Wskaźnik testów pozytywnych w Polsce wciąż należy do najwyższych w krajach Unii Europejskiej - utrzymuje się powyżej 20 proc. Z racji zbyt małej liczby testów wykonywanych w naszym kraju nie pokazuje on jednak faktycznej skali obecności wirusa w populacji. Bo gdy w Polsce na tysiąc mieszkańców wykonuje się teraz średnio dwa testy dziennie, to na przykład w Czechach - 15, a w Wielkiej Brytanii - 13.
Jedną z najważniejszych miar, które pozwalają ocenić stan pandemii w danym kraju, jest odsetek pozytywnych testów na koronowirusa wśród wszystkich wykonywanych. W połowie marca pisaliśmy o alarmująco wysokim wskaźniku testów pozytywnych w Polsce - ponad 30 proc. Wtedy przekroczyliśmy granicę, gdy według Światowej Organizacji Zdrowia (WHO) pandemia wymyka się spod kontroli.
Po blisko miesiącu wskaźnik testów pozytywnych w Polsce utrzymuje się na poziomie powyżej 20 proc. WHO uznaje taki stan za alarmujący. Jednak strategia testowania w Polsce powoduje, że nie są to dane miarodajne.
Mimo dostępności szybkich testów na COVID-19 w Polsce nadal testujemy tylko osoby, które już wykazują objawy zakażenia. A to powoduje, że - zdaniem ekspertów - testów u nas wykonuje się za mało.
- Państwa, które mają bardzo dużą liczbę wykonywanych testów, na podstawie odsetka pozytywnych testów mogą wyciągać pewne wnioski na temat rozpowszechnienia wirusa w populacji - mówi epidemiolog Rafał Halik z Narodowego Instytutu Zdrowia Publicznego - Państwowego Zakładu Higieny (NIZP-PZH). Ponieważ jego zdaniem nie testujemy wystarczająco dużo, nie można jednoznacznie interpretować wahania odsetka testów pozytywnych. Dlatego on - ale też inni epidemiolodzy - apelują o rozważenie poszerzenia strategii testowania o osoby, które miały kontakt z zakażonym.
Według WHO Polska nadal na czwartym poziomie transmisji wirusa
Testy są narzędziem obserwacji pandemii i sposobu jej rozprzestrzeniania się. Bez testów nie jesteśmy w stanie dobrze jej zrozumieć. To jedno z najważniejszych narzędzi w walce o spowolnienie i ograniczenie rozprzestrzeniania się wirusa - wyjaśniają badacze z Uniwersytetu Oksfordzkiego.
Udział testów pozytywnych to odsetek tych spośród wszystkich, które potwierdziły, że testowane osoby mają koronawirusa. By uchwycić aktualny trend pandemii, warto analizować siedmiodniową średnią kroczącą odsetka testów pozytywnych - nazywaną wskaźnikiem pozytywnych testów (terminologia Our World in Data). Tak zalecają eksperci, z którymi konsultował się Konkret24 (porad udzieliło nam dziewięciu specjalistów: lekarze, wirusolodzy, analitycy). Czyli dla każdego dnia wyliczany jest średni procent pozytywnych testów z ostatnich siedmiu dni. W ten sposób prezentują ów wskaźnik również badacze z Uniwersytetu Oksfordzkiego, którzy przygotowują dane dla portalu Our World in Data.
Wskaźnik pozytywnych testów jest kluczowy dla zrozumienia pandemii, czytamy w nocie metodologicznej na Our Wolrd in Data. Dlaczego? Po pierwsze, jest miarą tego, czy kraj przeprowadza wystarczająco dużo testów na COVID-19. Po drugie, obserwowanie wskaźnika może pomóc zrozumieć rozprzestrzenianie się wirusa (w połączeniu z danymi na temat potwierdzonych przypadków). Badacze przygotowujący analizy na Our World in Data dodają, że by móc właściwie monitorować i kontrolować rozprzestrzenianie się wirusa, kraje o bardziej znaczącym zasięgu epidemii muszą przeprowadzać więcej testów.
Biorąc pod uwagę m.in. wskaźnik testów pozytywnych, można ocenić, czy epidemia w danym kraju jest pod kontrolą. Zgodnie ze zaktualizowanymi w listopadzie kryteriami WHO jeżeli średnia wartość wskaźnika za ostatnie 14 dni wynosi powyżej 20 proc., oznacza to, że państwo można zaliczyć do czwartego, najwyższego poziomu transmisji wirusa w społeczności. "Na tym poziomie ograniczenie transmisji [wirusa] w społeczności będzie stanowiło wyzwanie i będzie bardziej wymagające" - ocenia WHO.
Wskaźnik pozytywnych testów nieco spadł, ale to niekoniecznie oznacza poprawę
W Polsce wartość 20 proc. wskaźnika pozytywnych testów została przekroczona 28 lutego tego roku - i tak jest nadal. Przez dwa tygodnie była nawet wyższa niż 30 proc.
Poniżej prezentujemy, jak zmieniał się u nas ten wskaźnik od 1 września 2020 roku do 11 kwietnia 2021 roku (to najnowsze dostępne dane na moment publikacji artykułu).
Zobacz interaktywną wersję wykresu wskaźnika pozytywnych testów w Polsce.
Jak widać, o ile we wrześniu wskaźnik pozytywnych testów w Polsce był między 3 a 5 proc., to na początku października zaczął rosnąć. Najwyższy odnotowano w drugiej, jesiennej fali zakażeń (24 listopada - aż 50,3 proc.).
Na przełomie marca i kwietnia tego roku wartość wskaźnika wynosiła ponad 30 proc.; najwięcej 30 marca - 31,9 proc. Potem spadał, ale 11 kwietnia wciąż był na wysokim poziomie 23,3 proc. To był drugi najwyższy wskaźnik w Unii Europejskiej (choć w zestawieniu Our World in Data brak danych z 11 kwietnia dla Austrii i Hiszpanii, ostatnie dane dla tych państw pochodzą kolejno z 31 grudnia 2020 i 1 kwietnia 2021). Wyższy miała tylko Słowenia (24,6 proc.).
O czym nam mówi wskaźnik pozytywnych testów na poziomie 23,3 proc.?
- Próba interpretacji tego wskaźnika dla Polski to dziś trochę wróżenie z fusów - stwierdza Rafał Halik z NIZP-PZH. - Od jesieni zeszłego roku testujemy głównie nie ze względu na kryteria epidemiologiczne, ale przeważnie z powodów diagnostycznych, by po prostu potwierdzić diagnozę COVID-19. Gdybyśmy mieli systematyczną i szeroką strategię testowania, w ramach której testowalibyśmy też osoby z kontaktu, wtedy moglibyśmy ten odsetek jakoś interpretować i obserwować jego wahnięcia - stwierdza Halik. Jego zdaniem więc dane z Polski nie pokazują faktycznej skali obecności wirusa w populacji. Jeśli chcemy mieć lepszą kontrolę nad epidemią, należy się zastanowić nad poszerzeniem testowania o osoby, które miały kontakt z zarażonymi.
Kogo i jak testujemy w Polsce
Na początku września minister zdrowia Adam Niedzielski ogłosił zmiany m.in. w strategii testowania. Od tego czasu w kraju testujemy osoby wykazujące podstawowe objawy koronawirusa. Testy mimo braku objawów wykonywane są tylko czterem grupom obciążonym szczególnym ryzykiem. Są to osoby udające się do sanatorium, skierowani do zakładu opiekuńczo-leczniczego, skierowani do hospicjum oraz umieszczeni (decyzją administracyjną) w domu pomocy społecznej. Okresowo testy wykonuje się także pracownikom służby zdrowia.
31 października resort dopuścił uwzględnianie szybkich testów antygenowych. Od 2 grudnia wyniki testów antygenowych są podawane w codziennych statystykach zakażeń.
Publiczna służba zdrowia wykonuje dwa rodzaje testów: RT-PCR (molekularnych, genetycznych) oraz antygenowe. Test PCR jest podstawowym testem zalecanym przez WHO. To test genetyczny, który w pobranym od pacjenta materiale wykrywa kod genetyczny wirusa SARS-CoV-2. Wykonany test musi zostać odesłany do laboratorium, a na wynik czeka się od kilkunastu godzin do trzech dni.
Test antygenowy to test immunologiczny, który w pobranym materiale wykrywa antygeny wirusa SARS-CoV-2, czyli jego zakaźne cząsteczki. Wynik testu otrzymuje się już po kilku-, kilkunastu minutach, bo nie trzeba wysyłać testu do laboratorium. Zgodnie z definicją przypadku COVID-19 wynik testu antygenowego traktuje się tak samo jak wynik testu RT-PCR.
Ile testujemy w Polsce
Podczas trzeciej fali COVID-19 w Polsce robimy najwięcej testów od początku pandemii - pokazują dane o siedmiodniowej średniej kroczącej liczby testów dostępne na Our World in Data. Poniżej prezentujemy je od 5 maja 2020 roku do 11 kwietnia 2021 (najnowsze dostępne dane w dniu publikacji artykułu).
Zobacz interaktywną wersję wykresu siedmiodniowej średniej kroczącej liczby testów w Polsce.
Od maja do września 2020 roku robiono w Polsce średnio od kilkunastu do ponad 20 tys. testów. Dopiero w drugiej i trzeciej fali pandemii zaczęliśmy testować coraz więcej osób. W drugiej fali (od października do grudnia 2020) wykonywano od 20 do 65 tys. testów. W trzeciej fali - od stycznia do połowy kwietnia - robimy od 28 do do 91 tys. testów dziennie. Najwięcej - ponad 91 tys. - zrobiono 1 kwietnia. A 11 kwietnia - 83,6 tys.
Przypomnijmy: większa liczba testów może wpływać na wysokość odsetka tych pozytywnych.
Testy na tysiąc mieszkańców: Polska i Europa
Ponieważ różne państwa przyjęły różne strategie testowania, proste zestawienie wskaźników testów pozytywnych nie jest odpowiednie, by porównywać sytuacje między państwami. Our World in Data podzielił strategie testowania na cztery kategorie:
testy publiczne otwarte (w tym dla osób bezobjawowych),
dla wszystkich z objawami COVID-19,
tylko dla osób, które jednocześnie mają objawy oraz spełniają określone kryteria (np. są pracownikami kluczowych sektorów, hospitalizowani),
brak strategii.
Polska zalicza się do drugiej grupy: krajów testujących każdego z objawami COVID-19. Z państw europejskich w tej grupie są też m.in: Czechy, Węgry, Wielka Brytania, Irlandia, Hiszpania, Włochy, Ukraina.
Poniżej przedstawiamy wykres siedmiodniowej średniej kroczącej liczby testów przypadających na tysiąc mieszkańców Polski od 5 maja 2020 do 11 kwietnia 2021 (najnowsze dostępne dane). Takie przeliczenie pozwala porównywać liczbę testów między krajami.
Zobacz interaktywną wersję wykresu siedmiodniowej średniej kroczącej liczby testów na tysiąc mieszkańców w Polsce.
Jak widać, dopiero w ostatnich tygodniach w Polsce robi się więcej niż dwa testy na tysiąc mieszkańców. 11 kwietnia było to 2,21.
Jak wypadamy pod tym względem w porównaniu z innymi krajami Europy? Poniżej przedstawiamy dane o siedmiodniowej średniej kroczącej liczby testów na tysiąc mieszkańców w Polsce i siedmiu państwach, które Our World in Data zalicza do tej samej grupy co nas pod względem strategii testowania.
Spośród nich najwięcej testów na tysiąc mieszkańców robi się w Czechach (15,83 - stan na 15 kwietnia) i Wielkiej Brytanii (13,15 - stan na 11 kwietnia). W obu tych krajach liczba testów na tysiąc mieszkańców znacząco wzrosła od drugiej połowy lutego tego roku.
Zobacz interaktywną wersję wykresu siedmiodniowej średniej kroczącej liczby testów na tysiąc mieszkańców w Polsce i krajach Europy.
Nieco więcej niż w Polsce testów na tysiąc mieszkańców robi się we Włoszech (4,59 - stan na 12 kwietnia), Irlandii (3,15) i na Węgrzech (2,86 na 13 kwietnia). Mniej niż w Polsce - w Hiszpanii (2,13 - stan na 1 kwietnia) i na Ukrainie (1,04 - stan na 13 kwietnia).
Autor: Gabriela Sieczkowska / Źródło: Konkret24; zdjęcie: Marcin Bielecki/PAP