Nie dość, że trwa już spór co do legalności tej izby Sądu Najwyższego, która miałaby stwierdzić ważność wyborów prezydenckich, na horyzoncie pojawia się kolejny: czy SN w ogóle musi tę ważność potwierdzić. Wyjaśniamy, w czym rzecz.
16 grudnia Państwowa Komisja Wyborcza odroczyła obrady dotyczące sprawozdania Komitetu Wyborczego Prawo i Sprawiedliwość z wyborów parlamentarnych 2023 roku do czasu "systemowego uregulowania przez konstytucyjne władze RP statusu prawnego Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych SN i sędziów biorących udział w orzekaniu tej izby". Wcześniej izba ta uznała skargę PiS na odrzucenie przez PKW sprawozdania komitetu wyborczego tej partii. Jednak status Izby Kontroli Nadzwyczajnej jest kwestionowany m.in. przez obecny rząd i część członków PKW, a także część prawników i europejskie trybunały.
Przypomnijmy: ta izba została utworzona w 2018 roku wskutek "reformowania" wymiaru sprawiedliwości przez rząd Zjednoczonej Prawicy. Jej status jest podważany. W uchwale ze stycznia 2020 roku sędziowie SN stwierdzili, że izba ta jest "w całości złożona z wadliwie powołanych sędziów" przez upolitycznioną Krajową Radę Sądownictwa. A w wyroku z 8 listopada 2021 roku Europejski Trybunał Praw Człowieka stwierdził, że Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego nie była "sądem ustanowionym przez prawo". Powtórzył to w wyroku z 23 listopada 2023 roku. 21 grudnia 2023 roku TSUE orzekł, że pytania skierowane do trybunału przez Izbę Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych "nie pochodzą od organu mającego status niezawisłego i bezstronnego sądu ustanowionego uprzednio na mocy ustawy, jak wymaga tego prawo Unii" (chodziło o powołaną w całości przez polityków nową KRS).
Tymczasem właśnie ta izba SN miałaby rozstrzygać o ważności wyborów prezydenckich w 2025 roku. W związku z ostatnią decyzją PKW i wątpliwościami co do statusu Izby Kontroli Nadzwyczajnej trwa już publiczna dyskusja o tym, jak więc to będzie z przyszłorocznym wyborem prezydenta. W koalicji rządzącej widać obawę, że po ewentualnej wygranej np. Rafała Trzaskowskiego izba ta może stwierdzić, że wybór nie był ważny. Natomiast opozycja ostrzega, że decyzja PKW podważająca status sędziów Sądu Najwyższego może stworzyć sytuację, że po ewentualnej wygranej Kamila Nawrockiego, gdy Izba Kontroli Nadzwyczajnej stwierdzi ważność wyboru, nie uzna tego koalicja rządząca, uzasadniając to wątpliwym statusem izby.
Minister sprawiedliwości: niech orzeka cały skład Sądu Najwyższego
Pojawiają się więc propozycje, jak uniknąć tej niebezpiecznej sytuacji w 2025 roku. Minister sprawiedliwości Adam Bodnar i marszałek Sejmu Szymon Hołownia proponują takie zmiany w przepisach, by nie tylko Izba Kontroli Nadzwyczajnej orzekała o ważności wyboru prezydenta, lecz cały skład Sądu Najwyższego. Bodnar w rozmowie z portalem money.pl mówił o kilku opcjach, "nad którymi należy się na poważnie zastanowić". Część z nich to próba ominięcia nieuznawanej izby.
"Można na przykład uznać, że skoro Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych nie istnieje, bo nie składa się z legalnie działających sędziów, to można de facto wszystko oddać w ręce marszałka Sejmu. To on będzie przyjmował ślubowanie od nowego prezydenta, czyli uznawał na bazie raportu Państwowej Komisji Wyborczej, że doszło do skutecznego wyboru i poprzez zaprzysiężenie prezydenta, być może bez orzeczenia Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych Sądu Najwyższego, potwierdzi tę nominację" - wskazywał minister. Oczywiście - jak sam zauważył - ta opcja może mieć znaczenie wtedy, gdy przewaga w wynikach będzie wyraźna i nie będzie sporu o to, kto wygrał. Natomiast jeżeli ten spór powstanie, bo różnica między kandydatami będzie niewielka, sytuacja będzie bardziej skomplikowana. Dlatego zdaniem ministra w grę wchodzi inna opcja - "czysto techniczna ustawa", która stwierdzałaby, że w sprawie wyborów prezydenckich orzeka Sąd Najwyższy w pełnym składzie.
Z kolei marszałek Szymon Hołownia mówił dziennikarzom: "Za chwilę będziemy mieli wybory prezydenckie. Ktoś musi stwierdzić ich ważność, żeby prezydent mógł złożyć przysięgę. W pozostałych przypadkach wyborów jest domniemanie ważności wyborów, a Sąd Najwyższy może co najwyżej stwierdzić, że były nieważne, jeśli ma na to dowody. W przypadku wyboru prezydenta orzeczenie Sądu Najwyższego o ważności wyborów jest warunkiem, żeby mógł być wpuszczony na salę i składać przysięgę".
Marszałek Sejmu zwrócił więc uwagę na to, jak ważny jest Sąd Najwyższy w przypadku wyborów prezydenckich - w przeciwieństwie do wyborów parlamentarnych. Tylko że to rodzi kolejne potencjalne problemy.
Wybory parlamentarne - domniemanie ważności. Uchwała SN nie jest konieczna
Według Konstytucji RP ważność wyborów parlamentarnych i wyboru prezydenta stwierdza Sąd Najwyższy. A dokładniej - na mocy przepisów uchwalonych przez sejmową większość za czasów, gdy rządziła Zjednoczona Prawica - robi to Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych.
1. Ważność wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej stwierdza Sąd Najwyższy. 2. Wyborcy przysługuje prawo zgłoszenia do Sądu Najwyższego protestu przeciwko ważności wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej na zasadach określonych w ustawie. 3. W razie stwierdzenia nieważności wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej przeprowadza się nowe wybory, na zasadach przewidzianych w art. 128 ust. 2 dla przypadku opróżnienia urzędu Prezydenta Rzeczypospolitej.
Wielu rozumie ów przepis tak, że abyśmy mieli w 2025 roku nowego prezydenta, najpierw Izba Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych musi stwierdzić ważność jego wyboru.
Natomiast w przypadku wyborów parlamentarnych tak już nie jest. Jak tłumaczy w rozmowie z Konkret24 specjalizująca się w prawie wyborczym dr Anna Frydrych-Depka, adiunkt na Wydziale Prawa i Administracji Uniwersytetu Mikołaja Kopernika w Toruniu, w wyborach parlamentarnych za każdym razem domniemuje się, że są ważne. Prawnicy są raczej zgodni, że Sąd Najwyższy nie musi się w tej kwestii wypowiadać. Choć oczywiście może stwierdzić o nieważności wyboru konkretnego posła - jeśli uzna, że są ku temu istotne przesłanki bądź wpłynęły od obywateli protesty wyborcze, które SN uznał za zasadne.
Wybory prezydenckie - różne zdania prawników co do konieczności uchwały SN
Natomiast w przypadku wyboru prezydenta część prawników uważa, że rola SN nie jest analogiczna - czyli że SN musi stwierdzić ważność wyboru. Tak też sądzi marszałek Hołownia, jak wynika z jego wypowiedzi.
W rozmowie z Konkret24 dr Frydrych-Depka podkreśla, że w doktrynie istnieje spór w tej sprawie. Ona uważa, że aby zwołać Zgromadzenie Narodowe, które przyjmie przysięgę od nowo wybranego prezydenta, Sąd Najwyższy musi najpierw zatwierdzić ten wybór. - Prezydent jest gwarantem ciągłości władzy. To jest zbyt istotna funkcja, żeby można było tu sobie pozwolić na jakieś prawne wątpliwości. Powinna być uchwała Sądu Najwyższego w sprawie wyboru prezydenta. Jeśli jej nie ma, należy zarządzić nowe wybory - argumentuje dr Frydrych-Depka.
Podobnie pisze dr Łukasz Buczkowski specjalizujący się w prawie konstytucyjnym. W publikacji "Kodeks Wyborczy. Wstępna ocena" (Wydawnictwo Sejmowe, 2011 rok, pod red. prof. Krzysztofa Skotnickiego) zauważa on: "Status prawny uchwały stwierdzającej ważność wyboru prezydenta RP może budzić wątpliwość ze względu na przyjęty pogląd w sprawie zawitego (określenie prawnicze - red.) lub instrukcyjnego charakteru 30-dniowego terminu na podjęcie uchwały przez SN, wynikającego z Kodeksu Wyborczego".
Chodzi o art. 324 kodeksu, który brzmi:
Par. 1. Sąd Najwyższy na podstawie sprawozdania z wyborów przedstawionego przez Państwową Komisję Wyborczą oraz po rozpoznaniu protestów rozstrzyga o ważności wyboru Prezydenta Rzeczypospolitej. Par. 1a. W sprawie, o której mowa w par. 1, Sąd Najwyższy orzeka w składzie całej właściwej izby. Par. 2. Uchwałę w sprawie, o której mowa w par. 1, Sąd Najwyższy podejmuje w ciągu 30 dni od dnia podania wyników wyborów do publicznej wiadomości przez Państwową Komisję Wyborczą, na posiedzeniu z udziałem Prokuratora Generalnego i Przewodniczącego Państwowej Komisji Wyborczej. Par. 3. Uchwałę Sądu Najwyższego przedstawia się niezwłocznie Marszałkowi Sejmu, a także przesyła Państwowej Komisji Wyborczej oraz ogłasza w Dzienniku Ustaw Rzeczypospolitej Polskiej.
Czyli SN ma 30 dni od dnia podania wyników przez PKW na stwierdzenie ważności wyborów. Gdyby jednak przyjąć, że jest to termin tylko instrukcyjny, oznaczałoby to, że SN wcale nie musi wydawać stanowiska o ważności wyborów prezydenckich. Jednak dr Buczkowski pisze: "Zgodnie z prezentowanym w niniejszym opracowaniu stanowiskiem, termin ten ma charakter zawity". A to oznacza: "Stwierdzenie ważności wyboru głowy państwa jest warunkiem objęcia urzędu prezydenta RP, a nie jedynie potwierdzeniem istniejącego stanu rzeczy, tj. zgodności z ogłoszonego wyniku wyborów z wolą wyborców, wyrażoną podczas głosowania". Natomiast stwierdzenie nieważności wyboru prezydenta ma charakter konstytutywny i stanowi przesłankę tymczasowego wykonywania obowiązków prezydenta przez marszałka Sejmu oraz wymusza zarządzenie nowych wyborów prezydenckich.
O charakterze owego 30-dniowego terminu dla SN pisał też Kazimierz W. Czaplicki, prawnik i długoletni kierownik, a potem szef Krajowego Biura Wyborczego, w wydanym w 2018 roku (a więc już po powołaniu Izby Kontroli Nadzwyczajnej) komentarzu do Kodeksu wyborczego: "Powszechnie przyjmuje się, że jest to dla Sądu Najwyższego termin nieprzekraczalny (...). Formułowana jest teza, że po upływie tego terminu Sąd Najwyższy traci uprawnienie do wydania uchwały o ważności wyboru prezydenta Rzeczypospolitej, co spowodowało by konieczność zarządzenia nowych wyborów". Czaplicki powołał się na pogląd wspomnianego dra Buczkowskiego, a także konstytucjonalisty prof. Bogusława Banaszaka (zarówno Czaplicki, jak i Banaszak już nie żyją).
Tymczasem inni prawnicy mają zdanie odmienne. - Termin 30-dniowy dla Sądu Najwyższego jest terminem zawitym, a to oznacza, że formalnie izba powinna wydać rozstrzygnięcie. Jednakże gdy tego nie zrobi, nie spowoduje to nieważności wyborów, ponieważ - jak w przypadku wyborów parlamentarnych - mamy tu także domniemanie ważności. W takim przypadku będzie możliwe zwołanie Zgromadzenia Narodowego i zaprzysiężenie nowej głowy państwa - ocenia dr hab. Piotr Uziębło, profesor Uniwersytetu Gdańskiego, konstytucjonalista. Przestrzega, że wydanie orzeczenia o nieważności wyborów przez Izbę Kontroli Nadzwyczajnej spowoduje poważne problemy prawne. - To będzie kwestia interpretacji prawa. Wprawdzie mamy wyroki europejskich trybunałów, ale czy to może być rozstrzygające? - zastanawia się w rozmowie z nami.
Podobnego zdania jak prof. Uziębło jest dr Marcin Krzemiński, konstytucjonalista z Uniwersytetu Jagiellońskiego. "W przypadku wyborów prezydenckich, z art. 129 Konstytucji wynika, że orzeczenie jest deklaratoryjne, na co wskazuje użycie słów 'stwierdza' i 'w przypadku stwierdzenia' - zarówno w przypadku ważności, jak i nieważności. Brak jest podstaw do przyjęcia, aby brak uchwały SN stanowił przeszkodę do zaprzysiężenia wybranego Prezydenta. Dopiero uchwała o nieważności sprawia, że na podstawie art. 131 ust. 2 pkt 3 konstytucji obowiązki prezydenta podejmuje marszałek Sejmu" - ocenia w przesłanej Konkret24 opinii.
Do ekspertów prezentujących ten pogląd należy też prof. Włodzimierz Wróbel, sędzia Sądu Najwyższego orzekający w Izbie Karnej Sądu Najwyższego. W poście na Facebooku napisał: "Wbrew wygłaszanym przez niektórych publicystów tezom, żaden przepis Konstytucji czy zwykłej ustawy, nie uzależnia objęcia urzędu przez nowowybranego Prezydenta od wcześniejszego stwierdzenia przez Sąd Najwyższy ważności prezydenckich wyborów. Sąd ten może wybory unieważnić, ale brak uchwały o stwierdzeniu ważności wyborów prezydenckich nie wpływa na rozpoczęcie kadencji przez nowego Prezydenta i legalność podejmowanych przez niego działań. Jeżeli więc prof. Manowska, mimo wyroków trybunałów międzynarodowych i samego Sądu Najwyższego, skieruje ewentualne protesty wyborcze do Izby Kontroli Nadzwyczajnej i Spraw Publicznych, która sądem nie jest, to sprawy te będą musiały po prostu później zostać ponownie rozpoznane już przez Sąd Najwyższy" (zachowujemy oryginalną pisownię).
Trzeba bowiem pamiętać o ewentualnych protestach wyborczych, które wpłyną do SN po wyborach prezydenckich w 2025 roku. Co się z nimi stanie, jeśli rządzący nie uznają werdyktu Izby Kontroli Nadzwyczajnej? Doktor Frydrych-Depka zwraca uwagę na wypowiedź wiceministra sprawiedliwości Arkadiusza Myrchy w "Dzienniku Gazecie Prawnej". Zapytany o to, co z orzeczeniami w sprawie protestów wyborczych i odmów rejestracji kandydatów, odparł: "Mówimy o pewnych sprawach technicznych, proceduralnych. Istotą procesu są same wybory organizowane przez PKW i możliwość wypowiedzenia się naszych rodaków w wyborach".
- Tymczasem obywatele mają prawo do skorzystania ze swojego konstytucyjnego prawa do złożenia protestu. A w takiej sytuacji wszystko zostanie wyrzucone do kosza - przestrzega prawniczka.
Tu warto jednak przypomnieć, że w 2020 roku Sąd Najwyższy stwierdził, że choć wyborcy mogą zgłaszać protesty wyborcze, to jednak nie są uczestnikami postępowania w sprawie o ważność wyborów prezydenckich. Wyborca nie może zatem inicjować postępowania w tym przedmiocie.
Biorąc jednak pod uwagę, z jednej strony, trwający konflikt wokół statusu Izby Kontroli Nadzwyczajnej - a z drugiej, już teraz różne zdania prawników co do konieczności stwierdzenia przez SN ważności wyborów prezydenckich, można się spodziewać, że charakter politycznego sporu przed wyborami w 2025 roku jeszcze przybierze na sile.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: Shutterstock