Przed zapowiadanymi wielkimi opadami oczy wielu Polaków zwrócone są na największe zbiorniki przeciwpowodziowe w kraju. Zarządzający nimi zapewniają, że wszystkie mają zabezpieczone rezerwy. Porównaliśmy stan ich wypełnienia teraz oraz tuż przed powodzią we wrześniu 2024 roku. Eksperci tłumaczą, czy i jakie wnioski można z tego wyciągnąć.
Nad Europą przechodzi niż genueński Gabriel, który we wtorek po południu zaczął wchodzić do Polski. Zgodnie z prognozami ma on przynieść lokalne gwałtowne ulewy, szczególnie niebezpieczne w miastach. Jak wynika z obecnych wyliczeń, w części kraju w ciągu 12 godzin spodziewane są sumy opadów sięgające 150 litrów wody na metr kwadratowy - to blisko dwa razy tyle, ile wynosi średnia suma opadów w lipcu dla całej Polski.
W części kraju wydany został alarm hydrologiczny trzeciego, najwyższego stopnia. Obowiązują także ostrzeżenia przed intensywnymi opadami deszczu i burzami; rozesłany został alert RCB. Szczególnie niebezpieczna pogoda prognozowana jest w pasie od Górnego Śląska i Małopolski, przez Ziemię Łódzką, po Mazowsze i południowe Podlasie.
Wiele osób pamiętających powódź z września 2024 roku - również spowodowaną przez niż genueński - zadaje pytania o przygotowanie zbiorników retencyjnych. To one w dużej mierze będą odpowiedzialne za przyjęcie nadmiarowej wody, która spadnie w najbliższych dniach. W sieci pojawiają się sugestie, że obecne napełnienie niektórych zbiorników jest alarmujące, czemu zaprzecza Państwowe Gospodarstwo Wodne Wody Polskie.
Mimo tego w mediach społecznościowych wciąż można przeczytać o nieprzygotowaniu zbiorników jako zapowiedzi "powtórki z 2024 roku". "Zbiorniki retencyjne niemal wszystkie zapełnione w ponad połowie, te większe nawet w 3/4. W momencie gdy polskie rzeki wyschły i ich stan jest rekordowo niski, a tuż przed tym jak ma przyjść niż, który znowu w ciągu kilku dni zrobi nam powtórkę z 2024 roku" - napisał 7 lipca br. jeden z użytkowników serwisu X, pokazując tabelę "napełnienia ważniejszych zbiorników retencyjnych".
Zestawiamy więc obecne dane z tymi z września 2024 roku i pytamy hydrologów, czy na ich podstawie można wyciągać jakiekolwiek wnioski.
Wypełnienie zbiorników wyższe lub zbliżone
Na podstawie rozmów z ekspertami i doniesień medialnych wytypowaliśmy 15 najważniejszych zbiorników retencyjnych w Polsce (lista nieco się różni od tej krążącej w sieci). Codzienne dane o wypełnieniu wszystkich zbiorników (jest ich ponad 50) publikuje PGW Wody Polskie w komunikatach o sytuacji hydrologiczno-meteorologicznej. Zestawiliśmy więc najnowsze dostępne informacje o tych zbiornikach z poranka 8 lipca 2025 roku z archiwalnymi statystykami z 11 września 2024 roku. Był to ostatni dzień przed przekroczeniem stanów alarmowych na wielu rzekach południowo-zachodniej Polski. Dwa dni później premier Donald Tusk w przytaczanym często wystąpieniu z Wrocławia powiedział, że "nie ma powodów do paniki", ponieważ prognozy pogody "nie są przesadnie alarmujące".
W takich danych widać, że rezerwy powodziowe pozostające do wykorzystania w przypadku większości zbiorników teraz i 10 miesięcy temu są na porównywalnym poziomie. Generalnie większość zbiorników ma procentowo większe rezerwy niż we wrześniu 2024 roku.
Hydrolog: zbiorniki to element niezmiernie dynamiczny
Hydrolodzy, z którymi rozmawiał Konkret24, ostrzegają jednak przed wyciąganiem zbyt daleko idących wniosków z samych danych o obecnym wypełnieniu zbiorników. Zarówno prof. Andrzej Górniak, kierownik Katedry Ekologii Wód Uniwersytetu w Białymstoku, jak i prof. Roman Soja z Instytutu Geografii i Przestrzennego Zagospodarowania PAN, podkreślają, że kluczowe jest dobre zarządzanie zbiornikami już po wystąpieniu obfitych opadów.
- Zbiorniki to jest element niezmiernie dynamiczny, zależny od człowieka. Bo to my wypuszczamy tę wodę i mamy możliwość wypuszczania jej w większym lub mniejszym stopniu. Więc to, jak dany zbiornik jest zapełniony, to jest jedno, ale to zależy od wielu innych czynników, a przede wszystkim od ludzi, którzy nim zarządzają - mówi prof. Roman Soja. - Kluczową daną jest wymienność wody w zbiorniku, czyli kiedy może nastąpić wymiana całkowita. Czyli wiemy, ile wody dopływa do zbiornika i oceniamy, jak zmieniałoby się jego wypełnienie, gdybyśmy wypuszczali wszystko - dodaje.
A tempo wymiany wody, jak tłumaczy prof. Andrzej Górniak, jest różne dla różnych zbiorników. - To zależy między innymi od tego, czy powyżej lub poniżej takich zbiorników zbudowano inne zbiorniki, na przykład zbiorniki wyrównawcze - wyjaśnia.
"Wrzesień ubiegłego roku i dzisiejszy dzień to są dwie różne rzeczy"
Obaj eksperci tłumaczą też, dlaczego trudno wyrokować cokolwiek z samego porównania wypełnienia zbiorników w dwóch różnych okresach, bo na ich skuteczność wpływa wiele zmiennych. - Kluczowa jest relacja pomiędzy opadem a odpływem ze zbiornika, a ta relacja każdorazowo zależy z jednej strony od natężenia opadu, a z drugiej strony zależy od stanu uwodnienia i zwilżenia zlewni (całego obszaru wokół rzek, jezior czy zbiorników - red.). Przy różnych stanach zwilżenia różny jest spływ wody, a dodatkowo zależy to jeszcze między innymi od zalesienia czy od sezonu wegetacyjnego, czyli tego, czy rośliny pobierają wodę - mówi prof. Andrzej Górniak.
- Wrzesień ubiegłego roku i dzisiejszy dzień to są dwie różne rzeczy. Po pierwsze te zbiorniki mogą działać nieco inaczej, a po drugie opad może być inny - uważa prof. Soja.
A prognozy, jak podkreślają obaj hydrolodzy, nie pokazują wszystkiego i szczególnie w przypadku gwałtownych zjawisk mogą się zmieniać w ciągu kilku godzin. - Mamy jakieś wstępne prognozy, ale naturą opadu jest to, że przeciętna wartość może być dobrze określona w jednym miejscu, ale są miejsca, gdzie akurat przy sprzyjających warunkach może się pojawić nadzwyczajna wielkość - mówi prof. Andrzej Górniak. I dodaje, że akurat prognozy dotyczące niżów genueńskich są szczególnie trudne. - Naukowcy już w latach 80. pokazywali, że jest kilka dróg przemieszczania się takich niżów i w każdej z nich mamy całkowicie odmienną sytuację. Oczywiście wszędzie są zwiększone opady, ale okazuje się, że nawet przy podobnych opadach reakcja w różnych częściach Polski jest różna, bo różnie ta przesuszona ziemia reaguje - tłumaczy hydrolog.
Profesor Soja uspokaja jednak, że w przypadku zbiorników położonych w pobliżu Karpat łagodna zima i sucha wiosna spowodowały, że tamtejsze zbiorniki są gotowe na przyjęcie odpowiednich ilości wody. A prof. Andrzej Górniak dodaje, że pracownicy Instytutu Meteorologii i Gospodarki Wodnej (IMGW) prowadzą stałe obserwacje i wprowadzają prognozy do specjalnych modeli dostosowanych do możliwości zbiorników i ich zlewni. - Te modele analizują te dane i przedstawiają wyniki, które powinny stać się podstawą do manewrowania objętością wody w zbiornikach - mówi. - Poza tym nawet dział eksploatacji każdego zbiornika nie może działać tak, jak mu się podoba, dlatego że on ma specjalny protokół, specjalną procedurę postępowania. To jest zapisane w dokumentach i jeśli ktoś tego nie wypełnia, to po prostu łamie przepisy prawa. To nie tak, jak myśli pewnie wiele osób, że zarządcy podejmują takie decyzje, jak się im podoba. Po prostu muszą wykonywać pewne zapisane w dokumentach polecenia - dodaje.
Wody Polskie: jesteśmy przygotowani na duże opady
Przedstawiciele Wód Polskich zapewniają, że są gotowi na zarządzanie w czasie dużych opadów. W poniedziałek 7 lipca Linda Hofman, rzeczniczka prasowa oddziału Wód Polskich w Gliwicach, sytuację hydro-meteorologiczną w zlewniach Małej Wisły i Górnej Odry przedstawiała jako "jak najbardziej stabilną". - Notujemy już od jakiegoś czasu niżówkę hydrologiczną, co znaczy, że stany wód w korytach śląskich i opolskich kształtują się w strefach zasadniczo niskich, ewentualnie średnich. Mówiąc wprost: oznacza to, że nawet w sytuacji wzmożonego opadu te duże rzeki w zlewniach, w swoich korytach mają zapewnioną możliwość bezpiecznego transmitowania tych wód ewentualnie wezbraniowych – zapewniała. - Natomiast jesteśmy również przygotowani do okoliczności związanej z punktowymi i lokalnymi wezbraniami na o wiele mniejszych ciekach. To właśnie tam, zgodnie z obowiązującymi w tej chwili prognozami hydrometeorologicznymi, możliwe są na skutek tych ewentualnych intensywnych opadów deszczu przekroczenia stanów ostrzegawczych lub punktowo, lokalnie alarmowych. Również zbiorniki przeciwpowodziowe, te wielofunkcyjne, na co dzień działające jako mokre na obszarze naszej administracji mają zabezpieczone rezerwy powodziowe. Są więc przygotowane na przyjęcie ewentualnego wezbrania i fali powodziowej – mówiła.
Wymieniając zbiorniki wielofunkcyjne - np. Wisła Czarne, Pogoria III, Pogoria IV, Kuźnica Warężyńska, Przeczyce, Turawa – zapewniała, że wszystkie są sprawne i gotowe do pracy. Jak wspominaliśmy wcześniej, akurat większość tych ważnych zbiorników ma większe lub zbliżone rezerwy powodziowe do stanu z września 2024 roku.
Natomiast 8 lipca na konferencji prasowej nowy prezes Wód Polskich Mateusz Balcerowicz mówił o przygotowaniu zbiorników retencyjnych. Przekazał, że na tamten moment zbiorniki przeciwpowodziowe - czyli wielofunkcyjne, które mają rezerwę powodziową – miały większy stan rezerwy, niż jest to wymagane. – Na tę chwilę ta rezerwa wynosi jeden miliard sto dziewięćdziesiąt dwa miliony metrów sześciennych, oczywiście mówimy o terenie całego kraju – mówił.
Do tego dochodzą zbiorniki suche, takie jak Racibórz Dolny, które służą tylko do zatrzymania fali powodziowej – ich łączna pojemność 8 lipca wynosiła 270 milionów metrów sześciennych. – Zbiorniki te jeszcze nie zapracowały, w związku z tym są całkowicie do dyspozycji – mówił prezes Wód Polskich. Zwracał uwagę, że zapowiadany opad nie będzie – tak jak w 2024 roku – skumulowany w jednym miejscu, ponieważ obecny niż jest rozłożony nad większym obszarem kraju.
Goczałkowice, Besko... Głosy uspokojenia
7 lipca Andrzej Siudy, kierownik zbiorników wodnych w Goczałkowicach, informował: - Zbiornik w Goczałkowicach to jeden z największych zbiorników w Polsce. Ma trzy tysiące dwieście hektarów powierzchni i 165 milionów metrów sześciennych objętości. Wielkościowo jest taki jak zbiornik Racibórz, z tym że Racibórz jest teraz pusty i czeka na zapełnienie, a my mamy zbiornik do połowy napełniony i do połowy pusty, i ta część pusta czeka po prostu na wezbranie, które jesteśmy w stanie przyjąć tak jak w 1997 roku i we wrześniu 2024 roku. W całości przyjąć nawet bez zrzutów.
8 lipca rzeczniczka Regionalnego Zarządu Gospodarki Wodnej w Krakowie Magdalena Gala informowała: - Nasze zbiorniki powodziowe mają pojemność retencyjną większą niż w aktualnych instrukcjach gospodarowania opadami, czyli powyżej stu procent. Analizujemy cały czas sytuację opadową, na ten moment wygląda to tak, że fala opadów się wypłaszacza, te opady będą mniejsze niż we wrześniu - przynajmniej na tę chwilę tak to wygląda.
Podkreślała, że sytuacja zbiorników retencyjnych jest dostosowywana do aktualnej sytuacji.
Powodów do niepokoju nie powinno być, jeśli chodzi o zbiornik Besko (czyli zalew nazywany też Jeziorem Sieniawskim – przyp. red.) na terenie województwa podkarpackiego.
- Jest w nim obecnie 6,03 miliona metrów sześciennych wody, może jeszcze przyjąć 7,1 miliona metrów sześciennych. Mamy więc duże rezerwy: 113 procent. Jako że zima była sucha, a wiosną opady były znikome, cierpimy raczej na niedobór wody niż na jej nadmiar – mówił nam 8 lipca Adam Kmiecik, dyrektor Zarządu Zlewni w Krośnie.
Dodał jednak, że w nagłych sytuacjach i na terenach górskich sytuacja może się bardzo szybko zmienić i poziom wody w rzekach może szybko się podnieść. - Na razie jednak parametry nie wskazują, aby miało nastąpić coś groźnego – zaznaczał.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock