Prezes Sądu Okręgowego w Warszawie alarmuje o brakach kadrowych. - Obywatele będą dłużej czekać na wyrok - przestrzega. Ponad 100 etatów asystentów i urzędników nie jest obsadzonych, a wakatów sędziowskich jest ponad 90.
Joanna Bitner, prezes Sądu Okręgowego w Warszawie, zareagowała na początku lutego na twitterowe wpisy dotyczące zbyt długiego czasu wyznaczania terminów w jej sądzie i zbyt małej liczby sal do orzekania.
"Idzie nowe? Czas oczekiwania w Sądzie Okręgowym w Warszawie na I rozprawę wynosi 1,5 roku od wpływu sprawy do sądu zgodnie z niedawnym zarządzeniem sędziego? Serio? 1,5 roku na pierwszą rozprawę?" - napisał jeden z radców prawnych.
Do dyskusji pod tweetem dołączył ekonomista Robert Gwiazdowski: "Proszę nie zapominać o salach, których liczba się też nie zwiększa" - stwierdził.
"Sale mamy. Nie mamy protokolantów. W 2019 na 499 etatów sekretarskich było obsadzonych średnio 360. Nie ma chętnych w konkursach. W 2019 była podwyżka 650 zł. Teraz ma być 450. W Warszawie to nie wystarczy"- odpisała na Twitterze Joanna Bitner. Dodała hasztag #dodatekwielkomiejski. To dodatkowe pieniądze dla pracowników sądów pracujących w dużych miastach.
W swoich kolejnych wpisach informowała o sposobie funkcjonowania jej sądu i ogromnych trudnościach ze znalezieniem pracowników.
Powołana przez ministra Ziobro
Zbigniew Ziobro w połowie września 2017 roku powołał sędzię Joannę Bitner na stanowisko prezesa Sądu Okręgowego w Warszawie. Stało się tak na skutek zakończenia kadencji poprzedniej prezes sędzi Małgorzaty Kluziak.
Joanna Bitner w latach 1995-1997 odbyła aplikację sądową w okręgu Sądu Okręgowego w Warszawie. Sędzią tam jest od 2012 roku.
Miesiąc przed nominacją dla Bitner na prezesa weszła w życie nowelizacja Prawa o ustroju sądów powszechnych, która m.in. przyznała ministrowi sprawiedliwości przez pierwsze sześć miesięcy jej obowiązywania prawo do dowolnego odwoływania i powoływania prezesów sądów powszechnych bez zasięgania opinii Krajowej Rady Sądownictwa. Minister skorzystał z przysługujących mu uprawień i odwołał wiceprezesów Sądu Okręgowego w Warszawie, a na ich miejsce powołał nowych.
Protokolant zarabia 3,2 tys. zł brutto. "Nie mamy kim pracować"
Jak wynika z danych przekazanym nam przez stołeczny sąd okręgowy, średnia miesięcznych zarobków jego pracowników (poza sędziami i referendarzami sądowymi) wynosi 4,6 tys. zł. Jednak sekretarze sądowi (których jest 200) zarabiają tam maksymalnie 4 tys. zł, a protokolanci (jest ich 55) zarabiają na początek 3 tys. zł, a potem średnio 3,2 tys. zł. To kwoty brutto, ze wszystkimi dodatkami.
Według danych Głównego Urzędu Statystycznego przeciętne wynagrodzenie w Warszawie w grudniu 2019 roku wzrosło o niemal 4,8 punktu procentowego rok do roku i wyniosło 6,7 tys. zł brutto.
- Trudno nam znaleźć pracownika - mówi prezes Joanna Bitner w rozmowie z Konkret24. - A do tego warunki pracy w moim sądzie są szczególnie trudne ze względu na naszą specyfikę. Jesteśmy największym sądem w Polsce. Mamy kilka lokalizacji. W Warszawie mieszczą się siedziby największych firm. Do nas trafiają najbardziej skomplikowane sprawy gospodarcze. Jako jedyni w Polsce mamy salę tajną – tylko do jej obsługi potrzebujemy 17 osób. Mamy średnio po tysiąc tomów w referacie i pracownicy muszą te tomy akt przenosić, układać, wykonywać w tych sprawach zarządzenia - tłumaczy.
Prezes pokazuje również, że średnio na referat wypada 360 spraw i opowiada o tym, jak kiedyś do sądu trafiła sprawa związana z rozliczeniem za autostradę. - Jeden pracownik przez dwa tygodnie nie robił nic innego, tylko zszywał, porządkował i opracowywał pozew liczący sześćset tomów - wspomina.
Z udostępnionego przez prezes Bitner zestawienia pokazującego tzw. obłożenie pracowników wynika, że średnia liczba tomów w referacie w pierwszej instancji w pionie cywilnym wynosi 935, w karnym - 577, w gospodarczym - 676, pracy i ubezpieczeń społecznych - 342. Jeden tom to 200-250 kartek.
Sędzia Bitner informuje, że w sądzie nie jest obsadzonych ponad 100 etatów wśród asystentów i urzędników. Ponadto jest 91 sędziowskich wakatów.
- W 2018 roku nie mieliśmy zapełnionych 25 procent etatów. Nikt tu nie chce przyjść pracować, a jak przychodzą, to bywa, że odchodzą, zanim wdrożą się do pracy. Pracownicy nie wytrzymują presji i obciążenia obowiązkami. Rotacja jest duża. Nie mamy kim pracować - mówi Joanna Bitner.
Limit sesji dla sędziów. "Chcą sądzić, ale nie mogą"
Opowiada o trudnościach ze znalezieniem pracowników: - W maju 2018 roku do konkursów nie zgłosił się nikt. Wtedy wystąpiliśmy do resortu o dodatek wielkomiejski i dostaliśmy pieniądze na pół roku: 1000 zł na każdego pracownika. Wtedy sąd odżył. Jednak gdy dodatkowe pieniądze się skończyły, ludzie zaczęli się zwalniać. Nawet po kilka osób dziennie. Wtedy do protokołowania skierowaliśmy osoby pracujące na przykład w oddziale finansowym, w kadrach, w biurze podawczym - mówi sędzia Bitner. Podaje, że w 2019 roku rozwiązano 258 umów (najwięcej wśród urzędników i asystentów sędziego).
- Tak się oczywiście nie dało długo pracować. Nie miał kto przygotowywać dla sędziów spraw. Dlatego w połowie 2019 roku wprowadziłam zarządzenie o limicie sesji: nie więcej niż dwie sesje na sędziego w tygodniu (a przedtem sędziowie sądzili nawet po cztery sesje tygodniowo). To pierwszy taki przypadek w Polsce. Nikt nigdy nie zabraniał sędziom orzekać. Sędziowie chcą sądzić, ale nie mogą - tłumaczy Joanna Bitner.
W 2019 roku ogłoszono siedem konkursów na stanowisko protokolanta w Sądzie Okręgowym w Warszawie - oferowano w nich 439 etatów. Pracę rozpoczęły... 74 osoby, co odpowiada 16 proc. zapotrzebowania. Rok wcześniej było to 43 proc.
"Obywatele będą dłużej czekać"
- Obywatel, który do nas przyjdzie szukać sprawiedliwości, znajdzie sfrustrowanych, zmęczonych i przepracowanych pracowników, którzy są tu już tylko z poczucia obowiązku i odpowiedzialności. Ja wiem, jak oni ciężko pracują. Doceniam, co robią i zawsze trzymam ich stronę - podkreśla prezes Joanna Bitner. - Jeżeli nie wzmocnimy kadry, obywatele będą dłużej czekać na rozstrzygnięcie swoich spraw. Żaden sędzia nie wyda wyroku, jeśli do pomocy nie będzie miał wystarczającej liczby pracowników sądu - dodaje.
- Przez lata nie było podwyżek. Teraz coś drgnęło. Może to dobra oferta dla pracowników w innych sądach, ale w Warszawie to nie wystarczy - mówi Joanna Bitner. - Górna granica widełek jest dosyć dobra, ale my niestety obracamy się w dolnych. Dostajemy za mało pieniędzy na etat, więc gdy chcemy zatrudnić kogoś na wysokopłatnych stanowiskach, jak informatyków, radców prawnych czy specjalistów od inwestycji, to dla tych ze stanowisk niżej płatnych pieniędzy już nie wystarcza - tłumaczy. Postuluje wprowadzenie dodatku wielkomiejskiego. - Bardzo to nam już raz pomogło. Myślę, że następny również pomoże - ocenia.
Według niej doraźnym rozwiązaniem problemu w Warszawie byłoby przekazanie pracownikom pieniędzy przeznaczonych na brakującą setkę sędziowskich wakatów, lecz nie ma na to zgody ministerstwa. - To mogłoby być nawet pięćset-tysiąc złotych na pracownika - podkreśla Joanna Bitner.
Protest przed resortem. Co piąty pracownik dostawał na rękę 1,8 tys. zł
Przez dwa miesiące 2019 roku związkowcy pracowników sądów i prokuratury pikietowali w miasteczku namiotowym przed gmachem Ministerstwa Sprawiedliwości w Warszawie. To była kolejna odsłona ich protestu. Domagali się podwyżek wynagrodzeń i poprawy warunków pracy. Postulowali też przyjęcie jeszcze przed wyborami parlamentarnymi ustawy, która systemowo ureguluje warunki pracy w sądach i prokuraturze
"Na urzędnikach sądów i prokuratur spoczywa ta najcięższa praca, czyli wykonywanie wszystkich czynności zlecanych przez sędziów; przygotowanie spraw, przygotowanie do rozpraw" - mówiła wówczas Iwona Nałęcz-Idzikowska ze Związku Zawodowego Pracowników Wymiaru Sprawiedliwości RP.
Z danych Solidarności Pracowników Sądownictwa wynikało wówczas, że ok. 95 proc. pracowników sądów - z wyłączeniem sędziów, asesorów, referendarzy i kuratorów sądowych - zarabia obecnie mniej niż 2852 zł netto, w tym 20 proc. nie więcej niż 1808 zł netto. Jak podawali związkowcy, zgodnie z przepisami pracownicy sądów nie mają prawa do podjęcia dodatkowego zatrudnienia. Ich zdaniem niskie pensje i trudne warunki pracy powodują masowy odpływ pracowników z sądów i prokuratury. W ciągu ostatnich czterech lat z sądów miało odejść 20 tys. wykwalifikowanych pracowników.
Na początku lipca ub.r. związkowcy i rząd ogłosili osiągnięcie porozumienia. "Prowadziliśmy trudne, ale dobre rozmowy, które doprowadziły do kompromisu i satysfakcjonującego rozwiązania. Robimy wszystko, by po wieloletnich zaniedbaniach, do których doszło za rządów Platformy Obywatelskiej-Polskiego Stronnictwa Ludowego, systematycznie poprawiać sytuację pracowników sądów i prokuratury" – podkreślił wiceminister sprawiedliwości Michał Wójcik, który w imieniu resortu sprawiedliwości prowadził negocjacje.
W myśl porozumienia w październiku pracownicy sądów i prokuratur dostali średnio 400 zł więcej na etat. 50 zł na etat zostało przeznaczone na wyrównywanie różnic w wynagrodzeniach. Taką samą kwotę pracujący w sądach mają dostać również w tym roku po przyjęciu ustawy budżetowej, z wyrównaniem od stycznia.
Jednak już w 2016 roku pracownicy sądów i prokuratur dostali podwyżki. - To były pierwsze podwyżki od dziesięciu lat - podkreśla w rozmowie z Konkret24 Edyta Odyjas, przewodnicząca MOZ NSZZ "Solidarność" Pracowników Sądów i Prokuratury. Podaje, że w sumie od 2016 roku na wzrost wynagrodzeń i jednoczesne niwelowanie nieuzasadnionych dysproporcji do sądów skierowano średnio ok. 1600 zł na etat na wzrost wynagrodzeń zasadniczych.
Większe płace "priorytetem" dla resortu
Zapytaliśmy resort sprawiedliwości o komentarz do wpisów prezes Joanny Bitner. W przesłanej Konkret24 odpowiedzi zespół prasowy ministerstwa zapewnia, że "podwyższanie wynagrodzeń pracowników sądów od początku sprawowania urzędu stanowi priorytet dla Ministra Sprawiedliwości Prokuratora Generalnego Zbigniewa Ziobro". Przypomina o systematycznie przeznaczanych do "budżetu państwa dodatkowych środkach na podwyżki płac pracowników sądów".
Resort zapowiada, że w latach 2016-2020 wynagrodzenia urzędników (w tym protokolantów sądowych), asystentów sędziego, pozostałych pracowników sądów powszechnych i specjalistów OZSS (biegłych) wzrosną łącznie o blisko 45 proc., co przeciętnie, w przeliczeniu na 1 etat, daje wzrost o 1584 zł.
Ministerstwo informuje także o zwiększającym się rokrocznie "budżecie sądów w zakresie przeznaczonym na podwyżki wynagrodzeń dla pracowników". Jak podaje, wzrósł on w 2016 roku o ponad 10 proc., w 2017 roku – o 1,3 proc., w 2018 roku - o 2 proc., a w 2019 roku - o 5 proc. i ponad dwukrotnie przewyższał wskaźnik wzrostu dla całej państwowej sfery budżetowej.
Autor: Jan Kunert / Źródło: Konkret24; zdjęcie: Marcin Obara/PAP/Twitter
Źródło zdjęcia głównego: Marcin Obara/PAP