Komisja Europejska rzekomo przyznała, że zaszczepieni przeciw COVID-19 służyli za "szczury laboratoryjne". Tyle że nie są to słowa KE. Wyjaśniamy, skąd wziął się przekaz i co pomija.
W połowie września polscy internauci zaczęli szerzyć doniesienia o stanowisku Komisji Europejskiej, które jakoby sugerowało, że szczepienia przeciw COVID-19 były eksperymentem.
"Komisja Europejska przyznaje: szczepieni na C19 (COVID-19 - red.) służyli jako szczury laboratoryjne. Po zapytaniu deputowanego z Austrii ujawniono, że umowy KE z farma-koncernami zawierały klauzulę: 'Kraje EU akceptują, że skuteczność i długotrwałe oddziałanie szczepionki są nieznane'" - 16 września przekonywała jedna z użytkowniczek serwisu X. Dołączyła link do artykułu austriackiego portalu TKP.at z 15 września zatytułowanego "Komisja Europejska przyznaje: zaszczepieni byli królikami doświadczalnymi". Wpis wyświetlono niemal 67 tys. razy.
"Do wszystkich zaszczepionych mam wiadomość dla was Komisja Europejska przyznaje: Zaszczepione osoby były szczurami laboratoryjnymi" - tego samego dnia stwierdza anonimowy internauta, który udostępnił cytowany wyżej wpis.
Przekaz krążył także na Facebooku. Promowała go między Justyna Socha, znana działaczka ruchów antyszczepionkowych. "Komisja Europejska przyznaje: szczepieni na C19 służyli jako szczury laboratoryjne. Po zapytaniu przez jednego z deputowanych ujawniono, że umowy KE z farma-koncernami zawierały klauzulę: 'Kraje akceptują, że skuteczność i długotrwałe działanie szczepionek są nieznane" - napisała 16 września.
Do wpisu dołączyła zrzut ekranu. To fragment tego samego artykułu TKP.at, który maszynowo przetłumaczono na język polski.
Wpis Sochy udostępniono niemal 10 tys. razy. Zareagowało na niego 14 tys. użytkowników. Dyskusja pod postem liczyła niemal 2,7 tys. komentarzy. Podobne wpisy krążyły również na Instagramie i Threads.
"Ojej kolejna teoria spiskowa staje się prawdą..."
Doniesienia żywo komentowali internauci. "To było od początku oczywiste"; "Ojej kolejna teoria spiskowa staje się prawdą..."; "Wszystko wychodzi na jaw"; "Co to się stało, że prawdę powiedzieli" - pisali.
Niektórzy domagali się wskazania i ukarania winnych: "Przynajmniej wiadomo oficjalnie, kogo pozywać"; "Ok, czyli zaliczyliśmy skok w nieznane? Thank you UE!"; "Hm…Czy ktoś za to odpowie?"; "To teraz rozliczcie von Urszulę"; "Komisja Europejska powinna zostać ukarana"; "Niech płacą odszkodowania za utracone zdrowie"; "Czas rozliczyć winnych ,zwykły Kowalski bierze winę za drobiazgi które popełni a tu jest globalna sprawa".
"Szkoda, że wtedy ludzie o tej klauzuli nie wiedzieli..." - stwierdził jeden z internautów. Kolejny dodał w tym samym temacie: "Zdaje się ze ulotka tez to zawierała".
Tylko nieliczni pytali o źródło informacji. "Skąd artykuł?"; "Poproszę o link do oryginału". Kolejni pytali Groka, czyli sztuczną inteligencję serwisu X: "czy to prawda czy manipulacja?", "@grok potwierdzasz?".
Sprawdziliśmy, więc ile jest prawdy w tym przekazie. Wychodzi na to, że niewiele.
Co stwierdziła Komisja Europejska
Komisja Europejska wcale nie przyznała, że zaszczepieni na COVID-19 "służyli jako szczury laboratoryjne". Tak stwierdził Gerald Hauser, europoseł skrajnie prawicowej Wolnościowej Partii Austrii (FPÖ).
Sprawa zaczęła się od pytań, które Hauser pisemnie zadał Komisji Europejskiej 27 maja 2025 roku. Zapytanie zaczął od wywodu na temat umowy na zakup szczepionek mRNA firm BioNTech/Pfizer, którą w imieniu KE podpisała komisarz Stella Kyriakides. Europoseł stwierdził, na stronach 48 i 49 kontraktu zapisano, że państwa członkowskie muszą zaakceptować fakt, iż "długoterminowe skutki i skuteczność szczepionki są nieznane oraz że mogą wystąpić nieznane skutki uboczne".
Według Hausera KE zawierając umowę, w której był taki zapis, sama potwierdziła, że "skuteczność i bezpieczeństwo tej nowej genowej szczepionki mRNA nie były znane". Dalej zarzuca, że wraz z warunkowym dopuszczeniem "tej całkowicie niewłaściwie przetestowanej szczepionki opartej na genach" Komisja Europejska "rozpoczęła największy eksperyment w historii ludzkości".
Polityk przekonuje, że obywatele nigdy nie zostali poinformowani o tych wątpliwościach, co oznacza, iż "szczepionki genowe były podawane bez koniecznych informacji i zgód". Na koniec zadaje trzy pytania. Dwa pierwsze dotyczyły umowy na zakup szczepionek mRNA. Trzecie brzmiało: "Dlaczego Komisja nie przestrzegała traktatu i nie poinformowała obywateli - jak zapisano w umowie - że skuteczność i bezpieczeństwo szczepionki genowej nie były gwarantowane?".
Komisja odpowiedziała Austriakowi dokładnie trzy miesiące później, 27 sierpnia. W temacie ostatniego pytania KE wyraźnie stwierdza, że pierwsze szczepionki otrzymały warunkowe dopuszczenie do obrotu (CMA), "czyli specjalny rodzaj pozwolenia na dopuszczenie do obrotu, który ma ułatwić dostęp do leków zaspokajających niezaspokojone potrzeby medyczne, w tym w sytuacjach nadzwyczajnych, takich jak pandemia COVID-19, gdy pełna dokumentacja danych nie jest jeszcze dostępna". KE tłumaczył, że ta procedura pozwala na autoryzację leków.
Komisja zaznacza, że po uzyskaniu warunkowego pozwolenia obowiązywały "solidne zabezpieczenia i środki kontroli", a producent szczepionki musiał wypełnić określone obowiązki, takie jak przeprowadzenie dalszych badań i dostarczenie kolejnych danych w celu potwierdzenia skuteczności i bezpieczeństwa. CMA "są ważne przez rok i mogą być corocznie odnawiane", a po spełnieniu wymogów mogą zostać przekształcone w pełne pozwolenie, "tak jak stało się to w przypadku szczepionek przeciwko COVID-19", tłumaczy dalej KE.
Mimo uspakajającej i rzeczowej odpowiedzi, w komunikacie prasowym z 15 września Gerald Hauser ogłosił: "Po raz pierwszy oficjalnie potwierdzono, że wszystkie osoby zaszczepione były królikami doświadczalnymi". Uzasadniał to tym, iż Komisja Europejska przyznała, że szczepionki zostały "dopuszczone jedynie warunkowo, bez pełnych danych", co jego zdaniem oznaczało podanie setkom milionów Europejczyków "niedostatecznie przetestowanych preparatów".
Słowa europosła podchwyciły austriackie prawicowe media m.in. portal TKP.at, czy skrajnie prawicowy "Freilich Magazin". Oba znane są z publikowania teorii spiskowych i prokremlowskiej propagandy.
Tylko że taka interpretacja odpowiedzi Komisji Europejskiej to grająca na emocjach manipulacja. Wyjaśniamy dlaczego.
Na czym polega warunkowe dopuszczenie do obrotu
Miliony Europejczyków wcale nie zostało zaszczepionych niedostatecznie przetestowanymi szczepionkami przeciw COVID-19, jak przekonuje austriacki europoseł.
Szczepionki na COVID-19 - jak wszystkie produkty lecznicze - przed wprowadzeniem na rynek wymagały uzyskania pozwolenia na dopuszczenie do obrotu. W przypadku szczepionek przeciw COVID-19 odpowiada za to Komisja Europejska. Zgodnie z unijnymi procedurami wydawania pozwoleń dla produktów leczniczych stosowanych u ludzi, nadzór nad nimi sprawuje Europejska Agencja Leków (EMA). To EMA ocenia ich bezpieczeństwo, skuteczność i jakość.
Ze względu na trwającą pandemię i zagrożenie zdrowia publicznego w 2021 roku pierwsze szczepionki na COVID-19 zostały dopuszczone warunkowo. Oznacza to, że gdy tylko pojawiły się wystarczające dane wykazujące, iż korzyści płynące ze stosowania szczepionek przewyższają ryzyko, te otrzymały tymczasowe dopuszczenie do obrotu. Jest ono ważne przez rok i może być odnawiane, dopóki producent nie przedłoży pełnych danych. W tym czasie musi wypełnić "konkretne zobowiązania, takie jak prowadzenie trwających lub nowych badań, aby dostarczyć pełne dane potwierdzające, że bilans korzyści i ryzyka pozostaje korzystny".
Warunkowe pozwolenie na dopuszczenie do obrotu gwarantuje, że dany produkt leczniczy spełnia rygorystyczne normy UE dotyczące bezpieczeństwa, skuteczności i jakości. Sama KE w odpowiedzi dla austriackiego europosła wyraźnie stwierdza, że producenci muszą spełnić surowe wymagania i dostarczać kolejne dane także po zatwierdzeniu szczepionki.
Zresztą procedura warunkowego dopuszczenia nie jest niczym nowym - była już stosowana wcześniej w przypadku innowacyjnych leków np. stosowanych w onkologii czy leczeniu chorób rzadkich; zrobiono tak też ze szczepionkami przeciw grypie ptasiej (H5N1) - a jej zasięg trudno przecież porównywać z pandemią COVID-19.
Warto podkreślić, że szczepionki takie jak Comirnaty (BioNTech/Pfizer) i Spikevax (Moderna) uzyskały pełne zatwierdzenie po przedłożeniu i przeanalizowaniu danych dostarczonych przez producentów.
Szczepienia na COVID-19 to nie eksperyment
To zatem austriacki polityk, a nie Komisja Europejska twierdzi, że osoby zaszczepione na COVID-19 "były królikami doświadczalnymi", a program szczepień nazywa "największym eksperymentem w historii ludzkości". Teza o tym, że szczepienia przeciw COVID-19 to eksperyment medyczny była często powielana w sieci w trakcie pandemii. Tylko że to nieprawda.
W 2021 roku Ministerstwo Zdrowia i Rzecznik Praw Pacjenta wyjaśniały, że program szczepień przeciwko koronawirusowi nie jest ani eksperymentem medycznym, ani badaniem klinicznym. Takie twierdzenie jest "nieuzasadnione i pozbawione podstaw prawnych", ocenił wówczas resort zdrowia.
"Łączenie czy też utożsamianie warunkowego dopuszczenia do obrotu produktu leczniczego z eksperymentem medycznym jest całkowicie bezpodstawne" - tłumaczył Rzecznik Praw Pacjenta, Bartłomiej Chmielowiec.
Pokłosia infodemii
Przekaz dementowała też austriacka redakcja fact-checkingowa Mimikama. W jej ocenie "celem tej nasilającej się retoryki nie jest edukacja, ale podburzanie nastrojów przeciwko instytucjom UE i nauce". Zwraca uwagę, że wyrażenia użyte w przekazie takie jak "największy eksperyment ludzkości" podsycają nieufność i strach, a "narracja odwołuje się do teorii spiskowych o tym, że obywatele są potajemnie wykorzystywani jako 'obiekty badań'".
W tym kontekście warto przypomnieć pojęcie infodemii. To połączenie słów "informacja" i "epidemia". Termin ten pojawił się w raporcie Światowej Organizacji Zdrowia z początku lutego 2020 roku, który dotyczył koronawirusa. "Wybuchowi epidemii 2019-nCoV i reakcji na nią towarzyszyła masowa 'infodemia', nadmiar informacji - niektórych dokładnych, a niektórych nie - utrudniających ludziom znalezienie wiarygodnych źródeł i wiarygodnych wskazówek, gdy ich potrzebują" - pisali eksperci WHO.
Taki zalew sprzecznych wiadomości w okresie pandemii podsycał strach i niepewność. Brak wiarygodnych informacji utrudniał ocenę rzeczywistego ryzyka i potęgował poczucie zagrożenia. Dziś te same mechanizmy nadal są wykorzystywane do podważania zaufania do instytucji i nauki.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock