"To już jawna okupacja" - piszą internauci, oburzeni rzekomym planem pilnowania polskich granic przez niemieckie wojsko. O tym "skandalu" poinformował Robert Bąkiewicz. Lecz to żaden skandal, tylko zwykły fake news.
Ostatnio ucichły doniesienia o działaniach Roberta Bąkiewicza i jego Ruchu Obrony Granic na granicy polsko-niemieckiej, którą rzekomo bronił przed "przerzucaniem" migrantów. Były prezes Stowarzyszenia Marsz Niepodległości i były kandydat PiS w wyborach parlamentarnych obecnie bardziej skupia się na krytykowaniu rządu. We wpisie z 13 grudnia 2025 roku udało mu się jednak połączyć tę krytykę z Niemcami i polską granicą - choć tym razem wschodnią. Odnosząc się bowiem do wpisu Krzysztofa Puternickiego z TV Republika, Bąkiewicz stwierdził: "To jest skandal. Niemieckie wojsko ma pilnować polskich granic. Nie ma na to zgody!".
Skomentował w ten sposób doniesienia Puternickiego, który przekazał, że "niemiecka armia będzie chroniła polskich granic na wschodzie". W tym wpisie podano jednak, że chodzi o "lepsze zabezpieczenie wschodniej granicy Polski – z Białorusią i Rosją – oraz budowę wału ochronnego". A źródłem tych informacji miały być niemieckie gazety "Stern" i "Bild" powołujące się na niemieckie ministerstwo obrony.
Wpis Bąkiewicza o "niemieckim wojsku pilnującym polskich granic" wygenerował niemal 350 tys. wyświetleń. Wielu komentujących przytakiwało mu, że to skandal. "Czy Polska ma jeszcze swój rząd?"; "To zdrada i atak"; "Bardzo źle mi się to kojarzy! Nie ma zgody na wkroczenie niemieckich wojsk na teren Polski!", "To już jawna okupacja, bez wystrzału, szwaby wejdą do Polski" - pisali.
Tylko że lider Ruchu Obrony Granic napisał nieprawdę.
Nie pilnować granicy, tylko pomóc w budowie Tarczy Wschód"
A wystarczyło przeczytać artykuł, który komentował Robert Bąkiewicz. Tygodnik "Stern" już w tytule tekstu z 13 grudnia 2025 roku informował, że "niemieccy żołnierze pomogą w budowie muru ochronnego na wschodniej granicy Polski". Ten artykuł powielał wcześniejsze doniesienia dziennika "Bild", które w ogóle obalają tezę Bąkiewicza o "niemieckim wojsku pilnującym polskich granic".
"Bild" 12 grudnia wyjaśnił mianowicie, że w kwietniu 2026 roku do Polski przyjadą niemieccy inżynierowie wojskowi, którzy będą pomagali Polakom przy budowaniu zapór w ramach tzw. Tarczy Wschód, czyli systemu umocnień na granicy z Białorusią i Rosją (Królewcem). W tekście powołano się na wypowiedź polskiego wiceministra obrony Pawła Zalewskiego, który rzeczywiście 10 grudnia podczas spotkania ze swoim niemieckim odpowiednikiem Nilsem Schmidem w Malborku zapowiedział:
Na początku przyszłego roku do Polski przyjedzie oddział niemieckich wojsk inżynieryjnych, którzy wspólnie z naszymi siłami zbrojnymi, naszymi wojskami inżynieryjnymi, będzie budował ochronę wschodniej flanki, czyli Tarczę Wschód.
Tę informację potwierdził MON w odpowiedzi na pytania Konkret24. "Niemieccy żołnierze wojsk inżynieryjnych będą uczestniczyć w infrastrukturalnym wzmocnieniu wschodniej flanki NATO, kooperując ze stroną polską w realizacji projektu Tarcza Wschód" - przekazał nam resort.
Kilkadziesiąt osób do "budowania okopów, układania drutu i wznoszenia zapór"
Więcej szczegółów planowanych działań podał dziennikarzom "Bilda" rzecznik niemieckiego ministerstwa obrony Michael Stempfle. "W sumie w operacji Tarcza Wschód na obszarze przygranicznym z Królewcem i Białorusią weźmie udział kilkudziesięciu żołnierzy z armii i oddziałów wsparcia" - wyjaśnił. I dodał:
Głównym zadaniem żołnierzy niemieckich w północnej i wschodniej Polsce będzie ustalanie pozycji, budowa systemów okopów, układanie drutu kolczastego lub wznoszenie zapór przeciwczołgowych.
Tezę Roberta Bąkiewicza o "niemieckim wojsku pilnującym polskich granic" podważa też fakt, że niemieckie ministerstwo obrony nie potrzebowało zgody parlamentu na wysłanie oddziałów inżynieryjnych za granicę, ponieważ "nie przewiduje się, że żołnierze będą narażeni na bezpośrednie niebezpieczeństwo ze strony konfliktu zbrojnego w trakcie operacji".
Niemcy mają pomagać przy budowie Tarczy Wschód do końca 2027 roku.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: Radek Pietruszka/PAP