Polacy korzystający z rejsów w ramach operacji #LOTdoDomu wskazują, że wbrew zapewnieniu premiera Morawieckiego ceny biletów na te same loty się różniły, a niektóre ceny za przeloty dalekiego zasięgu były kilkakrotnie wyższe od zapowiedzianej maksymalnej kwoty 2,4 tys. zł. Po ich uwagach PLL LOT zlikwidował podział na klasy w swoich samolotach. Zapowiada zwrot nadpłat za bilety.
Od 15 marca zostały zawieszone wszystkie loty międzynarodowe z Polski i do Polski. Dla rodaków, którzy przebywają za granicą i chcą teraz wrócić, rząd oraz Polskie Linie Lotnicze LOT uruchomiły operację #LOTdoDomu. Przewoźnik wysyła po Polaków specjalne, czarterowe samoloty.
W sobotę na wspólnej z premierem Mateuszem Morawieckim konferencji prasowej prezes PLL LOT Rafał Milczarski mówił: "Polskie Linie Lotnicze LOT stoją teraz w pełnej gotowości, żeby wykonać zadania związane z programem 'LOTdoDomu'. To jest program, który ma na celu pomóc Polakom w powrocie do kraju. Będziemy ten program realizować z całą pewnością już od poniedziałku (16 marca – red.). Mamy nadzieję, że pierwsze loty czarterowe zorganizowane w tej formule polecą już jutro (15 marca - red.)".
W poniedziałek minister spraw zagranicznych Jacek Czaputowicz informował: "Na stronie LOT jest zarejestrowanych około 30 tysięcy Polaków, którzy chcą wrócić do kraju. W dniu wczorajszym wróciło 1400".
W wtorek rano (17 marca) p.o. rzecznik prasowy LOT Michał Czernicki poinformował w Programie I Polskiego Radia, że w ciągu dwóch dni już 4 tys. Polaków wróciło do domu samolotami polskiego przewoźnika w prawie 25 rejsach. Tego samego dnia w radiowej Trójce Marcin Przydacz, wiceminister spraw zagranicznych, zapewniał, że akcja "będzie prowadzona, dopóki będzie taka potrzeba".
Informacje na temat specjalnie zorganizowanych lotów można znaleźć na stronie PLL LOT.
16 marca do Warszawy przyleciały samoloty z Larnaki, Tbilisi, Londynu, Dublina, Barcelony, Rejkiawiku, Ammanu, Stambułu i Malty. Następnego dnia - z Kolombo, Londynu, Malagi, Tbilisi, Malty, Dublina, Larnaki, Chicago, Nowego Jorku, Toronto, Tel Awiwu, Aten, Lizbony, Agadiru, Marrakeszu i Oslo. Na 18 marca zaplanowano wyloty z Delhi, Bangkoku, Nowego Jorku, Toronto, Tbilisi, Oslo, Kairu, Helsinek, Sztokholmu, Londynu, Malagi, Reykjaviku, Marrakeszu, Barcelony, Sztokholmu, Dohy, Dublina oraz Bukaresztu. 19 marca do Warszawy mają przylecieć Polacy z Hanoi, Chicago, Phuket, Nowego Jorku, Bergen, Londynu, Kolombo, Ho Chi Minh, Oslo, Dublina, Madrytu, Edynburga, Sztokholmu, Paryża, Amsterdamu, Teneryfy, Goeteborga. Następnego dnia rodacy do kraju wrócą z Nowego Jorku, Bangkoku, Londynu, Oslo, Dublina, Sztokholmu, Paryża, Amsterdamu, Edynburga, Alicante, Bergen, Cork oraz Abu Dhabi. 21 marca będą loty z Oslo, Dublina, Sztokholmu, Amsterdamu, Bangkoku, Madrytu, Brukseli oraz Goeteborga. 22 marca zaplanowano wylot z Bangkoku (stan na 18 marca, godz. 08.45). Przewoźnik zapewnia, że na bieżąco analizuje możliwości organizacji kolejnych lotów.
Premier: cena będzie jednakowa dla wszystkich
LOT podaje, że cena za loty powrotne do Polski jest zryczałtowana. Wysokość stawki "będzie zależała od kierunku, z którego realizowany będzie przelot: 400 – 800 PLN w granicach Europy i 1600 – 2400 PLN za przelot dalekiego zasięgu. Pozostałą kwotę dopłaci polski rząd" - informuje na swojej stronie.
"Każda trasa będzie mieć przypisany koszt stały dla pasażera" - zapewniał w niedzielę w TVN24 Michał Czernicki. Tłumaczył, że "są to koszty zryczałtowane, a zatem każdy pasażer, który kupuje bilet, będzie musiał zapłacić taką samą kwotę za swój rejs. Niezależnie od tego, czy zarezerwuje jako pierwszy, czy jako ostatni". Jak dodał, "bilet każdego pasażera jest dofinansowany przez polski rząd".
"Wszystkie ceny, które w tym momencie są widoczne dla pasażerów, żeby zakupić je na stronie Lot.com, są to ceny już ostateczne, dofinansowane" - wskazywał Czernicki.
Na ten temat w "Rozmowie Piaseckiego" w TVN24 mówił też w niedzielę wiceminister spraw zagranicznych Marcin Przydacz: "Nasze rozmowy z PLL LOT koncentrowały się wokół tego, żeby ceny były zryczałtowane, żeby to nie były ceny komercyjne, a jedynie pokrywające koszty podróży".
Również premier Mateusz Morawiecki, zapowiadając akcję na sobotniej konferencji prasowej, mówił o ryczałcie: "Loty będą się odbywały po dokonaniu odpowiednich zapisów na specjalnie do tego przygotowanych stronach i cena tych biletów będzie zryczałtowana. Będzie jednakowa dla wszystkich. Nie będzie tak, że ten kto pierwszy się zapisze, będzie miał niższą cenę. Ten, kto ostatni bardzo wysoką cenę będzie płacił. Tylko będzie jednakowa cena".
Tymczasem część internautów przekonuje w sieci, że rzeczywistość nie jest zgodna z zapowiedziami członków polskiego rządu.
Raz tysiąc złotych, raz mniej
Niektórzy internauci wskazują, że bilety na te same loty mają różne ceny. Jedna z internautek pytała na Facebooku polskiego przewoźnika: "Czy możecie wyjaśnić, dlaczego rano zapłaciłam za bilet prawie 1000 zł i nie było żadnej innej opcji, a teraz cena wynosi 840 zł?". "Stawki miały być równe dla wszystkich.... Proszę o zwrot kosztów" – dodała i dołączyła zrzut ekranu, na którym widać, że system rezerwacyjny LOT proponował 840,44 zł za lot klasą ekonomiczną 16 marca z Larnaki do Warszawy.
"Bardzo proszę o udzielenie informacji, dlaczego rano płaciłam za ten sam lot 990 zł, a teraz kosztuje 857?!" – pytała inna internautka. Dołączyła zrzut ekranu, na którym widać, że przewoźnik proponował 857,18 zł za lot 16 marca z Tbilisi do Warszawy w klasie ekonomicznej.
Jeden z internautów napisał na Twitterze: "Warto dodać, że #LOT zaoferował bilety na ten przelot (Kuala Lumpur - Warszawa - red.) na swojej stronie internetowej za przeszło 6.000 zł, natomiast przez infolinię za niespełna 3.500 zł".
Z wpisów internautów wynika, że ceny za przeloty dalekiego zasięgu proponowane przez system rezerwacyjny LOT-u kilkakrotnie przekraczały przyjętą przez przewoźnika maksymalną stawkę, o której informuje na swojej stronie internetowej - czyli 2,4 tys. zł.
"Drogi #LOT czemu anulowaliście mój bilet ze Sri Lanki, skoro samolot ciągle leci 16 marca, i teraz odsprzedajecie bilety za 4-5 tysiąca?" – pytał na Twitterze jeden z internautów. W kolejnym wpisie dołączył zdjęcie, na którym widać proponowaną przez przewoźnika cenę 4371,7 zł za lot w klasie ekonomicznej 16 marca ze stolicy Sri Lanki, Kolombo, do Warszawy.
Loty ekonomiczne i biznes - różne ceny
Część internautów zwraca uwagę na zróżnicowanie ceny według dostępnych w samolotach biorących udział w operacji #LOTdoDomu klas: ekonomicznej, premium i biznes.
"Pan Morawiecki w pocie czoła wykuwa wiekopomne dzieło pod tytułem #LotDoDomu o którym zapewne dzieci niebawem będą uczyć się w szkole pod pomnikiem LK w Wa-wie. A tu taka niespodziewajka" - kpił jeden z internautów i pokazywał najtańsze propozycje cen za lot 16 marca z Barcelony do Warszawy: w klasie ekonomicznej - 619,25 zł, w klasie ekonomicznej premium - 1072,25 zł, biznes - 2122,25 zł.
Inny internauta pokazywał na Twitterze proponowaną przez system rezerwacyjny cenę biletu na lot 20 marca z Bangkoku do Warszawy: 7786,15 zł.
Z Dublina do Warszawy ponad 2 tys. zł
"Dla wiadomości wszystkich, tak wyglądają ceny na specjalne powroty #lotdodomu" - napisała jedna z internautek i dołączyła zrzut ekranu ze strony LOT, gdzie system rezerwacyjny za przelot 16 marca z Kolombo do Warszawy klasą premium (jedyną wówczas dostępną) zaproponował 8369,7 zł.
"Dlaczego w programie #LOTdoDOMU daliście takie ceny, że lot z Londynu (400 PLN) kosztuje tyle, co kiedyś kosztował lot z Nowego Jorku (1700 PLN)?" - zapytał na Twitterze adwokat Michał Szpakowski.
Pewna internautka umieściła z kolei na Facebooku zrzut ekranu z systemu rezerwacyjnego LOT-u, na którym widać, że lot 17 marca z Dublina do Warszawy jedyną dostępną klasą business kosztował 2093,04 zł.
"Usterka", rezygnacja z klas
W odpowiedzi na uwagi internautów przedstawiciele przewoźnika przepraszali. "Rzeczywiście, doświadczyliśmy usterki jednego ze 120 systemów rezerwacyjnych, jakie obsługujemy w naszych liniach, za co bardzo przepraszamy. W związku z tą usterką system mógł podawać niepoprawne kwoty, które trzeba było zapłacić za rejs" - tłumaczył w niedzielę w TVN24 p.o. rzecznik prasowy LOT Michał Czernicki.
"Usterka została niezwłocznie usunięta, jednakże potrwało to dłuższą chwilę. Mamy dzień weekendowy (15 marca - red), a system jest amerykański, dlatego też skontaktowanie z administratorem systemu trwało dłużej, jednakże w tym momencie system działa poprawnie" - przekonywał Czernicki.
We wtorek 17 marca Czernicki tłumaczył w rozmowie z TVN24, skąd wysokie ceny oferowane przez system rezerwacyjny: "LOT operuje w międzynarodowym systemie dystrybucji biletów. Ma podpisane umowy z różnymi innymi przewoźnikami lotniczymi. Ci przewoźnicy też tworzą z naszymi lotami specjalnymi swoje oferty". Jako przykład podał loty z Kolombo, których ceny były wyższe niż określone przez LOT widełki. "Była to oferta łączona z lankijskim operatorem lotniczym, który połączył rejs z Delhi do Warszawy ze swoim rejsem z Kolombo do Delhi i oferował połączenie mieszane. To nie są rejsy operacji specjalnej #LOTdoDomu. To rejsy mieszane. Nie zalecamy, ażeby takie połączenia budować" - przestrzegł.
Zaznaczył, że loty biorące udział w operacji #LOTdoDomu mają numer o formacie "LO8XXX".
Michał Czernicki poinformował jednocześnie, że polski przewoźnik zrezygnował z podziału na klasy w swoich samolotach. "W ramach operacji #LOTdoDomu wszystkie miejsca oferujemy w klasie ekonomicznej właśnie po to, żeby jak najwięcej osób mogło skorzystać z tych przelotów. Jeśli chodzi o samoloty dalekodystansowe, tam klasa biznes i premium ekonomiczna są fizycznie wydzielone. Z troski i wychodząc naprzeciw oczekiwaniom naszych klientów, podjęliśmy decyzję, ażeby także te miejsca sprzedać w cenie klasy ekonomicznej" - powiedział.
Pracownicy LOT-u komunikowali się także z pasażerami w mediach społecznościowych. "Jest to błędnie załadowana cena, została poprawiona zaraz po wykryciu błędu. Przepraszam bardzo, ale nasze służby pracują 24/7 żeby ściągnąć jak najwięcej osób, pomyłki mogą się zdarzyć" - odpisał na Twitterze jednemu z internautów Krzysztof Moczulski, dyrektor biura produktu LOT.
PLL LOT: zwrócimy różnicę
- Rzeczywiście pasażerowie lotów daleko dalekodystansowych płacili w sobotę i niedzielę więcej niż powinni za klasy premium ekonomiczną i biznes - przyznał 19 marca w rozmowie z Konkret24 dyrektor biura produktu PLL LOT Krzysztof Moczulski. - System rezerwacyjny załadował standardowe taryfy. Były to loty bezpośrednie do kraju. Szacujemy, że sprawa dotyczy około stu osób - dodał.
I tłumaczy: - Gdy w poniedziałek się zorientowaliśmy, zdecydowaliśmy o rezygnacji z klas i o zwrocie pieniędzy dla pasażerów. Będziemy albo zwracać im różnicę między wybraną przez nich klasą a klasą ekonomiczną, albo otrzymają vouchery na przyszłe loty o wartości 120 procent różnicy w cenie biletów.
Natomiast pytany o przypadki, gdy pasażerowie płacili za bilety określoną kwotę, a potem system transakcyjny pokazywał im niższą za ten sam lot, dyrektor potwierdza, że dochodziło do tego. - Nie jestem jednak w stanie określić, o jaką liczbę pasażerów chodzi - mówi. - Im także będziemy to chcieli zrekompensować w identyczny sposób. Pasażerowie mogą wypełnić formularz reklamacyjny na naszej stronie. Niezależnie wszyscy zostaną powiadomieni przez nasze call center. Przepraszamy i prosimy o wyrozumiałość oraz cierpliwość. Działamy teraz trochę jak w trybie wojennym - dodaje.
Tekst aktualizowany 19 marca po otrzymaniu wyjaśnień z PLL LOT
Autor: Jan Kunert / Źródło: Konkret24; zdjęcie: Darek Delmanowicz/PAP