W telewizyjnym wywiadzie Mateusz Morawiecki przekonywał, że rząd Donalda Tuska nie pomagał kredytobiorcom tak, jak robi to obecny rząd. Eksperci tłumaczą, jakie fakty przemilczał premier i dlaczego rzeczywistości z czasów PO-PSL "nie sposób porównać" z obecną.
Premier Mateusz Morawiecki był pytany 4 lipca w TVP Info, jak rząd walczy z inflacją. W odpowiedzi mówił o obniżkach podatków, podniesieniu minimalnego wynagrodzenia i kwoty wolnej od podatku. I powtarzał stwierdzenie o "putinflacji". "Tak, ale przecież z inflacją też mieliśmy do czynienia jeszcze przed rozpoczęciem inwazji rosyjskiej na Ukrainę" – stwierdził prowadzący rozmowę Michał Adamczyk. Wtedy Morawiecki przyznał, że tęskni za trzy-, cztero-, pięcioprocentową inflacją. "Dzisiaj walczymy z inflacją wszelkimi możliwymi sposobami i mam nadzieję, że za parę miesięcy ona będzie w trendzie spadkowym" – stwierdził.
Potem premier mówił o wysokich dzisiaj ratach kredytów. "To my przymuszamy banki do tego, żeby były wakacje kredytowe, bo WIBOR jest 6,80. Czy wie pan, panie redaktorze i szanowni państwo, że w czasach Platformy Obywatelskiej WIBOR też był 6,80 i czy wtedy zrobili jakieś wakacje kredytowe?" – pytał.
Nie było to w tej rozmowie jedyne porównanie Mateusza Morawieckiego obecnej sytuacji gospodarczej z okresem rządów PO-PSL.
Morawiecki: "czy nasi poprzednicy cokolwiek takiego zrobili?"
Dalej Mateusz Morawiecki wspominał: "Był taki rok jeden z lat rządzonych przez Platformę Obywatelską: WIBOR 6,80". Poprzednikom zarzucał bezczynność: "Nie było funduszu gwarancji kredytowych, czyli dopłat do kredytów dla tych, którzy tracą możliwość spłaty raty kredytu". Przekonywał, że rząd nie chowa głowy w piasek i robi, co w jego mocy, "aby ulżyć Polakom". "A proszę mi pokazać, czy nasi poprzednicy cokolwiek takiego zrobili?" – pytał.
Parafrazę tej wypowiedzi premiera opublikowano na twitterowym profilu Prawa i Sprawiedliwości: "Walczymy z inflacją wszelkimi możliwymi sposobami. Przymuszamy banki, aby obniżały #WIBOR, wprowadzamy wakacje kredytowe. Poprzedni rząd #PO nie podejmował takich kroków - nawet nie szukał takich rozwiązań". Wpis miał ponad 400 polubień, lecz gros komentarzy było krytycznych. "A po co miał podejmować jakiekolwiek kroki jak nie było za ich czasów takiej inflacji?"; "Za PO zaciągnęłam kredyt i spokojnie go spłaciłam. Teraz to nie wiem co bym zrobiła" - pisali internauci (pisownia oryginalna).
Czy można porównywać obecną sytuację kredytobiorców do tej w czasach premierostwa Donalda Tuska? Na to m.in. zwracali uwagę komentujący post na profilu PiS. Ekonomiści, których Konkret24 poprosił o pomoc w wyjaśnieniu, czy i jaka jest różnica między tymi okresami, tłumaczą, że nie można porównywać obecnej sytuacji w czasami PO-PSL. Wyjaśniamy, na czym polega manipulacja premiera.
"Premier przemilcza jeden ważny fakt"
Mateusz Morawiecki rozpoczął porównywanie swoich rządów i rządów PO-PSL od porównania sytuacji kredytobiorców. WIBOR, o którym mówił, wraz z marżą banku jest składową oprocentowania kredytów. WIBOR to oprocentowanie, po jakim banki udzielają lub są skłonne udzielać pożyczek innym bankom (od jednego dnia do roku). W przypadku ustalania oprocentowania kredytów hipotecznych część banków stosuje stawkę WIBOR 3M (trzymiesięczny), co oznacza aktualizację oprocentowania kredytu co trzy miesiące, licząc od momentu jego uruchomienia. W przypadku WIBOR 6M (sześciomiesięczny) oprocentowanie jest aktualizowane co pół roku. Stawki uwzględniają podwyżki lub obniżki stóp procentowych, które w ocenie ekonomistów mogą się pojawić w tym okresie. Wskaźniki WIBOR są ustalane w każdy dzień roboczy.
Premier powiedział, że choć w czasach rządów koalicji PO-PSL WIBOR wynosił 6,8 proc., to nie zdecydowano się ani na fundusz gwarancji kredytowych, ani na wakacje kredytowe. Miał zapewne na myśli Fundusz Wsparcia Kredytobiorców. Osoby w trudnej sytuacji mogą liczyć nawet na 2 tys. zł dopłaty miesięcznie do raty kredytów przez najbliższe trzy lata. Z kolei wakacje kredytowe to możliwość odroczenia spłaty czterech rat w 2022 i czterech rat w 2023 roku. To bez wątpienia korzystne rozwiązania dla kredytobiorców - czy jednak w rzeczywistości gospodarczej okresu rządów PO-PSL były oczekiwane?
"Premier Morawiecki, wskazując na podobne jak obecnie stawki WIBOR w 2008 roku, przemilcza jeden ważny fakt. Poza absolutną wysokością stóp procentowych istotna jest też ich relatywna zmiana i tempo wzrostu" - zauważa Marcin Zieliński z Forum Obywatelskiego Rozwoju w analizie dla Konkret24. W jego ocenie wzrost stawki WIBOR 3M w 2008 roku do poziomu 6,87 proc. względem dołka notowanego jakieś 2,5 roku wcześniej oznaczał wzrost raty o około jedną czwartą w przypadku kredytu 25-letniego. Zmiana ta była rozłożona w czasie: na dziesięć kwartałów. "Obecnie mamy wzrost z poziomu 0,21 proc. do ponad 7 proc. W trzy kwartały rata analogicznego kredytu wzrosła o niemal 100 proc." - zauważa Zieliński. "Wzrost stawki WIBOR w 2008 roku był więc o wiele mniejszym obciążeniem dla budżetów domowych kredytobiorców, którzy z wyjątkiem nadzwyczajnych sytuacji raczej nie mieli wówczas z powodu podwyżek problemów ze spłatą" - ocenia.
Doktor Jakub Borowski, główny ekonomista Credit Agricole i wykładowca Szkoły Głównej Handlowej, ocenia podobnie. Przypomina, że przed globalnym kryzysem finansowym w 2008 roku cykl wzrostu WIBOR-u był rozciągnięty w czasie. Tendencja wzrostowa trwała 31 miesięcy – od dołka w kwietniu 2006 roku do października 2008 roku. - W tym okresie trzymiesięczny WIBOR zwiększył się o 2,72 punktu procentowego, a sześciomiesięczny wzrósł o 2,71 punktu. To była zatem skala wzrostu o ponad połowę mniejsza niż w obecnym cyklu - tłumaczy Borowski. Podkreśla, że znacznie dłuższy niż obecnie cykl wzrostowy ułatwiał podmiotom gospodarczym dostosowanie się do wyższych stawek, a sama skala tego wzrostu była radykalnie mniejsza. - Dlatego porównywanie tych dwóch epizodów nie jest moim zdaniem uzasadnione - kwituje Borowski.
Fundusz Wsparcia Kredytowego? "Uchwalony w 2015 roku w Sejmie za PO"
Tempo wzrostu stóp procentowych Narodowego Banku Polskiego obecnie i w poprzednich latach widać na poniższym wykresie, opublikowanym 7 lipca na twitterowym profilu PKO Research. "RPP podniosła stopy procentowe o 50 punktów bazowych (...). To 10 podwyżka w tym cyklu, który jest już najdłuższym (liczba podwyżek) i największym (skala podwyżek) w historii" - skomentowano. Dynamika wzrostu stóp procentowych w latach 2021-2022 (czerwona linia) jest znacznie wyższa od tej z lat 2007-2008 (szara linia) czy 2010-2012 (czarna linia).
"Nie sposób porównać tych dwóch rzeczywistości" - komentuje dla Konkret24 ekonomista Rafał Mundry. Szacuje, że w okresie wzrostu WIBOR-u do ok. 6,8 proc. w 2008 roku przeciętna rata kredytu wzrosła z 1330 zł do 1651 zł, czyli o ok. 300 zł. "Dziś mamy sytuację, gdzie stopy były bliskie zera. I rata wzrosła z 870 zł na 1700 zł" - zauważa (szacunek dotyczy kredytu na 200 tys. zł zaciągniętego na 25 lat). "To ogromna różnica. Wiele rodzin przeżywa dziś terapię szokową. Rata urosła im w kilka miesięcy niemal dwukrotnie" - pisze Rafał Mundry.
Zwraca uwagę, że w 2008 roku kredytobiorcy stawiali czoła innym problemom - również ze względu na waluty, w jakich udzielano pożyczek. Ponad połowę kredytów dawano we franku szwajcarskim. "Dziś ponad 95 proc. kredytów udzielanych jest w złotym" - przypomina Mundry. A odnosząc się do Funduszu Wsparcia Kredytowego, pisze: "Został uchwalony w 2015 roku w Sejmie za PO. I był to poselski projekt PO. PiS go tylko później liberalizował pod względem kryteriów".
Inflacja za PO-PSL i za PiS? "To jest przepaść"
Przypomnijmy: premier mówił o ułatwieniach dla kredytobiorców, odpowiadając na pytanie o inflację i w wątku poświęconym inflacji zarzucał bezczynność poprzednikom z PO-PSL. Czy obie rzeczywistości inflacyjne są porównywalne?
Marcin Zieliński FOR zwraca uwagę, że czerwcowy odczyt Głównego Urzędu Statystycznego pokazuje najwyższą inflację w Polsce od marca 1997 roku. W latach 2007–2015 roczna inflacja była zawsze poniżej 5 proc. "Rząd chętnie zrzuca winę za polską inflację na czynniki zewnętrzne, najpierw zaburzenia wywołane pandemią, a teraz wojnę. Choć czynniki zewnętrzne odgrywają pewną rolę w obecnej inflacji, to trzeba zauważyć, że wzrost cen był w Polsce wysoki jeszcze przed pandemią" - pisze Zieliński. Według niego chwilowy powrót inflacji w pobliże celu po wybuchu pandemii był spowodowany głównie spadającymi cenami energii, w tym paliw, na rynkach światowych. "Inflacja bazowa, oczyszczona z cen energii i żywności, przewyższa 3,5 proc. już od pierwszej połowy 2020 roku. Obecnie inflacja bazowa jest powyżej 9 proc. Z taką, a nawet podobną sytuacją w czasach rządów PO-PSL nie mieliśmy do czynienia" - kwituje Zieliński.
"Wtedy inflacja wynosiła 4,8 proc., a dziś 15,5 proc. To jest przepaść" - komentuje z kolei Rafał Mundry. "Ludzie byli w realnie innej sytuacji finansowej. Dziś inflacja zjadła ludziom dwie pensje w roku. Spada znacząco realnie siła nabywcza dochodów Polaków. Tego wtedy nie było" - dodaje. Ponadto za PO-PSL pensje rosły znacznie szybciej niż inflacja, a dziś inflacja rośnie już szybciej niż dynamika wynagrodzeń. "Porównywanie tych dwóch sytuacji (2008 i 2022) to przepaść. Trochę jak porównywanie telefonów komórkowych do stacjonarnych. Niby to samo, ale porównać się tego nie da. To były dwie różne rzeczywistości gospodarcze. Dziś Polacy są w znacznie trudniejszej sytuacji" - ocenia Mundry.
Jakub Borowski z Credit Agricole uważa, że w maju 2011 roku, kiedy inflacja wyniosła 5 proc., nie było potrzeby takich niestandardowych działań ze strony rządu, jak obecnie są wymagane. - Inflacja przejściowo odchyliła się wtedy od celu, co było w znacznym stopniu związane z czynnikami uznawanymi wówczas za czynniki przejściowe. Skala tego odchylenia była znacznie mniejsza niż dziś - mówi Borowski. - Nie było potrzeby sięgania do narzędzi innych niż te, które posiadał w swoim arsenale bank centralny. I bank centralny działał, podnosił stopy - stwierdza. Dlatego zdaniem Borowskiego sytuacja kredytobiorców jest dziś trudniejsza niż w 2011 roku. Stopy procentowe NBP i stawki WIBOR były w 2011 roku znacząco niższe niż dziś. Ich wzrost był łagodny, stopniowy, rozciągał się na wiele miesięcy. - Podmioty gospodarcze, w tym gospodarstwa domowe, mogły się wówczas do tego wzrostu dostosować - ocenia ekonomista.
Autor: Krzysztof Jabłonowski, współpraca: Michał Istel / Źródło: Konkret24; zdjęcie: Maciej Kulczyński/PAP