Po ataku na szpital w Mariupolu ruszyła prorosyjska dezinformacja: że atak był zainscenizowaną przez Ukraińców prowokacją, a ciężarna kobieta na zdjęciu to ucharakteryzowana ukraińska blogerka. Według rosyjskiej ambasady "na zdjęciach wcieliła się w role obu ciężarnych kobiet".
Wypowiedź ministra spraw zagranicznych Rosji Sergieja Ławrowa z 10 marca na temat zbombardowanego szpitala w Mariupolu uruchomiła prorosyjską akcję dezinformacyjną, którą zbudowano na zaprzeczaniu faktom i obrazom. To drugi taki głośny przykład, gdy proklemlowskie kanały komunikacji negują dowody ataku Rosji na Ukrainę i jego skutków. Wcześniej zrobiono to ze słynnym zdjęciem rannej w wyniku bombardowania kobiety z Czuhujiwa koło Charkowa, powstałym pierwszego dnia wojny. Prorosyjskie profile natychmiast szerzyły przekaz, że to zdjęcie "nie ma nic wspólnego z wojną w 2022 roku", bo powstało po wybuchu gazu w 2018 roku w Magnitogorsku, a kobieta jest aktorką. Teraz mamy podobną sytuację.
9 marca w rosyjskim ataku na szpital dziecięcy w Mariupolu zginęły trzy osoby, w tym dziecko - informację przekazał ukraińskojęzyczny serwis BBC, powołując się na Radę Miejską Mariupola. "Zbombardowanie z powietrza [szpitala] jest ostatecznym dowodem. Dowodem na to, że dochodzi do ludobójstwa na Ukraińcach" - powiedział tego dnia prezydent Ukrainy Wołodymyr Zełenski. "Barbarzyńskie użycie siły militarnej przeciwko niewinnym cywilom w suwerennym kraju" potępił Biały Dom, a brytyjski premier Boris Johnson mówił o "niemoralnych" działaniach Rosji.
Zdjęcia z tego wydarzenia obiegły cały świat. Fotografie ciężarnych kobiet ewakuowanych z ostrzeliwanego szpitala trafiły na czołówki mediów. Szczególnie dwa zdjęcia stały się głośne: ciężarnej kobiety wyniesionej na noszach i drugiej ciężarnej, w budynku, uciekającej po schodach. Internauci określali je symbolem rosyjskich zbrodni wojennych w Ukrainie.
Tymczasem dzień po ataku na szpital podczas konferencji prasowej w tureckiej Antalyi minister spraw zagranicznych Rosji Sergiej Ławrow stwierdził, że w zbombardowanym szpitalu nie było pacjentów ani personelu. Przekonywał, że obiekt dawno został przejęty przez ukraiński batalion Azow i - jak się wyraził - "innych radykałów". Mówił, że Rosja nie zaatakuje żadnego kraju, tak jak nie zaatakowała Ukrainy. Słowa Ławrowa wywołały międzynarodowe oburzenie i falę komentarzy w mediach.
Wojciech Konończuk z Ośrodka Studiów Wschodnich wyjaśniał 10 marca w TVN24, że Kreml obawia się, iż niekorzystne informacje o wojnie zaczną w końcu docierać do rosyjskiego społeczeństwa. "Dzisiaj, słuchając ministra Ławrowa, miałem wrażenie, że on nie tyle mówił do Zachodu czy strony ukraińskiej, co bardziej do własnego społeczeństwa" - stwierdził Konończuk.
Narracja Rosji: inscenizacja, "zrobiono jej makijaż"
Kilka godzin po wypowiedzi szefa rosyjskiego MSZ w internecie zaczęły się pojawiać zaskakujące wpisy, m.in. na Telegramie, współgrające z jego negacją na temat tragedii zabitych i rannych w ataku na szpital. Ambasada Rosji w Londynie zacytowała na Twitterze słowa Ławrowa o szpitalu rzekomo opuszczonym przez pacjentów i opublikowała dwie najbardziej znane fotografie z tego ataku: ciężarnej kobiety schodzącej po schodach i ciężarnej transportowanej na noszach wśród gruzów.
Jedna z użytkowniczek Twittera zapytała ironicznie w komentarzu, czy zdaniem rosyjskiej ambasady na zdjęciach widać batalion Azow przebrany za kobiety w ciąży. Administrator profilu ambasady odpisał: "Nie, to rzeczywiście ciężarna ukraińska blogerka beauty Marianna Podgurskaja. Na zdjęciach wcieliła się w role obu ciężarnych kobiet. A pierwsze zdjęcia zostały zrobione przez znanego fotografa -propagandystę Jewgienija Małoletkę, a nie przez ratowników i świadków, jak można by się spodziewać". Do tweeta dodano kolejne zdjęcie kobiety na tle zniszczonego budynku szpitala i zdjęcie Marianny Podgurskiej prezentującej kosmetyki.
Rosyjski przekaz miał więc przekonać, że atak na szpital to jedna wielka inscenizacja, w której wzięła udział kobieta zawodowo zajmująca się kosmetykami i makijażem. W domyśle: sama wiedziała, jak się ucharakteryzować na ofiarę bombardowania. 10 marca po zmasowanej krytyce internautów Twitter usunął oba wpisy rosyjskiej ambasady z uwagi na naruszenie zasad serwisu.
Internauci: "zrobiono jej makijaż i przyprowadzono przed kamery"; "nie wiem, co na ten temat myśleć"
Ale przygotowana narracja już krążyła na wielu kontach - m.in. na Twitterze - rozprowadzających rosyjską propagandę. Na profilu regularnie publikującym antyukraińskie wpisy w języku angielskim 10 marca opublikowano serię postów powtarzających główne tezy Ławrowa o ataku na szpital. No i pokazano zdjęcia - zarówno te użyte przez rosyjską ambasadę, jak i przedstawiające Mariannę Podgurską prezentującą kosmetyki. Opisano ją jako "modelkę i popularną beauty blogerkę". Według wpisu "dziewczynie dano różne rzeczy do rąk, zrobiono jej makijaż i przyprowadzono przed kamery".
fałsz
Taki sam przekaz znaleźliśmy na polskich kontach. Jeden z internautów opublikował podobny zestaw zdjęć i w jednym z postów pisał: "Ja naprawdę nie wiem co na ten temat myśleć. Serio. Nie wiem, czy inscenizacja na taką skalę jest realna". Wpis miał blisko 500 polubień i ponad 150 podań dalej. "Robią nas w ciula na całego. Drugi raz. Niewielu zaczęli myśleć. Biada nam"; "Coraz bardziej mam dziwne myśli odnośnie tej 'wojny'…." - komentowali internauci (pisownia postów oryginalna). Większość jednak krytykowała autora posta za rozprowadzanie antyukraińskiej propagandy.
11 marca narrację podchwycił poseł Konfederacji Janusz Korwin-Mikke. Podał dalej tweeta ze zdjęciem kobiety na noszach i napisał: "Te budynki są na 100 proc. opuszczone od co najmniej kilku dni". Na dowód odsyłał do filmów nagranych na miejscu zdarzenia: "W szpitalu byłyby rzędy łóżek - a tu porozwalane przepierzenia, wszystkie cenniejsze meble zabrane". Posłowi odpowiedział chór potakujących internautów. "Na tym zdjęciu mają czas na gotowanie"; "Propaganda jest po obu stronach", "Popieram Pańskie spojrzenie" - pisali.
10 i 11 marca zestaw zdjęć ze szpitala w Mariupolu i fotografii Marianny Podgurskiej krążył już na setkach kont rozprowadzających rosyjską propagandę w różnych mediach społecznościowych. Ożywiona dyskusja toczyła się m.in. na amerykańskiej platformie 4chan.
Narrację o inscenizacji rozprowadzały też rosyjskie media. 10 marca na twitterowym profilu Telekanał 360 pojawiło się stanowisko rosyjskiego ministerstwa obrony: "Rzekomy atak lotniczy jest w pełni zainscenizowaną prowokacją mającą na celu podtrzymanie antyrosyjskiej agitacji wśród zachodniej opinii publicznej".
Zauważmy: w tym przekazie, obok zarzutu inscenizacji, negowany jest sam atak na szpital.
Zdjęcia symbole, relacja fotografa
Autorem obu głośnych fotografii ciężarnych kobiet jest Jewgienij Maloletka z agencji Associated Press. Pierwszą fotografię opisano tak na stronie AP: "Ranna ciężarna kobieta schodzi po schodach w uszkodzonym przez ostrzał szpitalu położniczym w Mariupolu, w Ukrainie, środa, 9 marca 2022 rok. Rosyjski atak poważnie uszkodził szpital położniczy w oblężonym mieście portowym Mariupol - poinformowali przedstawiciele ukraińskich władz".
Drugą AP opisuje: "Pracownicy ukraińskiego pogotowia ratunkowego i wolontariusze wynoszą ranną kobietę w ciąży ze zniszczonego przez ostrzał szpitala położniczego w Mariupolu na Ukrainie, środa, 9 marca 2022 rok. Rosyjski atak poważnie uszkodził szpital położniczy w oblężonym mieście portowym Mariupol - poinformowali przedstawiciele ukraińskich władz".
Associated Press jest jedną z największych agencji prasowych na świecie. Rzucone przez Rosjan podejrzenia rozsiewania fake newsów i podejmowania współpracy z fotoreporterami, którzy nie dotrzymywaliby najwyższych dziennikarskich standardów, nie wytrzymują krytyki.
Autorem trzeciej z rozsyłanych w postach fotografii - portretu kobiety stojącej przed zbombardowanym szpitalem - jest Mścisław Czernow, również fotograf współpracujący z Associated Press. Zdjęcie opublikował na Instagramie wraz z czterema innymi dokumentującymi zniszczenia szpitala w Mariupolu. "Rosyjski nalot uderzył dziś w szpital położniczy w Mariupolu. 9 marca 2022 rok" - podał w opisie Czernow.
W jednym z kolejnych wpisów Czernow relacjonuje wydarzenia, których był świadkiem. "Seria eksplozji uderzyła w kompleks w Mariupolu, wybijając okna i wyrywając dużą część frontu jednego z budynków. Policja i żołnierze ruszyli na miejsce, aby ewakuować poszkodowanych, wynosząc na noszach ciężarną i krwawiącą kobietę" - napisał. Opublikował też czterominutowy film oznaczony logo Associated Press, na którym widać obie bohaterki zdjęcia i inne kobiety ewakuowane ze szpitala.
Autorka bloga o urodzie
Marianna Podgurskaja, której zdjęcia wykorzystano w rosyjskich przekazach, prowadzi konto na Instagramie. Ostatni wpis jest z 28 lutego. Konto jest opisane jako "Blog beauty" i można na nim znaleźć zarówno posty z prezentacjami kosmetyków, jak i o tematyce lajfstajlowej. Wszystkie fotografie rozsyłane teraz w sieci pochodzą z tego konta.
W ostatnich wpisach kobieta informowała o swojej zaawansowanej ciąży i publikowała zdjęcia. W jednym z ostatnich wpisów opublikowała również listę miejsc do ukrycia się w Mariupolu w czasie działań wojennych. Nie powinno zatem dziwić, że kobieta w zaawansowanej ciąży została uchwycona na zdjęciach ze szpitala położniczego w Mariupolu - z tym że nie ma dowodów, że któraś z ciężarnych kobiet ze słynnych zdjęć to właśnie Podgurskaja. Choć 11 marca ukraińska dziennikarka Olga Tokariuk opublikowała zdjęcie kobiety ciężarnej schodzącej ze schodów i nazwała ją Marianną, czym pośrednio potwierdziła jej tożsamość. Przekazała informację od krewnej tej kobiety: 10 marca wieczorem bohaterka fotografii urodziła córkę. Wciąż przebywa w bombardowanym Mariupolu.
Eksperci białego wywiadu podważają rosyjski dowód
Rosyjska narracja, w której wykorzystano zdjęcia ciężarnej kobiety, jest analizowana przez ekspertów i dziennikarzy zajmujących się dezinformacją. "Ich argumentacja jest taka, że nie ma możliwości, aby ciężarna kobieta z Mariupola znalazła się na oddziale położniczym w Mariupolu" - ironizował na Twitterze Aric Toler, dziennikarz serwisu Bellingcat. Simon Ostrovsky, dziennikarz stacji PBS, oburzał się na zarzuty udziału w inscenizacji fotografa AP. "On dostanie Pulitzera. Oni dostaną Hagę" - napisał na Twitterze.
Eksperci od białego wywiadu i geolokalizacji podważyli jeden z rosyjskich rzekomych dowodów na rozlokowanie się ukraińskiego batalionu Azow na terenie szpitala w Mariupolu. Takim dowodem miało być zdjęcie budynku szpitala i kilku żołnierzy przy opancerzonym pojeździe opublikowane 9 marca przez rosyjską ambasadę w Izraelu. 10 marca użytkownik Twittera używający pseudonimu Justin H dowiódł, że budynek na zdjęciu jest oddalony ponad 10 km od szpitala. O jego ustaleniach poinformował 11 marca Belligcat.
Autor: Krzysztof Jabłonowski / Źródło: Konkret24, Tvn24.pl; zdjęcie: Siły Zbrojne Ukrainy/Twitter
Źródło zdjęcia głównego: Siły Zbrojne Ukrainy