Protestujący w Hongkongu pokazywani jako karaluchy. Walka toczy się na ulicach i w sieci


Fake newsy, niepotwierdzone plotki, grafiki ilustrujące spiskowe teorie, zmanipulowane zdjęcia i nagrania, hejt - w Internecie toczy się równie zacięta walka o przyszłość Hongkongu, co na ulicach Hongkongu. Nie zawsze jest ona oparta o prawdziwe argumenty. O skali dezinformacji poinformowały m.in. Facebook i Twitter, które w poniedziałek usunęły kilkaset tysięcy kont i odkryły ich powiązania z rządem Chin.

Pokazujemy, co jest prawdą, a co fałszem
Weryfikujemy fake newsy, sprawdzamy dane, analizujemy informacje z sieci

Ujawniamy ważną, wspieraną przez państwo operację informacyjną dotyczącą sytuacji w Hongkongu, w szczególności ruchu protestacyjnego i jego wezwań do zmian politycznych - tymi słowami zaczyna się komunikat Twittera opublikowany w poniedziałek wieczorem.

Sprzątanie na Twitterze i Facebooku

Jak informuje dalej platforma społecznościowa, sprawa dotyczy 936 aktywnych kont o korzeniach w Chińskiej Republice Ludowej oraz ponad 200 tys. profili, które dopiero swoją dezinformacyjną aktywność na platformie zaczynały. Konta te "z premedytacją i w wyraźny sposób próbowały siać niezgodę polityczną w Hongkongu, w tym podważać legalność i pozycję polityczną ruchu protestacyjnego". Twitter podnosi, że udało się zebrać dowody na to, że aktywne konta te były częścią operacji wspieranej przez państwo.

Wprawdzie korzystanie z Twittera jest zablokowane w Chinach, ale jak informuje platforma, usunięte konta korzystały z VPN-ów bądź łączyły się z odblokowanych adresów IP w Chinach kontynentalnych. Twitter wskazuje, że konta te naruszały zasady platformy, m.in. poprzez rozpowszechnianie spamu, wykorzystywanie fałszywych tożsamości, skoordynowane działanie czy omijanie blokowania.

O usunięciu kont związanych z dezinformacją na temat Hongkongu poinformował tego samego dnia także Facebook, który przyznał, że wskazówkę otrzymał od Twittera. Jak podało biuro prasowe platformy, usuniętych zostało siedem stron, trzy grupy i pięć profili, które były zaangażowane w "skoordynowane nieautentyczne zachowanie i były częścią małej sieci, która pochodziła z Chin i skupiała się na Hongkongu". Platforma dodaje także, że "choć osoby stojące za tymi działaniami próbowały ukryć swoją tożsamość, nasze śledztwo znalazło powiązania z osobami związanymi z chińskim rządem".

Na ujawnionych przez Facebookach wpisach pochodzących od usuniętych kont, można zobaczyć m.in. porównanie protestujących w Hongkongu do bojowników ISIS czy do karaluchów.

Wraz z informacją o zablokowaniu kont, Twitter poinformował także o nowych zasadach reklamowych, zgodnie z którymi zakazane na platformie będą reklamy mediów kontrolowanych przez rządy i utrzymywanych z budżetu państwa. Jak informuje serwis BuzzFeed News, ta decyzja, a także zablokowanie dezinformujących kont to efekt niedawnych publikacji medialnych na temat tego, że chińskie media rządowe prowadziły na Twitterze (a także na Facebooku) kampanie reklamowe dotyczące Hongkongu. Zdaniem ekspertów, ich celem była międzynarodowa opinia publiczna.

"Temat codziennych rozmów w mieście"

"W Hongkongu nie ma praktycznie żadnego sposobu na uniknięcie dezinformacji", pisze Jessie Yeung na portalu CNN. "W metrze fałszywe wiadomości są anonimowo wrzucane przez AirDrop (funkcja systemu iOS pozwalająca na bezprzewodowe przesyłanie treści między telefonami znajdującymi się w pobliżu - red.) na telefony osób dojeżdżających do pracy. Plotki i spekulacje zamieszczane zarówno przez zwykłych ludzi, jak i lokalnych blogerów są publikowane na Facebooku, Twitterze i Instagramie oraz udostępniane na popularnych komunikatorach, takich jak WhatsApp i Telegram. Ich kontrowersyjna treść jest tematem codziennych rozmów w całym mieście", wyjaśnia dziennikarka.

Yeung jako jeden z przykładów spraw, o których się dyskutuje, podaje historię, która krążyła wśród internautów (i nie tylko) w dniach eskalacji protestów i działań dławiącej je policji. Na krótkim nagraniu wideo przekazywanym masowo w sieci widoczna jest prawdopodobnie ciężarna kobieta w białej sukience - leży na podłodze stacji metra i udzielana jest jej pomoc.

Nagranie opublikowano 21 lipca, tuż po tym jak uczestnicy protestów zostali zaatakowani przez triady - czyli chińskie grupy przestępcze z Honkongu - na stacji metra w dzielnicy Yuen Long. Co najmniej 45 osób zostało rannych, w tym prawdopodobnie kobieta z nagrania. Krytycy wskazują, że policjanci rozpoczęli interwencję na stacji Yuen Long po ponad 30 minutach od zgłoszenia, gdy atak dobiegł już końca, a w ramach późniejszych operacji nikogo nie zatrzymano.

Jak twierdzi w swoim artykule Jessie Yeung, w mediach społecznościowych można było przeczytać sprzeczne informacje na temat nagrania z kobietą w białej sukience - najpierw niektórzy twierdzili, że na skutek obrażeń poroniła i winią za to także hongkońskie służby, po czym inni zaczęli pisać, że tak naprawdę w ciąży nie była bądź że "jej rzekome poronienie to politycznie umotywowana plotka".

Chińskojęzyczny portal Ming Pao donosi, że skontaktował się z kobietą z wideo - potwierdziła dla portalu, że jest w ciąży nie dłużej niż trzy miesiące oraz że została zraniona w tył głowy i nie doznała żadnych obrażeń brzucha. Także inne lokalne media twierdzą, że potwierdziły ciążę kobiety i bezpieczeństwo dziecka, "prawda pozostaje jednak sporna" - pisze dziennikarka CNN i dodaje, że historia ta jest jednak dobrym dowodem na to, jak narracją wokół protestów może kierować niezweryfikowane nagranie.

Państwowa dezinformacja: protestujący są opłacani

Steven Lee Myers i Paul Mozur w tekście dla "The New York Times" poświęconym dezinformacji wokół hongkońskich protestów, przytaczają historię kobiety zranionej w oko gumowym pociskiem przez policję.

Do zdarzenia doszło wieczorem 11 sierpnia podczas protestów przed komisariatem Tsim Sha Tsui. Zgodnie z przepisami, policja nie może celować tego typu amunicją w głowę, a wyłącznie w tułów bądź kończyny. Zdjęcia rannej w oko kobiety obiegły internet.

Na informację prawie natychmiast zareagowała chińska państwowa telewizja CCTV, która poinformowała, że ​​kobieta została zraniona nie przez policję, ale przez jednego z protestujących. Strona internetowa stacji opublikowała także zdjęcie rzekomo tej samej kobiety liczącej gotówkę na chodniku w Hongkongu - twierdząc, że była ona odpowiedzialna za przekazywanie pieniędzy demonstrantom. Tym samym zasugerowała, że protestujący są opłacani.

Narracja o tym, że to protestujący zranili kobietę, pojawiała się także na Facebooku. Na jednym z usuniętych przez portal profili pojawiła się grafika z opisem po chińsku i angielsku: "ONI potraktowali policjantów strzałami w głowę. ONI będą strzelać procą, by zabić. ONO odmówili pokazania twarzy. ONI blokują drzwi pociągów. ONI mają zaprzyjaźnionych członków w LegCo. ONI prawie zabili mężczyznę na lotnisku. ONI pozbawili pielęgniarkę prawego oka. ONI SĄ karaluchami z HONGKONGU".

Zasłonięte oko wkrótce stało się kolejnym symbolem protestu - wielu protestujących zasłania sobie jedno oko przepaską bądź opatrunkiem. Gest ten wykorzystywany jest także na demonstracjach solidaryzujących się z Hongkongiem, m in. w Vancouver.

Chińska armia u bram? Dezinformacja i pokazy siły

Protestom prawie od samego początku towarzyszą spekulacje, czy i kiedy do Hongkongu wejdzie chińska armia, by rozwiązać problem "nieposłusznego regionu".

Jeden z popularnych tweetów podaje, że chińska armia rzekomo ma zamiar wkroczyć tam przez Shenzhen, miasto graniczące ze specjalnym regionem administracyjnym. Opublikowany na początku czerwca film, na którym widać czołgi, został obejrzany prawie 850 tys. razy, a sam post ma ponad 8 tys. podań dalej.

Jak wskazuje Jessie Yeung, CNN, fact-checkerzy sprawdzili, że nagranie pochodzi ze stacji kolejowej Longyan, która nie znajduje się w Shenzhen. Chodzi prawdopodobnie o miasto Longyan w prowincji Fujian, oddalone od Hongkongu w linii prostej o ponad 400 km.

Spekulacje i plotki podsyca sam Pekin, między innymi poprzez propagandowe nagranie opublikowane 31 lipca na oficjalnym profilu Chińskiej Armii Ludowo-Wyzwoleńczej w Hongkongu na portalu społecznościowym Weibo. Przedstawia ono żołnierzy trenujących walkę w mieście oraz techniki rozpędzania tłumów.

Jak informuje agencja Reuters, setki funkcjonariuszy chińskiej Ludowej Policji Zbrojnej na początku sierpnia wzięło udział w ćwiczeniach na stadionie piłkarskim w graniczącym z Hongkongiem Shenzhen. Na zdjęciach satelitarnych widać ponad 100 pojazdów, w tym transportery opancerzone, ciężarówki, autobusy i jeepy oraz pojazdy z armatkami wodnymi.

Obcy agenci, USA/CIA inicjatorem protestów?

Jak pisze dziennikarka CNN, kolejną dezinformacyjną plotką, która co jakiś czas powraca, jest rzekoma ingerencja USA w protesty. "Udostępniane zdjęcia białych osób, okrzykiwanych tajnymi agentami CIA odpowiedzialnymi za organizację zamieszek" idą w parze z oficjalnymi oskarżeniami Pekinu. Jak pisze Yeung, "Pekin nie dostarczył jeszcze żadnych dowodów na poparcie tych zarzutów - ale dla dużej liczby osób online zdjęcia tak zwanych agentów CIA zdają się być wystarczającym dowodem".

Jeden z użytkowników Twittera, który w opisie profilu ma jedynie informację, że jest pisarzem i naukowcem, a także członkiem "Hands Off Syria" - grupy na Facebooku sprzeciwiającej się obecności zagranicznych wojsk w Syrii (na zdjęciu w tle profilu ma ustawione zdjęcie Baszara al-Asada i Hugo Chaveza), bardzo intensywnie pisze o protestach w Hongkongu. W jednym z wpisów zamieścił zdjęcia rzekomych uczestników protestów z amerykańskimi i brytyjskimi flagami. "Amerykański rząd finansuje ich", komentuje. Jednak część zdjęć, które zamieścił, pochodzi z 2013 i 2014 r.

AFP Fact Check 30 lipca opisało manipulację zdjęciem amerykańskiego pracownika "The New York Times". Facebookowy fanpage "Złóż hołd policji Hongkongu" o zasięgu 200 tys. użytkowników, udostępnił zdjęcie rzekomego "zagranicznego dowódcy" protestu, mającego informować demonstrantów o ruchach policji. W rzeczywistości mężczyzna na zdjęciu to Kevin Roche - w Hongkongu pracuje dla NYT, co redakcja gazety potwierdziła dla AFP Fact Check. Na zdjęciu widać, jak Roche pisze do dziennikarza współpracującego z dziennikiem, Ezry Cheung'a.

Dziennikarz ironicznie odniósł się do fake newsa na Twitterze. "Dwie propekińskie gazety - 'Ta Kung Pao' i 'Wen Wei Po' - oskarżają naszego menedżera technologicznego o bycie 'zagranicznym dowódcą protestu', a mnie o bycie 'buntownikiem'. Jak śmiesznie! To fałszywe wiadomości", czytamy w poście Cheung'a, który także zażartował, że prawdziwym "dowódcą" jego redakcyjny kolega Austin Ramzy.

"Co za wstyd za Hongkong" - gwiazdy popierają narrację Pekinu

Do walki z protestującymi w sieci włączyły się także chińskie gwiazdy. Jak informuje Associated Press, ośmioro K-popowych artystów publicznie zadeklarowało swoje poparcie dla Chin w czasie protestów w Hongkongu.

Jednym z nich jest piosenkarz Lay Zhang, znany między innymi z zespołu EXO. 14 sierpnia na Instagramie, gdzie obserwuje go ponad 10 milionów użytkowników, opublikował post z grafiką, na której na czerwonym tle w języku chińskim można przeczytać "Popieram policję w Hongkongu. Teraz wszyscy możecie mnie zaatakować ", a w angielskim "Co za wstyd za Hongkong". "Wierz w kraj, przeciwstawiaj się przemocy, miej nadzieję, że Hongkong, Chiny są bezpieczne" - pisze piosenkarz.

Udostępniona przez niego grafika została oryginalnie opublikowana na Weibo przez "Renmin Ribao", oficjalny dziennik Komunistycznej Partii Chin. Fragment zapisany na niej w języku chińskim to słowa Fu Guohao, reportera chińskiego tabloidu "Global Times", skierowane do protestujących, którzy go obezwładnili podczas demonstracji na lotnisku w Hongkongu.

Tego samego dnia chińsko-amerykańska Aktorka Liu Yifei, która wciela się w tytułową Mulan w nowym aktorskim remake'u animacji Disney'a, podała dalej na Weibo ten sam post "Renmin Ribao". Dodała do niego swój własny komentarz w języku chińskim: "Także popieram policję w Hongkongu". Odpowiedzią na post gwiazdy przez osoby wskazujące na brutalność policji jest hashtag #BoycotMulan, który zyskuje na popularności między innymi na zablokowanym w Chinach Twitterze.

1,7 miliona osób czy 128 tysięcy?

Dwa różne obrazy protestu wyłaniają się także z informacji przekazywanych przez jego organizatorów, jak i władze regionu. CNN informuje, że według organizatorów w ostatnim niedzielnym proteście w Parku Wiktorii wzięło udział 1,7 miliona osób. Jednocześnie rzecznik prasowy hongkońskiej policji podał, że zgodnie z ich szacunkami na ulice wyszło 128 tys. osób. CNN zaznacza, że nie może niezależnie potwierdzić obu szacunków.

11. weekend protestu

Jest to już 11. z rzędu weekend protestów mieszkańców Hongkongu przeciwko lokalnej administracji i propozycji projektu nowelizacji prawa ekstradycyjnego, która umożliwiałaby m.in. transfer podejrzanych do Chin kontynentalnych. Prace nad ustawą zostały zatrzymane, jednak z czasem do postulatów protestujących dołączyło również przeprowadzenie niezależnego śledztwa w sprawie możliwego nadużycia siły przez policję w ostatnich tygodniach, uwolnienie osób zatrzymanych w związku z demonstracjami oraz powszechne, demokratyczne wybory władz regionu.

Hongkong, jako była brytyjska kolonia, cieszy się wolnościami słowa, prasy i zgromadzeń, posiada własną walutę, paszporty i system prawny, co zostało ogłoszone, gdy Wielka Brytania w 1997 roku przekazała miasto Chinom na kolejne 50 lat w modelu zarządzania zwanym "jeden kraj, dwa systemy". Po tym czasie, w 2047 r., Hongkong ma zostać w pełni zintegrowany z Chinami kontynentalnymi.

W 2014 roku władze autonomicznego regionu nie ustąpiły pod żądaniami setek tysięcy uczestników tzw. rewolucji parasolek, którzy domagali się powszechnych wyborów szefa hongkońskiej administracji.

Autor: Gabriela Sieczkowska, bebi / Źródło: Konkret24, TVN24, CNN, The New York Times; Zdjęcie tytułowe: PAP/EPA

Pozostałe wiadomości

Po głośnej imprezie w hotelu poselskim Łukasz Mejza tłumaczył z mównicy sejmowej, że w nocy bronił "tradycji polegających na wspólnym, chóralnym śpiewaniu". A w rozmowie z TVN24 tłumaczył się całodniową pracą w sejmowych komisjach i na posiedzeniach. Sprawdziliśmy więc aktywność parlamentarną tego posła PiS. Nie jest to długa analiza.

Mejza tłumaczy nocną imprezę: "skoro się pracuje cały dzień....". Jak on pracuje?

Mejza tłumaczy nocną imprezę: "skoro się pracuje cały dzień....". Jak on pracuje?

Źródło:
Konkret24

Przewodniczący Krajowej Rady Radiofonii i Telewizji Maciej Świrski uważa, że nikt nie będzie mógł go zastąpić, jeśli zostanie zawieszony po ewentualnym postawieniu przed Trybunałem Stanu. Przestrzega, że nie będzie komu podpisywać dokumentów, a rynek medialny zostanie wręcz "zatrzymany", tak jak i działania koncesyjne. Prawnicy oceniają, że przewodniczący KRRiT się myli.

Świrski: nikt nie może zastąpić przewodniczącego KRRiT. Prawnicy: może

Świrski: nikt nie może zastąpić przewodniczącego KRRiT. Prawnicy: może

Źródło:
Konkrtet24

To nie ściema kampanijna - tłumaczył minister nauki Dariusz Wieczorek, pytany o obiecane przez Lewicę tysiąc złotych dla studenta. I wyjaśniał, że nie była to obietnica, że "to jest pewien błąd, który wszyscy popełniamy". Przypominamy więc, kto z Lewicy publicznie obiecywał to w kampanii wyborczej.

Minister pytany o obietnicę "tysiąc złotych dla studenta": "to pewien błąd". A kto obiecywał?

Minister pytany o obietnicę "tysiąc złotych dla studenta": "to pewien błąd". A kto obiecywał?

Źródło:
Konkret24

"Wystarczy spojrzeć na dane historyczne i zobaczyć, że zawsze kiedy rządzi Donald Tusk i Platforma Obywatelska, to frekwencja jest niższa" - przekonywał dzień po drugiej turze wyborów samorządowych szef gabinetu prezydenta RP Marcin Mastalerek. Dane PKW o frekwencji nie potwierdzają jego słów.

Mastalerek: "zawsze kiedy rządzi Donald Tusk i PO, to frekwencja jest niższa". Sprawdzamy

Mastalerek: "zawsze kiedy rządzi Donald Tusk i PO, to frekwencja jest niższa". Sprawdzamy

Źródło:
Konkret24

Politycy Prawa i Sprawiedliwości forsują w mediach przekaz, że wraz z powrotem Donalda Tuska na fotel premiera źle się dzieje na ryku pracy. Mateusz Morawiecki jako "dowód" pokazuje mapę z firmami, które zapowiedziały zwolnienia grupowe. Jak sprawdziliśmy, takich zwolnień nie jest więcej, niż było za zarządów Zjednoczonej Prawicy. Eksperci tłumaczą, czego są skutkiem.

Narracja PiS o grupowych zwolnieniach i "powrocie biedy". To manipulacja

Narracja PiS o grupowych zwolnieniach i "powrocie biedy". To manipulacja

Źródło:
Konkret24

"Ukraińcy mają większe prawa w Polsce niż Polacy" - stwierdził jeden z internautów, który rozsyłał przekaz o przyjęciu przez Senat uchwały "o zwolnieniu z podatku dochodowego obywateli Ukrainy i Białorusi". Posty te zawierają szereg nieprawdziwych informacji.

"Senat przyjął uchwałę o zwolnieniu z podatku dochodowego obywateli Ukrainy i Białorusi"? Nic się tu nie zgadza

"Senat przyjął uchwałę o zwolnieniu z podatku dochodowego obywateli Ukrainy i Białorusi"? Nic się tu nie zgadza

Źródło:
Konkret24

"Coś się szykuje" - przekazują zaniepokojeni internauci, rozsyłając zdjęcie zawiadomienia o wszczęciu postępowania administracyjnego w sprawie samochodu jako świadczenia na rzecz jednostki wojskowej. Uspokajamy: dokument wygląda groźnie, lecz nie jest ani niczym nowym, ani wyjątkowym.

Masz SUV-a, "to go stracisz"? Kto i dlaczego rozsyła takie pisma 

Masz SUV-a, "to go stracisz"? Kto i dlaczego rozsyła takie pisma 

Źródło:
Konkret24

Po pogrzebie Damiana Sobola, wolontariusza, który zginął w izraelskim ostrzale w Strefie Gazy, internauci zaczęli dopytywać, co wokół jego trumny robiły swastyki i czy były prawdziwe. Sprawdziliśmy.

Swastyki pod trumną Polaka zabitego w Strefie Gazy? Wyjaśniamy

Swastyki pod trumną Polaka zabitego w Strefie Gazy? Wyjaśniamy

Źródło:
Konkret24

Tysiące wyświetleń w mediach społecznościowych ma fotografia dwóch mężczyzn jedzących coś na ulicy przed barem. Jeden to prezydencki doradca Marcin Mastalerek, drugi stoi bokiem, twarzy nie widać. Internauci informują, że to prezydent Duda, który podczas pobytu w Nowym Jorku poszedł ze swoim doradcą na pizzę do baru. Czy na pewno?

Duda i Mastalerek jedzą pizzę na ulicy? Kto jest na zdjęciu

Duda i Mastalerek jedzą pizzę na ulicy? Kto jest na zdjęciu

Źródło:
Konkret24

Według krążącego w sieci przekazu po zmianie prawa Ukraińcom łatwiej będzie uzyskać u nas kartę pobytu na trzy lata. A to spowoduje, że "do Polski będą ściągać jeszcze większe ilości Ukraińców". Przekaz ten jest manipulacją - w rzeczywistości planowane zmiany mają uniemożliwić to, by wszyscy Ukraińcy mogli uzyskiwać karty pobytu i pozostawać u nas trzy lata.

"Każdy, kto zechce" z Ukrainy dostanie kartę pobytu w Polsce? No właśnie nie

"Każdy, kto zechce" z Ukrainy dostanie kartę pobytu w Polsce? No właśnie nie

Źródło:
Konkret24

Ponad milionowe zasięgi generuje w polskiej sieci przekaz, że od początku lipca nie będzie można w Niemczech w weekendy jeździć samochodami osobowymi. Powodem ma być troska o środowisko. Uspokajamy: nie ma takich planów.

W Niemczech od lipca "całkowity zakaz jazdy w weekendy"? To "nieuzasadnione obawy"

W Niemczech od lipca "całkowity zakaz jazdy w weekendy"? To "nieuzasadnione obawy"

Źródło:
Konkret24

Czy Amerykański Czerwony Krzyż nie przyjmuje krwi od osób zaszczepionych przeciw COVID-19? Taką teorię, na podstawie pytań z formularza tej organizacji, wysnuli polscy internauci. Kwestionariusz jest prawdziwy, teoria już nie.

Amerykański Czerwony Krzyż "odmawia przyjmowania krwi" od zaszczepionych? Nie

Amerykański Czerwony Krzyż "odmawia przyjmowania krwi" od zaszczepionych? Nie

Źródło:
Konkret24

Internauci i serwisy internetowe podają przekaz, że polskie wojsko wysyła pracującym pierwsze powołania - że dostają "pracownicze przydziały mobilizacyjne". Wyjaśniamy, o co chodzi.

Pracownikom wysłano "pierwsze powołania do wojska"? Nie, wyjaśniamy

Pracownikom wysłano "pierwsze powołania do wojska"? Nie, wyjaśniamy

Źródło:
Konkret24

Sceptycy pandemii COVID-19 i przeciwnicy wprowadzonych wtedy obostrzeń szerzą ostatnio narrację, jakoby "niemiecki rząd przyznał, że nie było pandemii". Wiele wpisów z taką informacją krąży po Facebooku i w serwisie X. Nie jest to jednak prawda.

"Niemiecki rząd przyznał, że nie było pandemii"? Manipulacja pana profesora

"Niemiecki rząd przyznał, że nie było pandemii"? Manipulacja pana profesora

Źródło:
Konkret24

W sieci pojawiły się dramatyczny zbiór nagrań, rzekomo z potężnej burzy, która przeszła nad Dubajem. Niektóre z nich nie mają jednak nic wspólnego z ostatnimi wydarzeniami. Wyjaśniamy.

Powódź w Dubaju. Huragan i drzewo wyrwane z korzeniami? To nie są nagrania stamtąd

Powódź w Dubaju. Huragan i drzewo wyrwane z korzeniami? To nie są nagrania stamtąd

Źródło:
Konkret24

Posłanka PiS Joanna Lichocka zaalarmowała swoich odbiorców, że we Wrocławiu powstał "ruchomy meczet". W poście nawiązała do kwestii nielegalnych migrantów, Donalda Tuska i Unii Europejskiej. Posłanka mija się z prawdą. Pokazujemy, co rzeczywiście stoi przy Stadionie Olimpijskim w stolicy Dolnego Śląska.

"Ruchomy meczet" we Wrocławiu? Posłanka PiS manipuluje, tam stało i stoi boisko

"Ruchomy meczet" we Wrocławiu? Posłanka PiS manipuluje, tam stało i stoi boisko

Źródło:
Konkret24

"Głosują, jak im patroni z Niemiec każą", "lista hańby europosłów", "komu podziękować za pakiet migracyjny" - z takimi komentarzami rozsyłane jest w sieci zestawienie mające pokazywać, jak 25 polskich europosłów rzekomo głosowało "w sprawie pakietu migracyjnego". Tylko że grafika zawiera błędy i nie przedstawia, jak rzeczywiście ci europosłowie głosowali. Wyjaśniamy.

"Lista hańby europosłów"? Nie, grafika z błędami. Kto jak głosował w sprawie paktu migracyjnego?

"Lista hańby europosłów"? Nie, grafika z błędami. Kto jak głosował w sprawie paktu migracyjnego?

Źródło:
Konkret24

Według posłanki PiS Marleny Maląg proponowane przez obecny rząd "babciowe" oznacza likwidację programu wprowadzonego przez rząd Zjednoczonej Prawicy. "Znów oszukali?", "będą zabierać?" - pytała była minister rodziny. To manipulacja. Wyjaśniamy, czy rodzice rzeczywiście stracą na nowym świadczeniu.

Maląg: "babciowe" oznacza likwidację rodzinnego kapitału opiekuńczego. Co pominęła była minister?

Maląg: "babciowe" oznacza likwidację rodzinnego kapitału opiekuńczego. Co pominęła była minister?

Źródło:
Konkret24

Sugerując się tekstami niektórych serwisów internetowych, polscy internauci gratulują Słowakom, że "odrzucili pakt migracyjny" i piszą, że rząd Donalda Tuska powinien zrobić to samo. Sęk w tym, że Słowacja nic nie odrzuciła, a Polska - i Węgry - przyjmują takie samo stanowisko. Wyjaśniamy, na czym polega rozpowszechniany w internecie manipulacyjny przekaz.

Słowacja "odrzuca unijny pakt migracyjny, a Polska?" Uproszczenie i manipulacja

Słowacja "odrzuca unijny pakt migracyjny, a Polska?" Uproszczenie i manipulacja

Źródło:
Konkret24

Salon kosmetyczny z eksperymentalną terapią odchudzającą komarami jakoby działał w Gdańsku. Uchodźczyni z Ukrainy, która go prowadziła, miała na tym zarobić ponad milion złotych - wynika z rzekomego materiału stacji Euronews. Rozpowszechniają go w sieci prorosyjskie konta. Jest sfabrykowany.

Terapia odchudzająca komarami, fałszywe dokumenty i Ukrainka z milionem złotych. Nic tu nie jest prawdą

Terapia odchudzająca komarami, fałszywe dokumenty i Ukrainka z milionem złotych. Nic tu nie jest prawdą

Źródło:
Konkret24

W 2023 roku pierwszy raz od trzech lat spadła liczba osób, wobec których zarządzono kontrolę operacyjną. Wśród nich były też inwigilowane Pegasusem. Cały czas jest to jednak więcej niż przed objęciem rządów przez Zjednoczoną Prawicę.

Nie tylko Pegasus. Ile osób służby inwigilowały w 2023 roku?

Nie tylko Pegasus. Ile osób służby inwigilowały w 2023 roku?

Źródło:
Konkret24