Mimo że Polska otwarła już przejścia graniczne z Białorusią, to Chiny wykluczyły ją z kolejowego Jedwabnego Szlaku - twierdzą internauci, którzy obejrzeli krążące w sieci nagranie. Film jest spreparowaną fałszywką, w którą uwierzą osoby nie rozumiejące, czym naprawdę jest obecnie Jedwabny Szlak.
Od 12 do 25 września 2025 roku - na czas rosyjsko-białoruskich ćwiczeń wojskowych Zapad-2025 - Polska zamknęła przejścia graniczne z Białorusią. Dotyczyło to także ważnego dla przewozu towarów przejścia kolejowego Terespol-Brześć prowadzącego do terminala przeładunkowego w Małaszewiczach. To ważny węzeł komunikacyjny dla transportów zmierzających do Polski ze wschodu - czy to z krajów Europy Wschodniej i Azji Środkowej, czy z Dalekiego Wschodu, między innymi z Chin.
Już w czasie blokady przejść granicznych na profilach szerzących prorosyjskie i prochińskie treści w mediach społecznościowych pojawiało się wiele głosów oburzenia. Autorzy wpisów twierdzili, że zamknięcie granicy z Białorusią uderza w polską gospodarkę, ponieważ blokuje przepływ towarów do Polski i dalej do Europy Zachodniej. Celem takich komentarzy było wywarcie presji na rządzących i przekonanie Polaków, by domagali się otwarcia granicy.
A gdy przejścia graniczne już otwarto, w mediach społecznościowych pojawił się nowy przekaz: że Polska i tak już straciła na swojej decyzji, ponieważ teraz chińskie towary transportowane tzw. Nowym Jedwabnym Szlakiem będą omijać nasz kraj i drogą morską trafiać z Rosji bezpośrednio do Niemiec.
Dużą popularność w sieci zdobyło nagranie stworzone przy użyciu sztucznej inteligencji, w którym narrator mówi: "Polska wykluczona z Jedwabnego Szlaku. Media podają, że Chiny zmieniły szlak transportowy do Europy, omijając Białoruś i Polskę. Nowa trasa prowadzi z Xian przez Kazachstan i Rosję do Petersburga, a stamtąd drogą morską do Hamburga, co ma ograniczyć zależność od napięć na granicy polsko-białoruskiej". A potem następuje komentarz polityczny: "Oczywiście Niemcy usatysfakcjonowani, a my możemy podziękować tym, którzy ostatnio granicę z Białorusią zamknęli". Przy tych słowach na nagraniu widać zdjęcia Donalda Tuska i kanclerza Niemiec Friedricha Merza.
Na jednym z anonimowych kont na platformie X film ten ma ponad 340 tys. wyświetleń. Komentarz do niego brzmiał: "Polska wykluczona z Jedwabnego Szlaku. Brawo Tusk".
"Wykluczenie", "zmiana trasy", "dyplomatyczna zdrada"
Przekaz o "wykluczeniu Polski z Jedwabnego Szlaku" podchwyciło wielu internautów, komentatorów i polityków.
"Sikorski tak dogadał się z Chinami, że Polska została pominięta na nowej trasie handlowej. Towary z Azji zamiast przez nasz kraj pojadą przez Petersburg i Hamburg, a największym beneficjentem tej dyplomacji Tuska będą oczywiście Niemcy. Co to jest, jeśli nie gospodarcza zdrada?" - stwierdził 8 października w poście na X poseł Konfederacji Korony Polskiej Włodzimierz Skalik, nawiązując do spotkania ministrów spraw zagranicznych Polski i Chin 15 września 2025 roku.
"Chiny właśnie zdecydowały o zmianie trasy 'Jedwabnego Szlaku'. Ominie Polskę i z Rosji - przez Bałtyk - powiedzie do Niemiec. To także rezultat nieoficjalnych rozmów Berlina z Moskwą. Tusk dziękujemy!" - napisał na platformie X 8 października publicysta Witold Gadomski. A inny prawicowy publicysta, Wiktor Świetlik, udostępniając nagranie, skomentował: "Mamy pierwsze sukcesy rozmów polsko- chińskich. Brawo panowie Sikorski i Tusk".
Dlaczego Jedwabny Szlak to nie "mityczna droga"
W starożytności i średniowieczu Jedwabny Szlak był kluczowym szlakiem handlowym między Wschodem a Zachodem. Zaczynał się w Xianie, dawnej stolicy Chin, i prowadził przez Azję Środkową na Bliski Wschód. Część towarów docierała dalej: do Aleksandrii w Egipcie czy Wenecji. Już wtedy Jedwabny Szlak nie miał więc jednej ściśle wytyczonej trasy - handlarze podróżowali różnymi jego odnogami i docierali do różnych miejsc docelowych w zależności od przewożonego towaru.
W 2013 roku przewodniczący Chińskiej Republiki Ludowej Xi Jingping zaproponował Inicjatywę Pasa i Szlaku, która potocznie zaczęła być nazywana Nowym Jedwabnym Szlakiem.
Doktor Michał Bogusz, główny specjalista w Zespole Chińskim Ośrodka Studiów Wschodnich, w rozmowie z Konkret24 wyjaśnia, że wielu ludzi rozumie tę nową inicjatywę jako odtworzenie historycznego szlaku handlowego, podczas gdy idea zaproponowana przez Xi Jingpinga jest czymś zupełnie innym. To - jak tłumaczy - sprytny sposób Chin na wyeksportowanie własnych problemów sektora budowlanego i przerzucenie spłaty jego zadłużenia na państwa rozwijające się.
- Jedwabny Szlak żyje jako jakaś mityczna droga, którą będą płynęły towary z Chin oraz z Europy do Chin. W rzeczywistości Nowy Jedwabny Szlak to jest inicjatywa polityczna - tłumaczy ekspert. - Wszystko wzięło się z konieczności wyeksportowania nadwyżek mocy produkcyjnych chińskiego sektora budowlanego i jego zadłużenia po kryzysie z 2008 roku - dodaje. Wyjaśnia prawdziwy powód powołania Inicjatywy Pasa i Szlaku:
- Pekin wymyślił ogromny program inwestycyjny, więc firmy budowlane i producenci materiałów budowlanych rozbudowywali swoje moce produkcyjne, bardzo zadłużając się w chińskich bankach. Po kryzysie firmy zaczęły mieć problemy ze spłatą kredytów, co wywoływało problemy w państwowych bankach. Xi Jingping po dojściu do władzy wymyślił więc, że zaproponuje państwom rozwijającym się projekty infrastrukturalne realizowane przez chińskie firmy - opowiada dr Bogusz. - Konkretów było w tym mało, ale kraje wygłodniałe po kryzysie z 2008 roku, także rozwinięte państwa w Europie, zapisywały się do tej inicjatywy. Gdy przyszło do realizacji, okazywało się jednak, że warunki są korzystne w zasadzie wyłącznie dla Chińczyków. Chiny niczego nie inwestowały, tylko proponowały wybudowanie projektów infrastrukturalnych na takich warunkach, że - po pierwsze - projekty będą realizowane przez chińskie firmy, po drugie - za relatywnie drogie kredyty zaciągnięte w chińskich bankach, po trzecie - z gwarancjami rządowymi państwa przyjmującego. Czyli jeżeli inwestycja się nie sprawdzi, nie zwróci, to dług i tak będzie spłacony przez państwo przyjmujące - dodaje.
Po usłyszeniu warunków rozwinięte kraje europejskie zaczęły się wycofywać z inicjatywy, pozostawiając w niej państwa rozwijające się.
To ważne, ponieważ uczestnicy afery rozkręcanej teraz w internecie wokół granicy polsko-białoruskiej przekonują, że Nowy Jedwabny Szlak jest pomysłem na masowe przewożenie towarów między Zachodem i Wschodem. W rzeczywistości tak nie jest: to inicjatywa polityczna nastawiona na realizowanie inwestycji budowlanych w różnych krajach, które de facto mają pomagać chińskim firmom spłacać długi.
Ekspert: trudno mówić o kolejowym Jedwabnym Szlaku
Gdzie w tym wszystkim jest więc kolejowy Nowy Jedwabny Szlak i terminal przeładunkowy w Małaszewiczach na granicy polsko-białoruskiej? - W ramach tej inicjatywy Pekin postanowił uruchomić połączenia kolejowe, ale nie zbudował w tym celu żadnej nowej infrastruktury - tłumaczy dr Michał Bogusz. - Trudno nawet mówić o kolejowym Jedwabnym Szlaku, bo przecież jest wykorzystywana już istniejąca infrastruktura kolejowa, a z Chin wyjeżdża inny pociąg, niż przyjeżdża do Europy: kontenery muszą być po drodze przeładowywane w Kazachstanie i Rosji - dodaje.
Jedyną zachętą ze strony Chin było dotowanie transportów przez chińskie lokalne władze. To jednak utrzymało się do pandemii COVID-19, bo od tamtego czasu Pekin nakazuje tym władzom stopniowe wycofywanie się z subsydiowania połączeń kolejowych do Europy. - Owszem, idea połączenia kolejowego jest ważna, czy była ważna dla niektórych sektorów gospodarczych w Europie, bo dostarczano z Chin bezpośrednio i w szybkim tempie produkty do różnych zakładów - stwierdza analityk OSW. - Ale to miało znaczenie dla takich produktów, które mają wysoką wartość i trzeba je szybko dostarczyć do Europy, a równocześnie są trochę zbyt duże na to, żeby wykorzystywać transport lotniczy - dodaje. Podkreśla, że głównie korzystał na tym niemiecki przemysł motoryzacyjny, choć inicjatywa straciła na znaczeniu w obliczu kryzysu tego sektora w Niemczech.
"Towary zawsze wracają do Małaszewiczy"
Tym niemniej Małaszewicze rzeczywiście stanowiły i wciąż stanowią ważny punkt na trasie transportów kolejowych z Chin do Europy. Doktor Michał Bogusz zauważa, że to zasadniczo jedyna opłacalna droga, bo trasa przez Ukrainę została zamknięta, a alternatywą pozostaje tzw. korytarz środkowy, lecz w nim pociągi muszą wjeżdżać na statek, żeby przepłynąć Morze Kaspijskie lub Morze Czarne.
Gdy pokazaliśmy mu filmik o rzekomym "wykluczeniu Polski z Jedwabnego Szlaku" i rzekomej zmianie trasy na prom z Petersburga do Niemiec, dr Bogusz komentuje: - To nie jest nic nowego, to połączenie było testowane już wcześniej. I dodaje:
Nie ma żadnych przesłanek, że ta droga zastąpi trasę kolejową przez Polskę. To byłoby zupełnie nieopłacalne, bo konieczność przeładowywania towarów na statek generuje wyższe koszty, chociażby ubezpieczeń i dodatkową papierologię.
Tak samo fałszywy przekaz zbudowany na nagraniu AI zweryfikował w komentarzu na platformie X kierownik Zespołu Chińskiego OSW Jakub Jakóbowski. "W czasie blokad Małaszewiczy zaczęto rzeczywiście testować połączenia kolejowo-morskie przez Petersburg (...). Ale to zawsze opcja bardziej skomplikowana (wielokrotne przeładunki, zależność od pogody), a przez to droższa niż koleją przez Małaszewicze, do tego trudna że względu na sankcje Zachodu na morski handel z Rosją (które odstraszają też często chiński biznes)" - tłumaczył analityk. "Zapewniam, że co by się nie działo, towary zawsze wracają do Małaszewiczy. (...) Po drugie, to nie jest tak, że Xi Jinping rysuje kreski na mapie i towary gdzieś płyną. To efekt kalkulacji tysięcy podmiotów, chińskich i globalnych, które kalkulują co i którędy się opłaca. Chińczycy umieją liczyć kasę, zapewniam" - dodał.
Czy Polska zyskuje czy traci na Nowym Jedwabnym Szlaku?
Doktor Michał Bogusz podważa również tezę o ogromnych zyskach, które polska gospodarka miałaby zyskiwać na transporcie kolejowym z Chin.
- Zysk dla Polski jest minimalny z bardzo prostej przyczyny: opłaty zgarniają firmy logistyczne zajmujące się tranzytem tych towarów, ponieważ cło i VAT pobiera państwo docelowe, którym zwykle nie jest Polska, tylko kraje Europy Zachodniej, głównie Niemcy - zauważa analityk OSW. - Po drugie, to połączenie ułatwia zalewanie państwa chińskimi produktami, a to nie jest atrakcyjne dla polskiej gospodarki, tylko dla biznesmenów, którzy oparli swój model biznesowy na tym, że sprowadzają szybko i tanio chińskie produkty. W ten sposób szkodzą produkcji przemysłowej czy rzemieślniczej w Polsce. Dlatego gdyby ktoś mnie zapytał, jaki jest interes państw europejskich w utrzymywaniu tego połączenia, odpowiedziałbym: żaden - podsumowuje.
Nagranie z przekazem o wykluczeniu Polski z trasy Nowego Jedwabnego Szlaku są więc próbą stworzenia nieistniejącego problemu - celem może być wywieranie presji na polski rząd, by w przyszłości nie zamykał już polsko-białoruskich przejść granicznych.
Źródło: Konkret24