Na polskim Twitterze krąży informacja o tym, że Ludmyła Denisowa kłamała w sprawie gwałtów, których na Ukrainkach dopuścili się rosyjscy żołnierze. Miała to robić, by Ukraina uzyskała większe wsparcie państw zachodnich. Ten nieprawdziwy przekaz został powielony z rosyjskich mediów.
Ludmyła Denisowa, była rzeczniczka praw człowiek Ukrainy rzekomo przyznała się do kłamania "w sprawie masowych gwałtów dokonanych przez Rosjan" - przekaz tej treści krąży wśród polskich użytkowników Twittera. Jaki miał być cel jej działań? Denisowa, chciała przekonać kraje zachodnie do wysłania większej ilości uzbrojenia.
Internauci pisali: "Ludmiła Denisowa - była komisarz ds. praw człowieka, usunięta za szerzenie dezinformacji - przyznaje, że kłamała w sprawie masowych gwałtów dokonanych przez Rosjan, aby przekonać kraje zachodnie do wysłania większej ilości broni na Ukrainę"; "Ludmiła Denisowa, była przewodnicząca komisji parlamentarnej ds praw człowieka przyznała się w wywiadzie do fabrykacji historii o rzekomych zbrodniach Rosjan na Ukrainie" - to wpisy tylko z 9 czerwca (pisownia wszystkich wpisów oryginalna).
fałsz
Te doniesienia są nieprawdziwe. Mają za zadanie podważać wiarygodność państwa ukraińskiego, jego instytucji i urzędników oraz informacji o zbrodniach rosyjskich żołnierzy, których dopuścili się w trwającej wojnie.
Dezinformację najpierw podawały rosyjskie media
Sprawie przyjrzał się już ukraiński portal fact-checkingowy stopfake.org i gruziński mythdetector.ge. Ten pierwszy zauważył, że dezinformację o rzekomej wypowiedzi Denisowej podawały rosyjskie media - m.in. osnmedia.ru. Pisały o tym również rosyjskie pravda.ru, ren.tv i tsargrad.tv. Dziś twierdzenie o Denisowej krąży wśród użytkowników polskich mediów społecznościowych.
Rosyjskie serwisy powoływały się na wywiad, którego Denisowa udzieliła na początku czerwca popularnemu ukraińskiemu portalowi LB.ua.
Wypowiedź Denisowej została wyrwana z kontekstu. Była odpowiedniczka polskiego RPO (formalnie jej stanowisko to Rzecznik Praw Człowieka Rady Najwyższej Ukrainy) nie przyznała w wywiadzie, że kłamała o zbrodniach na tle seksualnym, których mieli dopuścić się rosyjscy żołnierze na ukraińskich cywilach. Zgodziła się jedynie z dziennikarką, że słownictwo, którego używała do opisywania tych zbrodni, było czasami "bardzo ostre". Jak stwierdziła, taki język "sugerowały same ofiary". Mówiła też, że przemawiając we włoskim parlamencie, widziała wśród włoskich deputowanych zmęczenie tematem wojny w Ukrainie. Zasugerowała, że opowiedzenie "o strasznych rzeczach", pomogło jej przekonać Włochów do wsparcia Ukrainy dostawami broni.
Drastyczny język, sprzeciw dziennikarzy i inne przyczyny dymisji
31 maja ukraińska Werchowna Rada usnęło Denisową z funkcji Rzecznika Praw Człowieka. Za odwołaniem głosowało 234 posłów, dziewięciu było przeciw. Zgodnie z prawem kadencja ukraińskiego ombudsmana trwa pięć lat. Gdyby Denisowa nie została odwołana, to jej kadencja potrwałaby do marca przyszłego roku.
Członkowie Rady Najwyższej podali kilka powodów, które przemówiły za odwołaniem Denisowej, przypomina mythdetector.ge. Jednym z nich był język, którego używała do opisywania aktów przemocy seksualnej, której mieli dopuścić się rosyjscy żołnierze. Podawała do wiadomości publicznej drastyczne szczegóły zbrodni, co mogło ponownie traumatyzować ofiary. W ten sposób ich osobiste tragedie stawały się medialną "sensacją", zauważa stopfake.org.
W maju przeciwko takiej retoryce rzeczniczki protestowali w otwartym liście ukraińscy dziennikarze, obrońcy praw człowieka, adwokaci, psychologowie, nauczyciele i organizacje społeczne. Podkreślali, że doniesienia o takich przestępstwach powinny być publikowane z zachowaniem ostrożności, szczególnie w odniesieniu do dzieci i nieletnich. Każdy fakt powinien zostać sprawdzony, a każde słowo wyważone. "Zbrodnie seksualne podczas wojny są narzędziem ludobójstwa, narzędziem prowadzenia wojny pozbawionej zasad, ale nie mogą służyć jako materiał ilustracyjny do podsycania emocji publiczności" - czytamy w liście.
Były też inne zastrzeżenia. Deputowany Denis Masłow zwrócił uwagę, że informacje opublikowane w mediach społecznościowych przez Biuro Rzeczniczki zaszkodziły obywatelom Ukrainy. "Warto przypomnieć przypadek, gdy na portalach społecznościowych pojawiła się informacja, że w obwodzie chersońskim w kościołach ukrywa się 57 naszych sierot. Informacja została natychmiast wykorzystana przez rosyjskie służby specjalne i dzieci szybko wywieziono na terytorium Federacji Rosyjskiej" - powiedział Masłow agencji informacyjnej Unian.
Kolejny ukraiński deputowany Pavlo Frolov podał swoją listę zarzutów wobec Denisowej w facebookowym poście z 31 maja. Oprócz drastycznego języka zarzucił jej, że "prawie nie korzystała z uprawnień do organizowania korytarzy humanitarnych, ochrony i wymiany jeńców, przeciwdziałania deportacji ludzi i dzieci z terenów okupowanych". Od początku inwazji rosyjskiej, swoją funkcję pełniła za granicą "w Davos, Wiedniu, Warszawie i innych ciepłych, spokojnych miejscach w Europie Zachodniej".
Obecnie w Ukrainie toczy się śledztwo w sprawie 11,8 tys. potencjalnych zbrodni wojennych popełnionych przez siły rosyjskie, podał pod koniec maja "The Washington Post". Już na początku kwietnia Human Rights Watch, pozarządowa organizacja zajmująca się ochroną praw człowieka, udokumentowała zbrodnie wojenne Rosjan na ludności cywilnej w okupowanym Czernihowie, Charkowie i w obwodzie kijowskim. Były wśród nich wielokrotne gwałty i egzekucje.
Sąd w Kijowie 23 maja skazał 21-letniego rosyjskiego żołnierza, sierżanta Wadima Szyszymarina na karę dożywotniego więzienia. Uznał go za winnego zabicia nieuzbrojonego ukraińskiego cywila. Był to pierwszy proces rosyjskiego wojskowego oskarżonego o zbrodnie wojenne w Ukrainie.
Autor: Gabriela Sieczkowska / Źródło: Konkret24; zdjęcie: Ondrej Deml/PAP/EPA, Twitter