Minister Jacek Sasin przekonywał w radiu, że to Komisja Europejska nakazała sprzedaż udziałów w gdańskiej rafinerii Lotosu, aby mogło dojść do fuzji Lotosu z Orlenem. Oraz że również Komisja Europejska kazała sprzedać te udziały zagranicznemu podmiotowi. Obie tezy nie są prawdziwe.
Wyprzedaż majątku państwowego to jeden z wiodących tematów kampanii Prawa i Sprawiedliwości przed jesiennymi wyborami parlamentarnymi. W zarządzonym na ten sam dzień 15 października ogólnokrajowym referendum jedno z pytań brzmi: "Czy popierasz wyprzedaż majątku państwowego podmiotom zagranicznym, prowadzącą do utraty kontroli Polek i Polaków nad strategicznymi sektorami gospodarki?". Politycy PiS krytykują rząd Platformy Obywatelskiej i Polskiego Stronnictwa Ludowego oraz ówczesnego premiera Donalda Tuska właśnie za - jak to określają - wyprzedaż majątku narodowego. Jako przykłady wskazują prywatyzację spółek PKP Energetyka i PKO Banku Polskiego.
"To była polityka, która pozbawiała Polskę suwerenności. (...) My tę politykę całkowicie odwróciliśmy. My niczego nie prywatyzujemy. My niczego nie sprzedajemy, a strategiczne firmy, ważne dla funkcjonowania Polski, odzyskujemy" - zapewniał 23 sierpnia w Programie III Polskiego Radia Jacek Sasin, minister aktywów państwowych. Na to prowadząca zareagowała, nawiązując do zeszłorocznej fuzji Lotosu i Orlenu: "Od razu opozycja mówi: a Saudi Aramco? Przecież to zagraniczny podmiot jest".
"Nie ma bardziej bezczelnego kłamstwa ze strony Donalda Tuska i jego pomagierów jak właśnie ta kwestia" - odpowiedział minister Sasin. "Zbycie 30 procent rafinerii gdańskiej, nie Lotosu, to też sobie powiedzmy wyraźnie - 30 procent rafinerii, która była jedną z komponentów, jedną ze składowych Lotosu - odbyło się tylko i wyłącznie dlatego, że takie było żądanie Komisji Europejskiej, czyli kolegów Tuska z Komisji Europejskiej" - dodał Sasin.
Dziennikarka wtrąciła: "Czyli było żądanie, żeby to było w rękach innych niż polskie...". "Tak. Inne niż polskie, dokładnie tak" - przekonywał Sasin. I powtórzył: "Był nakaz sprzedaży 30 procent rafinerii ze strony Komisji Europejskiej, co z kolei było warunkiem, abyśmy mogli przeprowadzić strategiczną absolutnie dla bezpieczeństwa Polski fuzję Orlenu i Lotosu".
Nie po raz pierwszy minister Sasin przedstawiał Komisję Europejską jako odpowiedzialną za sprzedaż udziałów polskiej spółki. Na przykład w grudniu 2022 roku w "Gościu Wydarzeń" w Polsat News mówił: "Ta sprzedaż części udziałów nie Lotosu, tylko Rafinerii Gdańskiej, nastąpiła nie dlatego, że to było jakieś widzimisię prezesa Obajtka, zarządu Orlenu czy kogokolwiek z rządu, czy z osób, które o tym decydowały. Była to realizacja warunków, które sformułowała Komisja Europejska. (…) Spełnienie tego warunku było takim warunkiem sine qua non zgody na dokonanie fuzji Orlenu i Lotosu". Serwis Demagog.org uznał wówczas te słowa za manipulację.
Rzekome zmuszenie Orlenu do sprzedaży udziałów w rafinerii Lotosu jest powtarzanym przez PiS przekazem, który ma być odpowiedzią na krytykę fuzji Orlenu i Lotosu. A teraz minister Sasin dodał jeszcze tezę, że KE kazała sprzedać udziały zagranicznemu podmiotowi - co nie jest prawdą.
Fuzja spółek? To decyzja polskiego rządu, nie Komisji Europejskiej
Na początku podkreślmy: sprzedaż udziałów w należącej do Grupy Lotos Rafinerii Gdańskiej była wynikiem fuzji Orlenu z Lotosem. Tylko że to połączenie spółek było suwerenną decyzją polskiego rządu i Orlenu - nikt Polski nie zmuszał do takich działań. A na pewno nie zmuszała Komisja Europejska. To z własnej woli polski rząd i prezes Daniel Obajtek chcieli stworzyć - jak to argumentowali - multienergetyczny koncern. Bez decyzji o tej fuzji nie byłoby tematu i problemu sprzedaży udziałów w gdańskiej rafinerii.
Sprzedaż 30 proc. udziałów rafinerii? To zaproponował Orlen
By wyjaśnić, jak dokładnie było ze sprzedażą udziałów w rafinerii po decyzji polskiego rządu o fuzji Orlenu i Lotosu, przypomnijmy, jaką rolę pełniła Komisja Europejska.
Otóż proces połączenia PKN Orlen i Grupy Lotos zainicjowano w lutym 2018 roku. Podpisano wówczas list intencyjny ze Skarbem Państwa – większościowym udziałowcem Lotosu. Lecz traktat o funkcjonowaniu Unii Europejskiej (TFUE) zakazuje przedsiębiorstwom zawierania porozumień, które ograniczają konkurencję i prowadzą do nadużywania pozycji rynkowej przez wielkie firmy. Organem kontrolującym zawieranie takich porozumień jest Komisja Europejska. Działa na analogicznych zasadach jak organy krajowe zajmujące się ochroną konkurencji. Kontroluje koncentracje i przejęcia o wymiarze unijnym i może ich zakazać, jeżeli skutkowałyby znacznym ograniczeniem konkurencji. Może wskazać przeszkody powstrzymujące ją od wydania pozytywnej decyzji. Od wnioskodawcy zależy, czy spełni stawiane przez KE warunki.
Z uwagi na powyższe Orlen w lipcu 2019 roku zwrócił się do Komisji Europejskiej o zgodę na przeprowadzenie fuzji. W wyniku postępowania wyjaśniającego Komisja wyraziła obawy, że transakcja zaszkodziłaby konkurencji, szczególnie na rynkach: hurtowej sprzedaży paliw silnikowych w Polsce; dostaw detalicznych paliw silnikowych w Polsce; dostaw paliwa do silników odrzutowych w Polsce i Czechach; dostaw produktów powiązanych, takich jak różne rodzaje bitumu w Polsce.
W lipcu 2020 roku KE wydała pozytywną, ale warunkową decyzję w sprawie fuzji. Ostateczna zgoda miała paść po spełnieniu przez Orlen wszystkich zobowiązań - środków zaradczych, czyli działań, do których się zobowiązał, by KE ostatecznie się na fuzję zgodziła. Podstawą do tego był art. 8 pkt 2 rozporządzenia Rady ws. kontroli koncentracji przedsiębiorstw.
I z tego swojegu uprawienia Orlen w pełni skorzystał. Jak czytamy w decyzji KE, pod koniec czerwca 2020 roku koncern przedstawił ostateczny pakiet środków zaradczych. Zawierał między innymi propozycję zbycia 30 proc. udziałów w rafinerii Lotos wraz z towarzyszącym dużym pakietem praw zarządczych, co dawało nabywcy prawo do blisko połowy produkcji rafinerii w zakresie oleju napędowego i benzyny, a jednocześnie zapewniało dostęp do istotnej infrastruktury magazynowania i infrastruktury logistycznej. Jak wynika z decyzji, KE się na to zgodziła.
Zatem Komisja Europejska rzeczywiście uzależniła swoją ostateczną zgodę na fuzję od między innymi zbycia 30 proc. udziałów w gdańskiej rafinerii - ale nie był to pomysł KE, tylko Orlenu.
Sprzedać w ręce "inne niż polskie"? KE nie określała narodowości nabywcy
Ponadto również wbrew słowom ministra Jacka Sasina w decyzji Komisji nie ma żądania, że udziały polskiej rafinerii mają trafić do zagranicznego podmiotu. Jak sprawdziliśmy, zarówno w treści decyzji KE, jak i w załącznikach jest tylko słowo "purchaser" (z ang. "nabywca"). Nigdzie nie ma wymogu, by była to firma niepolska. W ogóle nie określono, skąd ma pochodzić. Dodatkowym argumentem na to, że Komisji w sprawie fuzji nie interesowała narodowość kapitału, jest również to, iż częściowo inne aktywa Lotosu kupiła spółka Unimot - polski podmiot, notowany na warszawskiej giełdzie.
To kierownictwo Orlenu zdecydowało, że 30 proc. gdańskiej rafinerii sprzeda podmiotowi zagranicznemu - światowemu gigantowi naftowemu Saudi Aramco. Właściwa umowa została podpisana pod koniec listopada 2022 roku.
20 czerwca 2022 roku Orlen poinformował, że Komisja Europejska zatwierdziła zaproponowanych przez koncern nabywców aktywów. "Komisja zatwierdziła także umowy zawarte z tymi nabywcami" - podano. Orlen i Lotos połączyły się w sierpniu 2022 roku.
Fuzja wzbudzająca ogromne kontrowersje
Do projektu umowy fuzji dotarli pod koniec 2022 roku Łukasz Frątczak i Dariusz Kubik, dziennikarze "Czarno na białym" TVN24. Jak tłumaczył Frątczak: "Sprzedaliśmy udziały w tej rafinerii za 1 miliard 115 milionów złotych. Za rafinerię, która w kwartał zarabia około 4 miliardów. To naprawdę doskonały interes. Niestety tylko dla Saudi Aramco, a nie dla Polski". Ostrzegał, że z dokumentu wynika, iż Polska po fuzji może stracić kontrolę nad gdańską rafinerią.
Sprawa wzbudziła ogromne kontrowersje. Choć polski rząd i Orlen przekonywali, że decyzja o fuzji zapewni Polsce bezpieczeństwo energetyczne na lata, to krytykowano sprzedaż udziałów rafinerii Lotosu znacznie poniżej wartości, a także przejęcie 417 stacji Lotosu przez węgierski MOL, który ma mieć powiązania z kapitałem rosyjskim. Koncern utrzymuje, że wszystko odbyło się na zasadach rynkowych i zgodne z przepisami.
Pod koniec sierpnia 2023 roku Łukasz Frątczak, opierając się opublikowanym przez Grupę Orlen "Skonsolidowanym raporcie półrocznym" - poinformował, że Lotos został sprzedany za kwotę o 8,5 miliarda złotych niższą, niż wynosiła jego wartość. W odpowiedzi Grupa Orlen stwierdziła, że "na wystąpienie zysku na okazyjnym nabyciu wpływ miał głównie fakt obserwowanego w okresie przed połączeniem niedoszacowania wartości rynkowej akcji spółek".
Orlen twierdzi, iż wartości podawane w sprawozdaniu to wartość księgowa Lotosu, która jest wyższa niż wartość rynkowa firmy. Problem w tym - jak zauważył dziennikarz TVN24 - że stoi to w sprzeczności z przepisami MSSF (Międzynarodowe Standardy Sprawozdawczości Finansowej), według których rozliczana jest fuzja.
Źródło: Konkret24; Demagog.org