W najbliższych miesiącach będziemy obserwować w mediach społecznościowych konkurujące ze sobą narracje na temat rządów talibów w Afganistanie. Według raportu Atlantic Council talibowie są do tej wojny świetnie przygotowani. Do budowania swojej siły w internecie zabrali się zaraz po klęsce w 2001 roku - dziś smartfony są ich skuteczną bronią.
Talibowie przejęli kontrolę nad prowincją Pandższir - poinformował w poniedziałek 6 września rzecznik talibów Zabihullah Mudżahid. Było to ostatnie w Afganistanie ognisko oporu broniące się po ofensywie talibów. Informacja została opublikowana na oficjalnym twitterowym koncie Mudżahida. Istnieje ono od kwietnia 2017 roku. Ma ponad 385 tys. obserwujących. Teraz talibowie są bowiem aktywni w sieci jak nigdy przedtem, a mediów społecznościowych używają do szerzenia swojej propagandy.
Tymczasem 20 lat temu, w połowie 2001 roku, to oni zakazali w Afganistanie korzystania z internetu - nie tylko obywatelom, ale także władzom państwowym. Jak wówczas tłumaczyli, chodziło o to, by zablokować dostęp do wulgarnych, niemoralnych i antyislamskich materiałów. Wielu z nich wierzyło wówczas, że zarówno telewizja, jak też internet są zachodnimi narzędziami szerzenia antyislamskiej propagandy. Po 20 latach pokazują, jak udało im się zaprząc internet do robienia własnej.
Od prymitywnych "nocny listów" do szyfrowanych wpisów na Telegramie
Emerson T. Brooking w analizie opublikowanej 26 sierpnia na blogu amerykańskiego think thanku Atlantic Council opisuje, że już rok po amerykańskiej inwazji na Afganistan w 2001 roku, która zakończyła rządy talibów, zawiesili oni wydany przez siebie zakaz "żywych obrazów". Zobaczyli i docenili siłę propagandową publikowanych w sieci zdjęć i materiałów wideo przedstawiających martwych Afgańczyków, którzy mieli rzekomo zginąć z rąk amerykańskiego okupanta. Swoją propagandę uprawiali wówczas także poprzez shabnamah, czyli tzw. nocne listy, które dostarczano głównie na terenach wiejskich, gdzie działali bojownicy. Talibowie przekazywali w nich ogólne informacje lub szczegółowe instrukcje miejscowej ludności, groźby lub ostrzeżenia. Były dostarczane bezpośrednio mieszkańcom lub umieszczane na drzwiach domów czy meczetów. Tym, którzy nie umieli czytać, dostarczano kasety audio.
W 2005 roku powstała pierwsza oficjalna strona talibskiego powstania. Publikowano tam treści w pięciu językach: angielskim, arabskim, paszto, dari i urdu. Były to głównie krótkie przekazy prasowe z informacjami o zwycięskich potyczkach z siłami rządzącej koalicji. Potem doszły przekazy audio i wideo. Trzy lata później minister informacji talibów pochwalił się, że rząd afgański potrzebuje 24 godzin, by wydać oficjalny komunikat prasowy dla dziennikarzy, "podczas gdy my możemy przekazać informacje przez telefony satelitarne w rekordowym czasie".
W 2008 roku komunikacja talibów - dotychczas zdecentralizowana - została skonsolidowana i była kontrolowana przez kilka osób. Jedną z nich był mężczyzna publicznie znany jako Zabihullah Mudżahid. Stał się internetowym głosem talibów na następne 13 lat. 17 sierpnia 2021 roku przedstawiający się w ten sposób mężczyzna wystąpił na pierwszej konferencji prasowej talibów w zdobytym Kabulu. Zasiadł w fotelu byłego afgańskiego ministra informacji, zamordowanego przez talibów zaledwie kilka tygodni wcześniej. A 6 września na Twitterze poinformował o przejęciu kontroli nad prowincją Pandższir.
Zaraz po utracie władzy w 2001 roku talibowie zaczęli się pojawiać w mediach społecznościowych. Osiem lat później uruchomili kanał na YouTube. Na stronie internetowej dodano przyciski do udostępniania na Facebooku znajdujących się na YouTube treści. To właśnie na Facebooku i na Twitterze publikowali już regularnie od 2011 roku: podawali szczegóły bitew, udzielali komentarzy zachodnim dziennikarzom (i to na długo, zanim robiły to oficjalne kanały koalicji). Równocześnie rozwijali sieć zaprzyjaźnionych blogerów.
W 2015 roku talibowie powiększyli zasięgi w sieci, uruchamiając kanały na Telegramie i WhatsAppie - co pozwoliło tez na szyfrowaną komunikację między bojownikami. Ich ówczesne komunikaty propagandowe pod względem technicznym były wzorowane nieco na działaniach tzw. Państwa Islamskiego w sieci. W 2016 roku zaczęli wykorzystywać platformy wideo do rozpowszechniania nagrań ataków, wymian ognia. Filmy te okraszano islamskimi śpiewami. Do ich tworzenia korzystano też z dronów.
Jak informował zespół analityków DFRLab (think thank Atlantic Council), przed wyborami w Afganistanie w 2019 roku na Twitterze pojawił się używany przez różne podejrzane konta hasztag #AlFath (po arabsku: zwycięstwo) promujący działalność talibów. Odnosił się do nazwy ówczesnej ofensywy talibów skierowanej przeciw afgańskiemu rządowi, wojsku i siłom bezpieczeństwa. Popularyzacja hasztagu miała wzmacniać narrację podważającą legitymację afgańskiego rządu i zastraszyć wyborców przed głosowaniem.
Rewolucja technologiczna w Afganistanie. Smartfon jako broń
Otwieraniu coraz nowocześniejszych kanałów komunikacji przez talibów towarzyszyła technologiczna rewolucja, którą przechodził Afganistan za rządu wspieranego przez Amerykanów. W kraju przybywało masztów telekomunikacyjnych, liczba użytkowników telefonów komórkowych wzrosła z miliona w 2005 roku do 22 mln w 2019 roku. Jak podaje "The New York Times", według ekspertów teraz 70 proc. mieszkańców Afganistanu ma dostęp do telefonu komórkowego.
Popularność smartfonów jako oręża talibów dało się zauważyć np. w 2015 i 2016 roku, kiedy to podczas serii ataków na afgańskie miasto Kunduz bojownicy robili sobie triumfalne selfie, które umieszczali w mediach społecznościowych. Gdy w innym mieście talibowie zdobyli główne skrzyżowanie, zalali sieć dokumentującymi to materiałami - w tym samym czasie siły koalicji oficjalnie zaprzeczały, by doszło do poważnego ataku.
"40 procent Afgańczyków korzysta z dostępu do Internetu, 90 procent z telefonu komórkowego" –informuje Emerson Brooking, analityk Atlantic Council i autor książki "Nowy rodzaj wojny. Media społecznościowe jako broń". "Teraz na obszarach miejskich wszyscy Afgańczycy mają smartfony i myślę, że to będzie dla talibów bardzo użyteczne. Będą używać mediów społecznościowych, by powiedzieć Afgańczykom, co mają robić" - mówił w "The New York Times" prof. Thomas Johnson z Naval Postgraduate School w Monterey. "Smartfony były zawsze skuteczną bronią talibów" – stwierdził w wypowiedzi dla tego samego dziennika Abdul Sayed, ekspert ds. bezpieczeństwa zajmujący się radykalnymi ruchami w Afganistanie. "Oni je zawsze darzyli specjalną miłością" – dodał.
Reakcje cyfrowych potęg. Strategia próżni informacyjnej
Jak ocenia Emerson Brooking, początkowo talibowie prowadzili aktywność w sieci przy biernej postawie gigantów technologicznych, właścicieli mediów społecznościowych. Sporadycznie usuwali oni publikowane przez talibów treści - gdy były zbyt drastyczne lub gdy budziły gniew amerykańskich decydentów. Zmieniło się to w 2015 roku. Wówczas platformy próbowały już też blokować propagandę tzw. Państwa Islamskiego.
Gdy pod koniec 2016 roku talibowie uruchomili aplikację na Androida w języku paszto, została niemal natychmiast usunięta ze sklepu Google Play. Ponieważ talibom coraz trudniej było prowadzić aktywność w sieci, zmienili trochę taktykę: zamiast masowo publikować na Facebooku krzykliwą propagandę, wykorzystywali go głównie do lokalizacji potencjalnych celów poprzez ich identyfikację i śledzenie ich dostępnych publicznie profili.
W 2017 roku, gdy wspierany przez Amerykanów rząd afgański nakazał wewnątrz kraju 20-dniowe zamknięcie WhatsAppa i Telegramu, powołując się na bliżej nieokreślone względy bezpieczeństwa, talibowie pokazywali, że są bardziej dostępni i transparentni. Jednocześnie próbowali ograniczać zdolność afgańskiego rządu do komunikowania się ze społeczeństwem. Jak wyjaśniał dziennikowi "The New York Times" w 2016 roku Zabihullah Mudżahid, celem było stworzenie próżni informacyjnej - takiej, którą talibowie mogliby wypełnić.
W 2021 roku, już po przejęciu władzy przez talibów w Afganistanie, rzecznik Facebooka poinformował Business Insider, że firma usuwa "konta posiadane przez talibów lub w ich imieniu prowadzone i zabrania ich wychwalania i popierania". Dotyczy to również WhatsAppa i Instagrama. Ponadto zaznaczył, że w firmie pracują eksperci ds. Afganistanu, którzy mówią w językach dari i paszto, więc mogą oceniać kontekst publikowanych treści. Również przedstawiciele YouTube twierdzą, że usuwają konta, które są uważane za własność i są zarządzane przez afgańskich talibów.
"Ogólnie rzecz biorąc, Facebook jest uzależniony od autorytetu społeczności międzynarodowej, by decydować tym, czy rząd danego kraju jest uznawany czy nie" – ocenia portal niemieckiego tygodnika "Die Zeit", pisząc o strategii usuwania treści talibów z sieci. I zastanawia się, co będzie, gdy talibowie przejmą oficjalnie media społecznościowe afgańskiego rządu.
Trzy lata po rozmowie Mudżahida z "NYT" cyfrowa propaganda talibów była już dojrzała. Błyskawicznie wydawali anglojęzyczne komunikaty o toczących się walkach, często z gotowymi do udostępnienia infografikami i krótkimi filmami wideo. Twitterowe konto Mudżahida było regularnie wzmacniane przez sieć kont spamowych, które miały zwiększać zasięg przekazów.
Według badań z 2020 roku dotyczących korzystania z Twittera podczas afgańskiego konfliktu na tym koncie tweetowano wówczas ponad 15 razy dziennie - częściej niż na koncie afgańskiego ministerstwa obrony. Mudżahid miał dwa razy więcej obserwujących.
Spokój i wyważenie w sieci - w kontraście do Al-Kaidy
Emerson Brooking zauważa, że w mediach społecznościowych talibowie zdają się łagodzić ton, przynajmniej w kontaktach ze społecznością międzynarodową. Jako przykład podaje rok 2019 i ich reakcje na atak terrorystyczny na meczety w Christchurch w Nowej Zelandii. Wydali wówczas anglojęzyczny komunikat prasowy, w którym nie wezwali do dżihadu, tylko do "kompleksowego dochodzenia". Ich stanowisko kontrastowało z ówczesnymi oświadczeniami przywódców Al-Kaidy i tzw. Państwa Islamskiego, którzy wzywali do krwawej zemsty na Zachodzie. Takimi działaniami talibowie zyskiwali coraz więcej zwolenników.
"NYT" również ocenia, że po przejęciu władzy przez talibów w Afganistanie ich wpisy w mediach społecznościowych są spokojne w treści i wyważone, co ma uspokoić miejscową ludność. W odpowiedzi na posty nawołujące do przemocy i zabijania Amerykanów talibowie odpowiadają postami nawołującymi do pokoju i jedności.
Jak zauważa dziennik, talibowie pokazują teraz swoją cyfrową siłę, a ich wpisy kontrastują ze scenami chaotycznej i pospiesznej amerykańskiej ewakuacji z lotniska w Kabulu. Gdy media obiegły przejmujące obrazy z kabulskiego lotniska, z którego startowały samoloty z trzymającymi się ich kurczowo zdesperowanymi ludźmi, jeden z najbardziej znanych protalibskich influencerów - Qari Saeed Khosty - opublikował post, w którym wyrażał głębokie dla nich współczucie.
W ostatnich tygodniach talibowie publikują wiadomości także w języku angielskim, a konferencje prasowe transmitują w sieci. Ich oficjalna strona internetowa Al-Emarah publikuje teraz przekazy w językach: angielskim, paszto, dari, urdu i arabskim.
"Zrozumieli, że do wygrania wojny potrzeba własnych narracji i opowiadania historii"
Według "The New York Times" od 9 sierpnia pojawiło się ponad sto nowych kont na Facebooku i Twitterze przedstawiających się jako przedstawiciele lub zwolennicy talibów. Trzej czołowi rzecznicy talibów mają niemal milion obserwujących na Twitterze. Aktywność talibów skupia się bowiem teraz głównie na tej platformie.
Emerson Brooking z Atlantic Council pisze o zagranicznych botnetach, które talibowie mogą wykorzystać do przejmowania popularnych hashtagów, by pokierować odpowiednio dyskusją online. Oprócz tego, wykorzystują konta trolli do forsowania własnych opinii i dyskredytowania innych. Istnieją doniesienia, że talibowie korzystają z darmowych narzędzi online do tropienia swoich przeciwników i miejsc, gdzie się znajdują.
"Talibowie wydają się również mieć zespoły medialne, które towarzyszą ich bojownikom w podbijaniu miast, a przynajmniej w strategii medialnej" - pisze na blogu Martine van Bijlert, współzałożycielka organizacji pozarządowej Afganistan Analysts Network. "Strategia ta ma mieć na celu przede wszystkim przekazywanie informacji o obowiązującym prawie, a jednocześnie uspokojenie ludzi, ale także ich zastraszenie" – uważa van Bijlert.
Brooking ocenia, że talibowie po utracie władzy w 2001 roku szybko uzyskali zdolność do kształtowania własnego środowiska informacyjnego i szybkiego rozpowszechniania własnej narracji; do kreowania się na pozytywnych bohaterów przy jednoczesnym stawianiu w negatywnym świetle Stanów Zjednoczonych i wspieranych przez nich sił afgańskich. "Zrozumieli, że do wygrania wojny potrzeba własnych narracji i opowiadania historii" – przyznał w "NYT" prof. Thomas Johnson z Naval Postgraduate School w Monterey.
Lecz - jak zauważa Brooking - poglądy i cele talibskich bojowników dzisiaj i sprzed 20 lat niewiele się zmieniły. Zmieniła się za to sprawność wykorzystywania przez nich nowoczesnych technologii. Dzisiejsi talibowie wiedzą, jak rozpowszechniać swój przekaz szybko i na dużą skalę. Docenili, jak propaganda w sieci może być użyteczna do pozycjonowania się na umiarkowanych - nawet podczas dokonywania masakr i brutalnych odwetów.
Analityk z Atlantic Council opisuje też widoczne po sierpniowej ofensywie talibów nowe zjawisko: afgańscy obywatele zapoczątkowali pierwsze oznaki internetowego ruchu oporu, który ma podważać twierdzenia talibów o ich umiarkowaniu i łaskawości oraz ujawniać coraz bardziej brutalną rzeczywistość ich rządów. Potwierdza to w rozmowie z "NYT" jeden z wykładowców Uniwersytetu Nangarhar - on nie wierzy, że nowe pokolenie, które dorastało w Kabulu pod obalonym właśnie rządem, zaakceptuje rządy talibów. Spodziewa się nowej fali internetowego oporu.
"Nadchodzące miesiące przyniosą więc konkurujące ze sobą narracje na różnych platformach społecznościowych. To jest wojna, do której talibowie są przygotowani" – konkluduje w swojej analizie dla Atlantic Council Emerson Brooking.
Autor: Jan Kunert / Źródło: Konkret24, Atlantic Council, Die Zeit, The New York Times; zdjęcie: Tatyana Makeyeva/Reuters/Forum