRS mogą naruszać prawo do rzetelnego procesu, co otwiera drogę do odszkodowań ze strony Skarbu Państwa. "Ale nie daje to bezpośredniej podstawy do regresu wobec sędziów" - stwierdza. Według niego pomysł zastosowania regresu wobec neo-sędziów to działanie pozorowane, zaproponowane, by zadowolić część elektoratu rządzących po przegranych przez Rafała Trzaskowskiego wyborach prezydenckich w 2025 roku.
Podobnie na tę sprawę patrzy adwokat Zbigniew Krüger. Uważa on, że obowiązującej od 2011 roku ustawy o odpowiedzialności urzędników nie da się zastosować do sędziów. "W jej rozumieniu funkcjonariuszem publicznym jest osoba działająca w charakterze organu administracji publicznej, nie zaś sędzia. Sądy i sędziowie nie są częścią administracji publicznej. Nie można zatem dochodzić roszczeń regresowych wobec sędziów za to, że orzekali, a byli powołani na stanowisko przez tzw. neo-KRS" - ocenia w przesłanej Konkret24 opinii. Wyjaśnia, że za takie działania odpowiedzialność ponosi Skarb Państwa na zasadach ogólnych, to jest na podstawie art. 77 Konstytucji RP i art. 417 Kodeksu cywilnego.
1. Każdy ma prawo do wynagrodzenia szkody, jaka została mu wyrządzona przez niezgodne z prawem działanie organu władzy publicznej. 2. Ustawa nie może nikomu zamykać drogi sądowej dochodzenia naruszonych wolności lub praw.
Przepis art. 417, który przywołał mecenas Krüger, mówi o odpowiedzialności za szkodę przy wykonywaniu władzy publicznej (pojęcie szersze niż administracja publiczna).
Par. 1. Za szkodę wyrządzoną przez niezgodne z prawem działanie lub zaniechanie przy wykonywaniu władzy publicznej ponosi odpowiedzialność Skarb Państwa lub jednostka samorządu terytorialnego lub inna osoba prawna wykonująca tę władzę z mocy prawa. Par. 2. Jeżeli wykonywanie zadań z zakresu władzy publicznej zlecono, na podstawie porozumienia, jednostce samorządu terytorialnego albo innej osobie prawnej, solidarną odpowiedzialność za wyrządzoną szkodę ponosi ich wykonawca oraz zlecająca je jednostka samorządu terytorialnego albo Skarb Państwa.
Mecenas Krüger podsumowuje: "W obecnym stanie prawnym brak jest podstaw do roszczeń regresowych wobec orzekających sędziów, którzy zostali powołani przez tzw. neo-KRS. Koncepcja przedstawiona przez ministra sprawiedliwości jest zatem głęboko wadliwa, a wręcz szkodliwa, gdyż nie rozwiązuje problemu". Podkreśla, że od ponad dwóch lat nie doczekaliśmy się systemowego rozwiązania statusu sędziów, mimo składanych choćby przez organizacje sędziowskie projektów. "Chaos w wymiarze sprawiedliwości się pogłębia. Obywatele nie mają pewności obrotu prawnego, a odszkodowania będzie płacił Skarb Państwa, czyli my wszyscy" - komentuje ekspert.
Regres możliwy, ale trzeba wykazać sędziemu winę umyślną
Jednak odmienne zdanie w sprawie regresu wobec neo-sędziów wyraża radca prawny dr Marcin Krzemiński. Uważa on, że obecnie przepisy na regres wobec neo-sędziów pozwalają (podobnie uważa wspomniane wyżej Stowarzyszenie Sędziów Polskich "Iustitia"). Ocenia, że to zapowiedź działań, które dotychczas były niezwykle rzadko podejmowane wobec osób sprawujących wysokie urzędy. "Ich brak powodował, z jednej strony, wrażenie bezkarności, a z drugiej – brak społecznego poczucia, że osoby te są traktowane na równi z innymi obywatelami, którzy muszą ponosić konsekwencje swoich bezprawnych działań" - pisze w przesłanej Konkret24 opinii.
Jeśli chodzi o sędziów orzekających w sądach cywilnych, podstawę prawną widzi w Kodeksie pracy, ponieważ orzekanie sędziów odbywa się w ramach stosunku pracy. Chodzi o ten przepis:
Pracownik, który wskutek niewykonania lub nienależytego wykonania obowiązków pracowniczych ze swej winy wyrządził pracodawcy szkodę, ponosi odpowiedzialność materialną według zasad określonych w przepisach niniejszego rozdziału.
"W praktyce Skarb Państwa musiałby wykazać, że dana osoba powinna powstrzymać się od orzekania, wiedząc, iż jej działania prowadzą do powstania obowiązku wypłaty odszkodowania" - wyjaśnia prawnik. Lecz wskazuje na wątpliwość, czy Skarb Państwa może być pracodawcą, ponieważ odszkodowanie wypłaca ministerstwo, a nie sąd, który formalnie jest miejscem zatrudnienia sędziego. Znajduje jednak rozwiązanie: "Obciążenie finansowe danego sądu wypłaconym zadośćuczynieniem".
Uważa, że teoretycznie regres w pełnej wysokości byłby możliwy. Warunek jest jeden - trzeba wykazać sędziemu winę umyślną, czyli przykładowo udowodnić, że celowo wydaje orzeczenia po to, aby Polska płaciła zadośćuczynienia. "Dowodowo jest to ciężkie, ale nie niemożliwe" - dodaje dr Krzemiński.
Jako ewentualną podstawę prawną mogącą mieć zastosowanie do sędziów w sprawach karnych, w których doszło do skazania, aresztowania, zatrzymania itp., wskazuje z kolei art. 557 par. 1 Kodeksu postępowania karnego:
Par. 1. W razie naprawienia szkody oraz zadośćuczynienia za krzywdę Skarb Państwa ma roszczenie zwrotne do osób, które swoim bezprawnym działaniem spowodowały niesłuszne skazanie, zastosowanie środka zabezpieczającego, niewątpliwie niesłuszne tymczasowe aresztowanie lub zatrzymanie.
Doktor Krzemiński ocenia: "Tutaj pojawia się mniej problemów interpretacyjnych - nie ma kwestii tożsamości pracodawcy ani ograniczenia wysokości roszczeń, jak w Kodeksie pracy". I na koniec czyni uwagę ogólną, że "pewnym wyzwaniem może być niechęć sędziów do uwzględniania takich roszczeń i nie chodzi tu wyłącznie o neosędziów".
"Ci prawidłowo powołani musieliby się zmierzyć z wizją, że ich własne, zawinione, nieprawidłowe orzekanie może prowadzić do osobistej odpowiedzialności" - zauważa. Lecz jego zdaniem "prawdziwie niezawisły sędzia, mający odpowiedni dystans zarówno do sprawy, jak i do siebie, nie powinien mieć z tym problemu".
"Pomysł interesujący", jedynie "podstawy polityczne"
Tego, że prawnicy są wyraźnie podzieleni w kwestii regresu wobec neo-sędziów, dowodzą też ich opinie w branżowym serwisie prawo.pl. Taki pomysł za interesujący uznaje na przykład dr hab. Marek Chmaj, konstytucjonalista - uważa, że wystąpienie z takim regresem jest jak najbardziej możliwe. "Jest to postępowanie cywilne, stąd tzw. neosędziowie nie będą się mogli chować się za immunitetem. Rozstrzyganie w tych kwestiach powinno należeć do sądu, oczywiście prawidłowo obsadzonego zgodnie z artykułem 45 Konstytucji RP. Stąd uważam, że za bycie przez kogoś tzw. neosędzią nie powinni płacić obywatele z budżetu państwa, bo to jest bez sensu" - przekazał w rozmowie z serwisem.
Ale inni prawnicy mieli odmienne zdanie. Profesor Ryszard Piotrowski, konstytucjonalista z Uniwersytetu Warszawskiego, ocenił, że sprawa ewentualnych roszczeń wobec sędziów powoływanych po 2018 roku może mieć jedynie podstawy polityczne, bo prawnych nie ma żadnych. "Przede wszystkim dlatego, że pojęcie 'neosędzia' nie jest pojęciem ustawowym i z punktu widzenia obowiązującego prawa ci sędziowie, aczkolwiek moim zdaniem powołani wadliwie, są sędziami" - tłumaczył.
Na brak podstawy prawnej wskazywał też prof. dr hab. Piotr Kardas z Uniwersytetu Jagiellońskiego. "Nie mamy w Polsce żadnego, stwierdzonego formalnie stanowiska rozstrzygającego problem sprzeczności ustawy o KRS z 2017 r. z konstytucją, bo nie ma TK (Trybunału Konstytucyjnego - red.) i nikt takiego stanowiska nie przedstawił" - stwierdził. Dodał, że istnieje cały czas domniemanie konstytucyjności ustawy, które ma charakter domniemania ustrojowego. "Możemy je obalić poprzez orzeczenie sądu konstytucyjnego, co jest obecnie niewykonalne, albo podważyć jednostkowo w ramach mieszanego modelu kontroli konstytucyjności prawa, czyli w orzeczeniach sądów powszechnych, SN lub NSA (Naczelnego Sądu Administracyjnego - red.). I takich orzeczeń nie ma" – przekonywał.
Podkreślił, że domaganie się zwrotu odszkodowania od neo-sędziów wymaga m.in. stwierdzenia, że od jakiegoś momentu sędziowie Sądu Najwyższego mają świadomość, iż podejmując czynności orzecznicze, czynią to w sposób sprzeczny z konstytucją, z Europejską Konwencją Praw Człowieka i Podstawowych Wolności, z prawem Unii Europejskiej. "Do tego trzeba by ocenić aktywność państwa na przestrzeni ostatniego półtora roku i poszukiwać odpowiedzi na pytanie, czy organy władzy publicznej uczyniły wszystko, żeby zapobiec sytuacji wydania orzeczenia, które w imieniu Rzeczpospolitej Polskiej nie powinny być wydane. Dalej należałoby przeanalizować, czy te wszystkie elementy uzasadniają odwołanie się do roszczenia regresowego, a dopiero przesądzenie tego otwierałoby drogę do dochodzenia takich roszczeń" – tłumaczył w serwisie prawo.pl.
Włodzimierz Brazewicz z Sądu Apelacyjnego w Gdańsku, rzecznik dyscyplinarny ad hoc powołany przez ministra sprawiedliwości Adama Bodnara, mówił w kwietniu 2025 roku, że dochodzenie przez Skarb Państwa roszczeń regresowych od neo-sędziów byłoby bardzo ryzykowne i niebezpieczne. Zaś sędzia Kinga Grzegorczyk z Sądu Okręgowego w Łodzi, członek zarządu stowarzyszenia Ogólnopolskie Zrzeszenie Sędziów "Aequitas", mówiła wówczas, że pomysł ten można ocenić wyłącznie jako działanie odwetowe, skrajnie godzące w podstawowe zasady demokracji i niezawisłości sędziowskiej.
Jak więc widać, pomysł ministra Żurka nie ma jednoznacznego poparcia nawet wśród prawników, a co dopiero wśród sędziów. Jego ewentualna realizacja może wywołać zarzuty o naruszenie prawa i kolejne batalie w salach sądowych.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: PAP