Spreparowany list z fałszywymi podpisami polskich generałów, rzekomo domagających się dymisji ministra obrony i oskarżających go o zdradę stanu, rozszedł się intensywnie po sieci. Wiele osób w niego uwierzyło. Służby lakonicznie przyznają, że "realizują swoje ustawowe zadania" w tym temacie. List jednak nadal jest dostępny w sieci.
We wtorek opisaliśmy w Konkret24 list, który miał zostać skierowany do prezydenta Andrzeja Dudy przez dwunastu polskich generałów, w tym szef sztabu generalnego. W podpisanym przez każdego z nich dokumencie mieli domagać się dymisji ministra MON Mariusza Błaszczaka i oskarżać go o zdradę stanu. List opublikował w sieci jeden z portali.
fałsz
Gdy skontaktowaliśmy się z prezydenckimi urzędnikami, ci zaprzeczyli, żeby do nich taki dokument dotarł.
- Do Kancelarii Prezydenta RP nie wpłynął wskazany list generałów Sił Zbrojnych RP z żądaniem dymisji ministra obrony narodowej Mariusza Błaszczaka - poinformowało biuro prasowe KPRP.
Prezydenccy urzędnicy zwrócili się jednocześnie z apelem "o zachowanie ostrożności i dokładną weryfikację wątpliwych informacji, a także uwagę przy ich ewentualnym powielaniu. Szczególnie jeśli dotyczą one najważniejszych spraw publicznych, w tym bezpieczeństwa państwa". Podkreślili także, że "że wzbudzenie sensacji, atmosfery wątpliwości oraz powielanie nieprawdziwych informacji w celu ich uwiarygodniania, jest głównym celem autorów tego typu doniesień".
Zapytaliśmy również kilku rzeczników prasowych jednostek wymienionych w liście, czy ich dowódcy podpisali się pod takim listem. Żaden z nich tego nie potwierdził.
fałsz
- Ten portal powstał, żeby karmić nas propagandą najniższych lotów - skomentowało z kolei biuro prasowe MON. - Nie kontaktowali się z nami przed publikacją. Po publikacji monitorowaliśmy, jak to się dalej rozprzestrzenia w sieci. Musieliśmy zareagować, żeby to zatrzymać - dodała pracownica biura prasowego.
Bunt generałów? Wiele osób uwierzyło
Generał Waldemar Skrzypczak, były dowódca Wojsk Lądowych, przyznaje, że zna osoby, które w ten list uwierzyły. - Miałem bardzo dużo telefonów i od osób cywilnych, i od wojskowych. Musiałem wszystko wyjaśniać - stwierdza. - Ten list to bzdura. Znam tych generałów. Nikt i nic nie jest w stanie ich skłócić - dodaje.
Skrzypczak nie ma dobrego zdania o reakcji polskich służb na pojawianie się takich informacji w sieci. - Ludzie odpowiedzialni za ten portal powinni być już dawno wskazani. Już dawno służby powinny sprawdzić, jakie jest źródło tych nieprawdziwych informacji - podkreśla. Dodaje jednak, że w ogóle nie powinno się o takich nieprawdziwych informacjach publicznie mówić, ponieważ wiele niezorientowanych osób może w nie uwierzyć.
Pytany o podjęte w tej sprawie działania, Stanisław Żaryn, rzecznik ministra koordynatora służb specjalnych mówi: "Polskie służby na bieżąco zajmują się monitoringiem i analizą tego typu zdarzeń. Niestety nie mogę mówić o szczegółach". Gdy pytamy go, jakie konkretnie działania podjęły polskie służby po publikacji spreparowanego listu, stwierdza, że skontaktuje się z przełożonymi, ale już nie oddzwania.
Zapytaliśmy także służbę Kontrwywiadu Wojskowego, czy wie o liście i jakie w jego sprawie podjęła działania. "SKW zna zagadnienia opisane w artykule oraz realizuje swoje ustawowe zadania" - brzmi krótka odpowiedź.
- Przestępstwa przeciwko wiarygodności dokumentów są opisane w kodeksie karnym - komentuje Janusz Kaczmarek, adwokat, były prokurator i minister spraw wewnętrznych. Dodaje, że każdy z generałów, którego podpis został użyty ma prawo złożyć zawiadomienie do prokuratury. - To jest przestępstwo również ścigane z urzędu, więc myślę, że też śledczy sami powinni się nad tą sprawą pochylić i przeprowadzić jej analizę prawno-karną.
Poszukiwanie "internetowej bibuły"
- Polska infosfera jest bardzo podatna na tego rodzaju manipulacje. Od lat w przestrzeni informacyjnej w naszym kraju pojawiają się różnego rodzaju strony, blogi i serwisy, które kreują się na rzetelne źródła informacji. Przybierają szatę graficzną kojarzącą się z wiarygodnymi źródłami, a także nazewnictwo, które ma wzbudzać pozytywne skojarzenia - ocenia Małgorzata Fraser, konsultantka i badaczka prywatności oraz bezpieczeństwa, związana z międzynarodową organizacją Internet Society.
Ekspertka zwraca uwagę, że polaryzacja społeczeństwa oraz negatywna ocena mediów powodują, że internauci szukają informacji "gdzieś indziej". - Sięgamy po strony, które udają "internetową bibułę", bo przecież mamy zbiorową pamięć roli, jaką "bibuła" swego czasu odegrała w walce o ważne dla kraju sprawy - stwierdza Fraser.
Nie ma wątpliwości, że z nieprawdziwymi informacjami należy walczyć. Zauważa wprawdzie, że informowanie o nich publiczne może powodować, że staną się bardziej popularne, zaznacza jednak, że informacja o tym, że dana wiadomość jest fałszywa, powinna dotrzeć jak najszybciej do jak największej liczby osób.
- W komunikacji trzeba jednak wyraźnie zaznaczać, że dementujemy fałszywkę - wówczas możemy mieć nadzieję, że faktycznie, nawet w małej skali, zatrzymamy rezonowanie fejka (tzw. "fake news" - red.). Ważne, by dementi dotarło do osób, które mają dużą moc oddziaływania i są wiarygodnymi nadawcami informacji - oni mogą być bardzo pomocni w walce z dezinformacją - podkreśla ekspertka.
Podkreśla rolę edukacji oraz walki ze zjawiskiem na szczeblu państwowym. - To wymaga eksperckiej wiedzy, wykwalifikowanych kadr na wielu płaszczyznach - informatyka, analiza danych, ale też psychologia, politologia i medioznawstwo, oraz współpracy wielu podmiotów, na poziomie administracji i pozarządowym. Bez względu na sympatie polityczne - zaznacza.
"Kompletne kłamstwo"
Domena portalu na którym ukazał się list, była już przez nas opisywana. To tam półtora roku temu pojawiła się informacja o rozmowie dziennikarza Roberta Mazurka z gen. Sławomirem Wojciechowskim, która nigdy się nie odbyła. A jeszcze wcześniej portal cytował fałszywy wpis Bartłomieja Misiewicza. Ówczesny szef gabinetu politycznego ministra MON Antoniego Macierewicza miał ostro zareagować na krytykę pod swoim adresem, wypowiedzianą publicznie przez generała Waldemara Skrzypczaka i opublikować na Facebooku wpis uderzający w generała.
fałsz
W październiku 2018 roku pojawił się tam rzekomy cytat z litewskiego żołnierza Sauliusa Laisonasa, który miał stwierdzić, że niektórzy polscy żołnierze "wyglądają jak świnie". Dotarliśmy wówczas do niego. Powiedział nam, że "to kompletne kłamstwo i nonsens".
Czytelnicy głównie z Facebooka
Portal został zarejestrowany 26 lutego 2014 roku. W związku ze skorzystaniem przy rejestracji domeny z usług pośrednika – firmy hostingowej, nie ma możliwości ustalenia kto jest jej właścicielem, bowiem takie dane nie znajdują się w bazie WhoIs.
Na stronie portalu można przeczytać, że jest to "prywatne przedsięwzięcie stworzone i założone przez osoby prywatne, dlatego zobowiązujemy wykonywać zasady korzystania zgodnie z regulaminem" (pisownia oryginalna).
Z danych serwisu SimilarWeb wynika, że od września do października portal notował miesięczną liczbę odsłon do maksymalnie 150 tys miesięcznie. W listopadzie (gdy w Polsce odbywały się największe polskie manewry wojskowe) strona zanotowała aż 230 tys odwiedzin. Pisała wówczas negatywnie o polskich żołnierzach i współpracy polsko-amerykańskiej. W grudniu liczba odwiedzin spadła do 110 tys.
Analiza SymilarWeb pokazuje także, że prawie 80 proc. wejść na stronę w grudniu odbyło się poprzez media społecznościowe.
Portal najczęściej odsyłał do strony alexjones.pl, która - jak wynika z opisu - ma przedstawiać "rzetelną informację, która dociera jedynie z wąskich nisz, jakimi są niektóre media alternatywne". Wśród artykułów, które można tam znaleźć są m.in. "Globalne ocieplenie: Gdzie jest zapowiadana zagłada małych wysp na świecie?", "Zagraniczni żołnierze oskarżani o przestępstwa" czy "Nauka POTWIERDZA: szczepionki rozprzestrzeniają odrę" (pisownia oryginalna). Nazwa portalu nawiązuje do Alexa Jonesa, amerykańskiego prezentera radiowego, propagatora teorii spiskowych. W 2018 roku Facebook, Apple, YouTube i Spotify zablokował wszystkie strony, podcasty i kanały z nim związane za łamanie regulaminów. Nie wydaje się, by polska strona była z nim związana (zupełnie inna szata graficzna od stron, które prowadzi), niewątpliwie jednak również część publikowanych na niej treści to teorie spiskowe.
Niemal czterdzieści procent ruchu przechodzi do portalu niewygodne.info.pl , czyli "bloga niewygodnego dla establishmentu III RP".
Portal Dziennik Polityczny, który zamieścił fałszywy list generałów, publikuje przede wszystkim teksty o wydźwięku antyukraińskim, antyamerykańskim i antyuchodźczym. Można tam przeczytać artykuły krytykujące polskie wojsko oraz jego współpracę z armią USA, nie brakuje też typowych "fake newsów" o polityce czy zdrowiu. Przykładowe tytuły (pisownia oryginalna): "Polska gospodarka z rekordowym rokiem niewypłacalności", "Polscy piloci F-16 masowo UCIEKAJĄ z armii. MON tego nie wie" czy "Teraz nawet sekretarza NATO nie ukrywa, po co zbombardowano Jugosławię".
W rubryce "partnerzy" serwisu wymieniony jest portal lewica.pl. – To jakiś absurd – mówił w październiku Piotr Szumlewicz z redakcji tego portalu. - Jesteśmy proukraińscy i prouchodźczy. Wszelkie ruchy ksenofobiczne są nam obce. Zaraz zażądam, żeby usunięto nasz logotyp z tej strony – oburzał się wówczas. Jednak logotyp z portalu nie zniknął.
Na Facebooku profil strony obserwuje prawie 8 tysięcy osób. Jak wynika z danych dostępnych w aplikacji Crowdtangle (należącej do Facebooka), publikuje on treści wyłącznie w dni pracujące. Średnio strona zamieszcza na swoim profilu cztery wpisy dziennie. Intensywność publikacji spada także w okresach świątecznych. Wzmocniona aktywność na tym portalu społecznościowym widoczna jest od lipca tego roku.
Autorzy nieznani
Według informacji na stronie, redaktorem prowadzącym jest Adam Kamiński. Współpracują z portalem Jakub Moźniak, Wojciech Brożek i Marcin Szymański. Kamiński i Brożek są także administratorami strony na Facebooku.
Nie udało się potwierdzić, czy osoby takie istnieją. Kamiński jako swoje zdjęcie profilowe ma ustawione zdjęcie litewskiego ortopedy, który pracuje w szpitalu w Druskiennikach. Dziennikarzom portalu OKO.press w 2017 roku udało się nawiązać kontakt z osobą, która posługuje się tym imieniem i nazwiskiem. Na zadane pytania na temat portalu odpisał: "Jestem redaktorem-założycielem Niezależnego Dziennika Politycznego. Misja redakcji – prezentacja niezależnej wizji politycznej, Niezależny Dziennik Polityczny – strefa wolnego słowa. Portal finansowany jest przez własne środki. Nie mamy żadnych warunków, zawsze jesteśmy otwarci dla nowych współpracowników" (pisownia oryginalna). Nie zgodził się na rozmowę z dziennikarzami przez Skype, twierdząc, że kilka razy dostał groźby ze strony MON.
Na zdjęciu profilowym Bożka jest finansista z Nowego Yorku. Wyszukiwania Moźniaka i Szymańskiego skutkują tylko listą wpisów tego drugiego na różnych blogerskich platformach.
Na portalu pojawiają się również teksty podpisane przez Jana Radziunasa. Jest autorem szeregu wpisów o tematyce antypolskiej, antyukraińskiej i antyamerykańskiej. Przykładowe tytuły: "Siły NATO przy rosyjskiej granicy to 'koń trojański'?", "Pijani żołnierze na służbie. Tolerancja dla alkoholu w ukraińskim wojsku", "Rosyjski wywiad: Manewry «Anakonda-18» stanowią poważne zagrożenie" czy "Rząd Polski inwestuje olbrzymie pieniądze w okupancką armię". Żaden z ekspertów do spraw wojskowości, z którymi rozmawialiśmy, nie kojarzy osoby o takim imieniu i nazwisku.
"Miłość do Polski"
Prześledziliśmy aktywność Kamińskiego i Brożka w mediach społecznościowych. Obaj mają profile na Facebooku i zbliżoną liczbę znajomych – ponad półtora tysiąca, administrują także grupami na platformie. Kamiński, zarówno na Facebooku, jak i Twitterze ma wśród znajomych/obserwujących wielu polityków i dziennikarzy z pierwszych stron gazet. Brożek nie ma konta na Twitterze.
Na Facebooku Adam Kamiński niemal nie pisze nic od siebie, a jedynie odsyła do artykułów zamieszczanych na prowadzonym przez siebie portalu. Zazwyczaj komentuje w ten sposób wydarzenia bieżące związane z Ukrainą, obronnością czy stosunkami polsko-amerykańskimi. Kilka miesięcy po ukraińskim Majdanie napisał, że "Poroszenko to mołdawski Żyd ze złodziejskiej dynastii, który ma przed sobą nowe zadanie: rozkraść całą Ukrainę i sprywatyzować stanowisko jej prezydenta".
Publikuje w licznych grupach na platformie, przede wszystkim zamieszcza tam odnośniki do tekstów ze swojego portalu.
"Zbieżne z rosyjskimi celami informacyjnymi"
W październiku 2017 roku o portalu pisał tygodnik "Do rzeczy". Dziennikarzom udało się poznać część z wyników badań MON-owskich analityków, dotyczących wojny informacyjnej. Wynikało z nich, że treści portalu były "zbieżne z rosyjskimi celami informacyjnymi". "Średnia publicystyki propagandowej wynosi jedną publikację co 54 godziny" - można przeczytać w dokumencie, do którego dotarli dziennikarze tygodnika.
Jak wynika z analizy treści na portalu, przedrukowuje on także wpisy z innej strony, która z kolei regularnie zamieszcza publikacje portalu Russkij Mir (z ros. Rosyjski Świat), prowadzonego przez fundację o takiej samej nazwie, powstałej na mocy dekretu prezydenta Rosji Władimira Putina w czerwcu 2007 roku.
W momencie publikacji tego artykułu mija dziewięć dni odkąd w sieci pojawił się tekst z nieprawdziwymi informacjami o rzekomym liście generałów do prezydenta Dudy. Nadal można go znaleźć na stronie Dziennika Politycznego. Jak wynika z analizy Crowdtangle, był to najpopularniejszy wpis tej strony na Facebooku w ciągu ostatnich sześciu miesięcy - podzieliło się nim ponad 1000 użytkowników.
Ani Kamiński, ani Brożek nie odpowiedzieli na nasze pytania. Wysłaliśmy e-mail na adres podany na portalu. Również bez skutku. Wysławszy mail na adres Kamińskiego, podany na stronie, dostaliśmy informację zwrotną z serwera, że "nie można znaleźć wprowadzonego adresu e-mail".
Autor: Jan Kunert / Źródło: Konkret24; zdjęcie: MON