Nadchodzi kwarantanna dla właścicieli kotów zakażonych wirusem ptasiej grypy - twierdzą niektórzy internauci, podając za źródło komunikat Głównego Inspektoratu Sanitarnego. W komunikacie jest jednak mowa o nadzorze epidemiologicznym, który jest czymś innym niż kwarantanna. Rzecznik GIS tłumaczy, na czym polega.
Po tym, jak internet obiegła informacja o przypadkach zachorowań kotów przejawiających się objawami oddechowo-neurologicznymi i wysoką śmiertelnością, a następnie zakażenia te powiązano z wirusem ptasiej grypy A/H151/, w mediach społecznościowych zaczęto zamieszczać wpisy o rzekomej "kwarantannie dla właścicieli kotów". Do wpisów z taką frazą załączano komunikat Głównego Inspektoratu Sanitarnego, w którym podkreślano zdanie: "Państwowa Inspekcja Sanitarna podjęła prewencyjne działania w zakresie zapobiegania wystąpieniu tej choroby u ludzi m.in. poprzez objęcie nadzorem epidemiologicznym właścicieli/opiekunów kotów, u których potwierdzono zakażenie wirusem ptasiej grypy".
Autorzy niektórych postów z tym komunikatem pisali między innymi: "Kwarantanna dla właścicieli kotów?"; "Ale że co? Kwarantanna dla właścicieli kotów?"; "Nadchodzi kwarantanna dla... właścicieli kotów. Tego jeszcze nie grali". Niektórzy komentujący pytali, czy komunikat GIS jest prawdziwy: "Pan to spreparował czy takie coś naprawdę wisi na stronie?", ale inni potwierdzali takie domysły: "Myślałem że to fejk, ale Kapitan Państwo naprawdę wpadł na taki pomysł" (pisownia wpisów oryginalna).
Wyjaśniamy: GIS rzeczywiście opublikował komunikat, w którym napisał o nadzorze epidemiologicznym, ale jest to coś innego niż kwarantanna. Rzecznik GIS tłumaczy, na czym dokładnie polega nadzór epidemiologiczny w przypadku właścicieli zakażonych kotów.
"Ryzyko przeniesienia zakażenia z kota na człowieka jest znikome"
Komentowany komunikat GIS wydał 4 lipca 2023 "w związku ze stwierdzeniem przypadków infekcji wśród kotów domowych spowodowanych wirusem grypy A/H5N1/".
Napisano w nim, że "w ostatnim czasie służby weterynaryjne odnotowały zwiększoną liczbę przypadków infekcji kotów domowych" i "wyniki badań wskazują jako przyczynę zakażenia zwierząt wirus wysoce zjadliwej grypy ptaków A/H5N1/". Dlatego GIS zdecydował o "podjęciu prewencyjnych działań (...) poprzez objęcie nadzorem epidemiologicznym właścicieli/opiekunów kotów, u których potwierdzono zakażenie wirusem ptasiej grypy".
Jednocześnie w komunikacie wyróżniono uspokajające fragmenty, mówiące o tym, że "ryzyko przeniesienia zakażenia z chorego kota na człowieka jest znikome", a "do zakażenia człowieka dochodzi niezwykle rzadko i wyłącznie w wyniku bezpośredniego i długotrwałego kontaktu z chorym ptactwem", ponadto "w Polsce dotychczas nie zarejestrowano przypadków zakażenia ludzi wirusem grypy typu A/H5N1/".
GIS: nadzór epidemiologiczny polegał na kontakcie telefonicznym
Właścicieli zakażonych kotów objęto więc nadzorem epidemiologicznym. Nie jest to równoznaczne z kwarantanną. O różnicach informowano m.in. podczas pandemii COVID-19, kiedy na stronach Ministerstwa Zdrowia pisano: "Podstawową różnicą pomiędzy nadzorem epidemiologicznym a kwarantanną jest to, że w przypadku kwarantanny obowiązuje Cię zakaz opuszczania mieszkania lub miejsca jej odbywania". Również w ustawie o zapobieganiu oraz zwalczaniu zakażeń i chorób zakaźnych u ludzi zapisano, że nadzór epidemiologiczny to "obserwacja osoby zakażonej lub podejrzanej o zakażenie bez ograniczenia jej swobody przemieszczania się", podczas gdy kwarantanna to "odosobnienie osoby zdrowej, która była narażona na zakażenie".
Dlatego rzecznik GIS Szymon Cienki w rozmowie z Konkret24 nazywa sugestie o kwarantannie dla właścicieli kotów "kompletną bzdurą". Tłumaczy, że nadzór epidemiologiczny w tym przypadku polegał wyłącznie na kontakcie telefonicznym lokalnych sanepidów z właścicielami zakażonych kotów co kilka dni. Nie wiązało się to żadnymi nakazami lub zakazami, jak w przypadku kwarantanny.
Nadzór polegał na tym, że pozyskaliśmy od weterynarii (Głównego Inspektoratu Weterynarii - red.) dane na temat około trzydziestu właścicieli tych padłych kotów i prewencyjnie dzwoniliśmy do nich, tak jak to było w czasie pandemii, żeby zapytać, czy mają jakiekolwiek objawy chorobowe, mogące świadczyć o ewentualnym zakażeniu grypą A/H5N1/.
- I to jest tyle, bo generalnie ryzyko przeniesienia ptasiej grypy z ssaka na ssaka jest praktycznie niemożliwe i takiego przypadku w historii jeszcze nie było - kontynuuje rzecznik. - Natomiast zrobiliśmy to, żeby ludzie poczuli się bezpiecznie. Tak więc uspokajam: oczywiście nic niepokojącego nie miało miejsca, u ludzi nie potwierdziły się żadne objawy - dodaje.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: Antibydni/Shutterstock