W sieci od lipca rozchodzi się przekaz, jakoby rolnicy byli karani "za korzystanie z własnej studni" - co wielu internautów rozumie jako sytuację nową, wymuszoną kolejnymi restrykcjami Unii Europejskiej. To manipulacja, choć kary rzeczywiście są - lecz za coś innego i nie od dzisiaj. Natomiast resort infrastruktury analizuje inny problem.
Temat kar za pobór wody z własnej studni nabrał rozgłosu po tym, gdy 21 lipca zarząd Krajowej Rady Izb Rolniczych - na wniosek Podlaskiej Izby Rolniczej - napisał do ministra infrastruktury Dariusza Klimczaka "w sprawie narastającego problemu związanego z interpretacją i egzekwowaniem limitu poboru wody w gospodarstwach rolnych, szczególnie tych prowadzących produkcję zwierzęcą". Informowały o tym fachowe serwisy, np. na stronie topagrar.pl tekst o tym z 24 lipca ukazał się pod tytułem: "Limit poboru wody dla gospodarstw hodowlanych. Rolnicy chcą zmian, a nie surowych kar!".
Polityk Konfederacji: "urzędnik decyduje, ile może wypić krowa"
Niedługo potem Paweł Usiądek z Konfederacji alarmował na platformie X: "Kary za korzystanie z własnej studni!? Rolnicy mają dość!" - pisał 2 sierpnia (pisownia wszystkich postów oryginalna). W obszernym komentarzu opisał sprawę tak: "Wystarczy, że gospodarstwo przekroczy 5 m³ dziennego poboru wody (średniorocznie), by rolnik narażał się na kary. W praktyce oznacza to, że państwo penalizuje pojenie bydła i codzienne prace w gospodarstwie w oparciu o własną studnię". Dodał, że "na ten absurd zwróciła uwagę Krajowa Rada Izb Rolniczych, domagając się zmian od ministra infrastruktury".
"5 m³ wody wydawać się może dużą ilością, ale co najwyżej do codziennego życia przeciętnej rodziny. Zwierzęta mają o wiele większe zapotrzebowanie" - zauważał Usiądek. Podał przykłady: zapotrzebowanie krowy mlecznej to od 70 do 140 litrów dziennie, jałówki - od 30 do 50 litrów, a karmiącej lochy około 30 litrów. Polityk Konfederacjij cytował branżowy portal AgroNews: "Rolnicy podkreślają, że brak jasnych norm zużycia wody na dużą jednostkę przeliczeniową (DJP) prowadzi do chaosu interpretacyjnego. Kontrolerzy mogą różnie oceniać te same przypadki. Rolnik nie wie, czy korzysta z wody legalnie, czy już łamie przepisy". I kpił: "Urzędnik decyduje, ile może wypić jego krowa".
Post Usiądka wyświetlono niemal 100 tys. razy. Opublikowano go także na profilu Ruchu Narodowego. Podobny wpis polityk Konfederacji opublikował też na Facebooku - miał ponad 110 udostępnień, zebrał prawie 340 reakcji.
Internauci: "rolnictwo polskie eurokomuchy chcą zlikwidować" vs. "przejaw manipulacji"
Wielu internautów komentowało z oburzeniem posty Usiądka, bo zrozumieli, że to jakiś nowy przepis, nowy problem i że stoi za tym Unia Europejska. "Bo rolnictwo polskie eurokomuchy chcą zlikwidować"; "Przykre co napiszę, ale wielu rolników, dało się przekupić UE, nie wiedząc, że oni to wykorzystają i będą niszczyć polskie rolnictwo"; "A wystarczy wyjść z Unii, tworzyć własne przepisy na potrzeby kraju"; "I o to chodzi eurokratom. Niszczyć"; "Polexit" - nawoływali.
Inni pisali: "Woda jest za darmo i nie jest niczyją własnością"; "To jest nienormalne zawsze korzystało się, że studni"; "Totalitaryzm i tyle"; "Kto i kiedy wprowadził takie przepisy?".
Odezwali się też zwolennicy obowiązujących limitów: "Chyba dobrze, że rolnik nie zabiera wody całej wsi, nie?"; "Wody gruntowe są własnością wszystkich. To tak jakbyś wziął jakiś mega koncentrator tlenu i ściągał go z 'darmowego' powietrza w okolicy, a wszyscy wokoło się podusili z braku tlenu. Ten rolnik poi tysiące krów i drenuje zasoby należące do wszystkich. Po to są limity".
Jeszcze inni zauważali: "Panie Pawle, a dlaczego ja w Mieście muszę płacić za wodę, za dobro Narodowe. Skoro ja to i Rolnik też... W końcu mamy równość..."; "Skoro ktoś używa wody do zarobkowania, to powinien płacić"; "Człowieku, to jest 5000 litrów dziennie! Jeśli ktoś prowadzi działalność zarobkową, bo przecież gdyby na własne potrzeby hodował, to by tyle wody nie potrzebował, to niech płaci. Rolnicze święte krowy, 5000 litrów dziennie to mało. Absurd. W dodatku to obowiązuje od 2018…".
Niektórzy wprost zarzucali politykowi manipulację: "Dlaczego ty chłopie po raz któryś z kolei manipulujesz i podajesz półprawdę?"; "Nie, nie za korzystanie z własnej studni tylko za ponadprzeciętne korzystanie ze wspólnych wód gruntowych. A teraz powiedz mi, Mój Drogi, Twój post to przejaw ignorancji czy manipulacji?"; "Kolejna onuca wprowadza w błąd ludzi".
Jak więc widać, zarówno pismo Krajowej Rady Izb Rolniczych, jak i wypowiedź polityka Konfederacji wywołał ogromne zainteresowanie - wszak problem braku wody dotyczy nas coraz bardziej. Wyjaśniamy, o co chodzi z limitami jej zużycia i jaki problem naprawdę mają rolnicy.
Studnia własna, ale woda Skarbu Państwa
Czy właściciel ziemi, na której jest studnia, jest również właścicielem znajdującej się w niej wody? Nie. Otóż zgodnie z Prawem wodnym wody podziemne stanowią własność Skarbu Państwa. Mówi o tym art. 211. ust. 2:
Wody morza terytorialnego, morskie wody wewnętrzne, śródlądowe wody płynące oraz wody podziemne stanowią własność Skarbu Państwa.
W imieniu Skarbu Państwa dobrami tymi zarządza Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie. Nalicza i pobiera opłaty za usługi wodne, wydaje decyzje administracyjne (zgody wodnoprawne). Wody Polskie są pod nadzorem ministra właściwego do spraw gospodarki wodnej - obecnie jest to minister infrastruktury.
Masz prawo korzystać, ale w granicach limitu
Skoro woda w studni właściciela gruntu nie należy do niego, co właściwie może z nią zrobić? Przysługuje prawo do zwykłego korzystania z wód podziemnych w jego gruncie. Zgodnie z art. 33. ust 1. Prawa wodnego zwykłe korzystanie z wód obejmuje "pobór wód podziemnych lub wód powierzchniowych w ilości średniorocznie nieprzekraczającej 5 metrów sześciennych na dobę" - czyli nie więcej niż pięć tysięcy litrów na dobę.
"Powszechne korzystanie z wód służy do zaspokajania potrzeb osobistych, gospodarstwa domowego lub rolnego, bez stosowania specjalnych urządzeń technicznych, a także do wypoczynku, uprawiania turystyki, sportów wodnych oraz, na zasadach określonych w przepisach odrębnych, amatorskiego połowu ryb" - czytamy w art. 33. ust 2. ustawy. Pięć tysięcy litrów dziennie to całkiem duży limit dla zwykłego gospodarstwa domowego. To jakby każdego dnia brać około 38 kąpieli (jeśli pojemność wanny to 130 litrów) albo 417 razy spłukać toaletę (jeśli pojemność spłuczki to 12 litrów).
Każde inne wykorzystanie wód gruntowych wymaga tak zwanego pozwolenia wodnoprawnego. O tym w dalszej części artykułu.
Ustawa z czasów Zjednoczonej Prawicy. Wykonanie prawa UE
Samowolne przekroczenie limitu zwykłego korzystania grozi karą administracyjną. Zgodnie z ustawą (art. 472aa ust 3. pkt. 1) podstawę ustalenia wysokości kary stanowi 500 procent opłaty zmiennej za pobór wód podziemnych lub wód powierzchniowych. W lipcu tego roku rzeczniczka Wód Polskich Karolina Gaweł przekazała redakcji topagrar.pl, że kara jest "naliczana w pierwszej kolejności jako koszt rzeczywistego zużycia wody, powiększony o karę w wysokości 500 proc. opłaty zmiennej za pobór".
Od kiedy obowiązuje taki limit i kara za jego przekroczenie? Od początku 2018 roku - wtedy w życie weszła ustawa Prawo wodne z 20 lipca 2017 roku. Był to rządowy projekt ustawy, mający na celu wykonanie prawa Unii Europejskiej. Rząd Zjednoczonej Prawicy złożył go w Sejmie 26 kwietnia 2017 roku. Projekt przyjęto w trzecim czytaniu głosami 229 posłów Prawa i Sprawiedliwości, trzech posłów z koła Wolni i Solidarni (WiS) oraz niezrzeszonego Jana Klawitera.
Ustawy nie poparł żaden z posłów Polskiego Stronnictwa Ludowego - 13 z nich głosowało przeciw, a posłanka Andżelika Możdżanowska wstrzymała się od głosu. 2 sierpnia 2017 roku ustawę podpisał prezydent Andrzej Duda.
Dokumenty, oczekiwanie na pozwolenie i apel o zmiany
Jednak limity i kary za ich przekroczenie nie oznaczają, że polscy rolnicy nie mogą w ogóle korzystać z większej ilości wody potrzebnej w gospodarstwie. Tylko jeśli ktoś pobiera wodę ponad limit 5 metrów sześciennych do nawadniania gruntów lub upraw, a także na potrzeby działalności rolniczej, musi uzyskać pozwolenie wodnoprawne - informują Wody Polskie.
Uzyskanie takiego pozwolenia wymaga nie tylko złożenia odpowiedniego wniosku, ale też przedstawienia szeregu załączników, m.in. decyzji o środowiskowych uwarunkowaniach, oceny wodnoprawnej, dokumentacji hydrologicznej czy zgody właściciela urządzeń kanalizacyjnych. Po złożeniu dokumentów lokalna jednostka Wód Polskich zawiadamia o wszczęciu postępowania. Pozwolenie jest wydawane "na podstawie operatu wodnoprawnego oraz zgromadzonych w toku postępowania dowodów, dokumentów i informacji".
Wody Polskie informują, że standardowy czas rozpatrywania wniosku o wydanie pozwolenia wodnoprawnego to jeden miesiąc, w szczególnych przypadkach dwa miesiące. Jednocześnie zaznaczają, że "w praktyce, termin ten może być dłuższy". Dlaczego? Nie wlicza się do niego terminów przewidzianych na uzyskanie uzgodnień i opinii ani też okresów zawieszenia postępowania. "Ponadto, wydanie pozwolenia może się opóźnić z innych przyczyn, np. zaniedbań wnioskodawcy, czy też przyczyn niezależnych od Wód Polskich, np. konieczności uzupełnienia przez ciebie dokumentacji" - zastrzegają Wody Polskie.
Jak długi może trwać taki proces, pokazuje historia rolnika, którą na początku lipca opisał dziennik "Super Express". Pan Zdzisław z Choszczewa (województwo podlaskie) od lat hoduje świnie. W 2022 roku Inspektorat Środowiska stwierdził, że pan Zdzisław używa 45 metrów sześciennych wody na dobę. Mężczyzna twierdzi, że jego zużycie jest mniejsze - od 15 do 18 metrów sześciennych. Nawet przy takiej wersji to trzykrotnie więcej niż limit zwykłego użycia. Na pana Zdzisława nałożono karę ponad 100 tys. zł. Jak opowiadał, od razu wystąpił o pozwolenie wodnoprawne, lecz dotychczas go nie otrzymał - procedura trwa już ponad dwa lata.
Na sprawę zwraca uwagę Krajowa Rada Izb Rolniczych (KRIR). To krajowa reprezentacja wszystkich wojewódzkich izb rolniczych w Polsce, która razem z izbami tworzy samorząd rolniczy. We wspomnianym na początku tekstu piśmie z 21 lipca 2025 roku do ministra infrastruktury Dariusza Klimczaka KRIR stwierdza, że obowiązujący limit 5 metrów sześciennych na dobę "jest w obecnych realiach produkcji rolniczej niewystarczający i nieadekwatny do rzeczywistych potrzeb gospodarstw". Rada przedstawia trzy postulaty zmian w legislacji i administracji, które mają poprawić sytuację:
- wprowadzenie jednolitej, przejrzystej interpretacji w sprawie norm zużycia wody w przeliczeniu na dużą jednostkę przeliczeniową DJP, zgodnych z rzeczywistymi potrzebami produkcji rolniczej,
- zwiększenie dopuszczalnego limitu poboru wody powyżej 5 metrów sześciennych na dobę (średniorocznie) w ramach zwykłego korzystania z wód dla gospodarstw rolnych, w szczególności hodowlanych,
- uproszczenie procedur administracyjnych i ograniczenie nadmiernych wymogów dokumentacyjnych, tak aby rolnicy mogli legalnie korzystać z zasobów wodnych niezbędnych do prowadzenia działalności, bez ryzyka dotkliwych kar i zbędnej biurokracji.
Resort infrastruktury: "trwa analiza problemu"
Konkret 24 zapytał Ministerstwo Infrastruktury, czy prowadzi pracę nad zmianami prawa w tym zakresie. 14 sierpnia Paulina Pierzchała, zastępca dyrektora Biura Komunikacji Ministerstwa Infrastruktury, odpisała nam, że "trwa analiza problemu zgłoszonego w piśmie" KRiR. "Po jej zakończeniu udzielimy wyjaśnień Krajowej Radzie Izb Rolniczych" - informuje.
Przypomina, że pismo KRiR dotyczy zwykłego korzystania z wód, a nie dotyczy to sytuacji, gdy woda jest wykorzystywana do działalności rolniczej lub gospodarczej. "W takich przypadkach, ponieważ chodzi o działalność przynoszącą przychód, każdy podmiot obowiązany jest do ponoszenia opłat za usługi wodne" - zauważa. "Opłaty za pobór wody na cele rolnicze są obecnie ustanowione na niskim poziomie i wynoszą około 5 groszy za m3 wody" - dodaje.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock