W narracji polityków prawicy Polska już w najbliższych dniach może stracić liczne kompetencje, suwerenność, a nawet niepodległość i stać się niemieckim landem. Wszystko za sprawą głosowania w jednej z komisji Parlamentu Europejskiego. Wyjaśniamy, co stoi za tą skomplikowaną manipulacją, co tak naprawdę będzie się działo w komisji PE oraz jak wygląda proces zmian traktatowych w Unii Europejskiej.
Jedna z głównych narracji forsowanych obecnie przez polityków PiS głosi, że już w tym tygodniu w Unii Europejskiej głosowane będą zmiany traktatów europejskich, które "pozbawią państwa narodowe wszelkich uprawnień", a Polsce zabiorą kompetencje, możliwość decydowania o polityce zagranicznej czy monetarnej, suwerenność, czy nawet niepodległość.
Jeszcze przed wyborami, 5 października, prezes PiS Jarosław Kaczyński w Kazimierzy Wielkiej mówił: "W tej chwili przedłożono w Unii Europejskiej plan, by w gruncie rzeczy państwa narodowe pozbawić wszelkich uprawnień. 65 różnych dziedzin ma być przeniesionych do uprawnień Unii Europejskiej albo do tak zwanych uprawnień mieszanych, czyli w gruncie rzeczy zawsze to idzie w kierunku uprawnień Unii Europejskiej. Co to oznacza? No to oznacza, że w Polsce wszystkie wybory, łącznie z tymi parlamentarnymi czy prezydenckimi, to będzie taki teatr, bo ci ludzie będą wybrani, tylko nie będą mieli tak w gruncie rzeczy nic do gadania. Będą tylko wykonawcami decyzji, które będą zapadały gdzie indziej".
"Zmiana Polski w land niemiecki", "projekt likwidacji polskiego państwa"
Jeszcze dalej w swoich wypowiedziach poszli już po wyborach posłowie PiS Joanna Lichocka i Antoni Macierewicz. Pierwsza 17 października w Polskim Radiu 24 stwierdziła: "Na stole leży projekt zmian traktatu europejskiego, który narzuci z dnia na dzień nieomal Polsce na przykład euro i przestaniemy być samodzielni finansowo. Ma być zmiana traktatów taka, która będzie likwidowała weto i spowoduje, że największe państwa, czyli Francja i Niemcy, będą dyktować to, jaką będziemy mieć politykę monetarną, jakie będziemy mieli podatki". Natomiast Antoni Macierewicz 21 października na zjeździe klubów "Gazety Polskiej" w Spale powiedział, że "w przyszłym tygodniu będzie głosowanie w Parlamencie Europejskim o niepodległości Polski. W przyszłym tygodniu rozpocznie się działanie Unii Europejskiej wspierane przez pana Tuska, wspierane przez jego sojuszników mające doprowadzić do likwidacji niepodległości Polski".
Od kilku dni ten temat jest też szeroko dyskutowany w telewizji rządowej. Na paskach TVP Info zadaje się pytania, czy "Polska będzie niemieckim landem?", a we wpisach w mediach społecznościowych, czy "Państwo Polskie przestanie istnieć?". O "niemieckim landzie" mówił też 23 października w TVP 1 wiceminister sprawiedliwości Michał Woś: "Jeżeli Unia Europejska albo dzisiejsza opozycja, Tusk, będą chcieli grać polskim społeczeństwem i mówić, że polskie społeczeństwo ma się zgodzić na zmiany traktatów, na likwidację państwa polskiego, na zmianę Polski w jakiś land niemiecki albo w jakieś województwo w ramach wielkiego państwa, a za to dostaną sześćdziesiąt miliardów euro, to z całym szacunkiem, nikt o zdrowych zmysłach nie powinien się godzić na takie rozwiązanie".
Tę sprawę komentowali też goście TVP Info z 23 i 24 października: minister edukacji i nauki Przemysław Czarnek i europoseł Patryk Jaki. Pierwszy z nich stwierdził, że "gdyby coś takiego było przyjęte w traktatach, czyli gdybyśmy w traktatach, które stanowią prawo pierwotne Unii Europejskiej, dokładnie coś takiego przyjęli, to oznacza podporządkowanie się Niemcom i Francji, głównie Niemcom w Unii Europejskiej i utratę suwerenności". Z kolei Patryk Jaki powiedział, że "wszystkie kluczowe kompetencje dla państwa polskiego zostaną przeniesione na poziom unijny. To jest de facto projekt likwidacji polskiego państwa, czyli rzeczywiście polskie państwo będzie istniało według tej formuły Neumanna z 1916 roku, że Polska może sobie istnieć, ale nie będzie miała żadnej realnej władzy. (...) To jest po prostu projekt, gdzie Niemcy w białych rękawiczkach zrealizują swoją wizję, o której zawsze marzyli. To znaczy przejmą władzę w Polsce".
Tłumaczymy więc, nad czym tak naprawdę debatują instytucje unijne i na czym polegają manipulacje polityków PiS w tym temacie.
"W traktatach nic się nie zmienia i jeszcze szybko się nie zmieni"
Po pierwsze: w środę, 25 października, pomysłów zmian traktatów nie będzie głosować Parlament Europejski, tylko Komisja Spraw Konstytucyjnych Parlamentu Europejskiego (AFCO). Już wcześniej, 14 września, na posiedzeniu tej komisji zaprezentowano projekt sprawozdania przygotowany przez europosłów-sprawozdawców z pięciu grup parlamentarnych. Teraz członkowie komisji zagłosują, czy przyjąć to sprawozdanie i tym samym skierować sprawę dalej: do szerszej dyskusji już między wszystkimi europosłami Parlamentu Europejskiego. Głosowanie plenarne wstępnie zaplanowano na 23 listopada.
Prof. dr hab. Robert Grzeszczak, kierownik Centrum Badań Ustroju Unii Europejskiej na Uniwersytecie Warszawskim, zapytany w rozmowie z Konkret24 o głosowanie w komisji, odpowiada, że "na ten moment w traktatach nic się nie zmienia i jeszcze szybko się nie zmieni". - Środowa dyskusja w komisji Parlamentu Europejskiego wpisuje się w szerszy proces, który trwa od kilku lat. Komisja Europejska przedstawiła już kilka lat temu scenariusze rozwoju procesów integracyjnych i wymaganych reform Unii Europejskiej. Generalnie panuje zgoda w instytucjach i większości państw członkowskich, że zmiany w traktatach założycielskich są konieczne. Propozycji jest wiele, jednak wymagają one przyjęcia, co jest skomplikowane i długotrwałe - tłumaczy.
Żeby zrozumieć ten szerszy kontekst, trzeba cofnąć się do maja 2022, kiedy zakończyła się seria debat i konsultacji pod wspólną nazwą "Konferencja w sprawie przyszłości Europy". W ramach tych dyskusji powstało 49 propozycji zmian i ponad 300 działań służących zacieśnieniu integracji europejskiej. Kierując się tymi propozycjami, 9 czerwca 2022 roku Parlament Europejski przyjął rezolucję wzywającą do rozpoczęcia procedury reformy traktatowej.
Był to punkt wyjścia do prac w komisjach parlamentarnych. Po wydaniu opinii przez 11 komisji, odpowiedzialna za zmiany ustroju w UE Komisja Spraw Konstytucyjnych wybrała sprawozdawców, którzy przygotowali sprawozdanie komisji. To nad jego przyjęciem będą głosować 25 października europosłowie-członkowie komisji.
"Biorąc pod uwagę intensywne wstępne negocjacje i poparcie wszystkich proeuropejskich grup parlamentarnych, jest mało prawdopodobne, aby projekt upadł" - ocenia w analizie przesłanej Konkret24 prof. Karolina Borońska-Hryniewiecka z Uniwersytetu Wrocławskiego i sieci eksperckiej Team Europe Direct. "Pamiętajmy jednak, że Parlament Europejski nie jest w stanie sam przeforsować nowego traktatu reformującego i go zwyczajnie narzucić państwom członkowskim. Może on jednak poruszyć i naświetlić wszystkie niezbędne kwestie wymagające reform, wyartykułować własne priorytety i przedłożyć je Radzie, czyli państwom członkowskim do dyskusji. I tak zamierza zrobić" - dodaje.
Również korespondent TVN24 w Brukseli Maciej Sokołowski podkreśla jednak, że "głosowanie w parlamentarnej komisji będzie dotyczyło jedynie propozycji zmian, jakich chcieliby europosłowie, ale to nie oni decydują o zmianach traktatów UE. Procedura zmiany traktatów jest znacznie dłuższa, może potrwać latami, a głos decydujący mają rządy państw Unii oraz obywatele w referendum. Nie odbędzie się to przez głosowanie w Parlamencie Europejskim".
Politycy PiS, wypowiadając się na temat zmiany traktatów, pomijają więc co najmniej trzy kluczowe fakty: 1. Głosowanie w komisji Parlamentu Europejskiego, a nawet w samym PE, nie jest prawnie wiążące. 2. Formalna procedura zmiany traktatów jest jasno opisana w obowiązujących traktatach i wciąż nie została rozpoczęta. 3. Do zmiany traktatów konieczna jest zgoda rządów i parlamentów wszystkich krajów członkowskich, w tym Polski.
Jako jedyny z wymienionych polityków PiS Patryk Jaki zaznaczył, że propozycje zmian traktatów po przegłosowaniu przez Parlament Europejski trafią do Rady Europejskiej i parlamentów krajowych.
Niedecyzyjny Parlament Europejski
Politycy prawicy, których komentarze przytoczyliśmy na początku, dużą wagę przykładają do głosowania w komisji Parlamentu Europejskiego, podczas gdy ten nie jest podmiotem decyzyjnym w sprawie zmiany traktatów. Mówi o tym w rozmowie z Konkret24 prof. dr hab. Artur Nowak-Far z Katedry Integracji i Prawa Europejskiego Szkoły Głównej Handlowej w Warszawie:
Jest naprawdę dziwne, że tak bardzo eksponuje się dyskusję w jednej z komisji Parlamentu Europejskiego, który żadnej decydującej roli w zmianie traktatów nie ma. Europosłowie mogą jedynie wskazać, że PE oczekuje jakichś zmian traktatowych, przez to zainicjować jakieś działanie, ale to wszystko. O tym właśnie będzie to głosowanie.
Profesor Robert Grzeszczak z UW dodaje:
Trzeba pamiętać, że to wszystko to wciąż tylko rozmowa na ten temat. W ten sposób się proceduje w instytucjach europejskich: przygotowuje się raporty, a potem się nad nimi debatuje. To nie jest podjęcie żadnych decyzji.
Prawnik dodaje, że "żeby zainicjować w ogóle procedurę zmiany traktatów, zgodnie z art. 48 Traktatu o Unii Europejskiej, to rząd każdego państwa, Parlament lub Komisja mogą przedkładać Radzie propozycje zmiany traktatów, a sprawa trafia następnie do Rady Europejskiej. A to dopiero początek długotrwałej i sformalizowanej procedury".
Wciąż nie wszczęto procedury
Wspomniana przez prof. Grzeszczaka procedura zmiany traktatów składa się z kilku etapów. Tak jak mówi prawnik, są one jasno opisane w art. 48 Traktatu o Unii Europejskiej. Najpierw rząd każdego państwa członkowskiego, Komisja Europejska lub Parlament Europejski muszą przedłożyć Radzie Unii Europejskiej propozycje zmian traktatów.
Robert Grzeszczak podkreśla, że wciąż nikt nie złożył tych propozycji, dlatego ta procedura nie została nawet rozpoczęta. W tym momencie znajdujemy się więc dopiero przed ewentualnym pierwszym etapem wieloletniego procesu. - Taka zmiana traktatów to jest proces trwający przynajmniej dwa, trzy lata w zależności od otoczenia politycznego - podpowiada prof. Grzeszczak.
Zgoda rządu, ratyfikacja parlamentu
Jeżeli Rada Europejska, czyli prezydenci lub szefowie rządów, zgodzą się na rozpatrywanie zmian w traktatach, przewodniczący Rady zwołuje konwent złożony z przedstawicieli parlamentów narodowych, szefów państw lub rządów państw członkowskich, Parlamentu i Komisji. Konwent w drodze dyskusji przygotowuje zalecenia dla konferencji przedstawicieli rządów państw członkowskich. To dopiero ci przedstawiciele podejmują decyzję o przyjęciu zmian w traktatach. To jednak nie wszystko. Zmiany wchodzą w życie dopiero po ich ratyfikowaniu przez parlamenty wszystkich państw członkowskich. W Polsce poza przedstawicielami rządu zgodę na zmiany w traktatach musiałby więc wyrazić także Sejm i Senat.
Dlatego prof. Nowak-Far komentuje:
Więc bez jednomyślności państw członkowskich i to takiej prawdziwej jednomyślności, czyli nie tylko w głosowaniu, ale i ratyfikacji przez parlamenty narodowe, traktatów nie da się zmienić. W tym momencie żadne z państw członkowskich UE nie ma politycznej chęci na natychmiastowe, poważniejsze zmiany traktatów.
"Nie wypada straszyć obywateli"
Komentując kwestię samych dyskusji na temat zmian traktatów w instytucjach europejskich, prof. Robert Grzeszczak tłumaczy, że Parlament Europejski może zaproponować takie zmiany, ponieważ Unia potrzebuje więcej kompetencji dla skuteczniejszego działania, chociażby w zakresie bezpieczeństwa w związku z wojną w Ukrainie i postawą Węgier. - Parlament Europejski chce między innymi wdrożyć prostsze procedury podejmowania decyzji, żeby państwa nie wetowały się wzajemnie. Jako przykład można tu podać próby nakładania sankcji unijnych na Rosję, które przy wymaganej jednomyślności skutecznie mogą blokować Węgry. Więc generalnie taka reforma pewnie będzie musiała kiedyś w Unii nadejść, choć to chyba jeszcze nie ten moment - ocenia ekspert.
Prof. Karolina Borońska-Hryniewiecka zauważa, iż mimo że przewodnicząca KE Ursula von der Leyen w swoim orędziu o stanie Unii z 13 września zapowiedziała, że poprze ideę zwołania konwentu i reformę traktatu "jeśli będzie to potrzebne", to Rada Europejska jest podzielona w tej kwestii i gra na zwłokę. "Niektóre państwa, takie jak dotychczas Polska, nie mają apetytu na zmianę traktatów, mimo że temat ten jest również przedmiotem gorącej debaty w kontekście dalszego rozszerzenia" - pisze ekspertka. "Choć naiwnością byłoby oczekiwać, że Rada Europejska, która do tej pory uparcie ignorowała rosnącą presję na reformy, teraz z entuzjazmem przyjmie propozycje Parlamentu, to jednak historia pokazuje, że w przeszłości rządy krajowe również miały tendencję do ignorowania przez długi czas propozycji reform instytucjonalnych wysuwanych przez Parlament, tylko po to, by ostatecznie wdrożyć je w późniejszym czasie, pod wpływem wydarzeń zewnętrznych. A otoczenie międzynarodowe jest burzliwe, chwiejne i coraz bardziej niebezpieczne" - ocenia.
Natomiast prof. Artur Nowak-Far komentuje, że "nie wypada straszyć obywateli, że jakaś zmiana traktatowa może powodować utratę suwerenności". - To jest działanie nieodpowiedzialne. Bo jeśli obywatele przy takiej jałowej okazji słyszą, że Polska straci niepodległość, to ich to znieczuli na rzeczywiste zagrożenia, które z pewnością nie będą pochodzić z Unii Europejskiej - mówi prawnik. - W przypadku rzeczywistych problemów czy zagrożeń znieczuleni tego rodzaju propagandą obywatele będą mówić, że przecież już 'pięćdziesiąt razy straszyli, że Polska tę niepodległość straci', więc nie ma się czego bać. Oczywiście, że ktoś chce wokół tego tematu stworzyć dyskusję, ale to jest dyskusja o problemie, którego nie ma - podsumowuje.
Źródło: Konkret24