Pokazywanie, "jak tworzy się ukraińskie fejki", to nowy sposób Rosjan na szerzenie dezinformacji podczas trwającej wojny. Fałszywy fact-checking jest innowacją skierowaną głównie do odbiorców prorosyjskich.
Weryfikowanie przekazów, zdjęć i filmów dotyczących trwającej wojny w Ukrainie jest niezbędne w sytuacji, gdy w mediach toczy się równocześnie wojna informacyjna z wykorzystywaniem wszelkiego rodzaju fake newsów i manipulacji. Lecz obecnie jest to szczególnie trudne - nie dość, że fałszywych informacji krąży szczególnie dużo, to jeszcze obserwujemy nowe zjawisko w tym medialnym szumie.
Strona rosyjska stosuje bowiem w tym obszarze nową metodę: polega ona na tym, że "weryfikuje się" rzekomo fake newsy rozsyłane przez Ukraińców, chcąc pokazać "zakłamanie" lub "metody manipulacji" strony ukraińskiej - a w rzeczywistości są to rosyjskie fake newsy, które wymagają sprostowania. Przytaczamy kilka przykładów takiego fałszywego fact-checkingu.
"Jak tworzy się ukraińskie fejki" - bez Ukraińców
Jeden z popularnych fałszywych fact-checków, który zamiast zwalczać dezinformację, sam ją tworzył, został opublikowany 3 marca na Twitterze. Autorem wpisu był minister informacji samozwańczej, wspieranej przez Rosję Donieckiej Republiki Ludowej – Danił Bezsonow. "Jak tworzy się ukraińskie fejki" – napisał, komentując w ten sposób ilustrację zatytułowaną: "Nowy fejk ukraińskich mediów".
Na opublikowanym zestawieniu są dwa zdjęcia: jedno zrobione po ataku rakietowym i podpisane "Charków ponownie pod ostrzałem okupantów", a poniżej to samo zdjęcie z opisem "Pożar w składzie amunicji, miasto Bałaklija 2017".
fałsz
Mimo że kadr rzeczywiście pokazuje wybuch składu amunicji w ukraińskim mieście Bałaklija w 2017 roku, jest to celowa dezinformacja. Zarówno nam, jak i dziennikarzom śledczym z grupy ProPublica nie udało się znaleźć ani jednej publikacji tego nagrania/kadru przez stronę ukraińską, w której twierdzono by, że film ten pokazuje Charków w czasie wojny.
Celem Bezsonowa było wzbudzenie w odbiorcach poczucia, że nie należy wierzyć ukraińskim źródłom, ponieważ publikują nieaktualne materiały. Ponadto podważał autentyczność wszystkich innych nagrań publikowanych w mediach społecznościowych na różnych profilach, na których widać prawdziwe efekty bombardowań Charkowa. Większość z nich obrazuje straty, jakie to miasto poniosło w wyniku rosyjskiego ostrzału.
Rosyjskie wozy bojowe i komputerowo nałożone "Z"
Inne popularne wideo, które miało "demaskować" ukraińską dezinformację, opublikowano 28 lutego na (zawieszonym już) twitterowym profilu ASB News utożsamianym z przedstawicielami samozwańczych republik. Pojawiło się też na oficjalnym profilu rosyjskiej misji przy ONZ w Genewie. Towarzyszy mu komentarz: "Zachodnie i ukraińskie fake newsy - te proste. W Internecie są ich setki. Wykonane z niewielkim lub zerowym wysiłkiem, ich jedynym celem jest wzbudzanie emocji i nienawiści. Zawsze sprawdzaj fakty i zastanów się dwa razy przed ponownym opublikowaniem czegokolwiek!".
Tak opisane wideo jest zbiorem różnych nagrań, które miały pokazywać okrucieństwo Rosjan lub poniesione przez nich straty. Rosyjscy "weryfikatorzy" starali się jednak obalić autentyczność wszystkich tych nagrań, sugerując, że są to stare filmy lub że widoczne na nich maszyny bojowe nie są rosyjskie, tylko ukraińskie.
Weźmy dwa nagrania zniszczonych rosyjskich wozów bojowych. Widzimy wozy porzucone w krzakach, a na ich wrakach da się dostrzec literę Z, charakterystyczną dla rosyjskich jednostek biorących udział w trwającej inwazji. Ale rosyjscy "weryfikatorzy" w swoim nagraniu przekonują, że litery Z zostały komputerowo nałożone na pojazdy, które pochodzą z wojny w 2014 roku.
To prawda: litery zostały komputerowo nałożone na wozy, a nagranie jest z 2014 roku. Dezinformacja polega jednak na tym, że najprawdopodobniej to właśnie "weryfikatorzy" nałożyli te litery, żeby oskarżyć o to stronę ukraińską - i tym samym sugerować jej zakłamanie.
fałsz
Do takich wniosków doszli specjaliści z Media Forensic Hub działającego na Uniwersytecie w Clemson. Na podstawie analizy metadanych wykazali, że kadry użyte do zestawień z wozami "przed" i "po" obróbce w rzeczywistości pochodzą z tego samego filmiku. Ktoś wziął więc stare nagrania rosyjskich maszyn z 2014 roku i komputerowo naniósł na nie literę Z, by w ten sposób wykazać "fałsz Zachodu i Ukrainy". Dlatego filmu z takimi wozami nie można znaleźć w ukraińskich źródłach - został bowiem stworzony specjalnie na potrzeby tego fałszywego fact-checku i wbrew zapewnieniom Rosjan nie krążył w ukraińskim internecie.
W tym kontekście zdanie z wpisu rosyjskiej misji ONZ w Genewie: "Zawsze sprawdzaj fakty i zastanów się dwa razy przed ponownym opublikowaniem czegokolwiek!" wydaje się szczególnie zasadne.
Scena z filmu, ale wykorzystana przez Rosjan
Rosyjskie źródła rozpowszechniały również wideo - m.in. na TikToku - na którym widać, jak grupa filmowców kręci scenę wybuchu paniki: nagrywa aktorów amatorów, którzy z krzykiem uciekają przez jakimś zagrożeniem. Zdaniem Rosjan to nagranie miało być udostępniane przez Ukraińców jako wydarzenie z trwającej wojny, czyli inscenizacja przygotowana przez stronę ukraińską - a "weryfikatorzy" postanowili obalić autentyczność tego filmu. Można go znaleźć w sieci z opisem "ukraiński zaaranżowany fake news".
Rosyjscy "weryfikatorzy" słusznie stwierdzili, że scena pochodzi z planu filmowego brytyjskiego filmu science fiction z 2013 roku. Sęk w tym, że nie da się znaleźć żadnego wpisu lub śladu ukraińskiej publikacji, w której twierdzono by, że nagranie pokazuje aktualne wydarzenia w Ukrainie.
fałsz
Czyli znowu ta sama metoda: Rosjanie "zweryfikowali" nieprawdziwą informację, którą najpierw sami stworzyli, sugerując, że fejk pochodzi ze źródeł ukraińskich.
Dezinformacyjna operacja pod fałszywą flagą
Zjawisko fałszywego fact-checkingu opisali w swoim raporcie niezależni dziennikarze śledczy zrzeszeni w ramach grupy ProPublica. Badacze z Media Forensic Hub Uniwersytetu w Clemson i dziennikarze z ProPubliki zidentyfikowali w sumie 12 filmów, które rzekomo obalają ukraińskie fake newsy. Filmy miały w sumie ponad milion wyświetleń na prorosyjskich kanałach w aplikacji Telegram; zdobyły tysiące polubień i udostępnień na Twitterze.
Analitycy stwierdzają, że głównymi odbiorcami takich "weryfikacji" są Rosjanie. Potwierdza to fakt publikowania tych treści na oficjalnych kontach placówek dyplomatycznych w mediach społecznościowych czy pokazywania ich w rosyjskiej państwowej telewizji. Jako przykład analitycy podają "weryfikację" filmu z literą Z na wozie bojowym, która została pokazana przez jedną z najważniejszych stacji w Rosji - Pierwyj Kanal - jako dowód na fałszywe materiały rozsyłane przez stronę ukraińską.
Profesor Patrick Warren z Uniwersytetu w Clemson (współzarządzający projektem Media Forensic Hub) nie ma wątpliwości, że takie działania są skuteczne wśród Rosjan. "Tak naprawdę nie musisz nikogo przekonywać, że to prawda. Wystarczy, by ludzie nie byli pewni, czemu mają ufać. W pewnym sensie przekonuje się widza, że ukraińskie biuro propagandowe mogłoby zrobić coś takiego" - tłumaczy profesor w raporcie.
"Po raz pierwszy widzę coś, co mógłbym nazwać dezinformacyjną operacją pod fałszywą flagą" – zauważa prof. Warren. "To tak, jakby Rosjanie faktycznie udawali Ukraińców i rozpowszechniali dezinformację" - podsumowuje.
Rzeczywiście, o ile wiele trendów w dezinformacji widocznych w tej wojnie znamy z przeszłości, to "dezinformacyjne operacje pod fałszywą flagą" są niepokojącą innowacją.
Autor: Michał Istel, Jan Kunert / Źródło: Konkret24, zdjęcie: Twitter
Źródło zdjęcia głównego: Twitter