Tam, gdzie stoi najwięcej wiatraków, tam jest najdroższy prąd - przekonują ci, którzy popierają zawetowanie nowelizacji ustawy wiatrakowej przez prezydenta. Jako dowód na swoją tezę wskazują ceny energii w Niemczech i Danii. Wyjaśniamy, dlaczego ta teza jest jednak fałszywa.
Nowelizacja tak zwanej ustawy wiatrakowej, którą prezydent Karol Nawrocki zawetował 21 sierpnia, liberalizowała zasady budowy turbin wiatrowych na lądzie i przedłużała zamrożenie cen prądu. W reakcji premier Donald Tusk zapewnia, że prąd z wiatru popłynie w Polsce "tak czy inaczej". "My i tak będziemy zwiększali, i to radykalnie, moc z wiatraków na lądzie. Nie dlatego, że jesteśmy fanami wiatraków, tylko to jest w tej chwili najtańsze i najszybsze w realizacji źródło prądu" - mówił 27 sierpnia podczas Rady Gabinetowej. Po posiedzeniu Tusk poinformował, że rozporządzenie jest już przygotowane.
Kwestia stawiania wiatraków oraz ich wpływ na ceny energii elektrycznej w Polsce były tematami programu "Kawa na ławę" w TVN24 24 sierpnia. W ferworze dyskusji poseł Prawa i Sprawiedliwości Michał Wójcik przekonywał: "Gdzie najwięcej jest wiatraków w Europie? W jakich krajach? Niemcy, Dania. Gdzie jest najdroższa energia w Europie? W Niemczech i w Danii". A kiedy poseł Dariusz Wieczorek z Nowej Lewicy próbował mu zaprzeczać, Wójcik perorował dalej: "A proszę sobie to sprawdzić. Najdroższa energia jest w Niemczech i w Danii - tam, gdzie jest najwięcej wiatraków".
Nie on jeden sądzi, że liczba zamontowanych w kraju wiatraków decyduje o cenie energii w tym państwie. Podobne twierdzenie rozpowszechniane jest w mediach społecznościowych w ostatnich dniach. Opublikowany 21 sierpnia post na platformie X brzmiał: "Nie wierzcie Szanowni Państwo w tę toporną rządową propagandę, że wiatraczki obniżają rachunki za prąd. Jest wręcz odwrotnie. I doskonale w praktyce to widać na przykładzie Niemiec. Otóż, Niemcy mają najwięcej turbin wiatrowych w UE (ponad 30 tysięcy) i... najwyższe ceny prądu dla gospodarstw domowych w całej UE!" (pisownia oryginalna). Post wygenerował ponad 150 tysięcy wyświetleń.
Czy rzeczywiście im więcej dane państwo stawia elektrowni wiatrowych, tym więcej jego obywatele płacą za prąd? Sprawdziliśmy tę tezę z pomocą ekspertów.
Nie liczba wiatraków jest ważna, tylko wytwarzana przez nie moc
Najpierw wyjaśnijmy, czy o potencjale energetyki wiatrowej w danym państwie decyduje liczba postawionych w nim turbin. Otóż nie, ponieważ turbiny (popularnie określane jako wiatraki) różnią się wielkością, wydajnością, no i lokalizacją, która decyduje o ich wydajności. Wszystkie te czynniki wpływają na to, ile wiatraki ustawione na terenie danego kraju mogą wyprodukować energii.
"W Polsce działają dziś farmy wiatrowe o łącznej mocy ok. 11 GW (gigawata; 11 tys. MW, czyli megawatów) - i to właśnie w takich jednostkach zwyczajowo opisuje się skalę energetyki wiatrowej. Średnia moc pojedynczej turbiny stawianej obecnie w naszym kraju to ok. 2,5–3,5 MW" - tłumaczy w analizie dla Konkret24 Jędrzej Wójcik, koordynator Programu Elektroenergetyka w Forum Energii. "Dla porównania: w wielu krajach Europy Zachodniej montuje się turbiny znacznie większe, o mocy nawet 4–6 MW. Oznacza to, że farma wiatrowa o tej samej całkowitej mocy może składać się z mniejszej liczby bardziej wydajnych turbin" - dodaje.
Podobnie tłumaczy Michał Hetmański, prezes zarządu Fundacji Instrat - think tanku działającego na rzecz zielonej i cyfrowej gospodarki. "Kluczowa jest nie liczba turbin, lecz ich wysokość i moc zainstalowana, czyli ile energii mogą wytworzyć. Równie ważne jest to, czy są to nowoczesne i bardziej wydajne jednostki" - wyjaśnia. Zwraca też uwagę na istotne rozróżnienie między turbinami offshore i onshore, czyli morskimi i lądowymi elektrowniami wiatrowymi. "Te stawiane na morzu lub w jego bezpośrednim sąsiedztwie mają znacznie większy potencjał wytwarzania energii niż turbiny lądowe. Te wyższe na lądzie i nowsze generują nawet o jedną trzecią więcej prądu niż te stare wiatraki sprzed dekady" - dodaje.
Niemcy liderem mocy wiatrowej, Dania poza czołówką
Zatem na potrzeby tej analizy nie sprawdzamy, gdzie jest "najwięcej wiatraków" (patrz teza posła Wójcika), tylko ile mocy wiatrowych zainstalowano w krajach Unii Europejskiej. Dane publikuje Międzynarodowa Agencja Energii Odnawialnej (IRENA) - prezentujemy te za rok 2024, opracowane przez Our World in Data. Z nich wynika, że w 2024 roku liderem UE pod względem zainstalowanej mocy wiatrowej były Niemcy - miały jej niemal 73 gigawaty (GW). Na drugim miejscu była Hiszpania - 31,8 GW, potem Francja -24,6 GW i Szwecja - 17,2 GW.
Polska z 10,1 GW zajmowała miejsce w środku stawki, wyprzedzając m.in. Finlandię, Belgię oraz wspomnianą przez posła Wójcika Danię, w której zainstalowana moc wiatrowa wynosiła 7,6 GW. Tak więc trudno Danię pod tym względem stawiać na równi z Niemcami.
"Niemcy dominują pod względem mocy zainstalowanej - mają dziś ponad 70 GW wiatru, co czyni ich największym rynkiem w Europie. Dla kontrastu, w Danii jest to niespełna 8 GW, ale trzeba pamiętać, że duński system elektroenergetyczny jest kilkunastokrotnie mniejszy od niemieckiego" - tłumaczy Jędrzej Wójcik z Forum Energii.
Dania liderem udziału wiatru w produkcji energii elektrycznej, Niemcy poza podium
Jednak Dania nie została przypadkowo wspomniana przez posła PiS. "Dania jest absolutnym liderem, jeśli chodzi o udział wiatru w krajowej produkcji energii elektrycznej. Dzięki konsekwentnemu rozwojowi farm lądowych i morskich od ponad 30 lat, w 2024 roku 58 proc. energii w tym kraju pochodziło z wiatru. To najwyższy udział w całej Unii Europejskiej" - podkreśla w komentarzu dla nas Jędrzej Wójcik. "Dla porównania: w Polsce dopiero w 2025 roku rozpoczęła się budowa pierwszej morskiej farmy wiatrowej" - dodaje.
Z danych Energy Institute opracowanych przez Our World in Data wynika, że w 2024 roku Dania rzeczywiście dominowała w Unii Europejskiej pod względem udziału energii wiatrowej w miksie energetycznym: 57,9 proc. całej produkcji energii pochodzi tam z turbin wiatrowych. Na kolejnych miejscach były Litwa - 45,4 proc.; Irlandia - 37 proc. i Portugalia - 31,1 proc.
Niemcy, mimo że mają największą zainstalowaną moc wiatrową w UE, pod względem udziału tej energii w miksie energetycznym zajmowały szóste miejsce. W ich miksie energetycznym wiatr stanowi 28 proc.
Polska była na 15. miejscu - z wynikiem 14,6 proc.
Ceny energii w krajach UE: najwyższe w Niemczech i Danii
Przyjrzyjmy się teraz cenom energii elektrycznej dla gospodarstw domowych w krajach Unii. Takie dane za drugą połowę 2024 roku podaje Eurostat. Są wyrażone w euro za kilowatogodzinę (euro/kWh) i uwzględniają podatki oraz inne opłaty.
I tak: w drugiej połowie 2024 roku energia dla gospodarstw domowych była najdroższa w Niemczech (0,39 euro/kWh) i w Danii (0,38 euro). Za nimi były: Irlandia (0,37 euro), Czechy (0,34 euro) i Belgia (0,33 euro).
Polska z wynikiem 0,25 euro/kWh uplasowała się na 11. miejscu w UE. Mieliśmy tańszy prąd niż w Czechach (0,34 euro), Francji (0,29 euro) czy Finlandii (0,27 euro), ale droższy niż w Grecji, Łotwie (po 0,23 euro), Holandii (0,22 euro) czy Litwie (0,21 euro).
Najtańszy prąd dla gospodarstw domowych w drugiej połowie 2024 roku miały Węgry (0,10 euro), Bułgaria (0,12 euro), Malta (0,13 euro - dane wstępne) i Chorwacja (0,15 euro).
Przyczyna wysokich cen prądu? Ani liczba, ani moc wiatraków
Dlaczego najwyższe ceny energii miały Niemcy i Dania, skoro tak się różnią zarówno pod względem wytwarzanej mocy, jak i udziału energii wiatrowej w miksie energetycznym? Sprawa nie jest prosta, a wytłumaczeniem wcale nie jest liczba zainstalowanych wiatraków czy ich moc.
"Największy udział energetyki wiatrowej w całościowym miksie energetycznym w Europie ma Dania, która miała też drugie najwyższe ceny energii elektrycznej dla gospodarstw domowych w drugiej połowie ubiegłego roku" - zauważa w swojej analizie Jędrzej Wójcik. "Drugim z kolei krajem z największym udziałem energii z wiatru była Litwa - ta, jeżeli chodzi o cenę w UE, plasuje się na miejscu… dziewiętnastym, czyli z tańszą energią niż w Polsce czy nawet poniżej średniej unijnej, przy czym energia z wiatru odgrywa tam o połowę większą rolę niż w Niemczech i aż trzy razy większą niż w Polsce" - dodaje.
Co ciekawe, oprócz Litwy na wysokie ceny energii z powodu wysokiego udziału wiatru nie narzekała też Portugalia - mimo że w 2024 roku aż 31,1 proc. energii w tym kraju pochodziło z wiatru. Tymczasem cena za energię wynosiła 0,26 euro/kWh (10. miejsce w UE). Czyli wniosek: nie ma prostych zależności.
"Sytuacja komplikuje się jeszcze bardziej, gdy spojrzymy na koszty energii dla odbiorców komercyjnych i przemysłowych. W Danii ceny należą do trzecich najniższych w całej Unii Europejskiej, podczas gdy Litwa plasuje się na dziesiątym miejscu od końca. Z kolei po drugiej stronie zestawienia, w Niemczech, energia jest trzecią najdroższą, a w Polsce - siódmą najdroższą wśród państw członkowskich" - wskazuje ekspert. "Jak zatem interpretować te wyniki?" - pyta. I zaraz odpowiada:
Wysokie rachunki dla gospodarstw domowych w Niemczech i Danii wynikają głównie z konstrukcji rachunku detalicznego (podatki, opłaty sieciowe) - czyli decyzji politycznych oraz z kryzysu energetycznego 2021–2023, a nie z dużego udziału źródeł wiatrowych w miksie wytwórczym.
"Sama większa produkcja z wiatru nie podnosi cen" - podkreśla Jędrzej Wójcik. "W ujęciu hurtowym zwykle je obniża (tzw. efekt merit-order: źródła o zerowym paliwie wypychają droższe jednostki gazowe/węglowe z rynku). Szczególnie w miesiącach zimniejszych i ciemniejszych, kiedy to produkcja z wiatru jest 2-3 razy większa niż latem, a produkcja z PV przyjmuje marginalne wartości" - wyjaśnia.
"Źródła odnawialne pogodozależne - takie jak farmy wiatrowe i fotowoltaiczne - generują energię elektryczną po dużo niższych cenach, niż robią to elektrownie węglowe. Jednak w chwilach mniejszej dostępności tych źródeł energia dostarczana być musi z droższych i "nie-za-darmo" oczekujących na ten moment elektrowni gazowych czy magazynów bateryjnych (czy w Polsce, także ze starych i mało elastycznych elektrowni węglowych). To, w połączeniu z koniecznością modernizacji sieci elektroenergetycznych, generuje dodatkowe koszty, które nie występują zazwyczaj w przypadku źródeł konwencjonalnych" - tłumaczy dalej Jędrzej Wójcik.
Zwraca też uwagę, że koszty alternatywne utrzymania energetyki węglowej z małym udziałem źródeł OZE okazują się jeszcze wyższe. "Zarówno elektrownie węglowe, jak i sieci bardzo dobrze pamiętają czasy słusznie minione i wymagają modernizacji lub wymiany. Niezależnie od przyjętego scenariusza transformacji wydobycie węgla kamiennego na Śląsku jest nierentowne i kosztuje budżet niemal 10 mld zł w tym roku, a za granicę na import paliw wysyłamy ponad 100 mld zł rocznie" - podkreśla ekspert.
"To gaz decyduje o kształtowaniu cen energii"
Michał Hetmański z Fundacji Instrat, pytany o przyczyny wysokich cen energii w Niemczech i Danii, tłumaczy to tak: - To wynika przede wszystkim z faktu, że wiele krajów wciąż opiera znaczną część swojego miksu energetycznego na gazie. Problem w tym, że nie dysponują nim w wystarczających ilościach, a to właśnie gaz, a nie wiatraki, decyduje dziś o kształtowaniu cen energii.
- Cała transformacja energetyczna polega więc na tym, że w pierwszym etapie musimy rozwijać odnawialne źródła energii wspierane gazem, który obecnie wyznacza cenę prądu. W kolejnych etapach, gdy udział OZE będzie większy, koszt wytworzenia energii i nawet ceny powinny spadać - tłumaczy Hetmański. Zauważa, że obecnie żadne z europejskich państw nie przeszło jeszcze w pełni do kolejnego etapu transformacji, w którym miks energetyczny opierałby się głównie na OZE i pozwalał niemal całkowicie zrezygnować z drogiego gazu. - Są natomiast kraje, na przykład skandynawskie, które od dekad korzystają z energetyki wodnej, ale to specyficzne modele, których dziś nie da się wprost powielić - stwierdza.
- Jeśli nie będziemy budować nowych farm wiatrowych, gaz nie tylko będzie kształtował ceny, ale też stanie się podstawą miksu energetycznego zamiast węgla. A to w praktyce oznacza droższą energię. Paradoks polega więc na tym, że brak inwestycji w wiatraki nie zatrzyma wzrostu kosztów, lecz dodatkowo je napędzi - ostrzega ekspert.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock