Suwerenna Polska postanowiła "obronić Lasy Państwowe przed eurokratami". W tym celu powstał "obywatelski projekt" ustawy o lasach, który mało ma wspólnego z oddolną inicjatywą obywateli. W Sejmie omawiał go członek Suwerennej Polski, będący rzecznikiem Lasów Państwowych. Wymieniając "niewygodne fakty dla Brukseli", przestawił półprawdy bądź oczywiste nieprawdy.
Na posiedzeniu 13 lipca Sejm zajmował się projektem nowelizacji ustawy o lasach. Głosami posłów Prawa i Sprawiedliwości, Konfederacji, Kukiz'15, koła Polskie Sprawy i Wolnościowców odrzucono wniosek o odrzucenie ustawy w całości - i skierowano ją do dalszych prac w Komisji Ochrony Środowiska, Zasobów Naturalnych i Leśnictwa. "Obywatelski projekt #wObronieLasów. PO i lewica chciały zmielić podpisy pół miliona obywateli. PSLowcy stchórzyli i wyjęli karty. Obronimy Lasy Państwowe przed eurokratami!" - napisał po głosowaniu wiceminister sprawiedliwości Michał Woś z Suwerennej Polski.
Sam wniosek o odrzucenie ustawy zgłoszono podczas pierwszego czytania projektu na posiedzeniu 7 lipca. Wtedy też inicjatorzy ustawy argumentowali zasadność uchwalenia nowej ustawy o lasach. Mimo że oficjalnie jest to projekt obywatelski, w imieniu wnioskodawców przemawiali: - Michał Gzowski, rzecznik Lasów Państwowych i prezes Suwerennej Polski w okręgu elbląskim - Józef Kubica, prezes Lasów Państwowych, działacz Suwerennej Polski i radny sejmiku śląskiego z list PiS.
Dlatego właśnie Greenpeace Polska 13 lipca skomentował na Facebooku, że ta ustawa "nie ma nic wspólnego z obywatelskością". Ponadto Wirtualna Polska ujawniła, że Lasy Państwowe angażowały leśników do zbierania podpisów pod owym "obywatelskim projektem".
Podczas wystąpienia w Sejmie 7 lipca Michał Gzowski mówił dużo o "dzisiejszych wrogach leśników", z których część "pomija fakty, ośmiesza się i traci wiarygodność". "Tacy wrogowie są niegroźni, choć głośni i bardzo męczący" - stwierdził rzecznik Lasów Państwowych, po czym dodał: "Ale są też wrogowie naprawdę niebezpieczni, którzy fakty dobrze znają, dlatego te niewygodne chcą zastąpić fake newsami, kłamstwami, półprawdami, manipulacją, oczywiście wygodnymi dla nich i śmiertelnie niebezpiecznymi dla polskich lasów. I na te tworzone przez nich kłamstwa wszyscy musimy patrzeć i stanowczo reagować". Ponieważ jednym z wrogów polskich lasów według inicjatorów ustawy ma być Unia Europejska, Michał Gzowski wymieniał "niewygodne fakty dla Brukseli".
Przeanalizowaliśmy te "niewygodne fakty" podane przez rzecznika Lasów Państwowych i poniżej przedstawiamy, które są tezami zawierającymi manipulacje bądź półprawdy.
1. "Powierzchnia i zasobność lasów stale rośnie"
Polskie leśnictwo to kilkaset lat doświadczeń, w tym sto lat doświadczenia jako Lasy Państwowe. Polska wypracowała przez te lata rozwiązania, które sprzyjają przyrodzie i są wzorem dla wielu zachodnich systemów ochrony przyrody. Powierzchnia i zasobność lasów stale rośnie. Od wojny wzrosła aż o połowę.
Prawdą jest, że powierzchnia polskich lasów rośnie. Według danych GUS od 2015 roku, kiedy władzę przejęła Zjednoczona Prawica (a więc także Suwerenna Polska) do 2021 roku powierzchnia zwiększyła się z 9,215 mln hektarów do 9,265 mln. Trochę mniejszy wzrost odnotowano w lasach zarządzanych przez Lasy Państwowe: z 7,1 mln hektarów w 2015 roku do 7,125 mln w 2021.
Tylko że w ostatnich latać widać znaczne wyhamowanie tempa wzrostu. W latach 2016-2021 powierzchnia lasów zwiększyła się łącznie jedynie o 0,38 proc., podczas gdy w latach 2010-2015 - o 1,03 proc. Jeszcze wcześniej, w latach 2009-2004, wzrost wyniósł 1,29 proc.
Podobnie jest z zasobnością polskich lasów. Zasobność to po prostu ilość drewna w lesie; surowca, który można pozyskać, zagospodarować. O tej statystyce dotyczącej polskich lasów pisaliśmy w Konkret24 w kwietniu tego roku. Pokazaliśmy wtedy dane z Wielkoobszarowej Inwentaryzacji Stanu Lasów (WISL), z których wynika, że wprawdzie zasobność lasów ogółem między okresami 2010-2014 i 2018-2022 rosła, to przyrost znacznie wyhamował w latach 2016-2020. Między okresami 2010-2014 a 2016-2020 przyrost wyniósł 6,69 proc., natomiast między okresami 2016-2020 a 2018-2022 - już tylko 0,7 proc.
Jeszcze bardziej wyhamowanie przyrostu zasobności widać w lasach zarządzanych przez Lasy Państwowe. W latach 2010-2014 zasobność na takich obszarach wyniosła 275 metrów sześciennych na hektar (m3/ha), a w latach 2018-2022 - 290 m3/ha. To daje przyrost o 5,45 proc. Między okresami 2016-2020 a 2018-2022 zasobność procentowo się nie zmieniła. Natomiast pomiędzy latami 2017-2021 i 2018-2022 zanotowano już spadek zasobności o 1 m3/ha - z 291 do 290 m3/ha. Piotr Klub z Fundacji Dziedzictwo Przyrodnicze tłumaczył wtedy: "Ten spadek nie jest ogromny, ale nie skala jest tu ważna, tylko początek trendu, który nam się właśnie pojawił. Jeśli ten negatywny trend się utrzyma, będzie to świadczyło, że źle się dzieje w gospodarce leśnej".
2. "Mamy największe w regionie populacje gatunków kluczowych dla bioróżnorodności, bielików, żubrów czy niedźwiedzi"
Mamy największe w regionie populacje gatunków kluczowych dla bioróżnorodności, bielików, żubrów czy niedźwiedzi. W Polsce absolutnie nie są zabijane, tak jak np. w Niemczech przez przestraszonych strażników miejskich, gdy zdarza się tym zwierzakom trafić w pobliże ludzkich siedlisk.
Prawdą jest, że Polska ma największe w regionie populacje żubrów i orłów bielików. Żubrów na koniec 2021 roku doliczono się 2429, podczas gdy w drugiej pod tym względem Białorusi było ich 2356. Populację bielików szacuje się na 1000-1400 par i jest to najwięcej w naszym regionie - większe populacje w Europie żyją tylko w Norwegii i europejskiej części Rosji.
Nieprawdą jest natomiast, że w Polsce żyje najwięcej niedźwiedzi w regionie. W naszym kraju żyją one w Karpatach, a na terenie tego łańcucha górskiego można je spotkać także na Słowacji, w Ukrainie i w Rumunii. W tych trzech krajach niedźwiedzi jest więcej niż w Polsce. Według porównywalnych stosunków z lat 2010-2012 w Polsce żyło wtedy ok. 80 niedźwiedzi, w Słowacji od 800 do 1,1 tys., a w Rumunii ok. 6 tys. Według WWF w Ukrainie jest ich między 150 a 200. Nawet więc jeśli polska populacja niedźwiedzi zwiększyła się od tego czasu i obecnie szacuje się ją na 100-150 osobników, nadal nie jest największa w naszym regionie.
3. "Jak w żadnym innym unijnym kraju aż 38 procent lasów znajduje się w sieci Natura 2000"
Aż połowa polskich lasów objęta jest różnymi formami ochrony przyrody. W efekcie jak w żadnym innym unijnym kraju aż 38 procent lasów pozostających w zarządzie Lasów Państwowych znajduje się w sieci Natura 2000.
Natura 2000 to stworzony przez Unię Europejską program sieci obszarów objętych ochroną przyrody. Na początku 2022 roku do tej sieci należało 19,6 proc. obszarów lądowych i 21,8 proc. obszarów morskich Polski. Rzecznik LP mówił jednak o lasach, a tych w najnowszych raportach UE nie wyszczególnia.
Ostatnie dostępne dane Komisji Europejskiej, w których wyszczególniono lasy, pochodzą z 2011 roku. Obszar Natura 2000 zajmował wtedy 36 proc. polskich lasów, ale wszystkich - podczas gdy Gzowski mówił tylko o lasach w zarządzie Lasów Państwowych. W tym problem i niemożność takiego porównania, bo rzecznik porównał polskie lasy państwowe do takich lasów w innych krajach UE, gdzie sposoby zarządzania lasami są przecież różne. Instytucje unijne nie zbierają i nie publikują porównywalnych danych na ten temat. W Polsce GUS podaje powierzchnię lasów w zarządzie Lasów Państwowych objętych programem Natura 2000 - według danych z 2021 roku było to 30,3 tysiąca kilometrów kwadratowych. Gdy przeliczyć to na procent całej powierzchni takich lasów, wychodzi niecałe 33 proc., a nie 38, jak mówił rzecznik.
Jednak nawet 36 proc. wszystkich polskich lasów w sieci Natura 2000 to nie jest najlepszy wynik w Unii Europejskiej - dawało nam szóste miejsce. Więcej obszarów leśnych objętych programem Natura 2000 miały: Bułgaria (57 proc.), Słowacja (49 proc.), Węgry (40 proc.), Słowenia (39 proc.) i Chorwacja (37 proc.).
Odnosząc się do obszarów objętych w Polsce programem Natura 2000, Marek Józefiak z Greenpeace Polska w analizie przesłanej Konkret24 komentuje: "Obszary Natura 2000 nie wyłączają prowadzenia gospodarki leśnej przez Lasy Państwowe. Większość największych konfliktów wokół wycinek, które toczą się w Polsce w ostatnich latach, dotyczy obszarów Natura 2000: w tym Bieszczady, Pogórze Przemyskie, Puszcza Białowieska, Puszcza Bukowa czy Puszcza Borecka".
4. "Polska musiałaby wprowadzić zakaz wstępu do co trzeciego lasu"
Gdyby wszystkie unijne propozycje weszły w życie, przy obecnych przepisach Polska musiałaby wprowadzić zakaz wstępu do co trzeciego lasu, obowiązywałby także zakaz zbierania grzybów, nawet spacerować w lesie można byłoby po ściśle wyznaczonych terenach.
W tej wypowiedzi rzecznik LP odniósł się do treści Unijnej strategii na rzecz bioróżnorodności 2030. To dokument o dużym stopniu ogólności wskazujący cele, do których powinny dążyć państwa członkowskie UE w zakresie ochrony przyrody. Jako główne zobowiązania do 2030 roku wymieniono m.in. "objęcie co najmniej 30 procent unijnych obszarów lądowych i 30 procent unijnych obszarów morskich ochroną prawną", a jednej trzeciej z tych obszarów, czyli 10 procent całości, ochroną ścisłą. Najprawdopodobniej stąd w wypowiedzi Michała Gzowskiego wziął się "zakaz wstępu do co trzeciego lasu, zakaz zbierania grzybów" i spacerowanie po ściśle wyznaczonych terenach.
Tylko że zapisy tej strategii nie są prawnie wiążące. Pokazują pożądane przez Unię kierunki działania. A przede wszystkim w treści unijnego dokumentu nie ma sugestii, że ścisła ochrona będzie oznaczać zakaz wstępu na dany obszar. Wręcz przeciwnie: zapisano, że "Ścisła ochrona niekoniecznie musi oznaczać, że dany obszar staje się niedostępny dla ludzi. Jej celem jest natomiast pozostawienie naturalnych obszarów w stanie zasadniczo niezakłóconym z poszanowaniem wymogów ekologicznych danego obszaru".
Greepeace Polska w przesłanym Konkret24 komentarzu zauważa, że w treści strategii nie ma też nic o potencjalnym zakazie zbierania grzybów, którym straszył rzecznik Lasów Państwowych. "Nawet w parkach narodowych istnieje możliwość dopuszczenia poruszania się poza wytyczonymi szlakami czy zbierania runa leśnego. Suwerenna Polska straszy chochołem" - napisał w analizie dla Konkret24 Marek Józefiak, rzecznik organizacji.
5. "Zamiast w porę usunąć kilkadziesiąt świerków zainfekowanych kornikiem, teraz mamy miliony martwych drzew"
Stosując się do zaleceń Unii Europejskiej, nie tylko nie powstrzymamy zmian klimatu, ale i zwyczajnie je przyspieszymy. Mamy już tragiczne doświadczenie z unijnymi przepisami i ich odwrotnymi do zamierzeń skutkami. Przekonaliśmy się o tym w przypadku Puszczy Białowieskiej. Zamiast w porę usunąć kilkadziesiąt świerków zainfekowanych kornikiem, teraz mamy miliony martwych drzew. (...) Klęskę puszczy przypieczętował Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej, wydając wyrok ostatecznie zakazujący prac, które w istocie ratowały puszczę.
Kwestia Puszczy Białowieskiej i kornika dotyczy głównie lat 2016-2018. Wtedy minister środowiska Jan Szyszko podjął decyzję o wycince w puszczy, argumentując ją ochroną drzew przed owadem. Leśnicy wycinali świerki do 2018 roku, kiedy to Trybunał Sprawiedliwości Unii Europejskiej w odpowiedzi na skargi ekologów orzekł, że "Polska nie ustanowiła niezbędnych środków ochronnych dla chronionych gatunków i siedlisk oraz nie zagwarantowała ścisłej ochrony chronionych gatunków i ptaków w Białowieży". Lasy Państwowe nie chciały ryzykować płacenia kar, więc wstrzymały wycinkę. Właśnie do tych wydarzeń odwoływał się rzecznik Gzowski, mówiąc, że z powodu unijnych przepisów "zamiast w porę usunąć kilkadziesiąt świerków zainfekowanych kornikiem, teraz mamy miliony martwych drzew", a "klęskę puszczy przypieczętował TSUE, wydając wyrok ostatecznie zakazujący prac, które w istocie ratowały puszczę".
Greenpeace Polska, który był jednym z autorów skargi do Komisji Europejskiej z 2016 roku, w analizie dla Konkret24 o tych słowach Michał Gzowskiego pisze: "Informacja, jakoby wycinka zaledwie kilkudziesięciu drzew zatrzymałaby gradację kornika w Puszczy Białowieskiej, jest mitem szerzonym przez Lasy Państwowe, który nie ma nic wspólnego z rzeczywistością". Podobne opinie przedstawiali nie tylko ekolodzy, ale i naukowcy-biolodzy. "Zarzut przywoływany co jakiś czas, że gdyby ekolodzy kilka lat temu pozwolili na wycinkę drzew, to nie doszłoby do gradacji kornika, jest bezpodstawny" - mówił w 2017 roku w rozmowie z "Dziennikiem Gazetą Prawną" prof. Rafał Kowalczyk, dyrektor Instytutu Biologii Ssaków Polskiej Akademii Nauk. "Nie tylko dlatego, że nie można ciąć w obszarach chronionych, ale też dlatego, że znalezienie w odpowiednim czasie wszystkich zajętych drzew jest po prostu niemożliwe. Gradacja następuje co jakiś czas i po paru latach zanika, często pozostawiając leśników z przekonaniem, że to oni przyczynili się do jej wygaszenia poprzez intensywne cięcia" - wyjaśniał.
Biolodzy - wspomniany prof. Rafał Kowalczyk czy prof. Tomasz Wesołowski z Uniwersytetu Warszawskiego - podkreślali, że zatrzymanie gradacji kornika wymagałoby szybkiego wycięcia co najmniej 80 proc. zasiedlonych przez owada świerków, a w puszczy jest to niemożliwe, ponieważ około jednej trzeciej jej powierzchni zajmuje park narodowy i rezerwat. "Z gradacjami kornika jest jak z katarem. Leczony trwa siedem dni, a nieleczony tydzień" - mówił w 2016 roku prof. Wesołowski. "Nie znam pracy naukowej, która by pokazywała, że cięcia są skuteczniejsze niż samoczynny zanik gradacji, gdy niczego się nie wycina" - stwierdził.
Rzecznik Greenpeace Polska w analizie dla Konkret24 dodaje: "Co więcej, Lasy Państwowe nie chciały wyciąć zaledwie 'kilkadziesiąt świerków' - jak podają dane, wycięto aż 190 tys. m3 drewna - jest to nawet 180 tysięcy drzew, które zniknęły z najcenniejszego pod względem przyrodniczym lasu nizinnego nie tylko Polski, ale Europy. Dzięki temu wyrokowi (TSUE - red.) udało się zatrzymać rabunkową gospodarkę leśną, prowadzoną pod przykrywką walki z kornikiem".
Źródło: Konkret24