"Ja się zgubiłam już, jest ta godzina policyjna czy nie w sylwestra?" - zapytała na Twitterze internautka. Nie ona jedna ma wątpliwości. Wyjaśniamy zamieszanie z "odwołaniem godziny policyjnej", której wcale nie wprowadzono, oraz na czym polega niekonstytucyjność zakazu przemieszczania się.
Konsternację wśród prawników, a w opinii publicznej narrację narzuconą przez rząd wprowadziła konferencja prasowa premiera Mateusza Morawieckiego w poświąteczną niedzielę 27 grudnia. Gdy oświadczył: "My godziny policyjnej nie wdrażamy" - w świat poszedł przekaz, że: "godzina policyjna została odwołana", "jednak nie będzie godziny policyjnej", "godzina policyjna nie zostanie wprowadzona" itd. (cytaty za mediami).
Wypowiedź premiera niektórzy zrozumieli też jako odwołanie zakazu przemieszczania się w sylwestrową noc. Inni tłumaczyli, że to tylko PR-owy gest, bo zakaz przemieszczania się będzie, "ale od strony formalnej nie będzie to godzina policyjna".
Wyjaśniamy, dlaczego premier nie mógł odwołać godziny policyjnej i dlaczego wprowadzone w sylwestra ograniczenia w przemieszczaniu się nie są zgodne z konstytucją.
Zakaz, który stał się apelem
27 grudnia na konferencji prasowej premier był pytany o ograniczenia w sylwestrową noc. "My godziny policyjnej nie wdrażamy" - oświadczył. "Aby ona mogła być zastosowana, to państwo w większości się orientujecie na pewno, że musielibyśmy za zgodą pana prezydenta oczywiście, za decyzją pana prezydenta wdrożyć stan wyjątkowy" - wyjaśniał. Poinformował, że według rządu "dziś nie jest to niezbędne, gdyż ustawa o stanie zagrożenia epidemicznego daje nam niemal wszystkie instrumenty, właśnie poza godziną policyjną".
Po czym dodał: "Bardzo gorąco apelujemy o nieprzemieszczanie się, również o nieużywanie fajerwerków, o to, żeby rzeczywiście ten sylwester minął spokojnie. Wiem, że to nie jest coś, czego oczekiwaliśmy po sylwestrze jeszcze kilka miesięcy temu, ale w tym roku tak właśnie powinno być".
"No i odwołali nielegalną godzinę policyjną…" - skomentował na Twitterze senator Koalicji Obywatelskiej Marcin Bosacki.
Z kolei publicysta Przemysław Szubartowicz napisał: "Oni chyba tę godzinę policyjną wprowadzili tylko po to, żeby ją odwołać. Żeby suweren poznał dobre serce ludzkich panów. To jest metoda z tego samego arsenału, co odwracanie znaków: bezprawie nazywają prawem, kłamstwo prawdą itd.".
Internauci nie kryli, że są zdezorientowani. "To jak to jest w końcu bo ja się zgubiłam już, jest ta godzina policyjna czy nie w sylwestra? Bo przed chwilą czytałam, że to zniesione, teraz że nie, to co w końcu"- pytała Feral Karo. Z kolei Andrzej Mościcki zastanawiał się: "Jak już odwołano bal sylwestrowy w Bristolu (na który wykupiłem miejsce) zniesiono godzinę policyjną. Ciekawe czy mi Morawiecki zwróci 2,500 za parę?" (pisownia oryginalna).
Mueller: "Mamy zakaz przemieszczania się poza określonymi celami"
Kilka godzin po konferencji premiera szef jego kancelarii Michał Dworczyk w "Faktach po Faktach" w TVN24 wyjaśniał, że premier wyraźnie powiedział: "Nie wprowadzamy godziny policyjnej, bo nie wprowadzamy żadnego z trzech stanów nadzwyczajnych". Dworczyk tłumaczył: "Korzystamy z ustawy z 2008 roku o zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi. Tam jest artykuł 46, który mówi o nakazie określonego sposobu przemieszczania się. W oparciu o ten artykuł zostało wydane rozporządzenie".
I dodał, że "jest to rozporządzenie, do którego powinniśmy się stosować".
Minister Dworczyk mówił o "nakazach", jakie będą obowiązywały w sylwestra, natomiast rzecznik rządu Piotr Mueller w Polsat News powiedział wprost o zakazie przemieszczania się. "Mamy zakaz przemieszczania się poza określonymi celami, w tym wypadku zawodowymi, czy innymi ważnymi celami. (...) To nie jest godzina policyjna" - stwierdził rzecznik rządu.
Te wypowiedzi ministrów Dworczyka i Muellera wywołały kpiące komentarze. "Czyli w sylwestra będzie zakaz przemieszczania się, który nie jest zakazem przemieszczania się, tylko apelem, którego możemy nie posłuchać, za co będzie można dostać mandat lub karę sanitarną, których można nie przyjąć i potem sąd je anuluje, ale to zajmie rok. Co za załamka" – napisał np. na Twitterze Tomasz Kuzia.
"Godzina milicyjna" w dekrecie o stanie wojennym
Wyjaśnimy najpierw, dlaczego błędna jest narracja o wprowadzeniu bądź odwołaniu godziny policyjnej - zarówno w wypowiedzi premiera, jak i w komentarzach w mediach czy w serwisach społecznościowych. Choć w słowniku języka polskiego jest sformułowanie "godzina policyjna" (ustalona przez władze godzina, po której ludności cywilnej nie wolno znajdować się na ulicach), to w polskim prawie nie ma takiego określenia - czyli nie ma prawnej definicji "godziny policyjnej". Tak samo, jak nie prawnej definicji "narodowej kwarantanny".
W ustawach o stanach nadzwyczajnych – wojennym, wyjątkowym, klęski żywiołowej - jest mowa o tym, że w trakcie trwania każdego z tych stanów mogą być ustanowione nakazy i zakazy "przebywania lub opuszczania w ustalonym czasie oznaczonych miejsc, obiektów i obszarów" (art. 23 ustawy o stanie wojennym, art. 18 ustawy o stanie wyjątkowymlub zakaz "określonego sposobu przemieszczania się" (art. 21 ustawy o stanie klęski żywiołowej). Nie ma słowa o godzinie policyjnej.
Natomiast w dekrecie Rady Państwa z 12 grudnia 1981 roku o stanie wojennym było formułowanie podobne - art. 8 ust. 1 zawierał definicję "godziny milicyjnej": "właściwe organy administracji państwowej mogą, jeżeli wymagają tego interesy bezpieczeństwa lub obronności państwa, wprowadzać ograniczenia swobody poruszania się osób, polegające na nakazie lub zakazie przebywania albo opuszczania w określonym czasie oznaczonych miejsc, obiektów i obszarów ('godzina milicyjna')".
Niektórzy z komentujących słowa premiera o "niewdrażaniu godziny policyjnej" sugerowali, że niechęć rządu do nazywania obostrzeń godziną policyjną wynika ze skojarzeń ze stanem wojennym właśnie. "Skapneli się, że się suwerenowi to nie spodoba" - napisał na Twitterze Jakub Zdrojewski. A poseł Koalicji Obywatelskiej Wojciech Król przypomniał komunikat PAP z grudnia 1981 roku, w którym informowano o odwołaniu godziny milicyjnej w sylwestra 1981 roku.
Wcześniej, gdy 17 grudnia rząd poinformował o sylwestrowych obostrzeniach, Donald Tusk w podobnym tonie napisał na Twitterze: "Różnica między stanem wojennym a rządami PiS jest taka, że wtedy na Sylwestra zawieszono godzinę policyjną, a teraz ją wprowadzają".
Na ten wątek zwrócił też uwagę Patryk Wachowiec, analityk prawny Fundacji Forum Obywatelskiego Rozwoju: "Skoro w Sylwestra od 19:00 będzie obowiązywał (bezprawny) zakaz przemieszczania się – a przestrzeganie zakazu może wyegzekwować jedynie policja – to jest to 'godzina policyjna'. PiS nie lubi nawiązań do PRL-u, ale w wielu aspektach robi dokładnie to samo, co komunistyczna władza".
Zakaz przemieszczania się jest niekonstytucyjny
Premier Morawiecki na konferencji powiedział, że wprowadzenie w sylwestra godziny policyjnej – czyli zakazu w przemieszczaniu się – wymaga wprowadzenia stanu wyjątkowego "za decyzją pana prezydenta". Rzeczywiście, ustawa o stanie wyjątkowym stanowi, że wprowadza go prezydent na wniosek rządu na czas nie dłuższy niż 90 dni, a decyzję tę zatwierdza Sejm.
Ale zakaz przemieszczania się można też wprowadzić na podstawie ustawy o stanie klęski żywiołowej, która w art. 21 mówi o nakazach i zakazach "przebywania w określonych miejscach i obiektach oraz na określonych obszarach" oraz o nakazach i zakazach "określonego sposobu przemieszczania się". Stan klęski żywiołowej może wprowadzić sam rząd nie dłużej niż na 30 dni (może zostać przedłużony za zgodą Sejmu).
Tymczasem rząd PiS za podstawę prawną nakazów i zakazów w czasie pandemii wciąż uznaje ustawę z 5 grudnia 2008 roku o zapobieganiu oraz zwalczaniu chorób zakaźnych i zakażeń u ludzi. Jej art. 46 przytoczył minister Dworczyk w radiu Tok FM - i według niego mówi on, "że Rada Ministrów może w rozporządzeniu ustanowić nakaz określonego sposobu przemieszczania się".
Ograniczenie przemieszczania się w sylwestra obowiązuje od 28 grudnia na mocy rozporządzenia Rady Ministrów z 21 grudnia 2020 roku w sprawie ustanowienia określonych ograniczeń, nakazów i zakazów w związku z wystąpieniem stanu epidemii. Paragraf 26 stanowi:
Od dnia 31grudnia 2020 r. od godz. 19.00 do dnia 1stycznia 2021 r. do godz. 6.00 na obszarze Rzeczypospolitej Polskiej przemieszczanie się osób przebywających na tym obszarze jest możliwe wyłącznie w celu: 1) wykonywania czynności służbowych lub zawodowych lub wykonywania działalności gospodarczej; 2) zaspokajania niezbędnych potrzeb związanych z bieżącymi sprawami życia codziennego. rozporządzenie z 21 grudnia 2020 roku
Wielu prawników, w tym Rzecznik Praw Obywatelskich Artur Bodnar, zwracało uwagę, że te zakazy nie mogą być wprowadzane rozporządzeniami, nie mają podstaw ustawowych - przez co są niekonstytucyjne.
Albowiem art. 46 ustawy o zapobieganiu oraz zwalczaniu chorób zakaźnych i zakażeń u ludzi w ust. 4 stwierdza, że rząd w rozporządzeniu o stanie epidemii może wprowadzić jedynie "czasowe ograniczenie określonego sposobu przemieszczania się". Czyli nie nakaz ani zakaz.
Po opublikowaniu rozporządzenia z 21 grudnia RPO napisał do ministra zdrowia, że wielokrotnie w swoich wystąpieniach zwracał uwagę, iż przepisy ustawy o chorobach zakaźnych "zawierają upoważnienie jedynie do czasowego ograniczenia określonego sposobu przemieszczania się lub nakazu określonego sposobu przemieszczania się". I podkreślił: "nie mogą być one natomiast podstawą do wprowadzenia całkowitego zakazu poruszania się stanowiącego ingerencję w istotę wolności poruszania się wyrażonej w art. 52 Konstytucji RP".
W art. 52 ust. 1 konstytucji napisano: "Każdemu zapewnia się wolność poruszania się po terytorium Rzeczypospolitej Polskiej oraz wyboru miejsca zamieszkania i pobytu".
Autor: Piotr Jaźwiński / Źródło: Konkret24; zdjęcie: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24