Pojawiły się nowe warianty wirusa, które są bardziej zakaźne. Musimy zwiększyć ochronę nosa, ust i oczu poprzez profesjonalne maseczki. Dlatego w tej chwili należałoby zrezygnować z szalików, przyłbic czy maseczek z jednej warstwy bawełny, ponieważ to nas może nie uchronić przed zakażeniem - tłumaczył w programie "Koronawirus Konkret24" w TVN24 dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. walki z COVID-19.
W programie "Koronawirus Konkret24" zaproszeni eksperci obalają mity i rozwiewają wątpliwości związane z rozprzestrzenianiem się koronawirusa, wpływem epidemii na nasze codzienne funkcjonowanie oraz szczepionkami na COVID-19. Kwestie i tematy poruszane w programie przekazała redakcja Konkret24. W sobotę 20 lutego do części z pytań ustosunkował się dr Paweł Grzesiowski, ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej ds. walki z COVID-19. Mity dotyczące nieskuteczności szczepionki spowodowanej rzekomo zbyt krótkim czasem jej opracowywania obalała Gabriela Sieczkowska z portalu Konkret24.
Teza: "Niektóre kraje zaostrzają przepisy dotyczące maseczek, czyli te zwykłe straciły przydatność?"
Dr Paweł Grzesiowski: Rzeczywiście w tej informacji jest sporo prawdy. Mamy nową sytuację epidemiczną. Pojawiły się nowe warianty wirusa, które są bardziej zakaźne, niż te pierwotne, a to oznacza, że mniej cząstek wirusa potrzeba w powietrzu, żeby nas zarazić. Dlatego musimy zwiększyć ochronę nosa, ust i oczu poprzez profesjonalne maseczki. Dlatego w tej chwili należałoby zrezygnować z szalików, przyłbic, czy maseczek z jednej warstwy bawełny, ponieważ to nas może nie uchronić przed zakażeniem. W tej chwili rzeczywiście w niektórych krajach wprowadzane są regulacje, tak jak też jest spodziewane w Polsce, że przynajmniej w pomieszczeniach zamkniętych będzie wymóg noszenia maseczek profesjonalnych, maska chirurgiczna, czy maska typu FFP2, która wychwytuje 95 procent cząstek zakaźnych z powietrza.
Teza: "Koronawirus to zwykłe zapalenie płuc, a umiera się na inne poważne choroby współistniejące"
Dr Paweł Grzesiowski: Ta wiadomość jest całkowicie fałszywa. Koronawirus wywołuje zupełnie inne schorzenie niż grypa. Wynika to z tego, że wirus grypy ma swój punkt uchwytu w oskrzelach, w płucach. Natomiast koronawirus ma punkt uchwytu przez białko AC2 właściwie w całym naszym organizmie. To, co widzimy przy COVID-19, to jest ogromne pobudzenie układu naczyniowego. Mamy zapalenie naczyń w płucach, w sercu, w nerkach. Mamy również aktywację układu krzepnięcia, co powoduje powstawanie mikrozakrzepów i one powodują często nieodwracalne zniszczenie płuc, uszkodzenie mózgu czy uszkodzenie serca. Na pewno nie możemy dzisiaj już powiedzieć, że grypa i COVID-19 to są bardzo podobne choroby. Takich powikłań po grypie absolutnie nie obserwujemy.
Teza: "Producent szczepionki nie bierze za nią odpowiedzialności. To dowód, że szczepienie jest niebezpieczne"
Dr Paweł Grzesiowski: Ten fake news towarzyszy szczepionkom chyba od momentu, kiedy w ogóle zaczęliśmy mówić o szczepieniach przeciwko COVID-19. Były takie rejestracje w Stanach Zjednoczonych, tak zwane rejestracje pandemiczne, które były z założenia rejestracjami niepełnymi. Natomiast w Europie wszystkie dopuszczone szczepionki mają pełną rejestrację, co oznacza, że firmy ponoszą pełną odpowiedzialność za produkty. Natomiast warunek tej rejestracji był taki, że firmy przez następne dwa lata mają dostarczać regularne wyniki kolejnych badań klinicznych nad tymi szczepionkami. Jest to całkowita nieprawda. Firmy w Europie odpowiadają za produkt, za jego jakość, za jego stan techniczny, farmaceutyczny. Ale trzeba pamiętać, że szczepionka to nie tylko produkt, to jest później kwestia jej podania, magazynowania, przechowywania i za to ponosi odpowiedzialność już na każdym etapie inny człowiek. Absolutnie dementuję, to jest nieprawda. Firmy ponoszą pełną odpowiedzialność za jakość produktów.
Teza: "Pojawia się tajemniczy wirus, a po roku mamy już szczepionkę. Nie może być skuteczna"
Gabriela Sieczkowska z Konkret24: Wątpliwości co do skuteczności szczepionki przeciwko COVID-19 z powodu tego jak szybko ona powstała towarzyszą nam już od kilku miesięcy i są powielane wielokrotnie w mediach społecznościowych. Szybkie tempo prac nad potencjalnymi szczepionkami przeciw COVID-19 wynikało z wyjątkowych okoliczności. Pandemia wywołana przez SARS-CoV-2 stanowiła i nadal stanowi zagrożenie dla zdrowia publicznego na całym świecie. Czekaliśmy i liczyliśmy na szybkie powstanie szczepionki, która ma szanse zahamować pandemię. Dlatego też naukowcom już na samym początku, gdy dowiedzieliśmy się o pandemii i jakie stanowi zagrożenie, udało się zgromadzić wiarygodne dane z badań nad szczepionkami. Co więcej, naukowcy, którzy opracowywali szczepionki otrzymali większe środki finansowe, napotykając przy tym mniej biurokratycznych przeszkód przy pozyskiwaniu środków finansowych niż w przypadku pracy nad innymi szczepionkami. Mogli więc pracować w znacznie szybszym tempie. Naukowcy nie zaczynali od zera, gdy dowiedzieli się o nowym rodzaju koronawirusa w 2020 roku. Wirusy z tej rodziny już dwukrotnie w ciągu ostatnich 20 lat przenosiły się ze zwierząt na ludzi. W 2002 roku był to wirus SARS, w 2012 – wirus MERS. Znaliśmy zatem biologię nowego korowirusa oraz jego słaby punkt, czyli kolec białka. Ten kolec białka wykorzystywany jest w szczepionkach mRNA do wytworzenia odpowiedzi immunologicznej przeciw COVID-19. Skuteczność dopuszczonych szczepionek potwierdzają również liczne badania kliniczne, a także analizy przeprowadzone przez krajowych regulatorów leków. Wiemy, że szczepionka firmy Moderna ma 94 procent skuteczności, analizy szczepionki Pfizera wykazały 95-procentową skuteczność. Najnowsze badania, opublikowane na początku lutego, pokazały, że podanie pierwszej dawki szczepionki AstraZeneca i potem odczekanie 12 tygodni i podanie drugiej dawki, daje ponad 82-procentową skuteczność przeciw zachorowaniu na COVID-19.
Autor: akw,momo//rzw / Źródło: Konkret24, TVN24; Zdjęcie: tvn24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24 | tvn24