Cisza wyborcza nie spowodowała, że dezinformacja w mediach społecznościowych na temat prezydenckich wyborów ustała. Fake newsy dotyczyły zarówno samego głosowania, jak i niektórych polityków.
18 maja 2025 roku Polacy w pierwszej turze wybierali prezydenta. Według podanych dzień później wyników do drugiej tury przeszli: Rafał Trzaskowski (31,36 proc. poparcia) i Karol Nawrocki (29,54 proc.). Choć przez całą niedzielę Państwowa Komisja Wyborcza informowała, że głosowanie w lokalach wyborczych przebiega spokojnie i bez poważnych incydentów, w sieci twierdzono co innego - dezinformowano co najmniej na kilka sposobów. Zgłaszano wątpliwości dotyczące karty do głosowania, zaświadczenia o prawie do głosowania czy rozpowszechnianych zdjęć. W fejkach używano też sztucznej inteligencji.
Karta z obciętym rogiem – nieważna? Nieprawda
Niepokój i sprzeczne komentarze w mediach społecznościowych dotyczyły m.in. karty do głosowania z obciętym rogiem. Niektórzy internauci byli zdziwieni, że tak może wyglądać. Inni alarmowali, że jest obcięty jest nie ten róg, co trzeba - i ostrzegali, że trzeba uważać. Jeszcze inni informowali, że wszystkie rogi ich karty były całe i że tylko taka karta jest ważna.
Internauci publikowali zdjęcia w sieci. "O co chodzi z obciętym rogiem karty? Pytałem komisji i mówili że wszystkie takie są i że ważne są tylko pieczątki"; "Czy wasze karty też mają obcięty róg?"; "Do mojej żony podeszła dwójka tetryków i próbowali ja przekonać że karta z obciętym rogiem jest nieważna, że w telewizji mówili"; "Karta ma obciety róg! Czy taki głos będzie ważny? O co chodzi? "Uważać na karty wyborcze. Jeżeli dolny lewy brzeg jest obcięty, karta jest nieważna"; "W zagranicznych komisjach nie ma kart z obciętym rogiem" (pisownia wszystkich postów oryginalna).
Zamieszanie wzmocnił Miłosz Kłeczek z Telewizji Republika. "Proszę sprawdzać, czy karty do głosowania nie są uszkodzone, gdyż karta uszkodzona z obciętym rogiem to karta nieważna" - powiedział na antenie do widzów, a jego słowa rozpowszechniali internauci w sieci.
Sprawę - jeszcze w czasie trwania głosowania - na bieżąco wyjaśniała Państwowa Komisja Wyborcza. Rafał Tkacz pokazywał, jak powinna wyglądać karta wyborcza i wyjaśniał: "Prawy górny róg karty do głosowania jest ścięty i to jest procedura przez nas ustalona pod ewentualną nakładkę Braille'a dla osób niewidomych. Natomiast z prawej strony, na dole jest odcisk pieczęci Państwowej Komisji Wyborczej, a z lewej strony powinna być pieczęć Obwodowej Komisji Wyborczej. To jest w przypadku kart w kraju" - mówił.
Jak tłumaczył członek PKW, za granicą karty nie miały ściętego rogu dlatego, że tam nie ma nakładek w alfabecie Braille'a.
Na jedno zaświadczenie można oddać wiele głosów, "każde w innej komisji"? Nie
Posłanka PiS Agnieszka Wojciechowska van Heukelom wprowadzała w błąd, rozpowszechniając fałszywe przekazy na temat zaświadczeń do głosowania. Alarmowała, że dużo wyborców dopisuje się do list. Wydawane zaświadczenia o prawie do głosowania nazywała "kolorowymi kserówkami dokumentów". Przekonywała, że dokument można bardzo łatwo skserować i oddawać wiele głosów - "każdy w innej komisji".
"Ja zaraz jadę na objazd powiatu- koleżanka z Urzędu Miasta wydrukowała mi 20 zaświadczeń o głosowaniu poza miejscem zamieszkania- jak będzie gdzieś blisko to sąsiednie powiaty zahaczę. Im dalej tym bezpieczniej - i trzaskamy to w 1 turze!" - skomentował ironicznie jeden z internautów.
I znów ten przekaz był rozpowszechniany także w Telewizji Republika. Będący w studiu Cezary Gmyz na kilka minut przed ogłoszeniem wyników exit poll oceniał, że głosowanie poprzez zaświadczenia to "jedna z naszych największych dziur w Kodeksie wyborczym, dlatego, że dzisiaj skserowanie zaświadczenia, naklejenie jakiegokolwiek hologramu, umożliwia wielokrotne głosowanie tej samej osobie w oparciu o zaświadczenia. Dlatego, że nie ma też systemu informatycznego, który pozwala to weryfikować".
Tymczasem czym innym jest zmiana miejsca głosowania w Centralnym Rejestrze Wyborców, a czym innym pobranie zaświadczenie o prawie do głosowania. To dokument, który można otrzymać, gdy się nie wie, gdzie się będzie przebywać w czasie głosowania. Można wówczas oddać głos w dowolnym miejscu w Polsce i za granicą.
Nie jest prawdą, że można ze skserowanym zaświadczeniem podróżować po różnych komisjach i głosować. Po wydaniu takiego dokumentu jeszcze przed dniem głosowania wyborca zostaje skreślony ze spisu wyborców w swojej pierwotnej komisji i dopisywany tam, gdzie zagłosuje. Członkowie komisji wyborczej mają obowiązek sprawdzać, czy przedkładane zaświadczenie jest oryginalne. A łatwo to poznać, ponieważ dokumenty mają specjalny hologram i są rejestrowane w Centralnym Rejestrze Wyborców. Komisja jest zobowiązana do odebrania dokumentu od wyborcy, można się więc nim posłużyć tylko raz. Każda gmina ma obowiązek rozliczenia się ze wszystkich otrzymanych hologramów zabezpieczających zaświadczenia.
"Tusk zamieścił na zdjęcie sprzed dwóch lat z głosowania"
Internauci rozpowszechniali także nieprawdziwe informacje, jakoby Donald Tusk w dniu wyborów opublikował w sieci stare zdjęcie pokazujące, jak z żoną wrzuca głos do urny. Użytkownicy platformy X publikowali jedno z archiwalnych zdjęć i porównywali. Niektórzy uznali, że jako bieżącą premier pokazał fotografię z 2023 roku. "Dlaczego wstawił Pan zdjęcie sprzed dwóch lat? Dlaczego okłamuje Pan naród?"; "Nawet ze zdjęciem musiał oszukać. To zdjęcie jest sprzed dwóch lat. Tyle wart jest Tusk"; "To jest dramat a nie premier. Wrzucił zdjęcie sprzed dwóch lat" - komentowali. Do rozpowszechniania fałszywego przekazu przyczynił się Sławomir Jastrzębowski z Telewizji Republika, który opublikował zdjęcia premiera z żoną i skomentował: "Gdzie jest Gosia!!!".
Jednak zdjęcie opublikowane teraz przez premiera z pewnością pochodzi z 18 maja 2025 roku, ponieważ parze towarzyszyli dziennikarze i fotoreporterzy. Na ich fotografiach widać, że strój premiera i jego żony jest taki sam jak na zdjęciu, które pokazał na swoim koncie.
Zdjęcie opublikowane w niedzielę przez Tuska internauci porównywali z fotografią z - jak sprawdziliśmy - jednego z serwisów plotkarskich, gdzie ukazał się w grudniu 2023 roku. Na pierwszy rzut oka wydaje się, że strój pary jest podobny. Tusk ma ciemną marynarkę, sweter i jasną koszulę, a jego żona - granatową sukienkę. Jednak ta fotografia zrobiona przez jedną z agencji nie pochodzi z dnia głosowania w wyborach parlamentarnych w 2023 roku, tylko z dnia wyborów samorządowych pięć lat wcześniej. W 2023 roku Donald Tusk głosował sam. Poza tym tamta sukienka Małgorzaty Tusk różni od tej założonej w niedzielę: miała inny dekolt, była do niej przyczepiona brożka.
#NaWrotki, czyli akcja bazująca na AI
Już w trakcie ciszy wyborczej w mediach społecznościowych zaczęły się pojawiać zdjęcia przedstawiające ludzi jeżdżących na wrotkach lub rolkach. Wielu z nich w dłoniach trzymało biało-czerwone flagi. Jednak najważniejszy był hasztag, którymi oznaczano fotografie: #NaWrotki, nawiązujący do nazwiska jednego z kandydatów, Karola Nawrockiego. Była to próba obejścia zakazu agitacji podczas ciszy wyborczej zbudowana jednak na fałszywych fotografiach.
Post z jednym z takich zdjęć pojawił się w sobotę 17 maja na X. Widzimy uśmiechniętą rodzinę z trójką dzieci. Ubrani są w krótkie spodenki i koszulki z krótkim rękawem, na nogach mają rolki. Mężczyzna trzyma w ręku flagę Polski. "Jutro całe rodzinny na #NaWrotki" – brzmiał komentarz w poście, który wygenerował ponad 15 tys. wyświetleń.
Część internautów zachwycała się rzekomą rodziną wspierającą kandydata PiS. "Piękna Rodzina !!!"; "W zdrowym ciele, zdrowy duch! #NaWrotki"; "Kocham wypad #NaWrotki" – pisali. Jednak wielu zauważało, że z fotografią promującą akcję jest coś nie tak. "Jakieś sztuczne te wrotki"; "Sztuczne jak zęby babci" – komentowali. Bo rzeczywiście, to zdjęcie zostało wygenerowane przez sztuczną inteligencję (AI).
W Konkret24 ostrzegaliśmy już, że w sieci trafić możemy na zdjęcia, które publikowane są tam dla celów politycznych, a często nie są prawdziwe. Są jednak sposoby weryfikację tego. AI ma m.in. problem z wygenerowaniem naturalnie wyglądających dłoni – tak też jest w tym przypadku. Szczególnie nienaturalnie wyglądają ręce trzech postaci. U mężczyzny kciuk dłoni, która trzyma metalowy kij z flagą, jest dziwnie ułożony, jakby w ogóle kija nie obejmował. U dziewczynki kciuk jednej dłoni jest niewidoczny, a palec wskazujący drugiej ręki jest wyraźnie krótszy niż pozostałe.
Skóra wszystkich widocznych na zdjęciu osób jest nienaturalnie gładka, a gdy przyjrzymy się z bliska twarzy dziewczynki, możemy zauważyć, że jej oczy patrzą w różnych kierunkach. Fotografię zweryfikowaliśmy za pomocą narzędzi do wykrywania pochodzenia zdjęcia. Według AIDE prawdopodobieństwo tego, że zostało ono wygenerowane za pomocą sztucznej inteligencji, wynosi 59,1 proc., a według SLADD - 62,6 proc. Jednak Hive Moderation ocenił, że zdjęcie rodziny to w 99,9 proc. twór AI.
Były też inne wpisy w ramach akcji #NaWrotki ilustrowane obrazami AI - czyli osobami, które nie istnieją. Generowały kilkanaście, a nawet kilkadziesiąt tysięcy wyświetleń.
"The Washington Post" napisał o sukcesie Nawrockiego? Nie
Dzień przed ciszą wyborczą wrócił przekaz, jakoby Nawrocki swoją wizytą w USA rzekomo zagwarantował zniesienie restrykcji na chipy AI dla Polski. Tym razem sukces Nawrockiego miał potwierdzić jeden z najważniejszych i największych dzienników amerykańskich: "The Washington Post". "Ważne! 'Washington Post' pisze o kompromitacji rządu Tuska i wskazuje: Nawrocki wizytą u Trumpa załatwił zniesienie sankcji na chipy" – napisał 16 maja w serwisie X Michał Karnowski, publicysta tygodnika "Sieci" i portalu wPolityce.pl. Do wpisu załączył link do tekstu wPolityce.pl, w którego zapowiedzi czytamy: "Washington Post o kompromitacji Tuska i sukcesie Nawrockiego". Jego post wygenerował ponad 60 tys. wyświetleń.
"BOOOOM Washington Post piszę o Nawrockim ze załatwił AI chipy dla Polski #TrzaskNASK" – głosił post anonimowego internauty z tego samego dnia. Załączył nawet zrzut ekranu z fragmentem tekstu amerykańskiego dziennika, który rzekomo o sukcesie napisał; post wyświetlono ponad 77 tys. razy. Tylko że taka narracja była manipulacją.
Po pierwsze, to nie "The Washington Post" opublikował artykuł o rzekomym sukcesie Nawrockiego, tylko "The Washington Times". To amerykański dziennik, który przez serwis Mediabiasfactcheck.com (serwis zajmujący się weryfikacją wiarygodności źródeł informacji w internecie) jest oceniany jako "skrajnie prawicowy" oraz "konsekwentnie promujący propagandę/spiski". Wspomniany artykuł ukazał się na portalu internetowym tego dziennika 16 maja pod tytułem: "Jak Nawrocki przechytrzył Tuska, by znieść amerykańskie sankcje na chipy na Polskę" (tłum. red.). Autor stwierdził, że Nawrocki "zapewnił kluczowe zwycięstwo dla technologicznej przyszłości Polski" i że to właśnie on przekonał Trumpa, aby ten zniósł sankcje.
Tylko że autorem jest... Filip Styczyński, który w grudniu 2023 roku został zwolniony ze stanowiska dyrektora kanału TVP World. W tekście pojawiają się takie twierdzenia jak "porażka liberalnego premiera Polski Donalda Tuska", "brak międzynarodowych wpływów Tuska", czy opis Trzaskowskiego jako "eurofila związanego z chwiejącą się administracją", a Nawrockiego jako "konserwatystę, który zabezpiecza polskie interesy". Artykuł jeszcze przed wyborami dyskredytował nie tylko Tuska, ale także Rafała Trzaskowskiego, zachwalając Nawrockiego.
"The Washington Post" o "sukcesie" Nawrockiego nie napisał. A sprawę manipulacyjnego przekazu PiS na temat rzekomych zasług kandydata tej partii w sprawie zniesienia restrykcji na chipy wyjaśnialiśmy w Konkret24.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: Leszek Szymański/PAP