Jedna z opowieści Jarosława Kaczyńskiego dotyczy "zakłucia nożem" w Warszawie kogoś za to, że zwrócił uwagę komuś, kto "niszczył plakaty związane z uroczystościami" smoleńskimi. Zgadza się w niej tylko to, że człowiek zginął od noża. Wątku politycznego, plakatów i Smoleńska w tym nie było.
Jarosław Kaczyński na spotkaniu w Ełku 5 listopada opowiadał o rzekomym łamaniu przez sądy zasady bezstronności i równości obywateli. Jako dowód opowiedział historię zabójstwa, do którego miało dojść w Warszawie. Mówił tak:
Właściwie można powiedzieć, [sytuacja łamania zasady równości obywateli] doprowadziła do dwóch zabójstw - bo było to drugie, w Warszawie, mniej znane, gdzie człowiek, który zwrócił uwagę jakiemuś chuliganowi, który niszczył jakieś plakaty związane z uroczystościami rocznicowymi – chodziło o Smoleńsk – po prostu został przez tego chuligana zakłuty nożem. Zabity. I to można powiedzieć, jest co najmniej druga ofiara śmiertelna tego rodzaju sytuacji, która została stworzona w Polsce.
O jakim zabójstwie z użyciem noża mówił prezes PiS? O źródła tej informacji zapytaliśmy 9 listopada rzecznika prasowego PiS Radosława Fogla, ale nie otrzymaliśmy odpowiedzi. Szukaliśmy więc śladów zdarzenia, do którego doszłoby w Warszawie i pasowałaby do opisu podanego przez Kaczyńskiego. Wszystko wskazuje na to, że po raz kolejny prezes PiS pomylił fakty i dodał własną interpretację.
Było zabójstwo, ale nie z powodu plakatów
Nie znaleźliśmy doniesień medialnych, które odpowiadałyby historii przedstawionej przez Kaczyńskiego. Zapytaliśmy więc prokuraturę i policję. Pierwsza nie odpowiedziała. Natomiast przedstawicielka biura prasowego Komendy Stołecznej Policji - po wysłaniu przez nas pytania, czy i kiedy coś podobnego się wydarzyło w Warszawie - w rozmowie telefonicznej przekazała, że w ostatnim czasie do takiego zdarzenia na pewno nie doszło. Ale wspomniała o artykule, który może opisywać podobne wydarzenie z 2018 roku. To był dobry trop.
Chodzi o materiał portalu Polsat News z 28 stycznia 2019 roku pod tytułem: "Miał zabić przy barierkach zabezpieczających miesięcznicę smoleńską. 'Wyłączyła mi się świadomość'". Opisuje proces sądowy, który ruszył przed Sądem Okręgowym w Warszawie. Dotyczył zabójstwa z użyciem noża - doszło do niego w nocy z 9 na 10 lutego 2018 roku, czyli tuż przed miesięcznicą smoleńską, w okolicy Krakowskiego Przedmieścia. A to tam w Warszawie organizowano obchody miesięcznicy. O zabójstwie i przebiegu procesu na różnych jego etapach informowały też Polska Agencja Prasowa i inne krajowe media, m.in. TVN24 Warszawa, Onet.pl, WP.pl, gazetaprawna.pl, TVP Warszawa, TVP.Info.
Co zaszło przy Krakowskim Przedmieściu? Według opisów mediów 26-letni Adrian C. i 37-letni Paweł K. późnym wieczorem spotkali się w okolicy barierek ustawionych wzdłuż ul. Trębackiej przy skrzyżowaniu z Krakowskim Przedmieściem. Widzieli się pierwszy raz w życiu. Wcześniej obaj uczestniczyli w dwóch różnych spotkaniach towarzyskich w okolicach Starego Miasta. Między mężczyznami miało dojść do wymiany zdań. W procesie sądowym ustalono, że to Paweł K. podszedł do Adriana C., a ten zadał mu sześć ciosów ostrzem długości 10,5 cm. Paweł K. zmarł w szpitalu po 11 dniach od zajścia. Adrian C. nie przyznał się do winy.
W medialnych doniesieniach nie ma wątku niszczenia "plakatów związanych z uroczystościami rocznicowymi", o czym mówił Kaczyński.
Śledczy nie wiązali zabójstwa z miesięcznicą smoleńską
Zabójstwo z lutego 2018 roku ma jedynie pośredni, teoretyczny związek z miesięcznicą smoleńską. Stało się to bowiem w wieczór przed jej obchodami. O sprawie było głośno, ponieważ - jak pisały na początku media - mężczyźni mieli się pokłócić o fakt ustawiania barierek na Krakowskim Przedmieściu w związku z miesięcznicą. Jednak w lutym 2018 roku prokurator Łukasz Łapczyński z Prokuratury Okręgowej w Warszawie w rozmowie z PAP informował, że śledczy nie wiążą zabójstwa z miesięcznicą (za: gazetaprawna.pl).
"Adrian spojrzał się na tego łysego [Pawła K.], chyba nie do końca mu się to spodobało. 'Na co się patrzysz, frajerze jeb...?!' – krzyknął, na co Adrian mu odszczekał, krótko, też jakieś wyzwisko tam padło" – opowiadał o zdarzeniu przed sądem znajomy oskarżonego (cyt. za Wyborcza Warszawa). Natomiast oskarżony w podczas procesu twierdził, że niewiele z tego zdarzenia pamięta. "Jest mi bardzo przykro, że do tego doszło. Mi też jest bardzo ciężko" - powiedział przed sądem. Przeprosił rodzinę zmarłego.
W lipcu 2019 roku Sąd Okręgowy w Warszawie skazał Adriana C. na 15 lat pozbawienia wolności za zabójstwo z zamiarem bezpośrednim oraz zasądził zadośćuczynienie w kwocie 800 tys. zł dla wdowy po Pawle K. i trójki ich nieletnich dzieci. Wyrok nie był prawomocny. Sędzia Piotr Gąciarek, uzasadniając wyrok, zaznaczył, że obaj mężczyźni "dążyli do zwarcia" oraz że "chcieli sobie coś wyjaśnić". W 2020 roku Sąd Apelacyjny w Warszawie zaostrzył wyrok sądu pierwszej instancji. Prawomocnie skazał Adriana C. na 25 lat więzienia. Wyrok jest prawomocny.
Gabriela Sieczkowska
Źródło: Konkret24