Według posła Jacka Protasiewicza jeśli ustawa budżetowa nie zostanie uchwalona w terminie, na wiosnę musiałoby dojść do rozwiązania Sejmu i wcześniejszych wyborów. Poseł się myli, taki scenariusz nie jest możliwy.
Jednym z tematów rozmowy w programie "Śniadanie Rymanowskiego" w Polsat News 13 listopada była napięta sytuacja wewnątrz Zjednoczonej Prawicy - chodzi o spór o pieniądze z Krajowego Planu Odbudowy. Uczestnicy programu byli pytani o możliwość usunięcia z rządu Zbigniewa Ziobry, lidera Solidarnej Polski, ministra sprawiedliwości i prokuratora generalnego. Jacek Protasiewicz, wiceprzewodniczący klubu Koalicji Polskiej, był co do tego sceptyczny. "Nie wierzę, że Kaczyński usunie Ziobro z rządu. Wówczas nie będzie w stanie przyjąć budżetu, a przez to Sejm musiałby zostać na wiosnę rozwiązany" – powiedział.
Ta wizja jest jednak nieprawdziwa. Wypowiedź posła zawiera bowiem dwa błędy, które prostujemy.
Błąd pierwszy: prezydent nie musi
Ustawa budżetowa jest jedną z najważniejszych uchwalanych przez parlament. W konstytucji – w art. 219-226 - opisano m.in. terminy, w jakich projekt tej ustawy rząd powinien przesłać do Sejmu. Są to trzy miesiące przed rozpoczęciem roku budżetowego - czyli projekt powinien trafić do Sejmu do 30 września, choć w wyjątkowych przypadkach może się to stać później (np. po jesiennych wyborach parlamentarnych). Sejm i Senat mają w sumie cztery miesiące na uchwalenie ustawy budżetowej – czyli do 31 stycznia. Prezydent musi – nie ma prawa weta – podpisać ustawę budżetową w ciągu siedmiu dni od przesłania jej przez marszałka Sejmu.
Z punktu widzenia wypowiedzi Jacka Protasiewicza istotny jest art. 225 konstytucji:
Jeżeli w ciągu 4 miesięcy od dnia przedłożenia Sejmowi projektu ustawy budżetowej nie zostanie ona przedstawiona Prezydentowi Rzeczypospolitej do podpisu, Prezydent Rzeczypospolitej może w ciągu 14 dni zarządzić skrócenie kadencji Sejmu.
A więc, prezydent może skrócić kadencję Sejmu (co jest równoznaczne z końcem kadencji Senatu) – ale nie musi. Nie ma żadnego automatycznego końca prac parlamentu, gdy nie ma ustawy budżetowej, jak sugerował poseł Protasiewicz. W komentarzach do artykułu 225 i możliwej decyzji prezydenta konstytucjonaliści używają takich sformułowań jak "fakultatywna", "dyskrecjonalna", "samodzielna" co oznacza, że w sprawie skrócenia kadencji Sejmu decyduje tylko i wyłącznie prezydent. Na podjęcie decyzji ma dwa tygodnie, musi w tym czasie, zgodnie z art. 98 ust. 4 Konstytucji, zasięgnąć opinii marszałków Sejmu i Senatu, ale dla prezydenta ich opinia nie jest wiążąca.
Błąd drugi: rozwiązanie Sejmu nie jest możliwe...
Według Protasiewicza wskutek nieuchwalenia budżetu "Sejm musiałby zostać na wiosnę rozwiązany". Mówienie o "rozwiązaniu" parlamentu to kolejny błąd - zresztą dość powszechny wśród polityków czy nawet dziennikarzy. W obowiązującej od 1997 roku konstytucji termin "rozwiązanie parlamentu" nie istnieje.
"Rozwiązanie' Sejmu" – jak wyjaśnia dla Konkret24 dr Mateusz Radajewski, adiunkt na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu SWPS we Wrocławiu - "zakładałoby natychmiastowe zakończenie istnienia jego składu". Czyli do wyboru nowych posłów Sejm nie mógłby funkcjonować i w pewnym sensie by nie istniał, co oznaczałoby konieczność tymczasowego przejęcia jego kompetencji przez inne organy. "Właśnie dlatego" - podkreśla dr Radajewski - "w konstytucji jest mowa jedynie o skróceniu kadencji Sejmu: oznacza to, że w razie zastosowania tej instytucji Sejm nadal działa w swoich dotychczasowym składzie, tylko wybory posłów na kolejną kadencję odbywają się wcześniej".
...ale w latach 90. było
Mówienie o "rozwiązaniu parlamentu" to efekt zmian w prawie konstytucyjnym z początku lat 90. dwudziestego wieku. Określenia "rozwiązanie" użyto w uchwale Sejmu z 9 marca 1991 roku - dotyczyło terminu rozwiązania się Sejmu; w nowelizacji Konstytucji z 19 kwietnia 1991 roku oraz w tzw. małej konstytucji - czyli ustawie konstytucyjnej z 17 października 1992 roku o wzajemnych stosunkach między władzą ustawodawczą i wykonawczą Rzeczypospolitej Polskiej oraz o samorządzie terytorialnym. Zgodnie z tą ostatnią ustawą prezydent miał prawo rozwiązać Sejm i Senat po zasięgnięciu opinii marszałków obu izb w przypadku nieuchwalenia ustawy budżetowej w czasie trzech miesięcy od wniesienia projektu, a także gdy rząd nie uzyska od Sejmu wotum nieufności. Również Sejm mógł w określonych przypadkach podjąć decyzję o samorozwiązaniu.
Po tym, jak w maju 1993 roku prezydent Lech Wałęsa rozwiązał parlament, Sejm i Senat nie obradowały, a mandaty do rozpoczęcia następnej kadencji parlamentu po wyborach zachowali jedynie marszałkowie i wicemarszałkowie obu izb.
Źródło: Konkret24