Krążąca w internecie mapka z liczbą wyroków śmierci wykonanych w Europie za rzekome czary budzi dyskusje internautów. Przestrzegamy: nie jest to wiarygodne źródło informacji o historycznych procesach czarownic.
"Wyroki śmierci wykonane na domniemanych czarownicach w latach 1300-1850. Zauważyliście dziwną korelacje?" - zapytał 31 grudnia jeden z użytkowników Twittera (pisownia wpisu oryginalna). Na dołączonej mapce pokazano statystyki egzekucji za uprawianie czarów przypisane do krajów współczesnej Europy. Według niej najwięcej wyroków wykonano na terenie Niemiec - 6887, Szwajcarii - 5691 i Francji - 1663. Egzekucji miało za to zupełnie nie być na terenach obecnej Irlandii Północnej, Szwecji, Danii i Czech. Na ziemiach współczesnej Hiszpanii i Irlandii między 1300-1850 rokiem miało dojść do tylko jednej egzekucji, a w Polsce tylko do trzech.
Tweet ma ponad 150 tys. wyświetleń i 1 tys. polubień. Internauci zostawili pod nim blisko 200 komentarzy. "Dziwnie pokrywa się z postępowymi protestantami"; "Prawie zero w krajach katolickich i obecnie konserwatywnych. Najwiecej w krajach obecnie najbardziej 'praworzadnych'" - komentowali (pisownia postów oryginalna). Niektórzy byli jednak bardziej krytyczni i zwracali uwagę na zaskakująco niskie statystyki egzekucji w niektórych krajach. "Szwecja 0? To ciekawe bo w jednym 18 wiecznym procesie skazano na śmierć kilkadziesiąt osób!"; "Dla Polski te dane są bez wątpienia mocno niedoszacowane" - pisali.
Mapka krąży w internecie co najmniej od lipca 2021 roku. Można ją znaleźć na Facebooku, Twitterze czy na jednej ze stron publikujących memy. "Czym więcej nauk Marcina Lutra, tym więcej stosów" - komentował na Twitterze 7 września 2022 roku politolog i publicysta Adam Wielomski. Znaleźliśmy również inne, podobne wpisy łączące liczbę wykonanych wyroków z popularnością luteranizmu. W 2022 roku mapka była też popularna w rosyjskojęzycznych serwisach i w mediach społecznościowych.
Jednak według polskich danych szacuje się, że na naszych ziemiach wykonano ponad pół tysiąca wyroków śmierci w związku z posądzeniem o uprawianie magii.
Dane z amerykańskiego opracowania
Jak sprawdziliśmy, liczby z mapy są odpowiadają tym w tabeli z artykułu "Witch trials" (tłum. "Procesy czarownic") opublikowanego w 2017 roku w czasopiśmie naukowym "The Economic Journal". Autorami tekstu są prof. Peter T. Leeson z Wydziału Ekonomicznego George Mason University w Wirginii w Stanach Zjednoczonych i Jacob W. Russ.
Leeson i Russ przekonują, że procesów osób oskarżanych o uprawianie czarów było więcej w regionach, w których istniała konkurencja między Kościołem katolickim a kościołami protestanckimi. Krytykują wcześniejsze hipotezy łączące większą liczbę procesów z takimi czynnikami jak pogoda, dochody ludności czy wpływ państwowości. Aby dowieść swojej tezy, autorzy przeanalizowali dane o procesach 43 tys. osób z 21 krajów oraz o ponad 400 konfliktach wyznaniowych. Dane przyporządkowali współcześnie istniejącym państwom.
Leeson i Russ przytaczają wszystkie źródła, z których korzystali przy tworzeniu tabeli. W przypadku Polski uwzględnili tylko dane z okresu od 1430 do 1490 roku pochodzące z opracowania Richarda Kieckhefera z 1976 roku "European Witch Trials: Their Foundations in Popular and Learned Culture". Dane ze Szwecji, które również przykuły uwagę internautów, pochodzą z opracowania szwedzkiego historyka Pera Sörlina z 1999 roku i obejmują okres od 1630 do 1750 roku.
Historyk dr hab. Tomasz Wiślicz, profesor w Zakładzie Studiów Nowożytnych Instytutu Historii Polskiej Akademii Nauk w Warszawie, wyjaśnia, że statystyki oskarżonych o czary oraz egzekucji można stworzyć na dwa sposoby. Można liczyć przypadki jednoznacznie udokumentowane w zachowanych przekazach źródłowych – wtedy dane są pewne, ale raczej zaniżone ze względu na stan zachowania dokumentacji - lub wykonać szacunki na podstawie przesłanek źródłowych, tyle że będą to wyłącznie szacunki hipotetyczne. "Do tych ostatnich zalicza się między innymi popularna hipoteza liczbowa Bohdana Baranowskiego szacująca liczbę ofiar procesów o czary w Polsce na przynajmniej 10 tys. osób i można ją uznać za podręcznikowy przykład błędnego zastosowania szacunków statystycznych" - pisze prof. Wiślicz w analizie przesłanej Konkret24. Małgorzata Pilaszek w pracy z 2008 roku "Procesy o czary w Polsce w wiekach XV-XVIII" odnalazła dla całej Korony 558 poświadczonych wykonanych wyroków śmierci za czary na 1316 oskarżonych. "Są to dane pewne i jak dotąd najnowsze" - ocenia prof. Wiślicz.
Autor opracowania: "Nie braliśmy udziału w tworzeniu tej ilustracji"
W odpowiedzi na pytanie Konkret24 prof. Peter T. Leeson dystansuje się od mapy krążącej w internecie - podkreśla, że ani on, ani współautor opracowania o procesach czarownic nie mają z mapą nic wspólnego. "Nie braliśmy udziału w tworzeniu tej ilustracji" - podkreśla prof. Leeson. Zapytany o wątpliwości niektórych użytkowników Twittera, którzy wyliczali nieodwzorowane na mapie dane o wyrokach śmierci za uprawianie czarów na terenach dzisiejszej Polski czy Szwecji, odpowiada: "Jeśli inni zgromadzili dodatkowe dane o procesach czarownic (dla Polski lub innych krajów) z innych wiarygodnych źródeł historycznych, to bardzo dobrze. Nasz zbiór danych jest najbardziej wszechstronny w swoim rodzaju, ale to nie znaczy, że nie można go rozszerzyć i będziemy zachwyceni, jeśli inni badacze będą go rozbudowywać".
Profesor Leeson przekonuje, że teorię o kluczowej roli konkurencji religijnej dla częstotliwości procesów za uprawianie czarów potwierdzają analizy kompleksowych europejskich danych dotyczących procesów czarownic. "Mamy nadzieję, że inni badacze będą bazować na naszym zbiorze danych, nie tylko po to, by sprawdzić, jak dobrze nasza teoria się trzyma, ale także po to, by przekonać się, jakie nowe spojrzenie na procesy czarownic w Europie może zaoferować rozszerzenie naszego zbioru danych" - kwituje.
Profesor Wiślicz o mapie: "popularyzowanie pseudowiedzy"
Profesor Tomasz Wiślicz, zapytany o krążącą w internecie mapę, odpowiada krótko: "Mapa podaje po prostu błędne dane, więc trudno nazwać ją popularyzowaniem wiedzy historycznej, a raczej – popularyzowaniem pseudowiedzy".
Polski historyk krytykuje również opracowanie amerykańskich ekonomistów i przekonuje, że zawiera zasadnicze błędy metodologiczne. Zauważa, że praca Richarda Kieckhefera, z której zaczerpnięto dane dla Polski, omawia sytuację sprzed okresu reformacyjnego, podczas gdy teza artykułu dotyczy rywalizacji między kościołami protestanckimi a katolicyzmem. Punktuje, że w artykule nie uwzględniono dostępnej w języku angielskim bazy procesów o czary w Polsce autorstwa Michaela Ostlinga. "W bibliografii autorzy powołują się wprawdzie na podstawowy podręcznik Briana Levacka, 'The Witch-Hunt in Early Modern Europe' (najnowsze wydanie 2016), ale nawet nie zauważają, że podane przez niego dane liczbowe mają się nijak do ich obliczeń" - zauważa. Według prof. Wiślicza najpoważniejszym problemem opracowania jest sama koncepcja artykułu. "Łamie jedną z podstawowych zasad uprawiania nauki, czyli właściwe dostosowanie metody badawczej do problemu, który ma zostać rozwiązany. Artykuł dwóch ekonomistów przypomina próbę naprawy porcelanowej wazy przy pomocy młotka" - podsumowuje prof. Wiślicz.
Tłumaczy, że liczba egzekucji czarownic w poszczególnych krajach Europy pomiędzy XIV a XVIII wiekiem zależała przede wszystkim od splotu lokalnych uwarunkowań. "Mówimy tu o zjawisku dynamicznym, zmiennym w czasie, a nie stałym" - ocenia historyk. "Istnieją różne teorie próbujące powiązać nasilenie polowań na czarownice z różnymi zjawiskami historycznymi typu ekonomicznego, ekologicznego, politycznego, czy kulturowego, ale zwykle daje się zauważyć te związki tylko na poziomie lokalnym i w niezbyt długim okresie" - kwituje. Tezy łączące procesy z konkretnym wyznaniem lub z warunkami współzawodnictwa wyznaniowego nazywa albo zwyczajnie błędnymi, albo nadto upraszczającymi to skomplikowane zjawisko.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock/Twitter