W dyskusji o pomysłach na skrócenie kolejek do lekarzy specjalistów poseł PiS Radosław Fogiel przypominał, że rząd Zjednoczonej Prawicy zniósł limity do lekarzy. A jego zdaniem Koalicja Obywatelska nie proponuje nic nowego, jeśli chodzi o kolejki do lekarzy. To prawda, PiS limity zniósł - ale mimo tego kolejki są jeszcze dłuższe. Eksperci wyjaśniają ten paradoks.
10 listopada liderzy trzech ugrupowań: Koalicji Obywatelskiej, Trzeciej Drogi i Nowej Lewicy ogłosili, że podpisali umowę koalicyjną i tym samym potwierdzili, że mają w Sejmie większość 248 posłów zdolną utworzyć rząd. W umowie, której treść podano do publicznej wiadomości, poza zasadami działania koalicji i planem rozliczenia Zjednoczonej Prawicy są także 24 ustalenia programowe. To zobowiązania przyszłej koalicji rządzącej w różnych dziedzinach, m.in. bezpieczeństwa, praworządności, edukacji, praw kobiet. Jeden z punktów poświęcono reformom systemu ochrony zdrowia. "Koalicja chce zdecydowanej poprawy jakości i dostępności systemu ochrony zdrowia" - czytamy w umowie. "Podniesiemy nakłady na ochronę zdrowia. Zniesiemy limity na leczenie przez NFZ. Wprowadzimy mechanizmy oddłużania szpitali i urealnimy wycenę świadczeń zdrowotnych. Zapewnimy powszechną i dostępną pomoc psychologiczną i psychiatryczną finansowaną przez państwo. Zwiększymy rolę placówek Podstawowej Opieki Zdrowotnej. Rozszerzymy uprawnienia przedstawicieli innych zawodów medycznych i niemedycznych, by usprawnić funkcjonowanie systemu. Dołożymy wszelkich starań, aby skrócić kolejki do specjalistów" - zapowiedziano.
O tym dokumencie dyskutowali politycy w programie "Śniadanie Rymanowskiego" w Polsat News 12 listopada. Poseł PiS Radosław Fogiel krytykował, że jest on "czysto publicystyczny", "pełen ogólników i pełen wodolejstwa". "Żebyśmy nie byli gołosłowni, ja zacytuję dwa fragmenty dotyczące chociażby ochrony zdrowia" - kontynuował Fogiel i zacytował fragment umowy: "Koalicja chce zdecydowanej poprawy jakości i dostępności systemu ochrony zdrowia. Dołożymy wszelkich starań, aby skrócić kolejki do specjalistów".
Po czym Fogiel dodał: "No wielka rzecz! Myślę, że pod czymś takim to wszyscy mogliby się podpisać". Na to zareagował poseł Koalicji Obywatelskiej Marcin Kierwiński, który stwierdził: "Wpisaliśmy skrócenie kolejek do lekarzy, bo wyście ją dwukrotnie wydłużyli. Wpisaliśmy tam na przykład zniesienie limitów, to jest konkret". Radosław Fogiel, broniąc polityki rządów PiS co do ochrony zdrowia, odrzekł: "Ale myśmy znieśli limity do lekarzy specjalistów, tak". Kierwiński na to: "Nie znieśliście i ludzie umierają w kolejkach".
I tu poseł KO nie miał racji, jeśli chodzi o limity - bo te zniesiono. Ale i poseł Fogiel niesłusznie przytoczył ten argument jako fakt na poprawę sytuacji w ochronie zdrowia - bo zniesienie limitów nie skróciło kolejek do specjalistów. Eksperci tłumaczą, z czego to wynika.
Limity zniesiono w lipcu 2021. "Będziemy starali się skracać te kolejki"
Przypomnijmy: limity dotyczyły ambulatoryjnej opieki specjalistycznej (AOS). Oznaczało to, że Narodowy Fundusz Zdrowia określał górną liczbę świadczeń - np. wizyt u lekarza specjalisty - które finansował w danym roku. Gdy w danej przychodni limit się wyczerpywał, pacjenci, którzy chcieli się zarejestrować do danego specjalisty, mogli to zrobić dopiero od początku następnego roku (bądź przyjmowano zapisy dopiero na kolejny rok). To powodowało, że kolejki się wydłużały. Jedyną alternatywą pozostawało umówienie się na wizytę prywatną.
W ogłoszonym w maju 2021 roku Polskim Ładzie rząd Zjednoczonej Prawicy zapowiedział więc, że zniesie limity w zakresie finansowania przez NFZ porad lekarzy specjalistów. "Placówki medyczne mają gwarancję, że otrzymają wynagrodzenie za każde udzielone świadczenie, co jest finansową zachętą do zwiększania liczby udzielanych porad pacjentom już objętych opieką, jak i do obejmowania opieką nowych chorych. Zwiększenie liczby wykonywanych świadczeń przełoży się na poprawę dostępności do lekarzy" - zapewniano.
Zmiany weszły w życie 1 lipca 2021 roku. "Będziemy starali się rozładowywać kolejki, skracać te kolejki przede wszystkim, to mogę na początek przynajmniej obiecać" - zapowiadał premier Mateusz Morawiecki.
Od początku lipca zostały zniesione limity do lekarzy specjalistów #BezLimituDoSpecjalisty#PolskiŁad pic.twitter.com/DzAWPzrH2e
— Ministerstwo Zdrowia (@MZ_GOV_PL) September 10, 2021
Rząd Zjednoczonej Prawicy zniósł więc limity na wizyty u lekarzy specjalistów w ramach AOS, a Koalicja Obywatelska w swoich "100 konkretach" zaproponowała zniesienie limitów, z tym że na leczenie szpitalne. "Dzięki czemu znacząco skróci się czas oczekiwania na konsultacje i zabiegi" - obiecano.
Konkret 3️⃣0️⃣: Zniesiemy limity NFZ w lecznictwie szpitalnym, dzięki czemu znacząco skróci się czas oczekiwania na konsultacje i zabiegi.#KongresProgramowyKO #100Konkretów 🇵🇱✌️ pic.twitter.com/uGOBEJOyZU
— Platforma Obywatelska Świętokrzyskie (@swietokrzyskiPO) September 9, 2023
Zniesienie limitów do specjalistów a czas oczekiwania. Wzrósł
Dane o średnim czasie oczekiwania na wizytę u lekarzy specjalistów zbiera Fundacja Watch Health Care (Fundacja WHC). Nie są to oficjalne dane NFZ; pochodzą z ponad 1500 placówek medycznych posiadających kontrakt z funduszem, co, jak zapewniają autorzy raportu, "przekłada się na wyjątkowo wysoką precyzję i obiektywność monitorowania zmian długości oczekiwania w kolejkach".
I tak: we wrześniu 2021 roku, a więc dwa miesiące po zniesieniu limitów do specjalistów, według WHC na wizytę trzeba było czekać średnio niecałe trzy miesiące (2 miesiące i 27 dni). W listopadzie 2022 roku czas oczekiwania na wizytę u specjalisty wynosił średnio już ponad cztery miesiące (4 miesiące i 3 dni). Dwa lata później - w sierpniu 2023 roku - było to nieco mniej, ale wciąż więcej niż w 2021 roku: 3,7 miesiąca (3 miesiące i 21 dni).
Tak więc zniesienie limitów do specjalistów nie tylko nie skróciło kolejek, lecz po wprowadzeniu tej zmiany średni czas oczekiwana na wizytę wzrósł. Marcin Kierwiński w Polsat News stwierdził, że rząd PiS wydłużył kolejki dwukrotnie. Ma rację w tym, że czas oczekiwania na wizytę u specjalisty jest dłuższy niż osiem lat temu, gdy PiS obejmował władzę - choć nie dwukrotnie, tylko mniej więcej o połowę: w październiku 2015 roku wynosił 2,4 miesiąca, a w sierpniu 2023 roku - średnio 3,7 miesiąca, czyli wzrost wyniósł 54 proc.
Dlaczego kolejki wzrosły mimo braku limitów?
Przyczyny wzrostu czasu oczekiwania na wizytę u specjalisty mimo zniesienia limitów tłumaczą na prośbę Konkret24 dr Małgorzata Gałązka-Sobotka, dyrektor Instytutu Zarządzania w Ochronie Zdrowia na Uczelni Łazarskiego oraz lekarz Jakub Kosikowski, rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej.
Jak wyjaśnia dr Gałązka-Sobotka, samo zniesienie limitów nie rozwiązuje problemu, ponieważ głównym ograniczeniem jest brak zasobów ludzkich, przede wszystkim w sektorze publicznym finansowanym przez NFZ. Stwierdza:
Wciąż mimo tego, że NFZ płaci bez limitu w AOS, to zasób specjalistów, którzy mogą i chcą pracować w systemie publicznym, jest mocno ograniczony. Nadal oferta sektora publicznego jest niewystarczająco kusząca, żeby lekarz wyszedł z rynku prywatnego.
- Zresztą widać, że zaostrza się konkurencja między tymi dwoma sektorami, szczególnie w obszarze AOS. Mówi się o tym, że ceny płacone przez NFZ, czyli wynagrodzenie dla lekarza za godzinę pracy w poradni przyszpitalnej lub działającej w tak zwanej opiece otwartej, zaczynają w niektórych miejscach zbliżać się do tego, co lekarz może zarobić w sektorze prywatnym - mówi ekspertka. - Niemniej nie samo wynagrodzenie decyduje o tym, że dany specjalista chce pracować w jednym lub drugim systemie. Lekarze zwracają uwagę chociażby na biurokrację, atmosferę czy warunki pracy - wyjaśnia.
Natomiast Jakub Kosikowski powód niepowodzenia reformy widzi w samej jej konstrukcji. - Sam zamysł jest w porządku, tylko wykonanie trochę zawiodło. Chodzi o to, że limit zniesiono tylko na wizyty pierwszorazowe - mówi lekarz. I podaje przykład: - Czyli pacjenta boli kolano, idzie do lekarza rodzinnego, ten robi mu zdjęcie, coś wychodzi nie tak, więc wypisuje skierowanie do ortopedy. A ortopeda na pierwszej wizycie ogląda to zdjęcie i stwierdza, że tutaj trzeba jeszcze zrobić rezonans, więc wypisuje skierowanie na rezonans. Ale po rezonansie ortopeda będzie chciał zobaczyć wynik, a ta druga wizyta nie jest już nielimitowana. Ona już mieści się w limicie od NFZ dla danej poradni na dany rok. Więc w pewnym momencie może się okazać, że na te drugie i kolejne wizyty już nie będzie slotów albo wyczerpie się kontrakt pod koniec roku i w związku z tym ta wizyta będzie później - tłumaczy. Ponadto stwierdza:
Po tym zniesieniu limitów zwiększyła się liczba osób, które szybko dostały się do specjalisty na pierwszą wizytę i dlatego teraz trzeba więcej tych drugich i kolejnych wizyt wyznaczać. Więc po prostu te terminy się wydłużyły, bo z jednej strony, skrócono oczekiwanie na pierwsze wizyty, ale z drugiej strony, się to wszystko zakorkowało.
O zbyt dużej liczbie wizyt i "tkwieniu w Ambulatoryjnej Opiece Specjalistycznej" mówi też dr Małgorzata Gałązka-Sobotka. - Dzisiaj do przeprowadzenia niezbędnej diagnostyki lekarz często potrzebuje kilku wizyt i zwykle pod presją pacjenta podtrzymuje kontrolę nad nim przez kolejne miesiące, a nawet lata. Można powiedzieć, że w ramach jednego z najtańszych systemów ubezpieczenia zdrowotnego gwarantujemy możliwość ciągłej, nielimitowanej opieki specjalistycznej nad pacjentem i nad chorobą, która absolutnie może być kontrolowana na poziomie Podstawowej Opieki Zdrowotnej (POZ) po uzyskaniu wskazówek specjalisty - zauważa. - Nie stworzyliśmy żadnych mechanizmów racjonalizacji opieki AOS, czyli można wejść do systemu AOS i na lata w nim tkwić, mimo że dalsza kontrola pacjenta mogłaby z powodzeniem być prowadzona przez lekarza POZ - dodaje.
Jednocześnie proponuje: - Może warto rozważyć system wypisu z AOS, podobny jaki istnieje w lecznictwie szpitalnym, gdzie po zabezpieczeniu potrzeb pacjenta na dwóch, trzech czy nawet czterech wizytach takiego pacjenta wypisuje się z AOS po to, aby w to miejsce mogli wejść nowi pacjenci na pierwsze wizyty?
Eksperci radzą, jak skrócić kolejki
Pytani, czy czas oczekiwania na świadczenie bądź wizytę u lekarza specjalisty rzeczywiście dałoby się skrócić, eksperci przedstawiają swoje pomysły.
- Dla mnie realnymi narzędziami do rozwiązania problemu kolejek są: po pierwsze, standardy diagnostyczne i terapeutyczne na poziomie lekarza POZ, które określają, na jakim etapie musi być włączona opieka specjalisty, do którego zgłasza się pacjent z kompletem wyników wstępnej diagnostyki. A po drugie, stworzenie pakietów diagnostycznych w AOS na wzór istniejących już rozwiązań w endokrynologii czy reumatologii - przedstawia dr Małgorzata Gałązka-Sobotka. - Wszystko po to, by zminimalizować liczbę wizyt pacjenta u specjalisty i jak najszybciej ustalić dalszy plan leczenia - zauważa.
Natomiast rzecznik Naczelnej Izby Lekarskiej szansę na poprawę widzi w dalszym znoszeniu limitów i jeszcze lepszym wycenianiu niektórych świadczeń. - Gdy znosimy limity i można się dostać na NFZ, część lekarzy do tego NFZ wróci, bo nie każdy ma od rana do wieczora wypełniony gabinet prywatny, a NFZ - jaki by nie był - jest gwarancją, że ci pacjenci będą - mówi Jakub Kosikowski. - Dlatego każde usprawnienie NFZ powoduje, że lekarzy w publicznym systemie będzie więcej. To widać na przykładzie operacji zaćmy: kiedy zniesiono limity i wyceniono to na tyle dobrze, że zarabia na tym i szpital, i lekarz, nagle się okazało, że pacjenci nie muszą czekać - dodaje.
Doktor Małgorzata Gałązka-Sobotka rekomenduje też wzrost środków na profilaktykę, ponieważ w swoich badaniach widzi wzrost zapotrzebowania na świadczenia medyczne w starzejącym się społeczeństwie. - Wzrost zainteresowania usługami medycznymi jest naturalnym następstwem długu zdrowotnego i osłabienia kondycji zdrowotnej po pandemii. Nie ma wątpliwości, że ograniczenie w dostępie do usług zdrowotnych i świadome powstrzymanie się wielu osób od bieżącego nadzoru nad zdrowiem generuje dzisiaj poważne konsekwencje zdrowotne. Do tego dochodzą liczne powikłania pocovidowe - wymienia ekpertka. - To, wraz ze starzeniem się społeczeństwem, uzasadnia systematyczny wzrost zapotrzebowania na usługi zdrowotne. Tego żaden polityk nie zmieni z dnia na dzień, dopóki nie zaczniemy konsekwentnie i efektywnie inwestować w profilaktykę od najmłodszych lat, czyli nie zadbamy o to, byśmy rzeczywiście w okres dojrzałości wchodzili w zdecydowanie lepszej kondycji - rekomenduje. I dodaje:
Zniesienie limitów to jest ważny krok, ale niewystarczający. Ten, kto zakładał, że wystarczy znieść limity, nie uwzględnił złożoności procesu opieki oraz zachowań - zarówno pacjentów, jak i lekarzy.
- Dla przykładu: dzisiaj mamy w Polsce jeden z najwyższych w Europie wskaźników kardiologów przypadających na tysiąc mieszkańców, a jednocześnie najdłuższe kolejki do kardiologów i najwięcej zgonów z powodów sercowo-naczyniowych. Czyli coś tutaj nie gra, coś tutaj nie działa. Na pewno profilaktyka, a potem sama organizacja opieki nad pacjentem kardiologicznym. Niestety niewydolność systemu zagraża tym, którzy tej konsultacji bardzo potrzebują, zagraża kapitałowi zdrowia naszego państwa - podsumowuje ekspertka.
Źródło: Konkret24