Mamy trzy razy wyższy dług publiczny niż wszystkie firmy i obywatele są w stanie zarobić w ciągu roku - piszą zaniepokojeni internauci, którzy uwierzyli w przekaz, że "prawdziwy stan zadłużenia Polski" sięga 276 procent PKB. Po pierwsze, to wartość teoretyczna. Po drugie, to nie jest dług publiczny. Po trzecie, obecnie ten procent jest wyższy. Wyjaśniamy.
W drugim tygodniu sierpnia w mediach społecznościowych rozpowszechniano grafikę ze zdjęciem Mateusza Morawieckiego z nałożonym napisem "złodziej" i tekstem: "Do tej pory mogliśmy jedynie się domyślać, jaki jest prawdziwy stan zadłużenia Polski. Teraz, na wyraźne polecenie UE, analitycy Głównego Urzędu Statystycznego nie mieli wyjścia i pierwszy raz w historii oszacowali ukryty dług naszego kraju. Suma jest gigantyczna - to 4,96 biliona złotych, czyli 276 proc. polskiego PKB". Autorzy postów na Twitterze, publikując tę grafikę, komentowali: "każdy niby o tym wie… ale skala jest przeogromna… na prawdę usiadłem z wrażenia… :/ 4 960 000 000 000 zł … czyli 276 procent PKB - czyli mamy 3 x wyższe długi niż w rok nasza cała gospodarka i wszystkie firmy i obywatele są w stanie 'zarobić' w rok…"; "15 X 2023 koniec tego #PiStoMafia".
Wpisanie już pierwszego zdania z grafiki - "Do tej pory mogliśmy jedynie się domyślać" - do wyszukiwarki Facebooka lub Twittera pokazuje, że posty z identyczną treścią były publikowane już w 2018 roku. Pierwszy, który znaleźliśmy, pochodzi z 20 kwietnia 2018 roku. Jego treść jest taka sama jak wpisów udostępnianych obecnie, choć opatrzono go grafiką z tekstem: "Ujawniono prawdziwy dług państwa! Kwota jest gigantyczna! Morawiecki zaczynał z bilionem zł długu, teraz ma już 6 bilionów złotych! W statystykach pomijano zobowiązania wobec emerytów, dzięki czemu dług nie przekraczał biliona złotych. Teraz karty zostały odkryte!!". Post był popularny, udostępniło go prawie 9 tys. osób.
Następnie tekst o "prawdziwym stanie zadłużenia Polski" powtarzano we wpisach m.in. na Facebooku i Twitterze w 2020 i 2022 roku. Wyjaśniamy więc, dlaczego te dane, choć są prawdziwe, wcale nie pokazują "prawdziwego stanu zadłużenia Polski" i tego, że "mamy trzy razy wyższe długi niż w rok nasza cała gospodarka i firmy są w stanie zarobić".
Oficjalny dług publiczny: 48,1 proc.
Dług publiczny (nazywany też długiem finansów publicznych lub deficytem sektora instytucji rządowych i samorządowych) to wskaźnik zadłużenia sektora finansów publicznych określający wysokość zobowiązań zaciągniętych przez poszczególne jednostki sektora na rynku finansowym, w tym bankowym (definicja za leksykonem budżetowym Sejmu). Innymi słowy jest to suma pożyczek zaciągniętych w przeszłości przez rząd, samorządy i inne instytucje publiczne na rynku finansowym.
Wartość długu można podawać w liczbach bezwzględnych, ale powszechniejsze jest podawanie go w relacji do Produktu Krajowego Brutto (PKB). I tak: według Głównego Urzędu Statystycznego w całym 2022 roku dług w relacji do PKB wyniósł 49,1 proc. Ministerstwo Finansów podało natomiast, że w pierwszym kwartale 2023 roku dług w relacji do PKB spadł do 48,1 proc. To ponad pięciokrotnie mniej, niż czytamy na grafice rozpowszechnianej teraz w sieci.
Warto wiedzieć, że w XXI wieku polski dług publiczny nigdy nie przekroczył poziomu 60 proc. PKB. To granica zapisana w Konstytucji RP, tzw. próg ostrożnościowy, powyżej którego państwo nie może już bardziej się zadłużać. Skąd więc się wzięło 276 proc. PKB w treści popularnej grafiki?
Szacunkowa wartość wszystkich emerytur i rent w 2015: 276 proc.
O tej wartości pisaliśmy już w czerwcu 2022 roku w Konkret24. Wtedy w mediach społecznościowych rozpowszechniano przekaz: "gdy Grecja padła na kolana, miała 208 proc. PKB długu, a Polska ma 276 proc.". Wyjaśnialiśmy, że dług na poziomie 276 proc. PKB wziął się z publikacji GUS z 2018 roku. Nie jest to jednak polski dług publiczny, tylko wartość uprawnień emerytalno-rentowych gospodarstw domowych nabytych w ramach ubezpieczeń społecznych według stanu na dzień 31 grudnia 2015 w stosunku do PKB. Prościej: wartość wszystkich emerytur i rent, które mają być zapłacone w momencie przejścia na emeryturę obecnie pracujących oraz świadczeń pozostałych do wypłaty obecnym emerytom i rencistom. W liczbach bezwzględnych na koniec 2015 roku wartość tych świadczeń wynosiła 4,96 bln zł, czyli 276 proc. ówczesnego PKB. Tak więc obecnie rozsyłane są nie tylko stare dane, lecz dodatkowo fałszywie interpretowane.
GUS zaczął prowadzić taką statystykę w 2018 roku - rzeczywiście "na wyraźne polecenie Unii Europejskiej", a dokładnie: w związku z rozporządzeniem Parlamentu Europejskiego i Rady (UE) nr 549/2013 z dnia 21 maja 2013 r. w sprawie europejskiego systemu rachunków narodowych i regionalnych w Unii Europejskiej (ESA 2010). To rozporządzenie wymogło na krajach członkowskich szacowanie wartości przyszłych emerytur i rent.
Konieczność wypłacenia tych emerytur jest jednak czysto teoretyczna, ponieważ stałoby się tak tylko w momencie, gdyby wszyscy pracujący Polacy z dnia na dzień przeszli na emeryturę lub gdyby zlikwidowano obecny system emerytalny przy jednoczesnej wypłacie świadczeń.
Od 2018 roku GUS raz zaktualizował szacunki dotyczące wartości uprawnień emerytalno-rentowych. W połowie 2021 roku podał, że na koniec 2018 roku wyniosły one 6,19 bln zł, czyli 292 proc. ówczesnego PKB.
"Liczba ta nie ma dużego znaczenia dla obecnej sytuacji finansowej"
Wartość uprawnień emerytalno-rentowych, choć nazywana przez niektórych ekonomistów "ukrytym długiem publicznym", nie wlicza się do oficjalnego długu publicznego. Wynika to m.in. z jej teoretycznego charakteru. Jak tłumaczył w Konkret24 Adam Czerniak, ekonomista z Kolegium Gospodarki Światowej Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie, "liczba ta, poza wymiarem informacyjnym, nie ma dużego znaczenia dla obecnej sytuacji finansowej państwa, bo liczy się bieżący strumień świadczeń; może mieć znaczenie, jeżeli analizujemy ewentualne przyszłe ryzyka".
To zastrzeżenie zamieszcza też GUS w publikacjach na temat wartości uprawnień emerytalno-rentowych: "Należy wyraźnie podkreślić, że statystyki dotyczące zobowiązań emerytalno-rentowych w ujęciu ADL (accrued-to-date liabilities) nie stanowią miary stabilności finansów publicznych. Prezentują obecną wartość świadczeń, które mają być zapłacone w momencie przejścia na emeryturę obecnie pracujących (ubezpieczonych) oraz pozostałe do wypłaty świadczenia obecnych emerytów i rencistów". GUS wymienia jedno z możliwych przyszłych zastosowań tych danych: "Statystyki dotyczące uprawnień i zobowiązań emerytalno-rentowych w podejściu ADL mogą stanowić cenną informację o koszcie likwidacji systemu emerytalnego przy jednoczesnej wypłacie świadczeń, do których jego uczestnicy nabyli uprawnienia do momentu likwidacji systemu".
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: Adobe Stock/Twitter