Według Jarosława Kaczyńskiego opowieści o "jakichś straszliwych pałowaniach demonstracji", gdy u władzy był PiS, nie mają nic wspólnego z prawdą. Bo - tłumaczy prezes PiS - "policja ochraniała". Przypominamy jak.
Tuż przed drugą turą wyborów prezydenckich, 29 maja, prezes Prawa i Sprawiedliwości Jarosław Kaczyński na konferencji prasowej odpowiadał na pytania dziennikarzy. Odnosząc się do sprawy wejścia funkcjonariuszy ABW do studia telewizyjnego wynajmowanego przez Telewizję Republika, którzy - jak twierdzi stacja - nie podali "podstawy prawnej", prezes PiS stwierdził: "My nie musimy ograniczać wolności. I te dzisiejsze opowieści o jakichś straszliwych pałowaniach tych demonstracji... Przecież bez przerwy się odbywały demonstracje przeciwko nam, te KOD-owskie. I kto je pałował? Policja je ochraniała. Policja ochraniała nawet tych, którzy ten haniebny wieniec przynosili pod pomnik, więc tak to wyglądało".
O tym, jak zachowywała się policja za rządów Zjednoczonej Prawicy (2016-2023) podczas antyrządowych demonstracji, pisano w tamtych latach wiele, są też nagrania i relacje medialne. Dlatego wypowiedź prezesa PiS dziwi. Oto najgłośniejsze przypadki policyjnej brutalności wobec demonstrantów w tamtych czasach.
Protest przeciwko zmianom w sądownictwie. Gazem łzawiącym w demonstrantów
26 lipca 2018 roku, Warszawa. Pod Pałacem Prezydenckim trwał protest przeciwko forsowanym przez PiS zmianom w sądownictwie. Wieczorem tego dnia Kancelaria Prezydenta poinformowała, że Andrzej Duda podpisał nowelizację ustaw sądowniczych, między innymi o Sądzie Najwyższym.
Z opisów świadków wynika, że podczas zgromadzenia policja otoczyła osoby, które rzekomo napisały wulgarne hasła na chodniku Krakowskiego Przedmieścia. Wówczas policjantów otoczyli inni manifestanci i doszło do przepychanek. W pewnym momencie funkcjonariusze użyli gazu. "Zobaczyliśmy, że policja złapała dwóch ludzi i otoczyła ich małym kordonem. Podbiegliśmy tam i w którymś momencie z innego szeregu policjantów poleciał na nas gaz. Prosto w twarz, z bardzo bliskiej odległości. Nie widziałem powodu, żeby nas gazem spryskać" - relacjonował jeden ze świadków. W efekcie liczne osoby z opuchlizną twarzy i oczu potrzebowały pomocy medycznej.
28 lipca Amnesty International apelowała o pilne wyjaśnienie sprawy użycia chemicznego środka drażniącego wobec protestujących pod Pałacem Prezydenckim. "Użycie tych środków może być sprzeczne z obowiązkami Polski wynikającymi z prawa międzynarodowego. Zgodnie z informacjami zebranymi przez organizację, drażniące substancje chemiczne zostały rozpylone bezpośrednio na protestujących i bez uprzedniego ostrzeżenia" - napisano w oświadczeniu organizacji.
Protest przeciw obostrzeniom pandemicznym. Pałowanie kobiety
11 kwietnia 2020 roku, Głogów. Podczas protestu około 200 osób sprzeciwiających się obostrzeniom epidemicznym związanym z pandemią COVID-19 interweniowała policja. Najpierw informowała, że zgromadzenie jest nielegalne. Następnie użyła siły, m.in. gazu łzawiącego. Policjanci interweniowali w ten sposób wobec jednej z kobiet, a film z tego zdarzenia trafił do sieci. Na nagraniu widać, jak policjant uderza kobietę pałką, łapie ją za szyję i przewraca na ziemię. Potem policja, tłumacząc niejako swoją interwencję, opublikowała w mediach społecznościowych nagranie z policyjnej kamery pokazujące, co się działo przed zatrzymaniem trzech osób, w tym wspomnianej kobiety. Na filmie widać, że jest agresywna i obraża funkcjonariusza.
W październiku 2021 roku Prokuratura Rejonowa w Głogowie wydała postanowienie o umorzeniu śledztwa w sprawie przekroczenia uprawnień przez policjantów interweniujących wobec osób biorących udział w proteście przeciwko obostrzeniom pandemicznym. Śledczy nie dopatrzyli się w działaniach funkcjonariuszy znamion przestępstwa.
Protestujący przedsiębiorcy. Policja używa gazu łzawiącego
16 maja 2020 roku, Warszawa. Na placu Zamkowym protestowali przedsiębiorcy domagający się całkowitego odmrożenia gospodarki i większej pomocy rządowej. Zamierzali przejść przed Sejm, ale uniemożliwiła im to policja, która informowała, że zgromadzenie jest nielegalne z powodu obowiązującego w Polsce stanu epidemii i zakazu organizowania zgromadzeń. Doszło do przepychanek. Policjanci użyli gazu łzawiącego, zatrzymali część uczestników. Z relacji uczestników wynika, że policja wydawała sprzeczne polecenia - m.in. kazała się rozejść protestującym, a jednocześnie nie wypuszczała z dwóch kordonów, którymi ich otoczyła. "Cały czas informowano o obowiązku zachowania odległości, ale jednocześnie coraz bardziej nas ściskano" - mówił jeden z uczestników protestu dziennikarzowi OKO.press.
W policyjnym radiowozie znalazł się senator Jacek Bury z Koalicji Obywatelskiej. Według funkcjonariuszy wszedł do radiowozu z jednym z organizatorów manifestacji. Senator twierdził, że został przez policję zatrzymany i użyto wobec niego siły.
Protest środowisk LGBT. "Użyto nieproporcjonalnej i nieuzasadnionej przemocy"
7 sierpnia 2020 roku, Warszawa. Na Krakowskim Przedmieściu kilkadziesiąt osób protestowało przeciwko tymczasowemu aresztowaniu Margot, działaczki kolektywu Stop Bzdurom w związku z toczącym się postępowaniem dotyczącym zniszczenia furgonetki Fundacji Pro-Prawo do Życia. Policja zatrzymała aż 48 osób - zarówno protestujących, jak i przypadkowych przechodniów.
Helsińska Fundacja Praw Człowieka zwróciła uwagę na "brutalność funkcjonariuszy Policji w trakcie licznych zatrzymań oraz poniżające traktowanie już w trakcie pobytu na komendzie". HFPC wskazywała na liczne nagrania pokazujące, że zatrzymywano losowo osoby w sytuacjach, gdy nie było przesłanki do zatrzymania. Podobnie alarmowała Amnesty International: "Użyto nieproporcjonalnej i nieuzasadnionej sytuacją przemocy wobec zgromadzonych, w tym wobec dziennikarzy, posłów i polityków. Zatrzymywano również osoby postronne, nieuczestniczące w zgromadzeniu".
Policja zapewniała jednak, że jej działania z 7 sierpnia były właściwe, lecz przegrywała kolejne sprawy sądowe. Do lutego 2022 roku sądy przyznały łącznie 50 tys. zł zadośćuczynienia co najmniej pięciu zatrzymanym wtedy osobom. Sprawę zbadał Krajowy Mechanizm Prewencji Tortur (organ wizytujący miejsca, w których przebywają osoby pozbawione wolności; celem KMPT jest podejmowanie działań zmierzających do eliminowania ryzyka zaistnienia tortur lub nieludzkiego albo poniżającego traktowania). KMPT stwierdził, że zatrzymani mieli obrażenia na ciele, byli przesłuchiwani w nocy i nad ranem, byli przez długie godziny zakuci w kajdanki, poddawani kontroli osobistej i rozebrani do naga.
"Kumulacja tych wszystkich nieprawidłowości, które stwierdziliśmy, była nieludzkim traktowaniem osób zatrzymanych" - ocenił Marcin Kusy, przedstawiciel Krajowego Mechanizmu Prewencji Tortur i Biura Rzecznika Praw Obywatelskich.
Strajk Kobiet. Funkcjonariusz BOA w cywilu wchodzi w tłum i używa "batona". Gazem łzawiącym w posłankę
18 listopada 2020 roku, Warszawa. W stolicy odbył się kolejny protest przeciwko zaostrzeniu prawa aborcyjnego. Manifestujący pod hasłem "Blokada Sejmu" zebrali się w pobliżu budynków Sejmu i Senatu oraz przeszli przez Śródmieście. Na rondzie de Gaulle'a doszło do przepychanek i utarczek słownych z policją. Na placu Powstańców Warszawy, gdzie zakończył się marsz, policyjne oddziały prewencji odcięły drogi wyjścia - ustawiono dwa kordony na dwóch skrajach placu - i rozpoczęły legitymowanie uczestników. Dochodziło do przepychanek, policja użyła gazu łzawiącego.
"Wobec części protestujących policja użyła gazu i pałek służbowych. Zatrzymań dokonywali funkcjonariusze w mundurach, jak i po cywilnemu" - stwierdził Krajowy Mechanizm Prewencji Tortur. "Zatrzymań dokonywali zarówno funkcjonariusze w mundurach, jak i nieumundurowani (posiadali oni pałki teleskopowe oraz gaz pieprzowy). W większości przypadków rozmówcy wskazywali, że funkcjonariusze nie informowali od razu o podstawie zatrzymania, ani nie legitymowali się" - opisywał zdarzenia z protestu.
Jak się później okazało, w tłum protestujących weszli ubrani po cywilnemu antyterroryści z elitarnego Biura Operacji Antyterrorystycznych (BOA). Część z nich nie miała żadnych policyjnych oznaczeń. Jeden z funkcjonariuszy BOA - ubrany w elegancki, brązowy płaszcz - dwukrotnie uderzył jednego z protestujących pałką teleskopową, tzw. batonem, następnie przewrócił stojącą obok kobietę. Według tłumaczeń policji ktoś wcześniej miał do niego od tyłu podbiec i próbować mu tę pałkę wyrwać. W grudniu 2024 roku funkcjonariusz został zdegradowany. Z BOA trafił do Komendy Wojewódzkiej Policji w Rzeszowie - informowała stołeczna "Gazeta Wyborcza".
Ponadto podczas tego protestu policjanci spryskali gazem m.in. działaczki Strajku Kobiet Martę Lempart i Klementynę Suchanow oraz posłankę Lewicy Magdalenę Biejat. Na krążącym w sieci nagraniu widać, jak posłanka stoi przed funkcjonariuszem i pokazuje biały kartonik. Zostaje potraktowana gazem z bliskiej odległości.
Biejat wyjaśniała później, że ręku trzymała legitymację poselską, ponieważ próbowała "przeprowadzić interwencję poselską i wezwać policję do tego, żeby przestała używać przemocy do pokojowo demonstrujących osób; żeby przestała bić ich pałkami i lać gazem na oślep po oczach". I dodała: "W momencie gdy starałam się interwencję przeprowadzić, jeden z policjantów nieoznakowanych, w cywilu, strzelił mi gazem w oczy, po czym ukrył się za szpalerem nieumundurowanych policjantów".
Strajk Kobiet. Gazem łzawiącym w kolejną posłankę
28 listopada 2020 roku, Warszawa. Podczas kolejnej manifestacji Strajku Kobiet, w czasie akcji blokowania Trasy Łazienkowskiej posłanka Barbara Nowacka została potraktowana gazem łzawiącym przez jednego z funkcjonariuszy. Nowacka była tam w ramach interwencji poselskiej.
Jak relacjonowała później Nowacka w rozmowie z TVN24, "z bardzo bliskiej odległości, 50 czy 30 centymetrów, dostała w twarz gazem, pokazując legitymację poselską". "Grupa młodzieży blokowała Trasę Łazienkowską. W pewnym momencie policja ruszyła do bardzo gwałtownego najazdu na nich. Stanęliśmy za nimi. Dziewczyny (posłanki - red.) poszły interweniować, bo dwie osoby wyciągnięto z grupy. Chciały zobaczyć, co się dzieje z tymi wyciągniętymi. Ja nawet nie zdążyłam, bo się pojawiła policja, która zaczęła nas spychać. Trzymałam mandat poselski i dostałam gazem" - opisywała Nowacka.
W kwietniu 2021 roku prokuratura odmówiła śledztwa w tej sprawie. Kilka miesięcy później Sąd Okręgowy w Warszawie uchylił postanowienie prokuratury i przekazał sprawę do ponownego rozpatrzenia. W kwietniu 2025 roku Prokuratura Okręgowa w Warszawie postawiła zarzut przekroczenia uprawień policjantowi, który użył gazu przeciwko posłance. Mężczyzna nie przyznał się do popełnienia zarzucanego mu czynu. Złożył do protokołu oświadczenie, odmówił składania wyjaśnień i odpowiadania na pytania. Został zawieszony w pełnieniu obowiązków służbowych.
To tylko te najbardziej znane przypadki z czasów rządów PiS, kiedy policja wykazywała się brutalnością wobec demonstrujących. Ale było takich więcej. Jak też np. w 2018 roku w Katowicach, podczas Marszu Powstańców Śląskich zorganizowanego przez Młodzież Wszechpolską. Był on legalny, ale narodowcy napotkali na drodze kontrmanifestację, na którą urząd nie wyraził zgody. Jej uczestnicy postanowili stawić bierny opór, gdyż manifestanci nieśli m.in. transparenty z rasistowskim hasłem - a ani policja, ani władze nie zainterweniowały. Pani Anna protestowała przeciwko demonstracji narodowców, siedząc na ulicy. Policjanci usuwali ją siłą i wtedy jeden z nich złamał jej rękę. Przełożeni funkcjonariusza nie dopatrzyli się przekroczenia uprawnień, a prokuratura oskarżyła panią Annę, że zeznała nieprawdę. Kobieta wygrała jednak w sądzie pierwszej instancji i odwoławczym.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: Paweł Supernak/PAP