Przystąpienie przez Polskę do Europejskiej Tarczy Antyrakietowej, zwanej potocznie żelazną kopułą, było jednym z ważniejszych tematów w kwietniu 2024 roku. Deklaracja o dołączeniu do tej inicjatywy była powtarzana przez czołowych polityków obozu rządzącego, ale jakiś czas temu temat ucichł. Sprawdzamy, co z przystąpieniem Polski do europejskiej żelaznej kopuły.
O konieczności przystąpienia do projektu budowy żelaznej kopuły premier Donald Tusk mówił m.in. 15 kwietnia 2024, podczas spotkania z premier Danii Mette Frederiksen: "Cieszę się, że Pani Premier pozytywnie zareagowała na moją intencję, żeby Polska dołączyła do tego projektu w Europie" (cyt. za gov.pl). Propozycję niemiecką przedstawiano wówczas jako uzupełnienie naszych systemów obrony - Pilica, Narew i Wisła.
"Jeśli mamy mówić o bezpieczeństwie i sile militarnej Europy, to trzeba zacząć od tej kopuły" - mówił Donald Tusk w "Faktach po 'Faktach'" w maju 2024 roku.
Na temat znaczenia żelaznej kopuły dla naszego bezpieczeństwa wypowiadał się także gen. Bogusław Pacek, były sztabowiec i były rektor Akademii Obrony Narodowej (obecnie Akademia Sztuki Wojennej). "Najwyższy czas budować wspólne zdolności w Europie. Czas skończyć z myśleniem, że każde państwo zbuduje coś na miarę swoich możliwości i to będzie wystarczające, żeby się obronić np. przed takim przeciwnikiem jak Federacja Rosyjska. Suma zdolności poszczególnych państw w Europie, to nie jest to samo, co jest potrzebne jako wspólna zdolność militarna Zachodu.
Sprawa była na tyle istotna, że postanowiono ją dopisać do listy "100 konkretów na 100 pierwszych dni rządów!" sformułowanych przez Koalicję Obywatelską przed wyborami parlamentarnymi w 2023 roku. Tak brzmi konkret nr 75:
"Pilnie przystąpimy do sojuszniczego programu obrony przeciwrakietowej tzw. kopuły europejskiej (European Sky Shield – Europejska Tarcza Antyrakietowa). W interesie bezpieczeństwa Polski jest wykorzystanie wszystkich możliwych narzędzi do ochrony polskiego i europejskiego nieba".
Także wicepremier i minister obrony Władysław Kosiniak-Kamysz podkreślał, że "chcemy być w tej inicjatywie, którą zaproponowali Niemcy, bo nie mamy fobii wobec naszych sojuszników w NATO i w Unii Europejskiej". Poseł KO Michał Szczerba z kolei jesienią 2024 roku mówił, że europejska żelazna kopuła mogłaby być "europejskim programem flagowym" polskiej prezydencji w UE (w pierwszym półroczu 2025 roku).
Z kolei politycy Prawa i Sprawiedliwości od początku wyrażali się o tej inicjatywie wyłącznie krytycznie, Mariusz Błaszczak określił ją mianem "niemieckiego projektu biznesowego", a te same słowa powtórzył za nim ówczesny prezydent Andrzej Duda.
Czym jest europejska żelazna kopuła?
Europejska żelazna kopuła (European Sky Shield Initiative, ESSI) to inicjatywa, która została zaproponowana przez Niemcy w 2022 roku. 14 września 2022 roku w Berlinie zaprezentowano jej główne założenia - wspólne zakupy, konserwację i zaopatrzenie w sprzęt oraz amunicję, przy jednoczesnym dopuszczeniu w przyszłości wspólnych prac rozwojowych, przy ramowej roli Niemiec. Inicjatywa nie jest bowiem inicjatywą NATO ani Unii Europejskiej, ale narodową inicjatywą niemiecką.
Już miesiąc później - 13 października - 15 państw podpisało się pod listem intencyjnym. Były to: Belgia, Bułgaria, Czechy, Estonia, Finlandia, Holandia, Litwa, Łotwa, Niemcy, Norwegia, Rumunia, Słowacja, Słowenia, Węgry i Wielka Brytania. Później dołączyły: Dania i Szwecja (15 lutego 2023 roku), Austria i Szwajcaria (7 lipca 2023 roku), Grecja i Turcja (15 lutego 2024 roku) oraz w 2025 roku Albania i Portugalia.
Mimo licznych deklaracji polskiej strony o przystąpieniu do tej inicjatywy od roku nie słychać, aby cokolwiek się w tej sprawie wydarzyło. O stan konkretów postanowiliśmy więc zapytać przedstawicieli rządu.
MON odpowiadając na nasze pytanie, najpierw przypomniał historię powstania inicjatywy, a następnie odniósł się do udziału Polski w projekcie:
Polska traktuje ESSI jako platformę współpracy, która potencjalnie mogłaby przyczynić się do wszechstronnego wzmocnienia obrony powietrznej i przeciwrakietowej Polski, do czego jednak konieczna byłaby ewolucja inicjatywy polegająca na tym, aby była ona elastyczna i umożliwiała realizację interesów wszystkich uczestniczących w niej partnerów. W obecnym kształcie bowiem nie stanowi istotnego wsparcia dla realizacji potrzeb SZ RP.
Z prośbą o wyjaśnienie, o jakie interesy chodzi, napisaliśmy do Dowództwa Operacyjnego Rodzajów Sił Zbrojnych i Sztabu Generalnego WP. Do chwili publikacji artykułu nie otrzymaliśmy odpowiedzi.
Istotniejsze systemy antydronowe
Dlatego o znaczenie tej odpowiedzi z MON, jak i samego projektu europejskiej kopuły przeciwrakietowej zapytaliśmy eksperta, majora Michała Fiszera, byłego pilota wojskowego i wykładowcę w Uniwersytecie Civitas (wcześniej Collegium Civitas).
Jak tłumaczy major Fiszer dzięki tej inicjatywie moglibyśmy m.in. zaoszczędzić na zakupach, a także ujednolicić nasze systemy obrony z sojusznikami poprzez prowadzenie wspólnych szkoleń. Możliwa byłaby m.in. lepsza koordynacja współpracy przy obsłudze systemów przeciwlotniczych i przeciwrakietowych Patriot. - Długofalowo moglibyśmy na tej inicjatywie skorzystać, na przykład w kwestii zakupów amunicji do systemów, które już mamy - mówi major, ale dodaje, że obecnie na tym lista korzyści dla naszego kraju się kończy.
- To, co państwa zachodnie chcą razem kupować, my już mamy - mówi ekspert. - Na przykład Niemcy, którzy oddali swoje stare patrioty Ukrainie, chcą kupić nowe, podczas gdy Polska już takie posiada. Generalnie mamy sporo z tego, co inne państwa w kwestii systemów obrony powietrznej chcą dopiero kupić - wyjaśnia. Przypomnijmy, że Polska ma już dwie baterie Patriot i niedawno dokupiła kolejnych sześć. Dostawy pierwszych dwóch z sześciu baterii Patriotów w ramach II fazy programu Wisła zostaną zrealizowane na przełomie 2026 i 2027 r., a zakończenie dostaw planowane jest w 2029 roku.
Natomiast tym, co musimy w pierwszej kolejności dopracować jest obrona przeciwdronowa. Jak mówi nam major Fiszer - w kwestii rozwijania tego rodzaju obrony podpisaliśmy umowę o współpracy z Ukrainą, która ma w tym zakresie największe doświadczenie, bo zmaga się z tym problemem codziennie na polu walki. - Tworzymy z nimi roboczą grupę antydronową i w ramach tego prowadzimy wspólne szkolenia w zwalczaniu dronów i dzielimy się wzajemnie technologiami - mówi były wojskowy.
- Choć mamy zaawansowane systemy obrony powietrznej i potrafimy dziś zestrzelić każdy obiekt, to używanie rakiet za dwa miliony dolarów do zestrzeliwania licznych dronów w sytuacji pełnoskalowej wojny nie jest dobrym rozwiązaniem. W czasie wojny dronów w przestrzeni powietrznej może pojawiać się od 300 do 500 dziennie i trzeba w związku z tym wypracować tańsze metody ich neutralizowania. Takie metody mają już Ukraińcy. Wymyślili drony przechwytujące, które są znacznie tańsze - jeden kosztuje od tysiąca do dwóch tysięcy dolarów - wyjaśnia. - Natomiast państwa zachodnie są zamknięte na doświadczenia wojny ukraińskiej, dlatego zaczynamy się z nimi rozjeżdżać, jeżeli chodzi o nasze koncepcje - wyjaśnia mjr Fiszer i dodaje, że Polska w tej chwili chce postawić właśnie na rozbudowę systemów antydronowych, podczas gdy kraje zachodniej Europy planują inwestycje w tradycyjne systemy antyrakietowe.
- Na początku byliśmy tym zainteresowani, ale teraz poszliśmy bardziej w stronę antydronową, a oni (państwa zachodnie - red.) poszli w stronę tradycyjną przeciwlotniczą i przeciwrakietową i być może w związku z tym uznajemy, że nasz wkład kosztowałby więcej, niż moglibyśmy odnieść korzyści - podsumowuje ekspert.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: U.S. Army photo by Capt. Frank Spatt/DVIDS