Plotki, które przyniosły śmierć

KONKRET-Lincz8-16.jpgFacebook

W Indiach, Brazylii, Meksyku, na Sri Lance w atmosferze fałszywych oskarżeń o porywanie dzieci mordowani są niewinni ludzie. Wszystko ma zaczynać się od nieprawdziwej informacji, która rodzi się w sieci i rozprzestrzenia za pomocą internetowych komunikatorów.

Pokazujemy, co jest prawdą, a co fałszem
Weryfikujemy fake newsy, sprawdzamy dane, analizujemy informacje z sieci

Na początku listopada zachodnie media opisały historię linczu dokonanego pod koniec sierpnia na dwóch obywatelach Meksyku przez lokalną społeczność w Acatlan, który zakończył się ich śmiercią przez spalenie. Ofiary posądzono o porywanie dzieci. Choć sprawa ta może budzić najbardziej złowrogie historyczne skojarzenia, cała sytuacja miała też niezwykle aktualne tło - wiele wskazuje, że istotną rolę mogła mieć w niej aplikacja WhatsApp jako przekaźnik plotek.

Lincz

Wczesnym popołudniem 29 sierpnia w 30-tysięcznym Acatlan w centralnym Meksyku przed komisariatem policji zaczął zbierać się tłum. W szczytowym momencie miał osiągnąć liczebność ponad stu osób - liczbę rzadko widywaną w tej miejscowości. W tłumie były i kobiety i mężczyźni, osoby w różnym wieku.

Do małego aresztu przetransportowano dwóch mężczyzn . Gromadzący oskarżali ich o krzywdzenie dzieci. Starania policji, by sprostować to nieporozumienie i dotrzeć z informacją, że są to sprawcy co najwyżej drobnych wykroczeń, spełzły na niczym. Tłum w tłumaczenia nie wierzył, stawał się coraz bardziej głośny i agresywny.

Tłum w Acatlan próbuje wyrwać drzwi posterunku policjifacebook

W pewnym momencie uczestnicy zbiegowiska wykręcili drzwi wejściowe do policyjnego aresztu i wyciągnęli z niego dwójkę mężczyzn. Rzucono ich na schody przy wejściu, zaczęto kopać, a w końcu podpalono. Całe zdarzenie było obfotografowywane i filmowane przez uczestniczących w zgromadzeniu ludzi. Bili brawo. Spalone zwłoki mężczyzn przez dwie godziny leżały w centrum miasteczka, zanim przyjechali prokuratorzy.

Tłum wywleka mężczyzn z posterunku. Są bici, obwiązani linamistopklatka z Facebooka

Dziś już wiadomo, że wyobrażenie o tym, że mężczyźni są porywaczami dzieci, tłum wyrobił sobie na podstawie wiadomości rozsyłanych za pośrednictwem aplikacji WhatsApp. Był podjudzany dodatkowo przez jednego z mieszkańców miasteczka, który w relacji live w mediach społecznościowych nawoływał lokalną społeczność do przyjścia na plac, by "pomogła z porywaczami, którzy tu są", oraz przez osobę znaną policji jako Manuel, który bił na alarm w ratuszowe dzwony. Kolejny z mężczyzn przez megafon wzywał mieszkańców do zrzutki na benzynę, by móc mężczyzn podpalić, a potem te pieniądze zbierał.

Fałszywe wiadomości

"Miejmy się na baczności - plaga porywaczy dzieci pojawiła się w kraju" - wiadomość o takiej treści krążyła wśród mieszkańców Acatlan przed zdarzeniem. Inne prywatne wiadomości rozsyłane przez WhatsApp do członków lokalnej społeczności brzmiały: "Wygląda na to, że ci kryminaliści są zaangażowani w handel organami. W ostatnich dniach, dzieci w wieku czterech, ośmiu i 14 lat zaginęły, a część z nich została odnaleziona martwa ze śladami pozbawienia organów wewnętrznych. Ich brzuchy były otwarte i puste".

Dlatego, gdy ktoś zauważył obcych mężczyzn pod szkołą podstawową w okolicy, szybko przylepiono Ricardo i Alberto łatkę porywaczy, o których donoszono w prywatnych wiadomościach.

Spaleni

Młodszy z zamordowanych, Ricardo Flores miał 21 lat. Dorastał tuż pod miasteczkiem, ale ostatnimi czasy przeniósł się 250 km na północ, by studiować prawo. Chciał bronić ludzi. Jego 43-letni wuj, Alberto, mieszkał w małej miejscowości pod Acatlan. Był rolnikiem. Obydwaj zostali zatrzymani w związku z "naruszaniem porządku", po tym jak w drodze po materiały budowlane do wykończenia studni u kuzynostwa zaczepili ich mieszkańcy Acatlan. Nie było żadnych dowodów na popełnienie przez nich jakiegokolwiek przestępstwa.

Tłum podpala mężczyzn i filmuje scenęstopklatka z Facebooka

Rodzice zamordowanego Ricarda, który tego dnia odwiedzał kuzynów w Acatlan, dawno wyprowadzili się do Stanów Zjednoczonych, by zapewnić jemu i jego bratu utrzymanie. To powszechna praktyka w tych stronach. Wychowywała go babcia, a rodzice utrzymywali z dziećmi kontakt za pomocą mediów społecznościowych. Tych samych, za pośrednictwem których przyszło matce Ricarda na koniec zobaczyć na żywo morderstwo dokonywane na jej synu, bo ktoś przesłał jej link. "Proszę nie róbcie im krzywdy, nie zabijajcie ich, oni nie są porywaczami", napisała w komentarzu pod toczącą się relacją. Nic więcej nie mogła zrobić.

Sprawcy

Policja potwierdza, że nie ma żadnych dowodów, że zamordowani mężczyźni dopuścili się jakiegokolwiek przestępstwa. Zostali przewiezieni na posterunek w związku z "naruszeniem porządku", po tym, jak zaatakował ich tłum.

Jak informuje BBC, zarzuty za podżeganie do przestępstwa postawiono pięciu osobom, a czterem za morderstwo. Zatrzymano zaledwie dwie osoby, pozostałe są poszukiwane - zaraz po morderstwie uciekły z Acatlan.

Co znamienne dla szerszego zjawiska: z uwagi na charakterystykę działania WhatsApp, autorów pierwotnych wiadomości nie udało się zidentyfikować.

Nie tylko Acatlan

Dzień później w oddalonym o 250 km mieście San Martin Tilcajete miała miejsce próba linczu na siedmiu malarzach, także mylnie posądzonych o porwania dzieci, ale policji udało się ją udaremnić. Tego samego dnia, w innym meksykańskim mieście Tula miał miejsce lincz według prawie identycznego scenariusza jak w Acatlan: dwóch niewinnych mężczyzn zostało oskarżonych o porywanie dzieci. Zostali spaleni żywcem.

W następnym miesiącu dokonano morderstw według podobnego mechanizmu w Ekwadorze i Kolumbii. Znane są przypadki takich spraw z Brazylii, Sri Lanki czy Nigerii.

Typowy "scenariusz" linczu wyglądał tak:

w lokalnej społeczności w rozwijającym się kraju zaczyna rozprzestrzeniać się plotka na temat pojawienia się porywaczy dzieci. Rozchodzi się ona za pośrednictwem aplikacji WhatsApp: w prywatnych rozmowach, ale i - w mniejszym stopniu - w grupach funkcjonujących w tym komunikatorze. Ze względu na jego specyfikę, nie jest znany ich pierwotny autor. Informacje nie są poddawane weryfikacji, bardzo często przekazują sobie je dalej osoby bliskie. W pewnym momencie w małej miejscowości pojawia się przyjezdny. Czasem to wystarczy, a czasem musi wejść w kontakt z dziećmi. Lokalna społeczność informuje się w błyskawicznym tempie o jego przybyciu i niedługo później dokonuje linczu. Nierzadko śmiertelnego w skutkach.

Największy rozmiar osiągnęło to zjawisko w Indiach.

Indie

W czerwcu dwóch mężczyzn z Guwahati, jadących samochodem we wschodnio-północnym stanie Assam, spytało o drogę, w konsekwencji czego zostało pobitych na śmierć przez tłum. Ten miał być powodowany wieściami niosącymi się po WhatsAppie w prywatnych wiadomościach na temat pojawienia się w okolicy porywaczy dzieci.

Miesiąc wcześniej, także w Indiach w atmosferze strachu przed rzekomymi porwaniami zamordowano siedem osób. Po jednym z linczów, w Bangalore, w którym zabito przyjezdnego kijami do krykieta, uprzednio wiążąc go liną, pewien miejscowy miał pokazać reporterowi BBC filmik, który był załączany do owych wprowadzających panikę w mieście wiadomości.

Nagranie do straszenia

Przedstawiał on dwóch mężczyzn na motocyklu, podjeżdżających do grupki dzieci i porywających jedno z nich. Tak ilustrowane wiadomości, często przekazywane sobie przez członków rodziny, w połączeniu z tym, że temat podłapywały lokalne media uwiarygadniając je, wprowadzały atmosferę strachu przed, wydawało się, realnym zagrożeniem.

Nagranie okazało się być nie tylko nieautentycznym zapisem porwania, ale i nie indyjskim, a pakistańskim, w dodatku z 2016 roku. Nie dokumentowało porwania, a było zamówione przez jeden z państwowych urzędów w Karaczi właśnie po to, by zwrócić uwagę na problem porwań i wyczulić na nie opiekunów dzieci. Przypominało nagranie z kamery przemysłowej.

Wersja wykorzystywana do straszenia lokalnych społeczności w Indiach została skrócona o końcowy fragment, pokazujący bezpieczny powrót rzekomo porwanego dziecka i informację, że jest to kampania społeczna.

Czasem lepiej nie oferować czekoladek

Drugim charakterystycznym "scenariuszem" linczów w Indiach było to, że przyjezdny zagadywał do dzieci, czasem oferował im coś słodkiego. Taka historia przydarzyła się Mohammadowi Azamowi, który w lipcu 2018 r. wracając do swojego miasta od przyjaciół zatrzymał się i zaoferował napotkanym po drodze dzieciom czekoladki. Na jego nieszczęście jednemu z nich sytuacja ta się nie spodobała i zaczęło płakać.

Zaalarmowani dorośli połączyli podróżnych z doniesieniami na temat porywaczy dzieci i zdecydowali, że dokonają samosądu. Mężczyźnie udało się uciec z miejscowości, jednak w najbliższej czekał już na niego poinformowany poprzez WhatsApp tłum. Podobny los spotkał w tym samym miesiącu pięć osób w Maharashtrze. Wyszły z autokaru i zagadnęły do dziecka, prawdopodobnie w okolicach supermarketu. Uznano, że mogą być porywaczami, o których alarmował krążący filmik.

Pod koniec czerwca zginęła wynajęta przez władze osoba, która miała dementować plotki na temat porywaczy. Sukanta Chakraborty, który jeździł po stanie Tripura z megafonem i przestrzegał przed fałszywymi doniesieniami, został zabity w Kalacharze kijami i cegłami.

WhatsApp i inne elementy

Większość materiałów w anglojęzycznej prasie, w tym w Indiach, wskazuje wprost na pewne podobieństwo łączące wszystkie te historie, a zaznaczmy że było ich więcej. Według Guardiana przez rok do lipca 2018 r. mogło to być 30 przypadków morderstw w samych tylko Indiach wskutek "kampanii" przeprowadzanej w prywatnych wiadomościach za pośrednictwem aplikacji WhatsApp. Jej inicjatorzy nie są jednak znani.

W linczu w Acatlan uczestniczyły kobiety i mężczyźnistopklatka z Facebooka

WhatsApp jest bardzo prostym i popularnym komunikatorem, należącym do Facebooka. Według firmy badawczej Apptopia na świecie co miesiąc korzysta z niego ponad 1,5 miliarda użytkowników. Między czerwcem a sierpniem tego roku, korzystali oni z aplikacji przez w sumie 85 miliardów godzin. W samych Indiach jest to ponad 200 milionów użytkowników.

WhatsApp to komunikator wyjątkowo prywatny. W dyskusji na temat źródeł omawianego zjawiska i warunków pozwalających na jego rozmiar, dziennikarze i eksperci zwracają uwagę przeważnie na to, że WhatsApp jest komunikatorem szyfrującym wiadomości metodą "end-to-end". W uproszczeniu ten sposób porozumiewania się polega na tym, że wiadomość widzi tylko jej nadawca i odbiorca, przez co dostawca usługi nie ma możliwości przekazania władzom informacji, które pomogłyby w zidentyfikowaniu podżegaczy posługujących się tym systemem (w przeciwieństwie np. do tradycyjnych smsów). Osoby takie pozostają właściwie anonimowe.

Charakterystycznym elementem wspomnianych historii było również to, że owe niesprawdzone, powodujące panikę wiadomości bardzo często wysyłali do siebie bliscy. Powodowało to w swojej masie wrażenie, jakoby były one przez zaufane osoby "autoryzowane", przez co nie dociekano wiarygodności źródła plotki.

Zmiany

Z uwagi na dopatrywanie się w samym medium winnego sytuacji, władze Facebooka, będącego właścicielem WhatsApp, wprowadziły kilka modyfikacji działania aplikacji:

* wycofano funkcję "quick forward", która pozwalała na szybkie przekazanie dalej np. obrazka,

* wiadomości przekazywane dalej są oznaczane,

* liczba grup, do których może być przekazywana wiadomość, została ograniczona do 20 na świecie, a do pięciu w Indiach.

Nie zdecydowano się jednak zmienić architektury samej aplikacji (mimo że prosił o to m.in. rząd Indii) - wiadomości pozostają w obrębie komunikatora nieodczytywalne dla osób trzecich.

Zniuansowany obraz

O ile rola komunikatorów jak WhatsApp w szybkim rozprzestrzenianiu się plotek jest właściwie niepodważalna, część ekspertów zwraca uwagę, że nie mniej ważne jest to, na jaki grunt plotka padała. Nie każde bowiem społeczeństwo posługujące się WhatsAppem, po otrzymaniu podobnych wiadomości, ulegnie ich przekazowi.

Jak zauważa Yaso Cordova, badaczka nowych technologii współpracująca m.in. z Uniwersytetem Harvarda, problem z morderstwami, do których podżega się za pośrednictwem aplikacji takich jak WhatsApp, dotyczy państw rozwijających się o konkretnej charakterystyce społecznej i ekonomicznej - Brazylii, Meksyku czy Indii, a nie np. społeczeństw równie intensywnie używających tego komunikatora, ale rozwiniętych - jak w Hiszpanii czy Włoszech, gdzie nikt z powodu "fake newsów" nie morduje kijami przyjezdnych w trybie samosądu.

Dziennikarz technologiczny Alexis C. Madrigal z The Atlantic zwraca natomiast uwagę, że choć w ostatnich dwóch latach obserwuje się dużą liczbę morderstw z użyciem WhatsApp jako przekaźnika informacji i ogólnie tzw. przemocy wspólnotowej (ang. communal violence), w latach 2008, 2009 czy 2013 było podobnych przestępstw w Indiach więcej. WhatsApp istnieje od 2009 roku, a jego popularność rosła dopiero w latach późniejszych, co każe poddawać w wątpliwość przyjęcie prostej zależność liczby linczów od pojawienia się nowej technologii.

I choć niepubliczność tego, co się na WhatsAppie dzieje, ma tę konsekwencję, że fałszywe, stanowiące przestępstwo treści, mogą się po komunikatorze rozchodzić bez wiedzy służb i w sposób błyskawiczny docierać do dużej liczby osób, tak nie różni się on jakościowo od wiadomości tekstowych znanych od wielu lat z telefonów komórkowych. Madrigal podaje przykład rozruchów po wyborach w Kenii w 2007, które w dużej mierze były organizowane za pośrednictwem SMS-ów.

Legendy

Wiara w ponure legendy o porywaczach dzieci budzi w Polsce szczególnie złe skojarzenia. Jak zwraca uwagę w swoim tekście dr hab Marcin Napiórkowski, u źródeł pogromu kieleckiego leżała wszakże niepokojąco podobna plotka: miało zostać porwane i przetrzymywane w piwnicy przez Żydów dziecko.

Tego typu legendy mają swoje typowe cechy i pojawiają się w pewnych warunkach we właściwie wszystkich społeczeństwach, pełniąc różne funkcje i mając różne konsekwencje. Poza strasznym mitem Żydów krzywdzących dzieci, który znany jest z historii wielu społeczeństw zachodnich, znamy też PRL-owską legendę czarnej wołgi, która przebierała do czasów najnowszych przeróżne wariacje - od czarnego BMW po białego busa, który porywa dzieci i w którym wycinane są im nerki.

Nieodzownym elementem każdej takiej historii było właśnie dziecko, ewentualnie kobieta, jako osoby otaczane przez społeczeństwa szczególną troską z uwagi na swoją wrażliwość i bezbronność.

We wszystkich tych historiach - i historycznych, i współczesnych - typowym elementem jest też mityczny obcy, przed którym odczuwa się lęk. W przypadku zdecydowanej większości linczów, ofiarami byli przyjezdni. W Indiach mogło to nawet wiązać się z mitem, opowiadanym dzieciom w celach wychowawczych od lat - związanym z legendą o xopadhora. Mówi on wprost o obcym z długimi włosami, który nie należy do lokalnej społeczności, przybywa z zewnątrz i porywa dzieci. Ta legenda miała dzieci przyuczać do ostrożności względem obcych. Najwyraźniej, nie nauczyła dorosłych do ostrożności wobec niej samej.

Ze względu na drastyczność nagrań z Acatlan, publikujemy jedynie z nich stopklatki.

Autor: Oskar Breymeyer-Darski / Źródło: Konkret24; BBC, The Guardian, The Atlantic; zdjęcia: zrzuty ekranu z FB i Youtube

Źródło zdjęcia głównego: Facebook

Pozostałe wiadomości

Polityk PiS zarzucił minister zdrowia, że za jej rządów likwidowane są kierunki lekarskie na uczelniach. Izabela Leszczyna odpowiedziała mu, że wprowadza w błąd, ponieważ jej resort wprowadził "zerowy limit" na przyjęcia na studia. Wyjaśniamy, co oznacza "zerowy limit" i jak ma się do likwidacji kierunku.

PiS: kierunki lekarskie są likwidowane, minister mówi o "zerowym limicie". O co chodzi?

PiS: kierunki lekarskie są likwidowane, minister mówi o "zerowym limicie". O co chodzi?

Źródło:
Konkret24

"Żart?", "fejk?", "serio?" - pytają internauci, dziwiąc się, że prezydent Andrzej Duda otrzymał w Mongolii tytuł doktora honoris causa. Tak, to prawda, ale to nie jest nowa informacja. A ekspert tłumaczy, że "zdarza się w praktyce dyplomatycznej". Lista - nie tylko polskich - prezydentów tak uhonorowanych jest długa.

Andrzej Duda doktorem honoris causa w Mongolii? Tak, takich przypadków jest więcej

Andrzej Duda doktorem honoris causa w Mongolii? Tak, takich przypadków jest więcej

Źródło:
Konkret24

Amerykański instruktor F-16 jakoby zginął podczas rosyjskiego ataku na ukraińską bazę lotniczą - wynika z popularnego przekazu. Dowodem ma być rzekomy post wdowy po żołnierzu. Ten przekaz to przykład rosyjskiej dezinformacji. Oto jak powstała.

Amerykański instruktor F-16 zginął w ukraińskiej bazie? To rosyjska dezinformacja

Amerykański instruktor F-16 zginął w ukraińskiej bazie? To rosyjska dezinformacja

Źródło:
Konkret24

"Deportować na front", "uciekał przed wojną" - pisali niektórzy internauci w reakcji na doniesienia o tym, że we Wrocławiu Ukrainiec rzekomo potrącił parę z dzieckiem. Do wypadku doszło w innym miejscu, a sprawca nie był obywatelem Ukrainy.

Ukrainiec we Wrocławiu wjechał w rodzinę na przejściu? To nawet nie jest Polska

Ukrainiec we Wrocławiu wjechał w rodzinę na przejściu? To nawet nie jest Polska

Źródło:
Konkret24

Władze amerykańskiego stanu Teksas rzekomo zakazały wnoszenia do szkół tęczowych flag. Taki przekaz krąży w mediach społecznościowych. Tylko że pierwotna informacja zaczęła funkcjonować w oderwaniu od swojego źródła. Wyjaśniamy.

Teksas zakazał wnoszenia tęczowych flag do szkół? Nie, to "skradziona satyra"

Teksas zakazał wnoszenia tęczowych flag do szkół? Nie, to "skradziona satyra"

Źródło:
Konkret24, USA Today

"W Polsce mamy obecnie cały czas rekordową liczbę osób tymczasowo aresztowanych" - alarmował w telewizji poseł Konfederacji Przemysław Wipler. Sprawdziliśmy: rekordu tymczasowo aresztowanych nie ma, jednak to nie oznacza, że ich sytuacja jest dobra i nie ma problemu z nadużywaniem stosowania tego środka zapobiegawczego. Przedstawiamy statystyki i zapowiedzi zmian w tym zakresie.

Wipler: mamy rekordową liczbę osób tymczasowo aresztowanych. Co pokazują dane

Wipler: mamy rekordową liczbę osób tymczasowo aresztowanych. Co pokazują dane

Źródło:
Konkret24

Były sekretarz generalny NATO rzekomo został pozwany za "podżeganie do konfliktu w Ukrainie", za co ma mu grozić kara dożywotniego więzienia. Wyjaśniamy, że Jens Stoltenberg wcale nie został "pozwany". Pokazujemy, jak wiele wątków rosyjskiej propagandy jest w tej historii.

Byłemu szefowi NATO "grozi dożywocie"? Historia z rosyjską propagandą w tle

Byłemu szefowi NATO "grozi dożywocie"? Historia z rosyjską propagandą w tle

Źródło:
Konkret24

Według popularnego przekazu transport "mobilnych wyrzutni rakiet balistycznych" miał poruszać się w ostatni weekend po Iranie. Ten przekaz wsparła rosyjska machina dezinformacyjna. Okazuje się, że fotografia, której użyto, nie ma nic wspólnego z ostatnimi wydarzeniami na Bliskim Wschodzie. Wyjaśniamy.

Transport wyrzutni w Iranie? Uwaga na wprowadzające w błąd zdjęcie

Transport wyrzutni w Iranie? Uwaga na wprowadzające w błąd zdjęcie

Źródło:
Konkret24

W mediach społecznościowych obok nagrań pokazujących skutki ataków izraelskich na Bejrut pojawiają się też takie, które nie mają z tym nic wspólnego. Materiały prawdziwe bywają też łączone z materiałami sztucznie wygenerowanymi.

Ogromne płomienie i kłęby dymu. "Bejrut teraz?" Nie. To coś innego

Ogromne płomienie i kłęby dymu. "Bejrut teraz?" Nie. To coś innego

Źródło:
Konkret24

W mediach społecznościowych pojawiła się historia bojkotu turnieju szachowego przez ukraińską szachistkę. Choć historia jest prawdziwa, to wydarzyła się kilka lat temu. Jednak sposób jej rozpowszechniania i profile do tego wykorzystane pokazują, że sprawa ma wiele wspólnego z bieżącą sytuacją. Wyjaśniamy, jak tą akcją rosyjskie i prorosyjskie konta chciały pokazać "ukraińską hipokryzję".

Ukraińska szachistka, turniej w Arabii Saudyjskiej i traktowanie kobiet. Historia z Rosją w tle

Ukraińska szachistka, turniej w Arabii Saudyjskiej i traktowanie kobiet. Historia z Rosją w tle

Źródło:
Konkret24

Na pierwszy rzut oka krążący w sieci wykres rzeczywiście zastanawia, bo pokazuje, jak mała jest wciąż ilość dwutlenku węgla w atmosferze. Dlatego krytycy tezy o globalnym ociepleniu chętnie go wykorzystują - na przykład, by podważać politykę klimatyczną Unii Europejskiej. Zapominają, że nie zawsze liczy się ilość, ważny jest jej efekt. Wyjaśniamy.

Katastrofalne emisje "w rzeczywistości"? Czego ten wykres nie pokazuje

Katastrofalne emisje "w rzeczywistości"? Czego ten wykres nie pokazuje

Źródło:
Konkret24

Pytanie "czy Unia chce zakazać kawy?", przewija się ostatnio w wielu komentarzach w mediach społecznościowych. Poseł Konfederacji straszy nawet, że "niedługo będziemy mogli napić się co najwyżej kawy zbożowej". W tle tego manipulacyjnego przekazu jest pewna zmiana regulacji w Unii Europejskiej i chęć wykorzystania jej do wzmocnienia antyunijnych nastrojów w społeczeństwie.

Unia Europejska "chce zakazać kawy"? Nie. Wyjaśniamy

Unia Europejska "chce zakazać kawy"? Nie. Wyjaśniamy

Źródło:
Konkret24

Miliony wyświetleń w mediach społecznościowych notuje nagranie, na którym widać dziwne zwierzę przemykające chodnikiem. Szakal? Wilk? Arabski pies? - zastanawiają się internauci. A może chupacabra, czyli legendarne stworzenie atakujące zwierzęta domowe w krajach obu Ameryk. Ustaliliśmy, co to jest i skąd pochodzi nagranie. Trzeba uważać, gdy się takie zwierzę spotka.

"Co to za stworzenie"? "Polska chupacabra"? Odpowiadamy

"Co to za stworzenie"? "Polska chupacabra"? Odpowiadamy

Źródło:
Konkret24

Sprawa była głośna. Premier Donald Tusk najpierw podpisał się pod postanowieniem prezydenta Andrzeja Dudy, a potem oświadczył, że wycofuje kontrasygnatę. Rozgorzał polityczny spór: czy mógł, na jakiej podstawie i jak to uchylenie kontrasygnaty się zmaterializuje. Otóż powstał taki dokument - publikujemy go w Konkret24. Lecz zdaniem prawników wątpliwości pozostały.

Kontrasygnata Tuska rzeczywiście wycofana? Jest dokument

Kontrasygnata Tuska rzeczywiście wycofana? Jest dokument

Źródło:
Konkret24

W polskiej sieci rozchodzi się rzekomy materiał telewizji Euronews opowiadający o ukraińskim tatuażyście, który miał zarazić ponad dwustu klientów w Polsce wirusem zapalenia wątroby typu C. Nagranie to rozpowszechniają u nas prorosyjskie konta. Przestrzegamy: to sfabrykowany materiał.

Tatuażysta z Ukrainy "zaraził wirusem zapalenia wątroby klientów w Polsce"? Uwaga, to fałszywka

Tatuażysta z Ukrainy "zaraził wirusem zapalenia wątroby klientów w Polsce"? Uwaga, to fałszywka

Źródło:
Konkret24

"I nic nie można z tym zrobić?", "bandytyzm w powietrzu" - oburzają się internauci, komentując nagranie mające przedstawiać niebezpieczny manewr rosyjskiego myśliwca nad Bałtykiem. Owszem, do takiego zdarzenia doszło, lecz nie na europejskim niebie.

Tak Rosjanie "bawią się nad Bałtykiem z samolotami NATO"? Nie nad Bałtykiem

Tak Rosjanie "bawią się nad Bałtykiem z samolotami NATO"? Nie nad Bałtykiem

Źródło:
Konkret24

W rozpowszechnianym w mediach społecznościowych przekazie dotyczącym migracji wybijana jest w ostatnich dniach informacja, jakoby w tym roku Niemcy odesłali do Polski już 15,5 tysiąca migrantów. W dodatku w ramach paktu migracyjnego. Ani jedna, ani druga informacja nie jest prawdą. Wyjaśniamy.

"Niemcy przysłały nam 15,5 tysiąca migrantów" w ramach relokacji? Dwa fałsze naraz

"Niemcy przysłały nam 15,5 tysiąca migrantów" w ramach relokacji? Dwa fałsze naraz

Źródło:
Konkret24

Jedynie 4 procent Polaków deklaruje, że niczego się nie obawia, korzystając z internetu. Większość wskazuje szereg zagrożeń – w tym mowę nienawiści, hejt, dezinformację. Do Sejmu wpłynął już poselski projekt tak zwanej ustawy antyhejterskiej, który ma być pierwszą próbą walki z tym zjawiskiem. Ale jedna ustawa problemu zagrożeń w sieci oczywiście nie rozwiąże.

Kradzież tożsamości, wyciek danych, hejt... Czego się boimy w internecie 

Kradzież tożsamości, wyciek danych, hejt... Czego się boimy w internecie 

Źródło:
Konkret24

"Wypłynęło nagranie Netanyahu jak opuszczał budynek przed atakiem Iranu", "To ucieczka do bunkra" - piszą internauci, pokazując biegnącego premiera Izraela. Nagranie to zostało opublikowane kilka lat temu i nie ma nic wspólnego z najnowszymi wydarzeniami w Izraelu.

Ucieczka Netanjahu do bunkra"? Nie tam biegnie premier Izraela

Ucieczka Netanjahu do bunkra"? Nie tam biegnie premier Izraela

Źródło:
Konkret24

Były minister obrony, a obecnie poseł PiS Mariusz Błaszczak ogłosił, że "rząd Tuska rozpoczął narodowy program rozbrajania Wojska Polskiego". W opublikowanym nagraniu przedstawia rzekome dowody na to. Sprawdziliśmy najistotniejsze zarzuty. Informacje otrzymane z Ministerstwa Obrony Narodowej nie potwierdzają, by Polska zrezygnowała już z czołgów K2, wyrzutni Himars czy samolotów FA-50.

Himarsy, samoloty FA-50, czołgi K2. "Zrezygnowano z kontraktów"?

Himarsy, samoloty FA-50, czołgi K2. "Zrezygnowano z kontraktów"?

Źródło:
Konkret24

Niedługo po tym, jak Iran wystrzelił pociski w stronę Izraela, w mediach społecznościowych pojawiło się wiele nagrań mających pokazywać ten atak. Dużo z nich jest autentycznych, ale trafiają się też fake newsy wykorzystywane do dezinformacji. Film pokazujący "płonący Izrael na żywo" do nich należy. Przestrzegamy przed jego rozpowszechnianiem.

"Izrael płonie"? Ten film wprowadza w błąd

"Izrael płonie"? Ten film wprowadza w błąd

Źródło:
Konkret24