Handel fałszywymi certyfikatami o szczepieniu na COVID-19 ujawniono w ponad 20 krajach Europy. W Niemczech prowadzonych jest ponad trzy tysiące śledztw w tej sprawie. Fałszywe zaświadczenia z Bułgarii są pożądanym towarem w sąsiedniej Grecji. We Włoszech proceder rozkręcili Rosjanie. Handel fałszywymi certyfikatami wszedł już nawet do darknetu.
Proceder wystawiania fałszywych certyfikatów covidowych przez podkrakowski punkt szczepień ujawnili w niedzielę 24 listopada reporterzy "Faktów" TVN. Kilkunastu pośredników miało zachęcać osoby niechętne szczepieniom, a zainteresowane posiadaniem certyfikatu, do zgłoszenia się do kliniki, gdzie za ok. 400 zł można było uzyskać takie zaświadczenie. Inną opcją było "zdalne" wystawienie certyfikatu bez konieczności pojawiania się w placówce - za ok. 600 zł.
Pytany o tę sprawę na konferencji prasowej 25 listopada premier Mateusz Morawiecki, stwierdził, że "fałszywe certyfikaty covidowe to jest problem całej Europy". "Ja akurat rozmawiałem z kilkoma premierami nie dalej jak wczoraj i także poruszaliśmy te tematy i wiem, niestety, że kwitnie rynek fałszywych certyfikatów zaszczepienia przeciwko COVID-19" - mówił premier. "To zjawisko bardzo niebezpieczne, ponieważ taka osoba naraża inne osoby na zakażenia, a w związku z tym na najbardziej tragiczne konsekwencje. Dlatego też wydałem dodatkowe polecenia i do Głównego Inspektora Sanitarnego i Ministra Spraw Wewnętrznych związane z kontrolą tego procederu, który niestety jest procederem występującym w całej Europie" - dodał.
Ponieważ w Europie czy Unii Europejskiej nie istnieje rejestr, do którego państwa mogłyby zgłaszać przypadki fałszowania certyfikatów świadczących o zaszczepieniu na COVID-19, prześledziliśmy doniesienia medialne na ten temat, chcąc sprawdzić, czy rzeczywiście jest to "problem całej Europy".
Jak się okazuje, nie tylko Europy.
Rumunia
Rozbudowany rynek sprzedaży fałszywych certyfikatów szczepienia funkcjonuje w dwóch państwach z najniższym wskaźnikiem zaszczepienia w Unii Europejskiej: Rumunii i Bułgarii. W pierwszym dwie dawki szczepionki przyjęło 37,4 proc. uprawnionych obywateli, w drugim zaledwie 25 proc. Wiele osób woli zapłacić za fałszywy certyfikat, niż przyjąć darmową szczepionkę.
W sierpniu Lucian Bode, minister spraw wewnętrznych Rumunii, informował, że policja prowadzi ok. 400 dochodzeń w sprawie fałszowania certyfikatów. W jednym z nich ujawniono, że za wystawianie dokumentów odpowiadała osoba, której bez uprawnień udało się dostać do systemu rejestracji szczepień jednego z punktów w okręgu Alba. W ten sposób wystawiała certyfikaty osobom, które w ogóle nie pojawiły się w tym miejscu. Rumuni kupują też fałszywe certyfikaty za granicą. Tylko w lipcu rumuńska straż graniczna zidentyfikowała 69 osób, które chciały wjechać do kraju, przedstawiając fałszywy dowód szczepienia.
W Rumunii funkcjonuje już nawet sformułowanie "szczepionki do zlewu". Upowszechniło się po tym, jak media opisały historię lekarki rodzinnej z okręgu Dymbowica, która dostarczyła fałszywe certyfikaty dla zawodników lokalnej drużyny piłkarskiej, której menedżerem był jej mąż. Sama wylała odpowiednią liczbę fiolek do zlewu.
Bułgaria
Również bułgarskie organy ścigania prowadzą dochodzenia w sprawie podrabiania certyfikatów. W październiku rzeczniczka prokuratury generalnej informowała, że prokuratury w kraju badają 14 takich spraw z siedmiu regionów, ale głównie z Sofii. Angel Kunczew, szef bułgarskiego inspektoratu sanitarnego, powiedział natomiast w rozmowie z Radiem Wolna Europa/Radiem Wolność, że handel fałszywkami kwitnie i zatacza coraz szersze kręgi. Podał przykład lekarza prowadzącego własny gabinet w centralnej Bułgarii. "Byliśmy pod wrażeniem, że oprócz dużej liczby 'podawanych' szczepionek, ten lekarz 'podawał je' ludziom w całej Bułgarii. Są pacjenci zarówno z Ełchowa (południowo-wschodnia Bułgaria) i Warny (wschodnia Bułgaria)" - opowiadał.
Według statystyk bułgarskiego ministerstwa zdrowia od 12 do 15 proc. zakażonych to zaszczepieni. Odsetek ten jest znacznie wyższy w porównaniu ze średnią unijną. Zdaniem bułgarskich lekarzy stoją za tym właśnie fałszywe zaświadczenia.
Grecja
Bułgarskie fałszywe zaświadczenia o szczepieniu były pożądanym towarem również w sąsiedniej Grecji. We wrześniu wprowadzono tam obowiązek szczepień dla personelu medycznego. Niedługo potem media zaczęły opisywać, jak niektórzy medycy z północnej części kraju, m.in. z Salonik czy Kawali, zaczęli okazywać bułgarskie certyfikaty covidowe, mimo że w ostatnim czasie nie opuszczali kraju. Proceder wystawiania zagranicznych certyfikatów dla Greków mieszkających przy północnej granicy może mieć nawet szerszą skalę, bo to właśnie w tych regionach w listopadzie obserwuje się szczególnie wysokie przyrosty chorych na COVID-19.
Według informacji ateńskiego dziennika "Kathimerini" do wystawiania podrobionych dokumentów poświadczających szczepienia wykorzystywane są luki w bułgarskim systemie prawnym. W procederze uczestniczą zarówno Bułgarzy, jak i Grecy, w tym pracownicy na przejściach granicznych Kułata i Promachones. Fałszywy certyfikat kosztował między 300 a 350 euro. Śledztwo w tej sprawie prowadzi już grecka policja.
Grecja walczy także z własnymi fałszerzami certyfikatów - działają na szeroką skalę. W połowie listopada grecki prokurator generalny wszczął pilne śledztwo w sprawie organizacji przestępczych dostarczających fałszywe świadectwa szczepień, zarówno w kraju, jak i z sąsiednich państw, głównie bałkańskich. Z kolei dochodzenie wszczęte przez grecki Wydział Spraw Wewnętrznych, jednostkę antykorupcyjną w policji, do tej pory wykazało co najmniej 10 miejsc w kraju, gdzie zakłady opieki zdrowotnej wątpliwej renomy oferują fałszywe zaświadczenia. Śledczy ujawnili, że na większości fałszywych certyfikatów jest informacja, że osoba otrzymała jednodawkową szczepionkę Johnson & Johnson, ponieważ "nie można jej wykryć w testach laboratoryjnych".
Greckie władze mówią już nawet o "epidemii fałszywych certyfikatów", a policja z tego powodu nasiliła kontrole na granicach i ostrzega, że posiadacze fałszywek dostaną mandaty w wysokości 6 tys. dolarów.
Niemcy
26 listopada niemiecki tygodnik "Wirtschaftswoche" ujawnił proceder fałszowania certyfikatów na dużą skalę w Niemczech. Powołując się na dane urzędów śledczych w 16 krajach związkowych, podał, że obecnie w Niemczech prowadzonych jest ponad 3100 śledztw w sprawie podrobionych certyfikatów. Policja podejrzewa, że takich przestępstw może być dużo więcej.
Poza certyfikatami w Niemczech coraz częstsze staje się podrabianie żółtych książeczek szczepień. W Saksonii-Anhalt od maja potroiła się liczba zawiadomień o tego rodzaju fałszerstwach dokumentów. Niemieckie Stowarzyszenie Aptekarzy szacuje, że liczba postępowań dotyczących fałszywych żółtych książeczek szczepień jest "czterocyfrowa". W używanych w Niemczech żółtych książeczkach dokumentowane są wszystkie szczepienia jej posiadacza i służą one jako podstawa do wystawienia przez aptekę cyfrowego certyfikatu szczepienia na COVID-19.
Portal Deutsche Welle poinformował 18 listopada, że niemiecka policja aresztowała 12 osób podejrzanych o wystawianie lub sprzedawanie fałszywych certyfikatów. Zaświadczenia miały kosztować ok. 400 euro. Za wystawianie i używanie fałszywego certyfikatu w Niemczech grozi do dwóch lat więzienia, a za handel fałszywkami nawet pięć lat.
Belgia
Portal Politico poinformował, że w Belgii śledztwa w sprawie fałszywych certyfikatów covidowych obejmują kilkunastu lekarzy. Jeden z nich pracujący w Walonii miał wystawić ponad 2 tys. podrobionych zaświadczeń o szczepieniu. Tak wysoka liczba zwróciła uwagę śledczych. Christie Morreale, walońska minister zdrowia, powiedziała radiu La Premiere, że lekarz wydawał fałszywe certyfikaty "ludziom z całej Walonii", a mimo to nie odbierał szczepionek z aptek ani punktów szczepień.
Fałszywe certyfikaty wydane przez lekarzy, przeciw którym toczą się śledztwa, zostały już zawieszone przez walońską agencję zdrowia (AVIQ). Agencja złożyła zawiadomienia o możliwości popełnienia przestępstwa także przez pacjentów, którzy je otrzymali.
Włochy
Około 80 fałszywych certyfikatów miał wystawić 64-letni lekarz z Rawenny we Włoszech. Po zatrzymaniu go ujawniono, że w proceder były zaangażowane także inne osoby, w tym policjant. Lekarz został oskarżony o oszustwo, malwersację i korupcję.
Za fałszowanie certyfikatów zatrzymano też 17-latka z okolic Rzymu. Według śledczych miał współpracować z rosyjskimi hakerami i oferować podrobione zaświadczenia o szczepieniu, na których sprzedaży zarabiał ok. 20 tys. euro tygodniowo. Rosjanie mieli generować kody QR, a młody Włoch był odpowiedzialny za poszukiwania klientów i sprzedaż. W dzienniku "Corriere della Sera" opisano, że rodzice nastolatka nie byli świadomi nielegalnego procederu, wierząc, że ogromne zarobki syna były wynikiem jego "silnego ducha przedsiębiorczości i umiejętności angażowania się w gry online". Chłopak kontaktował się z potencjalnymi kupcami za pomocą aplikacji Telegram, gdzie oferował "całe pakiety" w cenie kilkuset euro.
Austria
Franz Ruf, dyrektor generalny austriackiej policji, poinformował 19 listopada, że austriackie służby na 10 tys. przeprowadzonych od marca kontroli zidentyfikowały ponad 500 fałszywych certyfikatów, którymi próbowano się posługiwać na terenie kraju. Wobec ich posiadaczy wszczęto postępowania karne. "Zidentyfikowanie sfałszowanego certyfikatu ma trwałe konsekwencje dla osoby, która okazała się przestępcą" - stwierdził Ruf.
Irlandia
W Irlandii za sprzedażą fałszywych zaświadczeń o szczepieniu stał diler narkotykowy. Oferował zainteresowanym taki certyfikat za ok. 350 euro. Transakcje odbywały się w darknecie, czyli wirtualnej przestrzeni dla wtajemniczonych, gdzie można kupić praktycznie wszystko, a wejść tam można tylko za pomocą specjalnego oprogramowania. Dziennik "The Irish Times" poinformował, że w darknecie można kupić nie tylko zaświadczenia o szczepieniu, ale także o negatywnym wyniku testu na COVID-19 czy przejściu choroby.
To nie tylko problem Europy
Znaleźliśmy też wiele informacji o fałszywych certyfikatach szczepień wystawianych poza Europą. Szczególnie dużo pisze się o tym procederze w Australii i na Ukrainie. Takie przypadki odnotowano m.in. w Rosji, gdzie wyciekły dane osób, które kupiły fałszywe zaświadczenia, ponadto w Indiach, Kanadzie czy Meksyku.
Obszerne opracowanie na temat handlu fałszywymi certyfikatami szczepień opublikowała we wrześniu firma Check Point tworząca oprogramowanie związane z cyberbezpieczeństwem. Skupia się na transakcjach prowadzonych w sieci, ale jednocześnie pokazuje, że internetowi sprzedawcy fałszywek działają na całym świecie, oferując fałszywe certyfikaty z różnych krajów.
We wrześniu czarny rynek fałszywych certyfikatów miał działać w 31 krajach. 23 z nich to kraje europejskie, w tym 19 należy do Unii Europejskiej: Austria, Bułgaria, Czechy, Cypr, Finlandia, Francja, Grecja, Hiszpania, Holandia, Irlandia, Litwa, Łotwa, Malta, Niemcy, Polska, Portugalia, Rumunia, Szwecja, Włochy. Pozostałe kraje europejskie wymienione w raporcie to Wielka Brytania, Ukraina, Szwajcaria i Rosja.
Brak państwa na tej liście nie oznacza oczywiście, że proceder sprzedaży fałszywek tam nie występuje. Mógł nie zostać odnotowany przez firmę Check Point lub jest prowadzony także poza internetem - czego przykładem jest Belgia.
Autorzy raportu ostrzegają, że czarny rynek certyfikatów dynamicznie się rozwija. Jeszcze w sierpniu śledzili ruchy tysiąca sprzedawców w serwisie Telegram - teraz jest ich już co najmniej 10 tys. Liczba ofert rośnie o kilkaset procent między kolejnymi edycjami raportów (styczeń-kwiecień, kwiecień-sierpień, sierpień-listopad 2021). Cena fałszywego certyfikatu waha się od 85 do 200 dolarów.
Raport zawiera listę niektórych krajów z informacją, ile tam kosztuje fałszywy certyfikat. Dla Polski średnia cena to 150 euro (ok. 700 zł). To kwota bliska tej, którą reporterzy "Faktów" TVN zapłacili za "zaszczepienie zdalne".
Autor: Michał Istel / Źródło: Konkret24; zdjęcie: Shutterstock
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock