W sieci pojawiły się informacje o zainicjowaniu przez prezydenta Andrzeja Dudę odebrania państwowego odznaczenia Janowi Tomaszowi Grossowi. Kancelaria Prezydenta miała wystąpić do MSZ w tej sprawie. Część internautów wpisała to w toczącą się obecnie kampanię prezydencką. Informacja jednak pochodzi z początku 2016 roku. Jak ustaliliśmy, do tej pory MSZ nie przesłał opinii w tej sprawie, ponieważ czeka na decyzję prokuratury.
We wtorek na Twitterze jeden z użytkowników podał, że "Andrzej Duda zwrócił się do MSZ z prośbą o opinię dotyczącą możliwości odebrania profesorowi Janowi Tomaszowi Grossowi państwowego odznaczenia - Krzyża Kawalerskiego Orderu Zasługi RP".
Jego wpis zanotował prawie 2 tys. polubień. Podało go dalej ponad 400 osób. "Popieram!", "Jeśli to prawda, to świetna wiadomość", "No nareszcie", "Brawo Panie Prezydencie" - komentują internauci.
Część z nich wpisuje to w kontekst toczącej się obecnie kampanii prezydenckiej: "Przedwyborcza ściema. Andrzej Duda miał na to kilka lat. Do wyborów nie tylko nie odbierze orderu, ale nawet nie dostanie opinii", "5 lat mial na to teraz udaje glupa pod publike przed wyborami (pisownia oryginalna)".
"Ponieważ to chyba sytuacja bez precedensu, inicjowanie tego w kampanii wyborczej słabo wygląda" - skomentowała blogerka Katarynaa (wpis już skasowała).
Informacja o tym, że Kancelaria Prezydenta wystąpiła do Ministerstwa Spraw Zagranicznych o opinię w sprawie odebrania Grossowi odznaczenia jest prawdziwa. Tyle, że pochodzi z początku 2016 roku.
"Polacy (...) w trakcie wojny zabili w gruncie rzeczy więcej Żydów niż Niemców"
We wrześniu 2015 roku na stronie internetowej niemieckiego dziennika "Die Welt" Jan Tomasz Gross napisał, że - jego zdaniem - Europa Wschodnia nie wykazuje solidarności wobec kryzysu imigracyjnego, kraje te okazały się "nietolerancyjne, nieliberalne, ksenofobiczne, niezdolne do przypomnienia sobie ducha solidarności, który doprowadził je do wolności ćwierć wieku temu".
Przyczynę oporu władz Polski przed przyjmowaniem dużej liczby uchodźców Gross dostrzegł w "postawach z czasów II wojny światowej i tuż po wojnie". "Polacy, słusznie dumni ze swojego antynazistowskiego ruchu oporu, w trakcie wojny zabili w gruncie rzeczy więcej Żydów niż Niemców" - napisał.
Jan Tomasz Gross to socjolog, profesor historii Uniwersytetu Princeton. Po aresztowaniu go przez władze Polskiej Rzeczpospolitej Ludowej za udział w strajkach studenckich w marcu 1968 roku wyemigrował do USA.
Zajmuje się historią zagłady Żydów w Europie w XX w. Jego książka "Sąsiedzi" z 2001 roku o mordzie w Jedwabnem zapoczątkowała debatę o Polakach uczestniczących w mordowaniu Żydów w czasie II wojny światowej. Tej też tematyce były poświęcone kolejne książki Grossa: "Złote Żniwa" (razem z żoną Ireną Grudzińską-Gross) i "Strach".
Reakcja MSZ i petycja Reduty
Po publikacji artykułu w "Die Welt", ówczesny rzecznik resortu spraw zagranicznych Marcin Wojciechowski oświadczył, że tekst Grossa jest "nieprawdziwy historycznie, szkodliwy i obrażający Polskę". Zapowiedział, że ówczesny ambasador RP w Niemczech Jerzy Margański przygotuje list w tej sprawie.
Wtedy też organizacja pozarządowa Reduta Dobrego Imienia - Polska Liga przeciw Zniesławieniom rozpoczęła zbiórkę pod petycją do prezydenta o odebranie Grossowi Krzyża Kawalerskiego Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej. Dostał to odznaczenie w 1996 roku od Aleksandra Kwaśniewskiego na wniosek szefa MSZ.
Order Zasługi Rzeczpospolitej został formalnie ustanowiony pod tą nazwą w 1992 roku. Jest nadawany osobom, które swoją działalnością wniosły wybitny wkład we współpracę międzynarodową oraz współpracę łączącą Polskę z innymi państwami i narodami. Dzieli się na pięć klas. Gross otrzymał krzyż o najniższej V klasie.
- Petycja ma na celu mobilizację społeczną. Ludzie muszą wreszcie zobaczyć te systematyczne kłamstwa i oszczerstwa wobec Polski - podkreślał Maciej Świrski, ówczesny prezes Reduty. Grossa nazywał "wyjątkowo szkodliwym oszczercą, który pod pozorem uprawniania pracy naukowej prowadzi kampanię zniesławień i zniewag przeciwko Polsce".
"Prace publicystyczne", "czuć zapach nagonki antysemickiej 1968 roku"
- Jan Tomasz Gross swoimi ostatnimi publikacjami się skompromitował - oceniał wówczas prof. Antoni Dudek w rozmowie z "Super Expressem". - Order otrzymał za bardzo dawne zasługi związane z działalnością opozycyjną i za relacje polskich zesłańców na Syberię, które publikował - stwierdził i dodał, że jego zdaniem "na to odznaczenie nie zasługuje".
- Książki Grossa nie spełniają elementarnego warsztatu naukowego. To są prace publicystyczne nastawione na szkalowanie Polaków. Gross kłamał na temat skali i zaangażowania Polaków w mord Żydów w Jedwabnem - komentował z kolei w TVN24 Zbigniew Girzyński, historyk, obecnie poseł Prawa i Sprawiedliwości.
- Jan Tomasz Gross jest socjologiem o olbrzymim dorobku i będę go bronił - mówił w tym samym programie prof. Paweł Śpiewak, dyrektor Żydowskiego Instytutu Historycznego. - Możemy dyskutować nad jego tezami, ale z historią jest jak z poezją. Poety nie ocenia się po jego najgorszych wierszach, ale najlepszych. Tak samo, jak podejrzewam, powinno się oceniać polityka czy badacza. Uważam, że jego dokonania mają olbrzymie znaczenie - dodał. - To ma zapach roku 1968, nagonki antysemickiej - ocenił.
"Jeśli odejmą Grossowi Order, zwrócę tez swój" - napisał wówczas na Twitterze amerykański historyk Timothy Snyder, który decyzją Bronisława Komorowskiego otrzymał z rąk ówczesnego ministra spraw zagranicznych Grzegorza Schetyny Krzyż Oficerski Orderu Zasługi RP (IV klasa orderu).
Wtedy też grupa sygnatariuszy wystosowała apel do prezydenta Dudy, aby nie odbierać Grossowi odznaczenia. Pod listem podpisali się między innymi przewodnicząca Międzynarodowej Rady Oświęcimskiej prof. dr hab. Barbara Engelking-Boni, wiceprzewodniczący tej organizacji Henryk Wujec, dyrektor Centrum Żydowskiego w Oświęcimiu Tomasz Kuncewicz oraz ówczesny dyrektor Muzeum Historii Żydów Polskich POLIN w Warszawie prof. dr hab. Dariusz Stola.
Stwierdzili w liście, że "nie jest także tajemnicą, że nadane prof. Grossowi odznaczenie było formą uznania i podziękowania za jego wieloletnią działalność opozycyjną, począwszy od wydarzeń Marca 1968, kiedy spędził 5 miesięcy w areszcie śledczym, poprzez zbieranie funduszy w roku 1976 na organizowaną przez Komitecie Obrony Robotników akcję pomocy robotnikom Radomia i Ursusa".
Luty 2016: "Przekazałam wniosek do Ministerstwa Spraw Zagranicznych"
W lutym 2016 roku ówczesna szefowa Kancelarii Prezydenta Małgorzata Sadurska (obecnie członek zarządu PZU Życie) w wywiadzie w TVP Info potwierdziła wpłynięcie petycji w sprawie odebrania Grossowi odznaczenia.
- Do Kancelarii Prezydenta wpłynęło ponad dwa tysiące wniosków pod tym apelem. Różnego rodzaju organizacje, między innymi Reduta Dobrego Imienia, również taką petycję skierowała do Kancelarii Prezydenta - powiedziała minister. - W tym momencie stan prawny jest taki, że wnioskodawcą przed laty był minister spraw zagranicznych. Przekazałam ten wniosek do zaopiniowania do obecnego ministra spraw zagranicznych - poinformowała wówczas.
Cztery lata minęły. Opinii MSZ nie ma
Na Twitterze można znaleźć też kilka archiwalnych wpisów ze stycznia 2019 roku, stycznia i sierpnia 2018 roku. Internauci pytają o losy złożonej petycji i o reakcję MSZ na wysłaną na początku 2016 roku przez Kancelarię Prezydenta opinię w sprawie odebrania odznaczenia.
Zapytaliśmy o tę sprawę zarówno w KPRP, jak i w MSZ.
- Zgodnie z obowiązującymi przepisami, dokumenty zostały przekazane cztery lata temu do resortu spraw zagranicznych - mówi w rozmowie z Konkret24 Marcin Kędryna, dyrektor biura prasowego Kancelarii Prezydenta RP. Dodaje, że regularnie do kancelarii wpływają apele o odebranie Grossowi odznaczenia.
Z kolei biuro rzecznika prasowego MSZ przysłało nam informację, że w związku z wystąpieniem Kancelarii Prezydenta RP do Ministerstwa Spraw Zagranicznych o zajęcie stanowiska dotyczącego pozbawienia Jana Tomasza Grossa Krzyża Kawalerskiego Orderu Zasługi Rzeczypospolitej Polskiej, resort podjął decyzję o wstrzymaniu odpowiedzi do czasu zakończenia przez Prokuraturę Okręgową w Katowicach postępowania w sprawie publicznego znieważenia narodu polskiego. MSZ oczekuje na odpowiedź z prokuratury.
Trzy książki, trzy postępowania
Artykuł opublikowany w "Die Welt" z jesieni 2015 roku, po którym pojawiły się apele o odebranie Grossowi państwowego odznaczenia, był także przedmiotem zainteresowania prokuratury. Sprawdzała, czy nie znieważył on narodu polskiego (art. 133 kodeksu karnego).
Po wszczęciu śledztwa Gross wydał oświadczenie. Napisał, że jest mu "ogromnie przykro i czuje się zaskoczony" decyzją prokuratury.
"Stwierdzenie, że Polacy w czasie wojny i okupacji niemieckiej zabili w Polsce więcej Żydów niż Niemców funkcjonuje w obiegu publicznym w kraju od przeszło czterech lat (...) i nikt, nigdy, nikogo jak do tej pory nie próbował z tego powodu skarżyć o szkalowanie narodu polskiego" - stwierdził pisarz.
Jego zdaniem jest to "jeszcze dodatkowo pozbawione sensu o tyle, że nie 'naród polski' zajmował się mordowaniem Żydów, tylko konkretni ludzie, którzy byli mordercami". "No i wreszcie nie rozumiem też w jaki sposób można kogokolwiek czy cokolwiek szkalować pisząc prawdę" - stwierdził i wyraził przekonanie, że gwałtowna reakcja na jego słowa jest wynikiem nieznajomości historii Polski.
Po ponad czterech latach Prokuratura Okręgowa w Katowicach umorzyła śledztwo w tej sprawie. Jak poinformowała w listopadzie 2019 roku Polską Agencję Prasową rzeczniczka tej jednostki Marta Zawada-Dybek, w toku śledztwa zgromadzono szereg ekspertyz i informacji z Głównej i Oddziałowych Komisji Ścigania Zbrodni przeciwko Narodowi Polskiemu, Biura Badań Historycznych Instytutu Pamięci Narodowej, Instytutu Historii Uniwersytetu Śląskiego w Katowicach, a także opinie biegłych.
Powołany przez prokuraturę biegły historyk, dr Piotr Gontarczyk, wskazał w wydanej ekspertyzie, że nie istnieją wiarygodne badania naukowe, które potwierdzałyby, iż Polacy zabili w czasie wojny więcej Żydów niż Niemców. Według niego, nie ma jednocześnie możliwości jednoznacznego wykazania, że taka opinia jest nieprawdziwa, a "świat nauki oraz polska i międzynarodowa opinia publiczna w oczywisty sposób uzna ją za mieszczącą się w granicach debaty naukowej". Zadaniem prokuratury nie jest natomiast rozstrzyganie sporów o charakterze historycznym – wskazała Zawada-Dybek.
Dodała, że w postępowaniu ustalono, że autor publikacji nie działał w bezpośrednim zamiarze znieważenia narodu polskiego lub Rzeczypospolitej Polskiej, co jest warunkiem odpowiedzialności z art. 133 Kodeksu karnego.
"Z ustaleń śledztwa, w tym zeznań autora publikacji, wynika, że opinię o odpowiedzialności Polaków za śmierć żydowskich ofiar wyraził jako naukowiec, historyk i socjolog celem wywołania dyskusji, debaty i krytyki naukowej. Z powodu prowadzonej działalności naukowej, a także z powodu gwarancji o charakterze powszechnym autor korzysta z wolności słowa i wyrażania poglądów" – zaznaczyła.
Książki Grossa nie po raz pierwszy znalazły się w zainteresowaniu prokuratury. W maju 2011 roku krakowscy śledczy odmówili śledztwa w sprawie książki "Złote żniwa", a wcześniej, w lutym 2008 roku - w sprawie "Strachu". Współautorką pierwszej z pozycji była Irena Grudzińska-Gross, żona.
W książce "Złote żniwa. Rzecz o tym, co się działo na obrzeżach Zagłady Żydów" autorzy postawili tezę, że Polacy czerpali materialne zyski z Holokaustu: ukrywali Żydów za pieniądze, szantażowali denuncjacją tych, którym udało się zbiec z getta, dopuszczali się mordów na swoich żydowskich sąsiadach, przejmowali ich majątki i posady.
W "Strachu" Gross stawiał między innymi tezę, że antysemityzm w Polsce po II wojnie światowej miał przyzwolenie społeczne. Według niego miało tak być między innymi wskutek udziału licznych Polaków w zagrabieniu mienia ofiar Holokaustu, czego po wojnie komuniści nie rozliczali.
Autor: Jan Kunert / Źródło: Konkret24; zdjęcie: Piotr Polak/PAP