Mający milionowe zasięgi influencer rozważa w nagranym filmie, "czy sytuacja z dronami to było celowe działanie Rosji". Polityk Konfederacji zastanawia się, "skąd ta pewność", że drony były rosyjskie. Polscy eurodeputowani oskarżają Unię Europejską, że "nakręca prowojenną histerię w Polsce" i że zagrożenie ze strony Rosji to wina Zachodu. Oto jakie echa rosyjskich narracji znajdujemy w popularnych teraz nagraniach na Facebooku.
Na temat rosyjskich dronów, które w nocy z 9 na 10 września naruszyły polską przestrzeń powietrzną, wypowiadali się wszyscy - politycy, wojskowi, specjaliści, obywatele i internauci, a także aktorzy czy influencerzy. Szczególnie niepokoiły wszelkie przekazy dezinformacyjne, fake newsy budowane na tym temacie oraz narracje powielające kremlowską propagandę. A takich pojawiło się zatrzęsienie. Główne fałszywe tezy weryfikowaliśmy w Konkret24 - m.in. fake newsy o dronach robionych chałupniczo w Ukrainie, o przegrupowywaniu polskich wojsk nad wschodnią granicę czy o zniszczeniu domu w Wyrykach rzekomo przez burzę, a nie w wyniku akcji unieszkodliwiania rosyjskich dronów.
CZYTAJ W KONKRET24: Jedna wojna już trwa. Ta o nasze umysły. "Rosja próbuje nowych rzeczy"
Główne narracje dezinformacyjne kierowane obecnie do polskiego społeczeństwa to straszenie wojną; podważanie skuteczności NATO i jedności Zachodu; wytykanie rzekomej dysfunkcji polskiego państwa; wszelkie wątki antyukraińskie i obwinianie Kijowa o eskalację. Cel: osłabienie wśród Polaków poparcia dla Ukrainy. Jak tłumaczył w rozmowie z Konkret24 dr Jacek Raubo, specjalista w zakresie bezpieczeństwa i obronności z Uniwersytetu im. Adama Mickiewicza w Poznaniu i Defence24, domena informacyjna to dziś pełnoprawna domena działań wojennych. - Obejmuje media społecznościowe, internetowe portale, wpływanie na dziennikarzy, polityków i obywateli. Wcześniej były ulotki czy propaganda szeptana, dziś mamy całą "kolonizowaną" przestrzeń cyfrową, która ułatwia prowadzenie operacji psychologicznych - wyjaśniał.
A temu właśnie sprzyjają wypowiedzi w mediach społecznościowych na profilach tych osób, które generują duże zasięgi i które - świadomie bądź nie - wpisują się w propagandę Kremla. Po incydencie z dronami w nocy z 9 na 10 września kolektyw Res Futura przeanalizował posty związane z tematem rosyjskich dronów nad Polską opublikowane na Facebooku; przeanalizowano wpisy między 7 a 14 września. Okazało się, że w tych dniach najwięcej interakcji na Facebooku (109 893) wygenerowało konto i nagranie influencera Michała Bodziocha znanego jako Dziki Trener. Reakcje na jego film stanowiły 31,2 proc. wszystkich interakcji wśród top 10 najaktywniejszych kont komunikujących ten temat.
Na kolejnych miejscach w pierwszej piątce były konta: Bartłomieja Pejo (37 785 interakcji), Ewy Zajączkowskiej-Hernik (36 956), Patryka Jakiego (34 571) i Pawła Wyrzykowskiego (26 906). Zwracamy uwagę na tę pierwszą piątkę, ponieważ akurat treści, jakie oni wówczas udostępnili, bardzo odpowiadały narracjom, które obserwowaliśmy na prokremlowskich kontach i w mediach rosyjskojęzycznych. Czyli sianie wątpliwości, że to Rosja stała za incydentem z dronami, dostrzeganie wroga bardziej na Zachodzie. Oczywiście to tylko przykładowy okres i jedna platforma społecznościowa, lecz Dziki Trener wrzucił też swój film na YouTube, europosłowie PiS prowadzą podobną aktywność na platformie X, a przekazy Bartłomieja Pejo rozpropagowuje Konfederacja.
Przeanalizowaliśmy wskazane wpisy tej piątki, które na Facebooku miały taki odzew. Trudno nie zauważyć, jak odpowiadają temu, co wmawia Polakom prorosyjska propaganda. I nie są to pierwsze przykłady takich treści produkowanych przez te osoby.
Dziki Trener: "sytuacja może być po prostu kolejną próbą wciągnięcia Polski w konflikt"
Lider rankingu, Dziki Trener, swój facebookowy post z nagraniem na temat dronów opublikował 10 września. Opowiada w nim, co "od rana obserwował w polskim internecie"; że zna opinie specjalistów, iż "faktycznie może to być celowe działanie Rosji" - ale potem mówi: "okazało się, że tysiące Polaków nie dało się tak łatwo w to wciągnąć i zastraszyć. I wprost piszą: dopóki sytuacja nie zostanie całkowicie wyjaśniona, nie wierzą ani w wersję prezydenta sąsiadującego z nami państwa, ani w wersję mediów". To niby tylko uwaga, że teza o rosyjskich dronach może nie być prawdą, w dodatku influencer przywołuje "tysiące Polaków", lecz wymowa tego jest sugestywna.
Tym bardziej że kolejne słowa brzmią: "Według ogromu internautów ta sytuacja może być po prostu kolejną próbą wciągnięcia Polski w konflikt, zwłaszcza że sytuacja miała miejsce, jeszcze zanim minął chociaż jeden dzień od tego, jak prezydent Karol Nawrocki powiedział oficjalnie w Helsinkach, że nie zamierza wyrazić zgody na udział polskich żołnierzy w tym, co dzieje się w tym momencie na Ukrainie". Po czym Dziki Trener zadał pytanie, czy "sytuacja z dronami to było celowe działanie Rosji?" i na nie odpowiedział: "być może tak, a być może wcale nie".
Przypomnijmy: przez pierwsze cztery dni po publikacji film ten wygenerował na Facebooku około 110 tysięcy odsłon, ale jak sprawdziliśmy, trzy dni później było to już 3,8 miliona. Zrobił więc furorę w sieci. A w komentarzach internauci - zapewne zachęceni słowami influencera - zrzucają winę na Ukrainę za wysłanie dronów nad Polskę. "Prowokacja Ukrainy, chcą nas w wojnę wciągnąć"; "Nie wierzę ze rosyjskie !! Prowokują skurczybyki... chcą nas wciągnąć w ta wojnę....."; "Tylko debile nie widzą ze to ukrainska prowokacja" - komentowali (pisownia wszystkich postów oryginalna).
Podobne twierdzenia czytaliśmy m.in. w rosyjskich mediach zaraz po ujawnieniu incydentu z dronami - informowały, że atak dronowy był próbą wciągnięcia Polski w wojnę, za którą to próbą stoi Ukraina. W rosyjskim tygodniku "Argumenty i Fakty" ukazał się np. artykuł pod tytułem "Drony nad Polską wpędziły Europę w histerię". W tekście stwierdzono, że Ukraina chce ,"wyciągnąć od Polski pieniądze", a także że "Kijów wszelkimi sposobami próbuje wciągnąć Polaków w wojnę". Andriej Ordasz, chargé d'affaires rosyjskiej ambasady w Warszawie, mówił agencji RIA Novosti, że "nie przedstawiono żadnych dowodów na rosyjskie pochodzenie tych dronów". A po spotkaniu w polskim MSZ stwierdził: "Wiemy jedno: te drony leciały z kierunku Ukrainy". Przypomnijmy: premier Donald Tusk w Sejmie informował, że duża część dronów nadleciała z terytorium Białorusi. Szef sztabu generalnego mówił: "To, co jest nowe, (...) to kierunek, z którego drony naruszające polską przestrzeń powietrzną nadleciały. (...) Nie znad Ukrainy jako efekt błędów, dezorientacji dronów czy małych rosyjskich prowokacji na minimalną skalę. Po raz pierwszy spora część tych dronów nadleciała nad Polskę bezpośrednio z Białorusi".
Jednak tezę o ukraińskiej prowokacji powielało wiele prorosyjskich kont w mediach społecznościowych, które uaktywniły się po 10 września. Nie dziwi więc, że również nagranie Dzikiego Trenera chętnie wykorzystywano w ramach dezinformacji. Znaleźliśmy je m.in. na profilach w serwisie X, które znane są z szerzenia rosyjskiej propagandy.
Dziki Trener nie kryje się z niechęcią do cudzoziemców czy migrantów w Polsce. W materiale opublikowanym 11 listopada 2024 roku z okazji Święta Niepodległości stwierdził, że "przez ostatnie lata coś tutaj się grubo odkleiło i ludzie pierwsi się rzucają do pomocy wszystkim dookoła, tylko nie własnym rodakom". "Jeśli kiedyś, nie daj Boże, nadejdzie taka chwila, kiedy będziesz musiał bronić własnego domu i własnej rodziny, to prędzej ramię w ramię z tobą stanie twój sąsiad z naprzeciwka, na którego dzisiaj plujesz za plecami, ale z którym masz wspólne korzenie, niż tysiące ludzi, którzy byli i są witani z otwartymi ramionami, ale którzy niestety z naszym krajem nie mają nic wspólnego" - opowiadał na nagraniu.
O rządzie Donalda Tuska mówił z kolei, że ma sugerować, iż Polska dołączy do wojny w Ukrainie. W filmie opublikowanym na Facebooku 6 maja 2024 roku powiedział: "coraz częściej z każdej strony próbuje się Polaków przyzwyczajać do myśli, że być może lada moment będziemy brali udział w konflikcie zbrojnym". Według niego "na wysokich szczeblach władzy także pojawia się mnóstwo głosów sugerujących, że być może w niedalekiej przyszłości, czy tego chcemy czy nie chcemy, będziemy uczestniczyć w konflikcie, którego żaden normalny Polak nie chce". Sugerował, że Polska stałaby się "mięsem armatnim" dla innych państw Zachodu. Tego typu twierdzenia - które firmuje przecież znany influencer - są z punktu widzenia rosyjskiej dezinformacji niezwykle przydatne.
Bartłomiej Pejo: "podobno drony są rosyjskie, ale skąd ta pewność"
Poseł Konfederacji Bartłomiej Pejo w krótkim wpisie i nagraniu zamieszczonym 10 września na Facebooku podał: "Minionej nocy na terytorium Polski wtargnęło wiele dronów. (...) Polskie Siły Zbrojne informują, że drony prawdopodobnie były rosyjskie. Ale czy możemy mieć 100 procent pewności? Tym bardziej, że dzień wcześniej prezydent Nawrocki zapowiedział, iż nie wyśle polskich żołnierzy na Ukrainę".
W nagraniu powtórzył to samo, ale tam jeszcze wzmacniał niepewność co do tego, kto wysłał drony: "Podobno drony są rosyjskie - ale skąd ta pewność, skoro ostatnio jej nie było?". Prawdopodobnie odnosił się do wydarzeń z listopada 2022 roku z Przewodowa w powiecie hrubieszowskim, gdy na budynek gospodarczy spadł ukraiński pocisk przeciwlotniczy. Zginęło wtedy dwóch rolników.
Pejo kończy swój film słowami: "tak czy owak, sytuacja robi się naprawdę niepokojąca". Poseł to samo nagranie zamieścił również na Instagramie, w serwisie X i na TikToku. Pejo, tak jak Dziki Trener, odwołał się do słów Karola Nawrockiego w Helsinkach, gdzie powiedział, że "udział Wojska Polskiego [w ewentualnej misji na Ukrainie] jest wykluczony". Wpis posła Konfederacji na Facebooku miał 28 tys. polubień, 6 tys. razy podano go dalej; wygenerował 4 tys. komentarzy.
Kłamstwa, manipulacje i dezinformacje posła Bartłomieja Pei nie raz już wyjaśnialiśmy w Konkret24. Na przykład w czerwcu 2025 roku twierdził: "Minister Nowacka umówiona jest już z ministrem edukacji Ukrainy. Otóż język ukraiński będzie nauczany jako drugi język obcy w polskiej szkole" - co było nieprawdą. Z kolei podważając jakość polskiej armii, twierdził, że przeciętny wiek rezerwisty wynosi 50 lat. Poseł bazował na szacunkach z 2020 roku Fundacji Ad Arma, która na potrzeby raportu stworzyła własny model matematyczny. Tymczasem oficjalne statystyki na temat wieku rezerwistów są niejawne. W lutym 2024 roku Pejo powielał przekaz, że "rząd Tuska chce wykreślić Rzeź Wołyńską z podstawy programowej!". Politycy prawicy - w tym Pejo - uznali, że dokument z prekonsultacji nowego programu nauczania historii i zapisana tam propozycja oznacza wycofanie nauczania o rzezi. Tymczasem eksperci proponowali zmianę sformułowania: "[uczeń] wyjaśnia przyczyny i rozmiary konfliktu polsko-ukraińskiego, w tym ludobójstwa ludności polskiej (na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej)" na "[uczeń] wyjaśnia przyczyny konfliktu polsko-ukraińskiego (na Wołyniu i w Małopolsce Wschodniej)".
Paweł Wyrzykowski: "czy na pewno były rosyjskie?"
Główną tezą materiału zamieszczonego na Facebooku przez Pawła Wyrzykowskiego, działacza Konfederacji Korony Polskiej Grzegorza Brauna, jest wątpliwość co do pochodzenia dronów. Przez cały czas dwuminutowego nagrania widzimy nałożony na ekran napis "Drony - na pewno rosyjskie?". Już na początku Wyrzykowski pyta: "Drony. Czy na pewno były rosyjskie?". I podaje argument za tym, że raczej nie mogły być, bo ich zasięg był niewystarczający. "Dron Gerbera ma zasięg maksymalnie 300, według niektórych źródeł 600 kilometrów. W głąb Polski wleciał na 280 kilometrów. Pytanie: skąd został wystrzelony?". To właśnie jest powielanie tez rosyjskiej propagandy o tym, że tak naprawdę drony były ukraińskie - tezę tę weryfikowaliśmy w Konkret24.
Co istotne: film Wyrzykowskiego jest wciąż bardzo popularny, dotychczas wygenerował ponad 800 tys. wyświetleń, 20 tys. użytkowników go polubiło.
Nawet gdyby nie chcieć wierzyć zapewnieniom rządu, że drony były jednak rosyjskie, to fakt ten potwierdzają specjaliści. Wyjaśniał to m.in. Jacek Tarociński, ekspert Ośrodka Studiów Wschodnich. Mówił, że polskie i natowskie systemy rozpoznania radiolokacyjnego "mają znaczący zasięg detekcji sięgający setek kilometrów w głąb, więc obserwowaliśmy lot tych bezzałogowców na godzinę przed naruszeniem polskiej przestrzeni powietrznej, kiedy znajdowały się ukraińskiej przestrzeni". Ponadto dane o ich locie były przekazywane przez stronę ukraińską. Tarociński podkreśla, że widziano "praktycznie całość lotów tych bezzałogowców, która zaczynała się na terytorium Federacji Rosyjskiej", zaś miejsce startu tych dronów "jest zarejestrowywane przez systemy rozpoznawcze".
Paweł Wyrzykowski znany jest jednak z szerzenia antyukraińskich przekazów. W lipcu twierdził, że "[Ukraina] będzie chciała kasę od nas", "chce (...) reparacji za to, że Ukraińcy byli przesiedlani na tereny odzyskane" - co było nieprawdą i wyjaśnialiśmy to w Konkret24. Rozpowszechniał też np. fejka, jakoby w aplikacji Bolt można było sobie zamówić przejazd "Ukrainiec dla Ukraińca" - co miało uderzać w Polaków. Na początku września powielał z kolei przekaz o tym, że podczas pogrzebu ofiar zbrodni wołyńskiej ekshumowanych w Puźnikach, na zachodzie Ukrainy, pochowano głównie "małe dzieci" w "trumienkach". Trumny miały rzeczywiście niewielkie rozmiary, lecz po prostu dlatego, że w środku były tylko ludzkie kości.
Ewa Zajączkowska-Hernik: "to nie jest nasza wojna"
W analizowanej piątce autorów najpopularniejszych postów jest też dwoje polskich eurodeputowanych. 11 września, po posiedzeniu Parlamentu Europejskiego, europosłanka Konfederacji Ewa Zajączkowska-Hernik zamieściła na Facebooku fragment swojego wystąpienia z tego dnia. Mówiła w nim o "nic niewartym i pustym geście solidarności" Unii Europejskiej z Polską po naruszeniu naszej przestrzeni powietrznej. Zajączkowska-Hernik wykorzystała zdarzenia z nocy z 9 na 10 września do krytykowania UE i podważenia zasadności sojuszu. "Taka to jest wasza solidarność" - powiedziała, za przykład podając umowę z Mercosurem. Oskarżała przedstawicieli UE: "Nakręcacie prowojenną histerię w Polsce, za pomocą której razem z prezydentem Zełenskim chcecie wciągnąć Polskę do wojny na Ukrainie". Mówiła także o konieczności wzmocnienia polskiego sektora dronowego i zniesienia "unijnych barier, które duszą nasz potencjał". A na koniec tego wątku oświadczyła: "To nie jest nasza wojna".
Nie pierwszy raz Zajączkowska-Hernik krytykowała działania Unii Europejskiej. I nie pierwszy raz jej wypowiedzi wpisują się antyukraińską, a więc także prokremlowską narrację. Po trzeciej rocznicy wybuchu pełnoskalowej wojny w Ukrainie Ewa Zajączkowska-Hernik broniła wpisów Sławomira Mentzena opublikowanych w mediach społecznościowych. Chodziło o filmiki, które Mentzen wraz z europosłanką Konfederacji Anna Bryłką nagrał w Kijowie. Uderzały one w Ukrainę i Ukraińców, a kremlowska propaganda szybko zrobiła z tego użytek - co opisywaliśmy w Konkret24.
Patryk Jaki: "Europa straciła poczucie swojego sensu"
Podobnie jak w przypadku przemówienia europosłanki Konfederacji, europoseł Prawa i Sprawiedliwości Patryk Jaki także wykorzystał naruszenie przestrzeni powietrznej Polski do krytyki Unii Europejskiej i szefowej KE Ursuli von der Leyen. "W dniu, kiedy spadają na Polskę rosyjskie drony", wymieniał, co jego zdaniem pogorszyło się od momentu, gdy niemiecka polityk została przewodniczącą KE - jako jeden z tych aspektów podał bezpieczeństwo. Mówił, że w 2019 roku "na naszej granicy był spokój", a teraz "nie dość, że jest wojna, to jeszcze rosyjskie drony spadają na Polskę". A dlaczego? Bo zachodnie kraje "chciały mieć tanią energię z Rosji", a "teraz wszyscy za to płacimy". "Największym problemem jest to, że Europa straciła poczucie swojego sensu" - przekonywał. Na koniec swojego przemówienia w PE, zwracając się do przedstawicieli UE, powiedział: "Bo wy, pokolenie dekadencji, które z jakimś niezrozumiałym zadowoleniem z siebie pcha nas wszystkich, pcha nas ku przepaści".
Inne przykłady antyunijnej retoryki Jakiego opisywaliśmy już w Konkret24. Jego facebookowy post z tym wystąpieniem ma już ponad 750 tys. wyświetleń, a post z wystąpieniem Ewy Zajączkowskiej-Hernik - ponad 970 tys. Wobec danych z pierwszych dni po publikacji oznacza to stały i duży przyrost. Obie wypowiedzi są przykładem nie tyle dezinformacji, co wygłaszania twierdzeń, które wobec wojny w Ukrainie wpisują się w narracje rosyjskiej propagandy, wszak jednym z jej celów jest obwiniane UE za "prowojenną histerię", sączenie przekazów o bezsensie istnienia UE, której polityka zagraża państwom członkowskim czy właśnie utwierdzanie obywateli państw UE, że "to nie nasza wojna". Powielanie takich tez przez eurodeputowanych oczywiście je wzmacnia.
Bo tego typu antyunijne i uderzające w Ukrainę wystąpienia w europarlamencie chętnie podchwytują prorosyjskie media i propagandyści Kremla. Wystąpienie europosłanki Zajączkowskiej-Hernik z 9 września, gdy mówiła o niewdzięczności Ukrainy za udzielaną pomoc, rozchodziło się na rosyjskojęzycznych stronach. "Czas, aby Europa dowiedziała się, jak niewdzięcznym i skorumpowanym krajem jest Ukraina..." - cytowano ją na antyukraińskim profilu. "Europosłanka z Polski Ewa Zajączkowska-Hernik podczas posiedzenia plenarnego stwierdziła: 'Ukraina to niewdzięczne państwo o ideologii banderowskiej, które żyje dzięki polskiej pomocy'" - podano. Znany propagandysta na Telegramie też cytował słowa polskiej europosłanki i pisał: "Posłanka do Parlamentu Europejskiego z Polski, w przeszłości nauczycielka historii, Ewa Zajączkowska-Hernik, jest zdecydowanie przeciwna włączeniu Ukrainy do Unii Europejskiej". W antyukraińskim serwisie napisano, iż polska europosłanka "wskazała, że Polska udzieliła Ukrainie naprawdę dużej pomocy, ale w odpowiedzi spotkała się z patologiczną niewdzięcznością".
Ekspert od dezinformacji o wystąpieniach polityków w PE: "echa rosyjskiej narracji"
Odnosząc się do nagrań na profilach polskich eurodeputowanych, które tak szybko zyskały popularność, profesor Dariusz Jemielniak z Akademii Leona Koźmińskiego, ekspert zajmujący się badaniem dezinformacji, w komentarzu przesłanym Konkret24 ocenia, że oba wystąpienia to "klasyczny przykład instrumentalizacji kryzysu bezpieczeństwa do celów politycznej krytyki instytucji europejskich".
"Choć europosłowie nie wyrażają bezpośredniego poparcia dla Rosji, ich wypowiedzi zawierają elementy zgodne z rosyjskimi narracjami strategicznymi" - potwierdza ekspert. I wymienia te elementy: 1. Przesunięcie odpowiedzialności - czyli takie wypowiedzi, z których wynika, że "zamiast koncentracji na rosyjskiej agresji, głównym przedmiotem krytyki staje się Zachód/UE"; 2. Podważanie jedności zachodnich sojuszy - które ekspert opisuje jako "przedstawianie UE jako nieefektywnej, skorumpowanej, szkodzącej interesom Polski"; 3. Fatalizm obronny - czyli "sugestia niemożności skutecznej obrony ('Putin się z was śmieje')"; 4. Izolacjonizm - który wyraża się w słowach Zajączkowskiej-Hernik "to nie nasza wojna", a które prof. Jemielniak ocenia jako "echo rosyjskiej narracji o 'lokalnym konflikcie'".
Profesor Jemielniak dodaje, że te elementy są realizacją "refleksywnej kontroli" - jest to stosowana przez Rosję technika informacyjna, "gdzie przeciwnik jest skłaniany do podejmowania decyzji korzystnych dla agresora". Pytany, w jaki sposób takie wystąpienia w UE mogą być przydatne dla prokremlowskich ośrodków dezinformacyjnych, podaje kilka przykładów. Po pierwsze: "amplifikacja przez autentyczność". Czyli chodzi o to, że takie przekazy polskich polityków są dla polskiego społeczeństwa bardziej wiarygodne niż te płynące z rosyjskich mediów. Po drugie, prof. Jemielniak pisze o "fenomenie użytecznych idiotów" i nieświadomym wspieraniu obcych narracji, w tym tych propagandowych. Ekspert wymienia także "legitymizację narracji" - czyli sytuację, gdy "rosyjskie media mogą cytować europarlamentarzystów jako 'dowód' swoich tez o rozpadzie Zachodu".
Na koniec analizy prof. Jemielniak zauważa, że takie wystąpienia z perspektywy analitycznej można zakwalifikować jako: - polaryzację asymetryczną, czyli wykorzystanie realnych problemów do radykalnej delegitymizacji instytucji demokratycznych - mimikrę dezinformacyjną - rozumianą jako nieświadome powielanie argumentów obcej propagandy - czy wreszcie element sharp power - czyli "aktorzy wewnętrzni wykonujący pracę zewnętrznych sił destabilizacyjnych".
Profesor przyznaje, że w przykładach takich wypowiedzi należy rozróżnić intencję od efektu, ale - jak podsumowuje - "niezależnie od intencji europosłów efekt komunikacyjny ich wystąpień obiektywnie wpisuje się w cele rosyjskich operacji informacyjnych ukierunkowanych na osłabienie spójności euroatlantyckiej".
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: Konkret24