Według prezydenta Andrzeja Dudy zapowiadana teraz przez premiera Donalda Tuska komisja do badania wpływów rosyjskich jest "taką", jaką stworzono specustawą za rządów Zjednoczonej Prawicy. Wyjaśniamy, dlaczego to porównanie jest nieuprawnione i wprowadza opinię publiczną w błąd.
Prezydent Andrzej Duda 18 maja 2024 roku był gościem Telewizji Republika. Podczas wywiadu zapytano go m.in. o zapowiedzianą przez premiera Donalda Tuska komisję ds. badania wpływów rosyjskich i białoruskich. Będzie to komisja rządowa badająca lata 2004-2024. Na jej czele stanie szef Służby Kontrwywiadu Wojskowego gen. Jarosław Stróżyk. Prezydent zapytany, czy popiera stworzenie takiej komisji, odpowiedział: "Tak, popieram cały czas stworzenie komisji. Popierałem stworzenie komisji wtedy, kiedy pan Donald Tusk organizował demonstracje uliczne przeciwko temu". Po czym kontynuował:
Ja przypominam, proszę państwa, że przecież myśmy rok temu w Polsce mieli demonstracje uliczne przeciwko powstaniu takiej komisji, w obronie pana premiera Donalda Tuska.
"Pan premier Donald Tusk tak bardzo bał się wtedy powstania takiej komisji (...), która rzeczywiście pokazałaby, jak wyglądała ta współpraca jego i jego rządu wtedy z Rosjanami, jak wyglądał ten reset z Rosją, jakie były oblicza tego resetu z Rosją, która [komisja] być może wyjaśniłaby ten cały szereg znaków zapytania, które są" - dodał prezydent. "Ale w efekcie, kiedy powstała, mimo tych wszystkich wtedy wściekłych protestów, no to w pierwszych swoich działaniach wydobyła od razu z archiwum właśnie ten dokument, tą umowę pomiędzy służbami podległymi Donaldowi Tuskowi a rosyjską FSB" - podsumował.
Porównywanie tworzonej teraz komisji do tamtej, która powstała za rządów Zjednoczonej Prawicy, to manipulowanie opinią publiczną. Obu ciał i ich prawnych uwarunkowań nie można zestawiać - a to z powodów, z których właśnie protestowano w 2023 roku. Przypominamy, jakie były zarzuty do owej komisji, którą "wtedy popierał" Andrzej Duda.
Ustawa "lex Tusk" i zarzuty niekonstytucyjności
W kwietniu 2023 roku, pół roku przed wyborami parlamentarnymi, Sejm głosami posłów PiS, Kukiz'15 i koła Polskie Sprawy przyjął ustawę powołującą Państwową Komisję do spraw badania wpływów rosyjskich na bezpieczeństwo wewnętrzne Rzeczypospolitej Polskiej w latach 2007-2022. Ustawę szybko nazwano potocznie "lex Tusk", ponieważ już w jej uzasadnieniu pisano, że "rząd Donalda Tuska w latach 2007-2014 (...) realizował politykę resetu w relacjach z Rosją", co mogło wskazywać, kim przede wszystkim miałaby zajmować się komisja.
Największe kontrowersje, które spowodowały protesty opozycji i wielu prawników, wywołał jednak nie sam fakt powstania komisji, ale nadane jej w ustawie bardzo szerokie i niespotykane wcześniej uprawnienia. Przede wszystkim chodziło o tzw. środki zaradcze, które komisja mogła zarządzić wobec osób, którym udowodniła działanie pod wpływem rosyjskim. Główne obawy budziła możliwość cofnięcia na 10 lat poświadczenia bezpieczeństwa, czyli odebranie dostępu do tajnych dokumentów oraz 10-letni zakaz pełnienia funkcji związanych z dysponowaniem środkami publicznymi. Stwarzało to niebezpieczeństwo, że komisja swoją arbitralną decyzją mogła pozbawić kogoś możliwości kandydowania w wyborach lub obejmowania najważniejszych stanowisk państwowych, np. ministra czy premiera.
CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET24: Dorwać Tuska. Czy ustawa "lex Tusk" to umożliwi?
Ale przede wszystkim według prawników konstytucjonalistów, z którymi rozmawiał Konkret24, ustawa o komisji naruszała łącznie 17 artykułów Konstytucji RP. Senat, odrzucając w całości ustawę, wskazywał nawet na 23 naruszone artykuły. Chodziło między innymi o artykuł dotyczący trójpodziału władzy w Polsce, ponieważ - zdaniem prawników, a także Rzecznika Prawa Obywatelskich Marcina Wiącka - możliwość stosowania środków zaradczych wchodziła w obszar władzy sądowniczej i tym samym komisja zastępowała i oskarżyciela, i sąd. Naruszane miały być także m.in. konstytucyjne prawa osób, które stałyby się przedmiotem działań komisji, do: obrony, domniemania niewinności, zaskarżenia orzeczeń i decyzji wydanych w pierwszej instancji czy sprawiedliwego i jawnego procesu sądowego.
Ponadto komisja mogła wzywać na świadków osoby zobowiązane do zachowania tajemnic zawodowych: adwokatów, radców prawnych, lekarzy i dziennikarzy oraz domagać się od nich ujawniania informacji objętymi tymi tajemnicami, gdy zostałoby to uznane za "niezbędne do ochrony ważnych interesów Rzeczypospolitej Polskiej lub ochrony bezpieczeństwa wewnętrznego".
Dodatkowo w ustawie wymieniono szeroką grupę instytucji - w tym ABW, CBA czy sądy powszechne - które na wniosek przewodniczącego komisji musiały zapewnić dostęp do wszystkich posiadanych przez siebie informacji, włącznie z informacjami niejawnymi i strzeżonymi tajemnicami przedsiębiorstw. Komendant Główny Policji mógł natomiast na wniosek tej komisji udostępniać dane telekomunikacyjne, pocztowe i internetowe, które oceniłby jako "niezbędne do zweryfikowania wpływów rosyjskich na działalność osób".
CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET24: Które artykuły Konstytucji RP narusza ustawa "lex Tusk"
Te właśnie uprawnienia komisji krytykowali przedstawiciele środowisk prawniczych i obrońcy praw człowieka, a nawet środowisko biznesu. "Każdy prawnik, który widzi tę ustawę, nie powinien mieć żadnych wątpliwości, że nie powinna wejść w życie" - oceniał profesor Maciej Gutowski z Uniwersytetu imienia Adama Mickiewicza w Poznaniu. "Komisja, która jest jednocześnie instytucją śledczą, prokuraturą i sądem. Czegoś takiego świat nie widział od dziesięcioleci, a nawet stuleci, od czasów rewolucji październikowej czy inkwizycji" - komentował Wojciech Kostrzewa, prezes Polskiej Rady Biznesu. "Lex Tusk łamie podstawowe prawa człowieka" - pisała w oświadczeniu organizacja Amnesty International.
Prezydent podpisuje i zgłasza nowelizację
Mimo tych zastrzeżeń zgłaszanych z wielu stron prezydent Andrzej Duda 29 maja 2023 roku poinformował, że podpisze ustawę i skieruje ją do Trybunału Konstytucyjnego. "Transparentność wyjaśniania ważnych kwestii publicznych, politycznych ma dla mnie czołowe znaczenie. Opinia publiczna powinna sama sobie wyrabiać opinię na temat tego, w jaki sposób działają różni jej przedstawiciele" - argumentował Duda na konferencji w sprawie ustawy. "Mam świadomość tego, że są zgłaszane zastrzeżenia, także natury konstytucyjnej. Dlatego korzystam z tych instrumentów, które daje prezydentowi konstytucja" - uzasadniał przesłanie ustawy do kontroli przez TK. Najważniejszy był jednak jego podpis, ponieważ dzięki niemu ustawa weszła w życie 31 maja 2023 roku.
W tamtym czasie zaplanowany był już na 4 czerwca marsz organizowany w Warszawie przez Platformę Obywatelską. Donald Tusk zapowiedział go 15 kwietnia 2023 roku, czyli dzień po przegłosowaniu ustawy "lex Tusk" w Sejmie. Podpisanie ustawy przez prezydenta jeszcze bardziej zmobilizowało zwolenników opozycji do uczestnictwa w "Marszu 4 czerwca".
Dlatego też 2 czerwca, dwa dni przed planowaną demonstracją, Andrzej Duda raz jeszcze zwołał konferencję, na której zapowiedział nowelizację kontrowersyjnej ustawy. Główne zmiany miały dotyczyć likwidacji tzw. środków zaradczych, czyli m.in. 10-letniego zakazu pełnienia funkcji publicznych; braku posłów i senatorów w komisji oraz możliwości odwołania się od decyzji komisji do sądu apelacyjnego. "Jest wokół komisji wiele dyskusji, jest wokół komisji wiele protestów, jest wokół komisji też i wiele nieprawd, które się pojawiły w mediach" - mówił Duda. Już po "Marszu 4 czerwca" Małgorzata Paprocka, minister z kancelarii prezydenta, mówiła w rozmowie z "Rzeczpospolitą", że w zapowiedzi nowelizacji "chodziło także o uspokojenie sytuacji, ze względu na manipulacje i nieprawdy, które pojawiły się w przestrzeni publicznej".
"Frekwencję zwiększył polityczny spór o komisję antyrosyjską"
Mimo zapowiedzi prezydenta 4 czerwca, w dniu marszu w Warszawie, wciąż obowiązującą ustawą o komisji była ta oskarżana o niekonstytucyjność. To właśnie ona zdaniem niektórych zagranicznych mediów zmotywowała zwolenników opozycji do wzięcia udziału w demonstracji.
"Część manifestujących mówiła, że do przyjazdu do Warszawy zmotywowała ich zaproponowana przez PiS ustawa dotycząca rosyjskich wpływów w Polsce" - pisała agencja Reuters. "Frekwencję zwiększył polityczny spór o komisję antyrosyjską" - przekazywał brytyjski dziennik "Financial Times". Natomiast w relacji francuskiego "Le Figaro" pisano, że protestujących zmotywował fakt, że "za chwalebnymi intencjami [rządzących] kryje się zupełnie inna rzeczywistość", ponieważ "według obserwatorów mająca szerokie uprawnienia komisja miałaby dążyć do zdyskredytowania kandydatury Donalda Tuska w wyborach parlamentarnych".
CZYTAJ WIĘCEJ W TVN24: Marsz 4 czerwca w Warszawie. Zagraniczne media komentują
Prezydencki podpis pod ustawą sprawił też, że do "Marszu 4 czerwca" dołączyli przedstawiciele Trzeciej Drogi, czyli Polskiego Stronnictwa Ludowego i Polski 2050 Szymona Hołowni. "Gdy prezydent podejmuje fatalną decyzję, okropną i haniebną, podpisując się pod bolszewicką komisją, nikt, kto chce być i żyć w Polsce, nie będzie przechodził obok tego obojętnie. Zapisy tej ustawy łamią zasady demokratycznego państwa prawa, przyzwoitości" - komentował wtedy szef PSL Władysław Kosiniak-Kamysz.
Prezydencką nowelizację 16 czerwca przegłosował Sejm, a Andrzej Duda podpisał ją 31 lipca. Usunięto w niej m.in. możliwość pozbawiania praw publicznych na 10 lat, ale komisja wciąż mogła wydawać decyzje administracyjne stwierdzające, że ktoś działał pod wpływem rosyjskim i "rekomendować niepowierzanie stanowisk związanych z odpowiedzialnością za bezpieczeństwo państwa". Dzięki nowelizacji od takiej decyzji przysługiwało odwołanie do sądu apelacyjnego. Ponadto w komisji nie mogli już zasiadać parlamentarzyści i usunięto konieczność publikacji pierwszego raportu 17 września 2023 roku.
30 sierpnia Sejm powołał dziewięciu członków komisji: wszystkich wskazało Prawo i Sprawiedliwość. Dokładnie dwa miesiące później, 30 października - już po przegranych przez PiS wyborach - przewodniczący komisji Sławomir Cenckiewicz wydał komunikat, w którym poinformował, że do tego czasu "komisja odbyła ponadto pięć spotkań plenarnych oraz liczne spotkania w grupach roboczych", oraz "planuje odbycie przesłuchań świadków".
Nie wiadomo, czy do przesłuchań rzeczywiście doszło, ponieważ 29 listopada nowa większość sejmowa zdecydowała o odwołaniu wszystkich dziewięciu członków komisji. Tego dnia na stronie kancelarii premiera opublikowano więc raport komisji, w którym zapisano między innymi, że "w odniesieniu do byłego premiera Donalda Tuska oraz ministrów Jacka Cichockiego, Bogdana Klicha, Tomasza Siemoniaka i Bartłomieja Sienkiewicza Komisja rekomenduje niepowierzanie im zadań, stanowisk i funkcji publicznych związanych z odpowiedzialnością za bezpieczeństwo państwa". Dwa tygodnie później prezydent Andrzej Duda zaprzysiągł nowy rząd Donalda Tuska. Sama ustawa o powołaniu komisji znowelizowana przez prezydenta nie została uchylona i obowiązuje do dziś.
Jak będzie działać komisja rządowa
Trudno więc robić jakiekolwiek porównania komisji powołanej na podstawie "lex Tusk" do tej, która ma zostać powołana teraz.
Zapowiedziana przez Donalda Tuska komisja ds. badania wpływów rosyjskich i białoruskich jest bowiem konstruowana inaczej. Przede wszystkim nie ma tych uprawnień speckomisji powołanej w 2023 roku, które wywołały najwięcej kontrowersji. Nie została powołana ustawą, tylko zarządzeniem premiera i tym samym będzie komisją rządową.
Jak wyjaśniono w komunikacie Ministerstwa Sprawiedliwości, które odpowiada za przygotowanie komisji, do prac w niej zostaną powołani "eksperci z różnych dziedzin" rekomendowani przez siedmiu ministrów. Nie będą mogli wzywać żadnych świadków, a tym samym zwalniać ich z tajemnicy zawodowej, co zarzucano poprzedniej komisji. Będą bazować jedynie na analizie dostarczonych jej dokumentów i materiałów.
Najpierw komisja opublikuje raport cząstkowy, który ma się ukazać po wyborach do Parlamentu Europejskiego w czerwcu 2024 roku (przypomnijmy, że raport speckomisji z ustawy "lex Tusk" miał być opublikowany już 17 września 2023 roku: na miesiąc przed wyborami parlamentarnymi). Końcowym efektem prac komisji "będą najprawdopodobniej wnioski do prokuratury i opinie na temat tego, dlaczego zaniechano badania wpływu na bezpieczeństwo Polski służb rosyjskich i białoruskich w poprzednich latach". Nie będzie więc ona miała uprawnień do zakazywania pełnienia funkcji publicznych lub odbierania dostępu do informacji niejawnych. Takie decyzje będą podejmować już po przeprowadzeniu własnych śledztw prokuratura i sądy, a od ich postanowień będą przysługiwały odwołania przewidziane w polskim prawie.
Dlatego właśnie na konferencji prasowej 21 maja premier Donald Tusk zapewniał:
Naprawdę naszym zadaniem, tej komisji, nie jest szukanie i śledzenie ludzi: kto jest winny. Nawet mi do głowy nie przyszło, żeby efektem pracy tej komisji był na przykład zakaz kandydowania Jarosława Kaczyńskiego do parlamentu. To w ogóle nie o to chodzi.
Szef rządu wyjaśniał także: "Ta komisja to nie jest komisja śledcza, ona nie ma uprawnień śledczych, ona nie będzie nikogo wzywała. To jest analiza materiałów analiza, dokumentów: tych dokumentów, które są w dyspozycji wszystkich służb specjalnych, prokuratury, analiza mediów".
Dlatego teza prezydenta Andrzeja Dudy, że "myśmy rok temu w Polsce mieli demonstracje uliczne przeciwko powstaniu takiej komisji", jest wprowadzaniem opinii publicznej w błąd.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: Radek Pietruszka/PAP