Będąc w opozycji, PiS przekonywał, że administracja państwowa w Polsce jest zbyt rozbudowana i niesprawna. Obiecywał, że jak dojdzie do władzy, to się zmieni. Rzeczywiście, widać zmianę: zatrudnienie w administracji jest jeszcze większe, a koszty rosną.
Gdy w kwietniu 2023 roku prezydent Andrzej Duda powołał kolejnych nowych ministrów do rządu Mateusza Morawieckiego - Robert Telus zastąpił Henryka Kowalczyka jako minister rolnictwa i rozwoju wsi, a Janusz Cieszyński samego premiera jako minister cyfryzacji - polski rząd stał się najliczniejszym gabinetem w historii III Rzeczypospolitej, czyli po 1989 roku. Wraz z sekretarzami i podsekretarzami stanu (potocznie nazywanymi wiceministrami) we wszystkich ministerstwach i w Kancelarii Prezesa Rady Ministrów rząd liczył 112 osób.
To najlepsza ilustracja działania kłócącego się z ideą "taniego i sprawnego państwa" głoszoną od lat przez Prawo i Sprawiedliwość. Już przed wyborami w 2005 roku partia ta w programie wyborczym pisała: "Uważamy, iż administracja państwowa w Polsce jest ogromnie rozbudowana, niesprawna i często skorumpowana. Posiadamy konkretne propozycje 'odchudzenia' administracji państwowej". PiS powtórzył to po raz kolejny po wygranych wyborach w 2019 roku. A obietnicę redukcji administracji, która miała przynieść oszczędności, wygłosił w expose premier Mateusz Morawiecki.
Dokonamy fundamentalnego przeglądu instytucji państwowych, redukcji biurokracji, administracji i w ten sposób zaoszczędzimy co najmniej kilka miliardów złotych.
Tak mówił w Sejmie premier, przekonując, że "rząd to narzędzie obywateli do budowania swojego państwa".
Stan realizacji: NIEZREALIZOWANE
Według danych GUS na koniec 2019 roku - a więc miesiąc po expose premiera - w administracji publicznej pracowało 455,2 tys. osób. W tym 186,6 tys. w administracji państwowej, a 267,6 tys. w administracji samorządu terytorialnego. GUS dolicza do tego jeszcze niecały tysiąc osób pracujących w samorządowych kolegiach odwoławczych.
W 2020 roku rzeczywiście udało się zmniejszyć liczebność administracji publicznej. Na koniec 2020 pracowało w niej 453,6 tys. osób - czyli 1,6 tys. mniej niż rok wcześniej. Był to jednak skutek redukcji zatrudnienia w administracji samorządu terytorialnego, w której pracowało o 1,5 tys. mniej osób niż na koniec 2019 roku. Zatrudnienie w administracji państwowej nie zmieniło się znacząco.
Jednym z głównych powodów zwolnień w tamtym czasie była pandemia COVID-19, w obliczu której rząd zmniejszał zatrudnienie m.in. w urzędach obsługujących organy administracji rządowej w województwach.
Pięć tysięcy pracowników administracji więcej niż w 2019 roku
Rozrost administracji zaczął się w 2021 roku. Na koniec owego roku w całej administracji publicznej pracowało 456,3 tys. osób - czyli o ponad tysiąc więcej niż w 2019 roku. Był to efekt wzrostu zatrudnienia zarówno w administracji państwowej (wzrost o 694 pracujących względem 2019), jak i w administracji samorządu terytorialnego (wzrost o 448 osób).
W 2022 roku liczebność administracji publicznej rosła jeszcze szybciej - na koniec tamtego roku w tej sferze pracowało 460,9 tys. osób. Było to o 5,7 tys. więcej niż na koniec 2019 roku.
Obietnica o redukcji administracji nie tylko nie została więc zrealizowana, ale trzy lata później w administracji publicznej pracowało jeszcze więcej osób. Jak wpłynęło to na wydatki z budżetu na administrację?
Miliardy złotych więcej
Zapowiadana redukcja administracji miała spowodować, że budżet państwa zaoszczędzi "co najmniej kilka miliardów złotych". Jednak tak jak pracowników przybywało, tak też rosły wydatki na ten sektor.
W ustawie budżetowej na 2019 rok na dział 750 – Administracja publiczna – planowano wydać 14,51 mld zł. W następnych lata planowane kwoty rosły: 2020 (po nowelizacji) – 16,04 mld zł; 2021 (po nowelizacji) – 17,20 mld zł; 2022 – 18,41 mld zł; 2023 – 20,71 mld zł. W tym roku na administrację publiczną rządzący planują więc wydać o 6,2 mld zł więcej niż w 2019 roku, gdy premier Morawiecki składał obietnicę.
W rzeczywistości od 2019 roku rząd wydawał na administrację więcej, niż pierwotnie zakładano w budżecie czy nawet w nowelizacjach, i tak: w 2019 – 15,4 mld zł; w 2020 – 26,30 mld zł; w 2021 – 32,6 mld zł. Na znacznie wyższe wydatki w 2020 i 2021 roku wpłynęła pandemia COVID-19, podczas której administracja publiczna musiała wykonywać dodatkowe zadania.
Posłanka pyta, wiceminister pisze o pandemii i wojnie
Tym tematem w maju 2022 roku zainteresowała się Hanna Gill-Piątek – wybrana z list Sojuszu Lewicy Demokratycznej posłanka niezrzeszona. W zapytaniu skierowanym do premiera Mateusza Morawieckiego przypomniała, że w expose "zapowiedział przegląd instytucji państwowych, redukcję biurokracji i oszczędności w wysokości kilku miliardów złotych" - i pytała: "Jakie od tego czasu udało się uzyskać oszczędności budżetowe w tym zakresie, o ile zredukować biurokrację?".
Na to zapytanie w lipcu 2022 roku odpowiedział wiceminister finansów Artur Soboń: nie podał żadnych liczb, tylko stwierdził, że sytuacja względem 2019 roku znacząco się zmieniła w wyniku pandemii, a następnie wojny w Ukrainie, co wpłynęło na większą liczbę zadań dla państwa i konieczność posiadania wyspecjalizowanego personelu.
Soboń pisał między innymi: "W porównaniu do 2019 r., jesteśmy po kolejnej, już IV fali pandemii COVID-19, a wybuch wojny w Ukrainie 24 lutego br. całkowicie zmienił perspektywy gospodarki w bieżącym i kolejnym roku". Tłumaczył, że epidemia "spowodowała zagrożenie masowym bezrobociem i upadkiem wielu dziedzin gospodarki", a to "wymagało prowadzenia działań przeciwdziałających temu zjawisku", przez co liczba zadań państwa wzrosła. "Dalsze perturbacje związane z wojną w Ukrainie również powodują konieczność działań państwa na wielu płaszczyznach oraz posiadania wyspecjalizowanego personelu zdolnego do ich realizacji" – dodał.
Wiceminister finansów w swojej odpowiedzi nie wspomniał o żadnych oszczędnościach, które miała przynieść redukcja administracji. Jak pokazaliśmy, ponad trzy lata po tamtej zapowiedzi wzrosło zarówno zatrudnienie w administracji, jak i wydatki na nią, dlatego obietnicę premiera uznajemy za niezrealizowaną.
Jak powstał cykl "Obietnice minus"
Zespół Konkret24 zebrał i zweryfikował zapowiedzi obozu Zjednoczonej Prawicy, które pod koniec drugiej kadencji pozostają niespełnione. Poszukiwanie obietnic zaczęliśmy od początków 2015 roku - to wtedy, wraz z rozpędzającą się kampanią prezydencką Andrzeja Dudy, zaczął się marsz prawicy po władzę. Przejrzeliśmy obietnice z dwóch kampanii prezydenckich, dwóch kampanii parlamentarnych, wyborów samorządowych i do Parlamentu Europejskiego – bo to przed elekcjami politycy najczęściej wiele obiecują. Sprawdzaliśmy, czy w okresie pomiędzy wyborami rzucane publicznie przez rządzących zapowiedzi się zmaterializowały. Tak powstał zbiór kilkudziesięciu obietnic, które Zjednoczona Prawica złożyła w ostatnich latach, ale ich "nie dowiozła". Kolejne części cyklu będziemy publikować na stronie Konkret24.tvn24.pl i na stronie głównej Tvn24.pl.
Lista jest otwarta – na bieżąco sprawdzamy wystąpienia prezydenta, polityków PiS, Suwerennej Polski, Partii Republikańskiej. Zachęcamy czytelników do kontaktu z nami i zgłaszania propozycji do weryfikacji. Można to zrobić zarówno przez formularz na stronie, jak i mailem na adres konkret24@tvn.pl.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: natasaelena/Shutterstock