W polskim prawie nie ma specjalnych przepisów regulujących odpowiedzialność sportowców w trakcie rywalizacji. Jak wynika z wypowiedzi prawników, specjalizujących się w prawie sportowym, holenderski kolarz Dylan Groenewegen, który w Tour de Pologne doprowadził do wypadku Fabio Jakobsena, może ponieść odpowiedzialność karną, ale wcale nie musi.
Fabio Jakobsen po kilkudniowym pobycie w sosnowieckim szpitalu wraca do ojczyzny. W środę, 12 sierpnia zakończył leczenie w Polsce. Był w śpiączce farmakologicznej.
"Pacjent jest w dobrym stanie, przytomny. Słowny kontakt jest utrudniony. Porozumiewamy się pisemnie, za pośrednictwem SMS-ów, bo oddycha przez rurkę tracheotomijną. Pisze do nas. Mówi też biegle po angielsku, porozumiewamy się w tym języku" - poinformowała dziennikarzy Dorota Dudek-Dyczkowska, kierująca OIOM-em Wojewódzkiego Szpitala im. Św. Barbary w Sosnowcu.
5 sierpnia, tuż przed metą pierwszego etapu 77. Tour de Pologne w Katowicach, Jakobsen, spychany przez swojego rodaka Dylana Groenewegena na prawą stronę jezdni, uderzył z ogromnym impetem w barierki i wyłamał je, zderzając się z sędzią obsługującym fotokomórkę. Holender doznał poważnych urazów twarzoczaszki - okolic oczodołu, szczęki i żuchwy. Zawodnik ma również stłuczenia klatki piersiowej. Mniejsze obrażenia odniosło też kilku innych kolarzy.
Groenewegen został wykluczony z wyścigu. Odpowie przed Międzynarodową Unią Kolarską.
"To sprawa kryminalna"
Po tak poważnym wypadku pojawiły się pytania o odpowiedzialność karną Groenewegena. W czasie, kiedy trwała walka o życie 23-letniego Jakobsena, Patrick Lefevere, szef jego grupy Deceuninck-Quick-Step komentował sprawę na Twitterze: "Powinni tego gościa wpakować do więzienia", "Idę z tym do sądu. Tego rodzaju akcje nie powinny mieć miejsca w kolarstwie. To sprawa kryminalna" - pisał w serii tweetów.
"Czy faulujący kolarz może ponieść odpowiedzialność karną za uszczerbek na zdrowiu?" - zapytał z kolei na Twitterze dr Szymon Tarapata z Katedry Prawa Karnego Uniwersytetu Jagiellońskiego. "To się chyba nazywa usiłowanie zabójstwa" - skomentował Michał Majewski, były dziennikarz śledczy. "Tu potrzebny jest prokurator i solidny wyrok" - ocenił inny użytkownik.
Wkracza prokuratura
Okoliczności środowego wypadku bada policja pod nadzorem prokuratury. Postępowanie prowadzone jest pod kątem naruszenia art. 156 Kodeksu karnego, dotyczącego spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu. Prokuratura Rejonowa Katowice-Północ przekazała zgromadzony w tej sprawie materiał do katowickiej prokuratury okręgowej, która zdecyduje o dalszych działaniach w tym śledztwie.
"Prawo karne w ostateczności"
Zdarza się, że w ferworze walki zawodnik przekroczy reguły obowiązujące w dyscyplinie, którą się zajmuje. Od czasu do czasu pojawiają się pytania, czy ukaranie go wówczas np. czerwoną kartką za wyjątkowo brutalny faul, czy zawieszenie na jakiś dłuższy czas, to adekwatne konsekwencje przewinienia. Czy nie powinna wkroczyć prokuratura, czy poszkodowany zawodnik o sprawiedliwość i ewentualne pieniądze na rehabilitację nie powinien walczyć w sądzie.
- Zdecydowana większość takich zdarzeń wynika z ferworu współzawodnictwa - ocenia Adam Ziębicki, prawnik. - Należy pamiętać, że rywalizacja sportowa, zwłaszcza na najwyższym poziomie, niesie ze sobą ryzyko a faule w pewnym sensie są nieodłącznym elementem takiej rywalizacji. Ponadto należy pamiętać, że w prawie karnym obowiązuje zasada subsydiarności, czyli prawo karne powinno wkraczać w ostateczności, czyli wszędzie tam, gdzie inne środki prawne są niewystarczające - zaznacza Marcin Melzacki, adwokat specjalizujący się m.in. w prawie sportowym.
- W odniesieniu do przypadków przekraczania reguł rywalizacji sportowej w polskim systemie prawnym, poza materią związaną z korupcją i dopingiem, nie ma szczególnych przepisów ustawowych regulujących odpowiedzialność profesjonalnych sportowców - wyjaśnia w rozmowie z Konkret24 dr Jacek Markowski, adwokat, wspólnik w kancelarii specjalizującej się w prawie sportowym.
Zaznacza, że są oni oczywiście objęci realizowaną przez organizacje sportowe odpowiedzialnością dyscyplinarną. - Natomiast w odniesieniu do obowiązującej niezależnie odpowiedzialności karnej mogą odpowiadać - tak jak wszyscy - za czyny zabronione określone w kodeksie, na przykład za spowodowanie uszczerbku na zdrowiu, naruszenia nietykalności cielesnej, czy w skrajnych przypadkach nawet nieumyślnego spowodowania śmierci. Równolegle do odpowiedzialności karnej, poszkodowany sportowiec może dochodzić swoich roszczeń na gruncie postępowania cywilnego, w zakresie czynów niedozwolonych - informuje.
- W przypadku odpowiedzialności cywilnej można ją oprzeć o art. 415 kodeksu cywilnego. Powstanie odpowiedzialności na podstawie wymienionego artykułu warunkują następujące przesłanki: powstanie szkody, popełnienie czynu niedozwolonego przez sprawcę, związek przyczynowy pomiędzy powstaniem szkody a zachowaniem niedozwolonym oraz wina sprawcy - wyjaśnia Marcin Melzacki, adwokat.
Dozwolone ryzyko sportowe
- W przypadku odpowiedzialności karnej w większości przypadków zawodnik, który przyczynił się do powstania zdrowotnego uszczerbku konkurenta, co do zasady nie ponosi za swój czyn odpowiedzialności karnej. Działania sportowców poddawane są bowiem innym standardom oceny prawno-karnej, niż to ma miejsce powszechnie - wyjaśnia Melzacki.
Dr Markowski podkreśla wagę pozakodeksowego kontratypu dozwolonego ryzyka sportowego. "W dużym skrócie mówi on o tym, że zawodnik z reguły nie jest pociągany do odpowiedzialności za swoje niezgodne z przepisami działanie, ponieważ pomimo złamania norm prawnych, występowała konkretna przesłanka wyłączająca odpowiedzialność (kontratyp), która związana była np. z regułami uprawiania konkretnego sportu - tłumaczy. Wskazuje, że doktryna wykształciła dodatkowe przesłanki wyłączenia odpowiedzialności karnej w ramach dozwolonego ryzyka sportowego: legalność uprawianej dyscypliny sportu, cel sportowy danego czynu, zgoda pokrzywdzonego na udział w zawodach oraz to, że zachowanie wyrządzającego szkodę było zgodne z regułami sportowymi.
- W kodeksie karnym nie została wprowadzana instytucja kontratypu ryzyka sportowego. Niemniej jednak jest to pojęcie funkcjonujące w polskim systemie prawa, które zostało wypracowane przez doktrynę prawa i orzecznictwa sądów powszechnych - podkreśla Ziębicki.
Dr Markowski zaznacza z kolei, że nie jest jednak tak, że za żaden czyn podczas zawodów sportowych nie można ponieść odpowiedzialności. Kontratyp dozwolonego ryzyka sportowego nie ma charakteru nieograniczonego i generalnego.
- Wszystko zależy od określonego stanu faktycznego i okoliczności danej sprawy. Sąd Najwyższy wskazał, że uprawianie niektórych dyscyplin sportu związane jest z ryzykiem, w związku z czym obowiązują ścisłe reguły gry czy walki, których przestrzeganie ma na celu zmniejszenie do minimum niebezpieczeństwa uszkodzenia ciała lub utraty życia, natomiast ten kto reguły narusza, popełnia czyn niedozwolony, rodzący obowiązek naprawienia szkody - mówi dr Markowski.
W jego ocenie nie należy dokonywać generalnego wykluczenia możliwości pociągnięcia do odpowiedzialności sprawcy za szkodę w sporcie, ale zawsze należy brać pod uwagę specyfikę danej dyscypliny.
Z taką interpretacją działania kontratypu w sporcie zgadza się adwokat Agata Wantuch. - Jeśli założylibyśmy, że wszystko, co robi zawodnik w swojej działalności, jest objęte kontratypem dozwolonego ryzyka sportowego, to też moim zdaniem wypaczalibyśmy obraz całej sytuacji – mówi prawniczka. - To prowadziłoby do sytuacji, w której zawodnik pozostaje bezkarny, podejmując działania celowe i umyślne – dodaje.
W 2009 roku głośno było o pozwie za brutalny faul Belga Axela Witsela na reprezentancie Polski Marcinie Wasilewskim podczas meczu ligi belgijskiej. Reprezentująca "Wasyla" Agata Wantuch spotkała się z nawet prawnikami jego ówczesnego klubu – Anderlechtu Bruksela – ale ostatecznie do złożenia pozwu nie doszło. - Wszyscy wspólnie doszliśmy do wniosku, aby nie składać pozwu – tłumaczy prawniczka w rozmowie z Konkret24.
Oceniła jednocześnie, że "tamta sprawa byłaby trudna, ale jednocześnie byłaby do wygrania, dlatego że tamtego faulu ciężko nie uznać za umyślny". – Faul był wykonywany z pełną świadomością tego, jakie mogą być konsekwencje. Zgodziliśmy się z prawnikami, że można by traktować go jako podstawę do żądania odszkodowania – wspomina.
"Sprawa do poprowadzenia"
Pytana o sytuację z finiszu Tour de Pologne, Agata Wantuch odpowiada, że "kiedy zobaczyła ten wypadek, też miała poważną zagwozdkę, czy to było specjalnie, czy nie". - Wydaje mi się jednak, że tak – odpowiada. - Ten kolarz jest profesjonalistą. W polskich przepisach mamy powiedziane, że profesjonalny, co prawda przedsiębiorca, ale jest zobowiązany do szczególnej staranności. Czyli powinien przewidzieć, co się może zdarzyć, jeśli podejmie określone ryzyko – wyjaśnia.
Prawniczka, która miała składać pozew w imieniu byłego reprezentanta Polski, generalnie uważa, że w każdym przypadku "należy ustalić, czy zachowanie sportowca nie wykraczało poza przyjęte reguły i standardy danej dyscypliny sportu. Jeżeli dojdzie w wyniku zachowania sportowca do nieszczęśliwego zdarzenia, należy ustalić, czy sprawcy można zarzucić kierowania się inną motywacją niż będącą wyłącznie sportową".
- Jeśli natomiast działanie jest umyślne, to znaczy zawodnik popycha kogoś, żeby w ten sposób uzyskać przewagę i narusza regułę ostrożności, a w rezultacie doprowadza do ciężkiego uszkodzenia ciała czy nawet śmierci, to konsekwencje powinny zostać wyciągnięte – mówi prawniczka i dodaje trudno powiedzieć, jak do sytuacji z finiszu Tour de Pologne podejdą polskie sądy, ale jej zdaniem "jest to jak najbardziej sprawa do poprowadzenia".
"W Polsce byłby to precedens"
Specjalizujący się w prawie sportowym mec. dr Jacek Masiota w rozmowie z Konkret24 mówi, że nie słyszał o żadnym polskim przypadku odszkodowania za krzywdy wyrządzone niedozwolonym zagraniem podczas rywalizacji sportowej. – Na zachodzie takie sytuacje się zdarzały. Każde tego typu orzeczenie w Polsce byłoby natomiast orzeczeniem precedensowym – dodaje.
Sam Masiota w przeszłości sugerował, że weźmie udział w takiej precedensowej sprawie. W połowie 2019 roku zapowiedział, że złoży pozew do sądu przeciwko Patrykowi Janeczkowi, piłkarzowi Sokoła Pniewy, który w lutym zeszłego roku brutalnie sfaulował zawodnika Huraganu Pobiedziska – Marcina Jackowiaka.
Jackowiak doznał złamania nogi, musiał przejść operację i w maju 2019 mówił „Głosowi Wielkopolskiemu”, że przez najbliższe lata w ogóle nie bierze pod uwagę powrotu do piłki.
Ostatecznie pozew nie został jednak złożony. Jacek Masiota tłumaczy, że zadecydowała o tym zbyt wysoka opłata wymagana przez sąd, nawet mimo stworzenia internetowej zbiórki na ten cel.
Prawnik przyznaje, że w przypadku złożenia pozwu, wiele przesłanek tamtej sytuacji działałoby na korzyść sfaulowanego piłkarza.
Generalnie istnieje takie pojęcie jak rywalizacja sportowa, gdzie granice naruszenia nietykalności cielesnej są większe niż w codziennym życiu. I pytanie polega na tym, gdzie są te granice. Jacek Masiota
- W mojej ocenie w tamtej konkretnej sprawie to wykraczało poza rywalizację sportową, ponieważ on nie miał zamiaru osiągnąć rezultatu sportowego poza tym faulem, on po prostu uważał to za śmieszne, że jest w stanie w ten sposób kogoś sfaulować. Nie chodziło na przykład o przerwanie groźnej akcji – tłumaczy prawnik.
Dodatkowo na niekorzyść potencjalnego pozwanego mogłoby działać to, że sytuacja miała miejsce podczas meczu towarzyskiego, a faulujący w przeszłości zamieścił w serwisie społecznościowym wpis, w którym chwalił się swoimi brutalnymi zagraniami. - Dlatego uważałem, że ta sprawa ma ręce i nogi – wspomina Masiota. - Bo gdyby to było tak, że on po prostu w pozasportowy sposób chciał powstrzymać akcję bramkową, to ja potrafiłbym to zrozumieć, ale tutaj celem nie był sport, tylko jakaś głupia zabawa – dodaje.
Więzienie w zawieszeniu i 60 tys. euro cofnięte w apelacji
Zdecydowanie dalej sprawy zachodziły natomiast w przeszłości za granicą. Eric Cantona za brutalny atak na kibica przeciwnej drużyny w trakcie meczu Crystal Palace i Manchesteru United w 1995 został ukarany początkowo dwoma tygodniami w zakładzie karnym, a w ostateczności 120 godzinami prac publicznych - przypomina Adam Ziębicki.
W 2008 roku Holender Richard Bouaouzan został skazany w postępowaniu karnym na pół roku więzienia w zawieszeniu za brutalny faul na zawodniku rywali, którego dopuścił się cztery lata wcześniej. Faul ten, po którym przeciwnik musiał skończyć karierę piłkarską, zakwalifikowano jako "czynną napaść". Uznano, że atak rozpoczął się na tyle daleko od przeciwnika, że Bouaouzan musiał wykonać go umyślnie i liczyć się z krzywdą, którą mógł wyrządzić rywalowi.
Nawet jednak różne sądy w jednym kraju nie są jednomyślne co do interpretacji takich zdarzeń. Wiedeński Sąd Krajowy w 2006 roku uznał chorwackiego bramkarza Joey’a Didulicę za winnego wywołania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu napastnika Rapidu Wiedeń Axela Lawaree. Sąd apelacyjny odrzucił jednak zasądzone 60 tys. euro kary, stwierdzając, że nawet ciężkie uszkodzenie ciała wchodzi w zakres ryzyka podejmowanego przez piłkarza przy wykonywaniu jego dyscypliny.
Autor: Jan Kunert, Michał Istel / Źródło: Konkret24, eurosport.tvn24.pl; zdjęcie: PAP/Andrzej Grygiel