Bartłomiej Sienkiewicz oburza się treścią listu wzywającego do zaprzestania pomocy militarnej Ukrainie. Niemiecka gazeta rzeczywiście opublikowała taki apel, ale podpisało go nie dwieście, a znacznie mniej osób.
Ponad 10 tys. użytkowników Twittera polubiło emocjonalny wpis Bartłomieja Sienkiewicza dotyczący apelu części niemieckich środowisk politycznych i intelektualnych wobec inwazji Rosji na Ukrainę. "Przepraszam wszystkich za to, co napiszę, ale nie potrafię znaleść bardziej adekwatnych słów" - zaczął poseł PO i były minister spraw wewnętrznych. "List 200 intelektualistów w "Berliner Zeitung", wzywający do zaprzestania dostaw broni na Ukr., bo i tak przegrają, jest świadectwem przec***enia cześci niemieckich elit przez Rosję" - stwierdził (pisownia wszystkich wpisów w tekście oryginalna).
"Niestety ale ma Pan racje. Putin większość z nich ma w kieszeni"; "Tacy są Niemcy. Wiem co piszę. Tu akurat się nie sprawdzają"; "Nie ująłbym tego lepiej. To teraz zdegenerowana mentalnie banda tchórzy bez cienia dalekowzroczności i poczucia przyzwoitości" - komentowali wpis Sienkiewicza internauci.
Inni przekonywali, że były minister się pomylił. "Problem w tym, że nie ma żadnego listu 200 intelektualistów w 'Berliner Zeitung'. Był list 18 anonimów w BZ i teraz list 28 osób w Emmie" - komentował Adam Traczyk, ekspert think tanku Global.Lab specjalizujący się w polityce Niemiec. Kolejny komentujący wyliczał: "1) Nie 200 tylko 18. 2) Berliner Zaituing od razu pod listem zamieścił stanowisko 'drugiej' strony". Ten sam twitterowicz przekonywał również, że autorzy listu wcale nie napisali, że "trzeba przestać wspierać Ukrainę, bo i tak przegra".
Kto podpisał list i jaka jest jego treść?
List otwarty w "Berliner Zeitung" do kanclerza Niemiec Olafa Sholza z 22 kwietnia rzeczywiście wzywa do zaprzestania dostaw broni dla Ukraińców. Podpisało go jednak nie 200, jak twierdził Bartłomiej Sienkiewicz, a 18 osób - naukowców, polityków - niekiedy przed laty sprawujących ważne funkcje.
We wprowadzeniu do listu redakcja berlińskiego dziennika pisze, że jego sygnatariusze to "grono osobistości ze świata nauki, polityki, kultury i innych dziedzin społeczeństwa obywatelskiego". Najbardziej znane jest Antje Vollmer z Sojuszu 90/Zielonych, była wieloletnia wiceprzewodnicząca Bundestagu. Pod listem znajdujemy również podpisy m.in. byłego posła Normana Paecha, obecnie związanego z lewicową partią Die Linke czy podpisy innych osób kojarzonych ze środowiskami lewicowymi.
W pierwszym akapicie autorzy wyraźnie potępiają Rosję. "Wszyscy głęboko potępiamy wojnę Rosji na Ukrainie, której nie da się niczym usprawiedliwić" - podkreślają. Ale już w kolejnym zdaniu ostrzegają przed niekontrolowanym rozszerzeniem konfliktu oraz sprzeciwiają się "przedłużaniu wojny i rozlewowi krwi poprzez dostawy broni".
Kluczowy fragment, który przykuł uwagę komentatorów, brzmi: "Pomimo tymczasowych doniesień o sukcesach armii ukraińskiej: jest ona znacznie słabsza od armii rosyjskiej i nie ma prawie żadnych szans na wygranie tej wojny". Autorzy listu zachęcają dalej rząd Niemiec, Unię Europejską i państwa NATO do zaprzestania dostaw broni dla wojsk ukraińskich i zachęcenia rządu w Kijowie do zaprzestania zbrojnego oporu.
Z perspektywy ukraińskiej kontrowersyjny może być również inny fragment. Wspominając o zbrodniach wojennych, autorzy zaznaczają, że choć "trudno je zweryfikować w panujących warunkach", można założyć, że mają one miejsce. "Tym bardziej należy to szybko zakończyć" - stwierdzają.
Podsumowując: Bartłomiej Sienkiewicz błędnie podał liczbę sygnatariuszy listu. Wydaje się jednak, że wbrew zastrzeżeniom jednego z internautów prawidłowo zinterpretował, że wzywał on "do zaprzestania dostaw broni na Ukrainę, bo i tak przegrają". W liście wprost stwierdzono, że Ukraina "nie ma prawie żadnych szans".
List 28 intelektualistów i artystów, esej Habermasa
Warto zwrócić uwagę, że "Berliner Zeitung" zamieścił na stronie, na której opublikowała list, odnośniki do polemicznych głosów. Gazeta opublikowała wypowiedź byłego ministra spraw zagranicznych Ukrainy i byłego ambasadora Ukrainy w Niemczech Pawło Klimkina oraz Christiana Zellera, aktywisty zaangażowanego w działalność na rzecz ukraińskiego społeczeństwa obywatelskiego.
W Niemczech cały czas trwa dyskusja o skali zaangażowanie w wojnę w Ukrainie. Omawiany list to niejedyny głos wzywający do wstrzemięźliwości i rozwagi w tej sprawie. Szeroko komentowany jest drugi list otwarty do Olafa Scholza opublikowany 29 kwietnia na stronie internetowej feministycznego magazynu "Emma" i podpisany przez 28 intelektualistów i artystów. Ten sam apel jest otwarty do podpisu dla wszystkich chętnych na stronie change.org. Dotychczas zrobiło to blisko 150 tys. osób. "Creme de la creme niemieckiej kultury" - komentował 29 kwietnia na Facebooku Jacek Lepiarz, były korespondent PAP w Berlinie, obecnie związany z Deutsche Welle.
Autorzy listu wzywają do jak najszybszego zawieszenia broni oraz do "kompromisu, który obie strony będą mogły zaakceptować". Ostrzegają przed eskalacją wojny w kierunku konfliktu jądrowego. "Dostarczenie dużych ilości broni ciężkiej mogłoby sprawić, że Niemcy same stałyby się stroną w wojnie" - przestrzegają.
Podobnie w mediach komentowany jest esej Jürgen Habermasa opublikowany 28 kwietnia w "Sueddeutsche Zeitung". 92-letni filozof bronił w nim kanclerza Olfa Scholza przed zarzutami o nadmierną ostrożność w decyzjach o dostawach broni na Ukrainę. Jego krytyków oskarżył o moralny szantaż i agresję wobec kanclerza i rządu federalnego.
Bundestag jednak za dostawami broni
Równolegle o dostarczaniu niemieckiej broni Ukrainie debatował niemiecki parlament. 28 kwietnia Bundestag opowiedział się za dostarczeniem Ukrainie ciężkiej broni w celu odparcia rosyjskiego ataku. 586 posłów głosowało za, 100 przeciw. Siedmiu posłów wstrzymało się od głosu. Tego samego dnia kanclerz Olaf Scholz podczas wizyty w Japonii powiedział, że Niemcy muszą być przygotowane na możliwe wstrzymanie dostaw gazu z Rosji. "Wiemy, co zrobić w takiej sytuacji" - mówił.
1 maja kanclerz Scholz uczestniczył w Duesseldorfie w wiecu związków zawodowych (DGB) z okazji Święta Pracy. W trakcie spotkania zapewniał: "Będziemy nadal wspierać Ukrainę pieniędzmi, pomocą humanitarną", ale też "będziemy ją wspierać, aby mogła się sama bronić, dostarczając broń, tak jak to robi wiele innych krajów w Europie".
Powody niemieckiego pacyfizmu
O trwającej od początku rosyjskiej inwazji niemieckiej dyskusji o angażowaniu się w wojnę w Ukrainie 26 kwietnia pisał obszernie portal Tvn24.pl. - Niemcy zawsze pełniły rolę mediatora w relacjach z Rosją. W związku z tym nie dostarczały Ukrainie żadnej broni przed rozpoczęciem inwazji - tłumaczyła Justyna Gotkowska, ekspertka Ośrodka Studiów Wschodnich. Przekonywała, że wstrzemięźliwa postawa Niemców wynikała z obaw o zachwianie tej pozycji. "SPD - kanclerz i jego doradcy - spodziewają się, że z tą Rosją po zakończeniu działań wojennych trzeba będzie rozmawiać i uzgodnić jakiś nowy modus vivendi w kwestiach relacji rosyjsko-ukraińskich i rosyjsko-europejskich" - podkreślała Gotkowska.
Roland Freudenstein, wiceprezes i szef brukselskiego biura think tanku GLOBSEC, pytany przez Tvn24.pl o przyczyny niemieckiej postawy wobec inwazji Rosji na Ukrainę, sięgał znacznie głębiej i wymienił trzy czynniki. Pierwszym i najważniejszym jest niemiecki pacyfizm - podkreśla rozmówca tvn24.pl - jest postawą autentyczną, a nie na pokaz. "Kościoły niemieckie, a szczególnie Kościół ewangelicki naprawdę w ten sposób widzą świat. Istnieje przekonanie, że żadna wojna nie ma sensu, nawet taka, w której jedna strona broni się przed agresją. Klasa polityczna i przede wszystkim rządząca socjaldemokracja są naprawdę przekonani, że zbyt daleko idąca pomoc militarna dla Ukrainy jest złym pomysłem" - mówi.
Dalej Freudenstein wymienia skłonność rodaków do "romantyzowanie Rosji". Według niego "Niemcy albo nie zauważają, albo wręcz podziwiają mocarstwowe zachowania Rosji, nawet takie, których nie chcą naśladować. Patrzą na Rosjan jak na "szlachetnych dzikusów" albo jak na zignorowaną przez Zachód wysoką kulturę z Tołstojem i Puszkinem". Na dodatek inne kraje z regionu Europy Środkowej, są przez Niemców ignorowane, a nawet pogardzane.
Ostatnią przyczyną jest przyjęty model gospodarczy: "Niemcy budują swoją egzystencję na tanim bezpieczeństwie dzięki Stanom Zjednoczonym, taniej energii z Rosji i nieograniczonych rynkach eksportowych, dziś przede wszystkim w Chinach. Ten model biznesowy jest dzisiaj pod dużym znakiem zapytania we wszystkich trzech elementach, ale to rosyjska tania energia jest najbardziej krytyczna, bo Rosja jest w stanie szantażować Niemcy. Zależność, przede wszystkim od rosyjskiego gazu, jest dramatyczna" - ocenia Freudenstein.
Autor: Krzysztof Jabłonowski / Źródło: Konkret24, tvn24.pl, PAP; zdjęcie: Twitter, PAP/EPA