Eksperci od ochrony zdrowia przestrzegają: decyzje rządu nie znaczą, że pandemia się skończyła - wprowadzają tylko społeczeństwo i medyków w stan niewiedzy o tym, jak i gdzie koronawirus się teraz rozprzestrzenia. Czego więc o pandemii COVID-19 już nie wiemy?
Podczas gdy w Stanach Zjednoczonych ostrzega się przed kolejnym wariantem koronawirusa, to w Polsce o pandemii informuje się coraz rzadziej, a opinii publicznej podaje się coraz mniej faktów i danych. Natomiast 19 kwietnia amerykańska agencja Centra Kontroli i Prewencji Chorób (CDC) poinformowała, że rozprzestrzenia się kolejny, bardziej zaraźliwy wariant omikrona o nazwie BA.2.12.1. Odpowiada on za jedną piątą nowych przypadków COVID-19. CDC szacuje, że nowy wariant jest od 23 do 27 proc. bardziej przenoszony niż BA.2. Choć nie ma dowodów wskazujących, że powoduje cięższą chorobę niż inne podwarianty omikrona.
Z kolei Szanghaj z powodu masowych zachorowań na COVID-19 przez ponad trzy tygodnie był zamkniętym miastem - dopiero od połowy kwietnia część mieszkańców może wyjść z mieszkań. Chiny stosują strategię "zero tolerancji", by powstrzymać rozprzestrzenianie się omikronu - czyli należy odizolować każdego, kto może być zarażony.
Polska: wciąż obwiązuje stan epidemii, ale obostrzenia epidemiczne już nie
W Polsce prawnie wciąż mamy stan epidemii - ale od 28 marca polski rząd praktycznie zakończył monitorowanie COVID-19. Od 1 kwietnia zrezygnowano z powszechnego i bezpłatnego testowania na COVID-19: przestały działać mobilne punkty pobrań, laboratoria i farmaceuci w aptekach nie wykonują już bezpłatnych testów. Od 30 marca nie działa też formularz online do zgłaszania się po zlecenie na test na koronawirusa. Szpitale nie wymagają już testowania osób przed ich przyjęciem do placówki (wcześniej szpital mógł wymagać od pacjenta wykonania testu na własną rękę, wykonanie testu przed planowanym zabiegiem było obowiązkiem szpitala). Szybki test PCR może zleci lekarz, jeśli uzna to za konieczne.
28 marca zniesiono obowiązek izolacji domowej, kwarantanny granicznej i kwarantanny domowej dla współdomowników. "Tymi izolacjami nie będzie już zarządzał sanepid" - poinformował minister zdrowia Adam Niedzielski. "Jeżeli będą pojawiały się ogniska, jeżeli będziemy mieli do czynienia z jakimiś lokalnymi zjawiskami epidemicznymi, to oczywiście sanepid cały czas posiada uprawnienia do tego, żeby nakładać kwarantannę i decydować o izolacji" - podkreślił (za: tvn24.pl).
Również pod koniec marca zakończono publikację na stronie Bazy Analiz Systemowych i Wdrożeniowych nowych statystyk zakażeń i zgonów z powodu COVID-19 z uwzględnieniem zaszczepienia. Ostatnie dotyczą 28 marca. Na tym samym dniu kończą się też dane o pandemii dostępne na rządowym portalu dane.gov.pl. Główny Inspektorat Sanitarny również tego dnia opublikował ostatni dzienny raport epidemiologiczny. 15 kwietnia rzecznik resortu zdrowia Wojciech Andrusiewicz poinformował, że ministerstwo modyfikuje system raportowania danych pandemicznych - podawane są w odstępach tygodniowych, w każdą środę.
19 kwietnia minister Adam Niedzielski w programie "Rozmowa Piaseckiego" TVN24 zapowiedział zmianę trwającego w Polsce stanu pandemii. "Chcemy wykonać taki krok, żeby ten stan epidemii zmienić. Na pewno decyzje na ten temat będziemy podejmować w kwietniu, bo w tej chwili prowadzimy analizy prawne, jakiego typu regulacje są związane ze stanem epidemii" - stwierdził.
Z prawnym stanem epidemii mamy do czynienia wówczas, gdy na jakimś obszarze występują zakażenia lub zachorowania na chorobę zakaźną "w liczbie wyraźnie większej niż we wcześniejszym okresie albo wystąpienie zakażeń lub chorób zakaźnych dotychczas niewystępujących". W Polsce ten stan obowiązuje od ponad dwóch lat - wprowadzono go 20 marca 2020 roku.
Sześć rzeczy, których nie wiemy już o pandemii
Eksperci w zakresie epidemiologii i ochrony zdrowia, z którymi konsultował się Konkret24, krytykują decyzję rządu o praktycznie całkowitej rezygnacji z powszechnego testowania i zachowania innych podstawowych zasad pandemicznych. Według nich dotychczasowe decyzje rządu nie znaczą, że pandemia się skończyła - są to jedynie działania wprowadzające społeczeństwo i medyków w stan niewiedzy o tym, jak i gdzie wirus się rozprzestrzenia.
Przedstawiamy, jakiej wiedzy z powodu braku publicznych danych nie mają teraz epidemiolodzy, by móc skutecznie i w porę reagować na zagrożenia pandemii.
1. Nie wiemy, czy i jak wirus krąży w społeczeństwie - a więc jak się rozpowszechnia
Z braku powszechnego testowania nie jesteśmy teraz w stanie stwierdzić, czy wybuchają lokalne ogniska zakażeń oraz czy wirus jest tak powszechny, że do zakażenia może dojść wręcz na ulicy. Rozwiązaniem tego problemu byłby powrót do szerokiego testowania lub testowania mniejszej, ale za to reprezentatywnej grupy - uważają eksperci.
2. Nie wiemy, jaka jest skala zakażeń
To również konsekwencja zmiany podejścia do testowania. Od 28 marca testujemy tylko niewielką i niereprezentatywną statystycznie grupę (o skierowaniu pacjenta na antygenowy test w kierunku koronawirusa zdecyduje lekarz, na podstawie oceny stanu zdrowia, w tym objawów, które mogą wskazywać na COVID-19) - a takich danych nie da się wykorzystać do opisania bieżącej sytuacji epidemicznej w całym społeczeństwie.
Oczywiście, nawet wcześniej prowadzone powszechne testowanie wykrywało tylko część zakażeń - ale jednak były to dane dużo pełniejsze. Eksperci na ich podstawie szacowali, że realnych zakażeń mogło być do kilku razy więcej niż tych wykrywanych.
3. Nie wiemy, ile osób zaszczepionych zaraża się teraz COVID-19
Ponieważ testowanie nie jest już powszechne, nie znamy również przybliżonej liczby kolejnych zakażeń wśród osób zaszczepionych - zarówno wszystkimi wymaganymi dawkami, jak i dawką przypominającą. Zatem nie możemy ocenić, jak długo szczepionki nadal chronią przed zakażeniem i ciężkim przebiegiem COVID-19. Ministerstwo Zdrowia do niedawna co tydzień informowało na swoim twitterowym koncie o tym, jaki procent w pełni zaszczepionych zostało zakażonych oraz jaki procent zakażonych stanowili w ci pełni zaszczepieni. Ostatni raz takie dane opublikowano 1 kwietnia.
4. Nie wiemy, ile osób umiera z powodu COVID-19
Ministerstwo Zdrowia informuje w podawanych teraz co tydzień statystykach, ile osób zmarło z COVID-19 (z rozdzieleniem na zgony bezpośrednio z COVID-19 i na te z powodu współistnienia COVID-19 z innymi schorzeniami). Są to jednak dane bardzo już niedoszacowane. Bo bez szeroko prowadzonego testowania - które, przypomnijmy, zostało ograniczone również w szpitalach - nie znamy obecnie wiarygodnej liczby zgonów z COVID-19.
Eksperci, z którymi rozmawialiśmy, zaznaczają, że rezygnacja z testowania osób przy przyjęciu ich do szpitali powoduje lukę informacyjną, z powodu której w placówkach zdrowia mogą się zdarzać zgony z COVID-19, lecz nigdy nie zostaną zdiagnozowane w tym kierunku. Ponadto obecne podejście do testów może doprowadzić do tzw. efektu mrożącego, czyli rezygnacji ze sprawdzania, czy dany pacjent zmarł z powodu COVID-19. W takiej sytuacji jedynym miernikiem pozwalającym na szacowanie, ile osób umiera teraz z powodu COVID-19 w Polsce, są nadmiarowe zgony.
5. Nie znamy wskaźników epidemicznych wykorzystujących dane z testów
Bez danych pozyskanych z szerokiego lub reprezentatywnego testowania nie jesteśmy w stanie policzyć wskaźników epidemiologicznych takich jak nowe zakażenia na 100 tys. lub milion mieszkańców czy odsetek pozytywnych testów wśród wszystkich testów. Są to podstawowe wskaźniki, które dotychczas podawano i analizowano, chcąc pokazać dynamikę pandemii i robiąc porównania pomiędzy populacjami (krajami). A odsetek pozytywnych testów - liczony jako średnia z 14 dni - wykorzystuje Światowa Organizacja Zdrowia (WHO) do określenia poziomu transmisji wirusa w danej społeczności.
6. Nie wiemy, jak skutecznie i świadomie przełamać łańcuch rozprzestrzeniania się wirusa
To wynika ze zniesienia obowiązku izolacji i kwarantanny. Od 28 marca osoby, u których potwierdzono testem zakażenie COVID-19, na zwykłych zasadach otrzymują zwolnienia lekarskie i zalecenie samoizolacji domowej. Od dobrej woli i samoświadomości osoby zakażonej zależy więc teraz, czy się zastosuje do zaleceń, by nie narażać innych na ryzyko zakażenia.
"Brak danych działa na naszą niekorzyść". "Wiemy niestety, że nic nie wiemy"
Czym taka niewiedza grozi społeczeństwu i systemowi ochrony zdrowia?
Immunolog i ekspert Naczelnej Rady Lekarskiej do spraw COVID-19 doktor Paweł Grzesiowski wyjaśnia: - Brak danych działa na naszą niekorzyść. Jeśli nie mamy informacji o krążącym wirusie, to zwiększoną skalę zakażeń zobaczymy dopiero po przyjęciach do szpitali, czego byśmy zdecydowanie chcieli uniknąć. Brak testów na masową skalę powoduje, że informacja o rozprzestrzenianiu się wirusa w danym momencie właściwie nie istnieje - mówi.
- Testowanie, czyli podstawowy element, który miał działać jako prewencja i wczesne wykrywanie nawet u bezobjawowych, w ogóle w tej chwili już nie działa. Polska poszła w kierunku całkowitego uwolnienia - nie mamy już obowiązkowych masek (wyjątkiem są podmioty lecznicze - red.), kwarantanny i izolacji. Moim zdaniem ta decyzja się na nas zemści - stwierdza doktor Grzesiowski. Na poparcie swoich słów przytacza sytuację, jaką obserwuje się już w Europie Zachodniej. - Rosną liczby zakażeń i zgonów z COVID-19 w Niemczech, Wielkiej Brytanii, Francji, we Włoszech i Austrii, czyli w tych krajach, które odeszły od procedur przeciwpandemicznych. Skutkiem całkowitego rozluźnienia zasad przeciwpandemicznych jest to, że wirus cały czas jest aktywny - stwierdza ekspert.
Z kolei wirusolog z Warszawskiego Uniwersytetu Medycznego dr hab. Tomasz Dzieciątkowski tak odpowiada na pytanie Konkret24: - Co wiemy? Dysponując niedoszacowanymi danymi, wiemy niestety, że nic nie wiemy. Bez wątpienia nie mamy końca pandemii wbrew oświadczeniom pana ministra, bo to nie ministrowie zdrowia poszczególnych krajów decydują o końcu pandemii. Osobą kompetentną w tej materii jest dyrektor generalny WHO i to on może powiedzieć, czy pandemia uległa zakończeniu, czy nie. Owszem, mamy najprawdopodobniej do czynienia ze stopniowym wygasaniem pandemii, ale to absolutnie nie znaczy, że powinniśmy przestać uważać na COVID-19.
- Niezależnie od komunikatów, a szczególnie w sytuacji, gdy nie mamy wiarygodnych statystyk pandemicznych, warto nadal uważać na siebie i swoich bliskich - zaleca dr Dzieciątkowski. - Nośmy maseczki prawidłowo i nie dlatego, że ktoś tak zarządził, tylko zdroworozsądkowo. Trzymajmy dystans społeczny, jeśli mamy taką możliwość. Szczepmy się przed kolejnym sezonem jesienno-zimowym przeciwko SARS-CoV-2, ale także i przeciwko grypie, z której darmowych szczepień, moim zdaniem bardzo niesłusznie, wycofał się niedawno polski rząd - stwierdza. I dodaje: - To właśnie te dwa wirusy będą powodowały poważne zakażenia w sezonie jesienno-zimowym. Będą dawały podobne, aczkolwiek różne objawy oraz powodowały sporo nieprzyjemnych komplikacji i powikłań, których mimo wszystko lepiej uniknąć.
Autor: Gabriela Sieczkowska / Źródło: Konkret24; zdjęcie: Wojtek Jargiło/PAP