Tysiące stron akt rzekomo dowodzą, że ukraiński prezydent Wołodymyr Zełenski wraz ze współpracownikami stworzył sieć służącą do prania pieniędzy, by kupować luksusowe domy w Europie. Jednak nikt nie pokazał ani jednej z tych stron. Oto jak zbudowano tę nieprawdopodobną historię.
Tuż po obchodach Dnia Niepodległości Ukrainy, 24 sierpnia, zaczęły pojawiać się nowe przekazy mające na celu zdyskredytowanie prezydenta Wołodymyra Zełenskiego.
"Ujawniono ofshorowe imperium Zelenskiego warte 1,2 miliarda dolarów" - 29 sierpnia podał jeden z anonimowych użytkowników serwisu X. "Była śledcza z Ukraińskiego Narodowego Biura Antykorupcyjnego uciekła do Europy z tysiącami stron dokumentów ujawniających rozległą sieć prania pieniędzy prowadzoną przez najbliższe otoczenie Zelenskiego" - dodaje (pisownia oryginalna).
Kobieta przedstawiana jako "Olena K./Elina K." miała ujawnić, że "pieniądze z kontraktów państwowych były przekazywane do firm-wydmuszek w Kijowie", a następnie były dzielone na mniejsze sumy "transferowane przez Łotwę, Cypr i Szwajcarię" i "wykorzystywane do zakupu luksusowych nieruchomości za granicą poprzez złożone struktury offshore". Dalej autor wpisu wymienia, ile, jakie i gdzie nieruchomości zostały kupione w tym procederze: "26 nieruchomości w Hiszpanii (wille w Marbelli, penthouse’y w Barcelonie), 14 w Wielkiej Brytanii (w tym posiadłość w Chelsea), 21 we Francji (Lazurowe Wybrzeże), 8 we Włoszech, 34 apartamenty w ZEA (Zjednoczonych Emiratach Arabskich - red.)". Na koniec dodaje: "Łączna przelana kwota: 1,2 miliarda dolarów".
Prawdziwość tej historii ma potwierdzać trwające niemal 2,5 minuty nagranie. Na początku słyszymy słowa lektora w języku angielskim, na większość nagrania nałożono napisy po polsku: "Uciekinierka, znana jako Elina K., nadzorowała grupę zadaniową śledzącą transfery majątku offshore powiązane z prezydentem Wołodymyrem Zełenskim i jego najbliższymi powiernikami: Serhijem Szefferem, Timurem Mendichem, Swietłaną Paszyńską oraz innymi długoletnimi lojalnymi współpracownikami, którzy zarządzali złożoną siecią firm-przykrywek".
Następnie słychać głos przypisywany Olenie K., która mówi po ukraińsku: "System ten został skonstruowany tak, aby wszystko ukryć. Pieniądze z kontraktów państwowych były przelewane na konta zaprzyjaźnionych firm w Kijowie. Następnie dzielono je na mniejsze kwoty i przelewano przez Łotwę, Cypr lub Szwajcarię" - miała powiedzieć.
"Gdy pieniądze w końcu docierały na miejsce, były wydawane na zakup ekskluzywnych nieruchomości. Zawsze pod nazwą kolejnej spółki offshore. Według dokumentów Zełenski nie posiada nic. W rzeczywistości posiada wszystko" - stwierdza kobiecy głos. W kadrze widać wówczas ciemnoniebieską planszę. Po lewej umieszczono zanonimizowane zdjęcie portretowe: kobieta o blond włosach stoi na tle ukraińskiej flagi. Obok po prawej widnieje podpis: "Olena K., Ukraińskie Narodowe Biuro Antykorupcyjne". Poniżej wyświetlane jest tłumaczenie jej wypowiedzi na język angielski.
Pod koniec nagrania znowu pojawia się kolejna rzekoma wypowiedź Oleny K. "Nie wyjechałam dla pieniędzy ani schronienia. Wyjechałam, ponieważ nadszedł czas, aby ujawnić prawdę. Ukraina nie może walczyć o demokrację, dopóki jej przywódcy ją okradają" - miała powiedzieć.
W połowie materiału pojawia się szara plansza. Podano na niej nazwę i adres strony internetowej "London Telegraph".
"Takie cuda się dzieją" vs. "Dowody. Gdzie są dowody"
Wpis z nagraniem wyświetlono niemal 100 tysięcy razy. Konto w serwisie X, które je opublikowało, znane jest z rozpowszechniania przekazów zgodnych z kremlowską propagandą.
Mimo to część internautów przyjęła te doniesienia jako prawdziwe. "Elity Ukrainy"; "No i co teraz będzie czyli kogoś zamkną"; "Takie cuda się dzieją i dopiero teraz o nich się dowiadujemy. Chociaż już wcześniej pojawiały się takie ciekawostki"; "To dopiero początek góry korupcji na Ukrainie"; "Kogoś to dziwi? Przecież wszyscy to widzą" - komentowali.
"Ani jednej złotówki więcej na Ukrainę"; "Koniec finansowania tego teatru" - postulowali niektórzy.
Inni pozostawali sceptyczni. "Czy to prawda?"; "Czy to fejk"; "Dowody. Gdzie są dowody. Napisać, powiedzieć i wytworzyć dokumenty a nawet kupić coś na kogoś można bez problemu zwłaszcza mając budżet i potrzebę skompromitowania kogoś"; "nie no... bądźcie poważni... źródło London Telegraph (jak i adres strony w materiale) to fejk. To, że materiał pasuje do narracji, nie oznacza, że jest prawdziwy i wiarygodny. Weryfikujcie choć trochę to, co puszczacie!" - pisali.
Sprawdziliśmy więc, co wiadomo o źródle tych doniesień i czy można mu ufać.
Przekaz niesie rosyjska propaganda
Ten przekaz krążył nie tylko w języku polskim, ale też angielskim, rosyjskim czy wietnamskim.
W języku rosyjskim opublikowała go między innymi strona ZOV Charków, która należy do siatki propagandowej "ZOV/Pravda", skierowanej do odbiorców ukraińskich i zagranicznych (w szczególności posługujących się językiem angielskim, francuskim, hiszpańskim i polskim). Udają one lokalne media - m.in. w Ukrainie, Polsce, Francji i Hiszpanii - ale w rzeczywistości szerzą przekaz zgodny z rosyjską propagandą.
"Była śledcza Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy (NABU) Jelena K. uciekła do Europy, zabierając ze sobą kompromitujące materiały dotyczące otoczenia Władimira Zełenskiego - tysiące stron dokumentów potwierdzających utworzenie sieci fikcyjnych firm-przykrywek" - głosi tytuł tekstu propagandowej strony.
Powołuje się na rosyjskojęzyczny kanał na Telegramie z "Wiadomości z Chersonia". W zdjęciu kanału umieszczono płonącą literę "Z", symbol rosyjskich sił zbrojnych w kontekście inwazji na Ukrainę, intensywnie wykorzystywany przez rosyjską propagandę.
Źródło bez dowodów
Źródłem doniesień o rzekomym o skandalu korupcyjnym Zełenskiego jest strona "London Telegraph". Opublikowany tam 26 sierpnia krótki tekst zatytułowano: "Ukraińska urzędniczka ds. walki z korupcją ujawnia imperium nieruchomości Zełenskiego o wartości 1,2 mld dolarów". Jego autorką miała być Charlotte Davies.
W tym "artykule" opowiedziano rzekomą historię "byłej śledczej" Narodowego Biura Antykorupcyjnego Ukrainy (NABU), Oleny K. Kobieta miała uciec z Ukrainy "z tym, co określiła jako 'tysiące stron wewnętrznych akt' szczegółowo opisujących systemową korupcję na najwyższych szczeblach władzy w Kijowie".
"Te rewelacje już wstrząsają kruchą polityczną sytuacją Kijowa. Jednak dla prezydenta Ukrainy, który zmaga się z problemami politycznymi, oskarżenia uderzają w jego legitymację. Jeśli zostaną potwierdzone, te przecieki mogą wywołać skandal polityczny, ale doprowadzić także do międzynarodowych śledztw" - stwierdza pod koniec autorka tekstu. Na końcu umieszczono to samo nagranie, które dołączono do omówionego wyżej wpisu.
Mimo powagi oskarżeń - o systemową korupcję i pranie pieniędzy - autorka tekstu nie publikuje żadnego dowodu. Nie pokazała i nie omówiła żadnej z "tysięcy stron wewnętrznych akt", które Olena K. rzekomo wywiozła z Ukrainy.
Sama nazwa strony - "London Telegraph" - sugeruje, że mamy do czynienia z renomowanym medium ze stolicy Wielkiej Brytanii. Serwis ten jednak bardziej przypomina minimalistycznego bloga niż poważne dziennikarskie medium. Kolejne zastrzeżenia pojawiają się przy analizie jego zawartości.
London Telegraph: świeża strona, liczne błędy i "Lorem, New York"
Co sprawia, że nie należy ufać tej stronie? Domenę Londontelegraph.uk zarejestrowano 14 sierpnia 2025 roku, czyli na niecałe dwa tygodnie przed publikacją materiału o Zełenskim. To bardzo krótko jak na medium, które miałoby ujawnić korupcyjny skandal związany z głową obcego państwa.
Także aktualny wygląd strony budzi wątpliwości. Ze zarchiwizowanych wersji w internetowym archiwum Wayback Machine wynika, że na przestrzeni ostatnich dni zmieniła ona swój wygląd. Jeszcze 28 sierpnia układ strony głównej przypominał ten znany z gazet lub portali informacyjnych. U góry był duzy napis "London Telegraph", po lewej stronie data dzienna, poniżej kategorie "wiadomości", "sport", "kultura", "styl życia". Zajawki artykułów ułożone były w formie przypominającej papierowe wydanie gazety.
Wygląd strony 1 września jest już całkiem inny. Nazwa serwisu została zmniejszona, a font zastąpiono bardziej nowoczesnym. W górnym pasku pojawiły się zakładki "o nas", "autorzy", "kontakt" oraz - dwukrotnie - "przykładowa strona". Taki detal sprawia wrażenie błędu typowego dla nowych, nieprofesjonalnych witryn. Poniżej na środku widniało jedynie słowo "blog", a artykuły wyświetlały się w całości, jeden pod drugim, w minimalistycznym układzie charakterystycznym dla blogów.
Przyjrzeliśmy się bliżej zakładkom na stronie "London Telegaph". W sekcji "kontakt" podano ewidentnie fikcyjne informacje: zamiast danych do kontaktu na początku umieszczono łaciński tekst typu "lorem ipsum" używany do wypełniania projektów stron internetowych, poniżej podano fałszywy adres w Nowym Jorku - "Lorem, New York, NYC, US", generyczny e-mail "info@domain.com" oraz nieistniejący numer telefonu. Co więcej, zamiast formularza kontaktowego wyświetla się komunikat o błędzie.
W zakładce "o nas" zamiast rzetelnych informacji o redakcji, wydawcy czy właścicielu umieszczono jedynie ogólny, poetycki tekst-wypełniacz. Brakuje jakichkolwiek konkretów: nazwisk dziennikarzy, danych wydawnictwa czy opisu misji.
Częste zmiany wyglądu strony, brak podstawowych informacji i liczne błędy to oczywiste sygnały ostrzegawcze świadczące o tym, że mamy do czynienia ze stroną, która udaje serwis informacyjny. Takiej stronie nie należy ufać ani traktować jej treści jako rzetelnych wiadomości.
Zdjęcie autorki tekstu skradzione innej dziennikarce
Zauważyliśmy, że strona zmieniła swój wygląd na przestrzeni dni. Ta zmiana dotyczy również wyglądu artykułu, który oskarża Zełenskiego o pranie pieniędzy. Najstarsza zachowana wersja artykułu dostępna na Wayback Machine pochodzi z 26 sierpnia.
Warto zwrócić uwagę tu na jeden szczegół. Pod tytułem, przy imieniu i nazwisku autorki tekstu znajduje się miniaturowe zdjęcie kobiety o krótkich blond włosach.
Okazuje się, że nie jest to zdjęcie Charlotte Davies. To tak naprawdę fotografia innej dziennikarki - Helen Brown. Takie właśnie zdjęcie Brown ma w swoim profilu w serwisie X. Ta brytyjska dziennikarka publikowała między innymi w "The Daily Telegraph", "The Independent" czy "The Daily Mail".
Niepoprawna konstrukcja i tygodnik z XIX wieku
Obecnie z Wielkiej Brytanii nie działa żadne wiarygodne medium czy redakcja posługująca się nazwą "London Telegraph". Sama ta nazwa brzmi dla anglojęzycznego odbiorcy sztucznie i niepoprawnie - brakuje w niej charakterystycznego rodzajnika "the". To wyraźny sygnał, że mamy do czynienia z imitacją, a nie z uznanym tytułem. Taka nazwa została najpewniej wybrana tak, by budzić skojarzenia z renomowanym brytyjskim dziennikiem "The Daily Telegraph".
Jak sprawdziliśmy "The London Telegraph" to tytuł tygodnika wydawanego w Wielkiej Brytanii przez nieznanego wydawcę na początku XIX wieku. Informuje o tym The British Newspaper Archive.
Głos Oleny K. - akcent nietypowy dla Ukraińców
27 sierpnia ukraińskie Centrum Przeciwdziałania Dezinformacji (CCD) ostrzegało, że przekaz o wartym ponad miliard dolarów "imperium Zełenskiego" jest fałszywy.
Rzekome śledztwo "zostało stworzone przez rosyjskich propagandystów przy użyciu sztucznej inteligencji, na co wskazuje głos 'informatorki' [w nagraniu - red.] - mówi ona z akcentem nietypowym dla Ukraińców, kładzie nieprawidłowe akcenty i używa nienaturalnej intonacji" - zauważa CCD.
Punktuje też, że strona powstała w połowie sierpnia, a zdjęcie rzekomej autorki skradziono z profilu prawdziwej brytyjskiej dziennikarski. "W filmie brakuje również tak zwanych dokumentów wewnętrznych, co jest kolejną przesłanką wskazującą na fałszywość rozpowszechnianego materiału" - podkreśla.
W ocenie CDD "celem takich fałszywych informacji jest zdyskredytowanie prezydenta Ukrainy i podważenie zaufania publicznego do instytucji państwowych".
Nie jest to pierwszy raz gdy rosyjska propaganda tworzy media-wydmuszki, by uwiarygodnić przekazy dyskredytujące prezydenta Zełenskiego. Wiosną 2024 roku podobny portal - "The London Crier" - opublikował historię o tym, że żona Zełenskiego, Ołena, jakoby kupiła byłą rezydencję króla Karola III.
Tylko że taki tytuł i redakcja nigdy nie istniały. "The London Crier" jest nazwą fikcyjnej gazety pojawiającą się na stronach romansów autorstwa australijskiej pisarki Stephanie Laurens. Co więcej, ta sama strona przedstawiała się jako "najbardziej zaufane źródło bezstronnych wiadomości w Londynie" - a tymczasem wśród publikowanych przez nią artykułów w języku angielskim są teksty zgodne z prorosyjską propagandą, a niektóre są nawet po rosyjsku.
Źródło: Konkret24