"Sami Ukraińcy na egzaminie", "nawet jednego Polaka" - utyskuje były kandydat na prezydenta, opowiadając o egzaminach do Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie. Lista przyjętych dowodzi, że mówi nieprawdę. A wyjaśnienie, gdzie on zobaczył "całe sale Ukraińców", jest proste.
Artur Bartoszewicz, były kandydat w wyborów prezydenckich (w pierwszej turze zdobył 95 640 głosów, czyli 0,49 procent), pod koniec sierpnia udzielił wywiadu w jednym z kanałów na YouTube. Materiał zatytułowano: "Żadnego socjalu dla niepracujących Ukraińców". Bartoszewicz mówił między innymi o "ukrainizacji Polski". Oceniał, że mieszkający w Polsce niepracujący Ukraińcy nie powinny dostawać żadnych świadczeń. I przy okazji opowiedział historię z warszawskiej Szkoły Głównej Handlowej - która to część rozmowy stała się potem szczególnie popularna w mediach społecznościowych.
Bartoszewicz - adiunkt w Zakładzie Badań nad Wzrostem Gospodarczym SGH - relacjonował, co ostatnio zaobserwował podczas egzaminów wstępnych z przedsiębiorczości. "Przed tym, jak zostaną u nas studentami, młodzi ludzie muszą przejść taki egzamin" - tłumaczył. I mówił, co rzekomo widział: "Całe sale Ukraińców. Nawet jednego Polaka na egzaminach. To jest Szkoła Główna Handlowa. Tak, jak wiele innych uczelni w Polsce finansowana ze środków publicznych. A my szkolimy obcą nację. Nie dla naszych interesów ci ludzie będą pracowali".
Potem utyskiwał, że w przeszłości SGH była kuźnią kadr dla polskiej administracji i biznesu, a teraz "to się wszystko zmienia. "To było dla mnie zaskakujące, bo jeszcze rok, dwa, trzy temu, to była jakaś część. Ale jeżeli jestem w sali, gdzie są sami Ukraińcy na egzaminie, to to jest pytanie, w którym kierunku system szkolnictwa wyższego w Polsce idzie".
Ten właśnie fragment rozmowy rozpowszechniają teraz w mediach społecznościowych konta znane z szerzenia treści antyukraińskich i prorosyjskich. Wzmacniają go przekazem: "egzaminy wstępne na SGH - sale pełne Ukraińców". Słowa Bartoszewicza generują antyukraińskie komentarze, na przykład (pisownia oryginalna): "Ukry zalewają nasze studia bo mają wszystko za darmo, nie tylko studia, ale akademiki to jeszcze im płacą z naszych podatków"; "Jak się Ukraińcom dało z marszu jak leci prawa obywatelskie przynależne Polakom, to oni z tych praw i wynikających z nich benefitów korzystają ile się da"; "Kształcą chołotę, a co później pójdą w świat z UE dyplomem!".
Jednak nie wszyscy internauci wierzą, że opowieść Bartoszewicza to prawda: "Ale jak ani jednego Polaka? To Polacy nie startują na SGH?"; "Jakieś dane, czy szczujesz i kłamiesz?"; "Nie jestem przekonana do tej wypowiedzi". Jeden z komentujących ocenił słowa Bartoszewicza jako "dowód anegdotyczny". Z kolei pracująca w SGH dr Janina Petelczyc napisała: "Jestem na SGH w Komisji Rekrutacyjnej. Na egzaminach (odbywają się, nie wystarczy matura) większość osób to Polacy. Chyba, ze pan profesor mówi o egzaminie z języka polskiego: tak, wtedy na sali są sami obcokrajowcy. SGH publikuje też wszelkie dane dotyczące przyjętych, więc jeśli ktoś potrzebuje, znajdzie informacje na stronie, a jeśli pracuje na SGH: Dział Rekrutacji także udzieli wszelkich informacji". Oceniła, że taka wypowiedź byłego kandydata na prezydenta nie powinna mieć miejsca. I wysłała linki do uczelnianych stron z limitami przyjęć dla Polaków i obcokrajowców.
Sprawdziliśmy więc, jak to z tymi egzaminami było.
Kandydaci z zagranicy w osobnych salach
W Szkole Głównej Handlowej test z wiedzy o przedsiębiorczości, o którym mówił Artur Bartoszewicz, to egzamin na ekonomiczne studia licencjanckie. Jest jednym z etapów rekrutacji. Jego wynik wpływa znacząco na liczbę punktów koniecznych do zakwalifikowania na studia. Jak podaje uczelnia na stronie internetowej, w roku akademickim 2025/2026 limit przyjęć dla obcokrajowców na studia stacjonarne w języku polskim (kierunek ogólny) wynosił 190 miejsc. Podczas gdy dla Polaków tych miejsc było 1690 - czyli dziewięć razy więcej.
Jak nas informuje rzecznik SGH Mariusz Sielski, do samego egzaminu z przedsiębiorczości przystąpiło w tym roku 3790 osób - w tym 3543 Polaków i 247 obcokrajowców. Czyli tych drugich było ok. 6,5 proc. Rzecznik wyjaśnia, jak wygląda egzamin:
Ze względów organizacyjnych – w tym na przykład z powodu konieczności zweryfikowania znajomości języka polskiego - kandydaci zagraniczni zdają [ten egzamin] osobno, będąc zgrupowanymi w oddzielnych salach.
Dodaje, że w jednej sali zasiada zazwyczaj ok. 30 obcokrajowców. Dlatego Artur Bartoszewicz mógł widzieć "sale, gdzie nie było żadnego Polaka" - bo po prostu cudzoziemców usadza się razem, a Polaków w innych salach, gdyż mają odrębną rekrutację.
Jak podaje rzecznik SGH, spośród tych ponad 3 tys. osób zdających egzamin z wiedzy i przedsiębiorczości w tym roku akademickim na ekonomiczne studia licencjanckie na SGH (stacjonarne i niestacjonarne) przyjęto 1771 osób - 1690 to Polacy, a 81 obcokrajowcy. Sielski podkreśla, że "Szkoła Główna Handlowa w Warszawie jest uczelnią otwartą – studia licencjackie i magisterskie mogą w niej odbywać wszystkie osoby spełniające ściśle określone wymogi formalne, niezależnie od narodowości czy obywatelstwa". Dodaje, że w tym roku odsetek obcokrajowców nie odbiegał od lat poprzednich - wyniósł 4,57 proc.
Nie jest więc prawdą, że na egzaminie z przedsiębiorczości w SGH "nie było ani jednego Polaka". Obywatele Polski stanowili ogromną większość - wśród przyjętych to aż 95 proc.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: Leszek Szymański/PAP