Historia śmierci pacjenta we Wrocławiu wywołała w sieci duże emocje. Pojawiły się twierdzenia, że do tragedii przyczyniła się słaba znajomość języka polskiego personelu medycznego. Przekaz ten powielali internauci, media i niektórzy prawicowi politycy. Sprawdziliśmy, co naprawdę wiadomo o tym zdarzeniu. Do sprawy odniosła się prokuratura.
W mediach społecznościowych oraz w niektórych serwisach zaczęła krążyć informacja o śmierci pacjenta we Wrocławiu. W przekazach sugerowano, że do zdarzenia doszło, ponieważ personel medyczny słabo znał język polski.
"We Wrocławiu zmarł Polak podczas badań. Medycy zza wschodniej granicy nie potrafili się z nim dogadać po polsku. Jak to się mogło stać, że lekarze bez perfekcyjnej znajomości języka polskiego pracowali w szpitalu w Polsce? Pracowali w szpitalu w Polsce, przyjmowali polskich pacjentów, a nie potrafili porozumieć się w języku polskim?" - 10 listopada pyta jeden z użytkowników serwisu X. Jest znany z rozpowszechniania wprowadzających w błąd przekazów, często zgodnych z kremlowską propagandą.
W poście dalej stwierdza, że "jak ujawnił Paweł Wróblewski, prezes Dolnośląskiej Rady Lekarskiej, ukraińska ekipa medyków nie potrafiła dogadać się z nim po polsku". Miała się nie dowiedzieć, że mężczyzna "miał wcześniej zagrażający życiu wstrząs anafilaktyczny". Na koniec anonimowy autor podał, że wypowiedź Wróblewskiego padła w rozmowie z lokalnym portalem TuWroclaw.com.
Prawicowi politycy: "Obok tego nie wolno przejść obojętnie!"; "nieznajomość polskiego przez lekarzy ze wschodu przyczyną śmierci polskiego pacjenta!?"
Sprawę nagłaśniali też niektórzy prawicowi politycy. "Obok tego nie wolno przejść obojętnie! We Wrocławiu zmarł pacjent, bo zatrudnieni tam medycy z Ukrainy i Białorusi... nie znali dość dobrze języka polskiego!" - 13 listopada w obszernym poście pisała Ewa Zajączkowska-Hernik, europosłanka Konfederacji.
"Personel złożony z ukraińskich i białoruskich obywateli nie zdołał porozumieć się z pacjentem i dowiedzieć się, że w przeszłości przeżył wstrząs anafilaktyczny. Podano mu kontrast, po którym wystąpiła silna reakcja alergiczna. Medycy nie wiedzieli, jak udzielić pomocy ani jak wezwać pogotowie. Pacjent zmarł..." - opisywała polityczka. "To niebywałe do jakich tragicznych zdarzeń dochodzi z powodu patologicznej polityki łatwego dopuszczania zagranicznych lekarzy do pracy w Polsce" - stwierdziła. Jak dodała, "sprawę ujawnił dr Paweł Wróblewski, prezes Dolnośląskiej Rady Lekarskiej, który podkreślił, że różnice w systemie kształcenia oraz bariera językowa stanowią realne zagrożenie dla pacjentów, a obowiązujący wymóg znajomości języka polskiego na poziomie B1 jest zdecydowanie niewystarczający do bezpiecznego kontaktu z chorym". Na koniec zapytała: "Czy tylko ja uważam, że temu dziadostwu, tym patologiom i ich autorom trzeba powiedzieć won?".
"Nieznajomość polskiego przez lekarzy ze wschodu przyczyną śmierci polskiego pacjenta!?" - 12 listopada pytał Paweł Usiądek, polityk Konfederacji i członek zarządu głównego Ruchu Narodowego. "Z ustaleń Dolnośląskiej Rady Lekarskiej wynika, że zespół medyczny składający się z obywateli Ukrainy i Białorusi nie był w stanie porozumieć się z pacjentem z powodu bariery językowej. W efekcie doszło do podania środka kontrastowego osobie, która wcześniej przeszła wstrząs anafilaktyczny. Brak komunikacji, błędy proceduralne i opóźniona reakcja w sytuacji kryzysowej doprowadziły do śmierci człowieka" - opisywał polityk. Podobnie jak Ewa Zajączkowska-Hernik powołał się na relację prezesa Dolnośląskiej Rady Lekarskiej, Pawła Wróblewskiego.
Niektórzy relacjonowali podobne zdarzenie z Wrocławia w znacznie skróconej i uproszczonej formie, sugerując, że odpowiedzialność za śmierć pacjenta miał ponosić ukraiński lekarz. "Wrocław: pacjent zmarł, bo… lekarz Ukrainiec nie rozumiał po polsku. Brak języka – brak życia. Tak wygląda efekt importu kadr bez weryfikacji. Państwo, które wpuszcza tutaj 'doktorów' ze Wschodu bez żadnych wymagań, bierze na siebie odpowiedzialność za każdą taką śmierć" - 12 listopada w serwisie X przekonywał Konrad Berkowicz, poseł Konfederacji. Jego post wyświetlono 102 tys. razy.
"We Wrocławiu zmarł pacjent, bo ukraiński lekarz nie znał polskiego" - tego samego dnia przekonywał poseł Konfederacji Korony Polskiej Włodzimierz Skalik. "Państwo polskie zawiodło. Zepchnęli nas - Polaków - do obywateli drugiej kategorii. Winni za taki stan rzeczy muszą ponieść karę. Jeśli nie, to niedługo to my będziemy musieli uczyć się ukraińskiego, by przeżyć" - ocenił. Wpis wyświetlono ponad 30 tys. razy.
Z popularnych wpisów, mimo iż powołują się na słowa lekarza opublikowane w lokalnym portalu, nie wiadomo kiedy dokłanie doszło do opisywanego zdarzenia.
Internauci: "to jest skandal!" vs. "wygląda to na fejk"
Wielu internautów nie kryło oburzenia. "Tak się leczy dziś Polaków... rzygam na ten rząd..."; "Gdzie jest minister zdrowia??? Nie zdmisjonowany jeszcze???"; "Boże, widzisz i nie grzmisz? Dokąd to wszystko zmierza?"; "Rodzina powinna wnieść pozew wobec skarbu państwa za narażenie pacjenta na utratę życia"; "To jest skandal! Ilu jeszcze Polaków musi zginąć?" - komentowali.
Niektórzy zwracali uwagę, że do sytuacji doszło w prywatnej placówce. "Pracowali u prywaciarza, nie w szpitalu"; "Ale to była prywatna placówka. To wy cały czas gadacie o wolnym rynku i że jak się sprywatyzuje służbę zdrowia to będzie lepiej"; "Czemu nie napisałeś że to była prywatna placówka tylko siejesz dezinformację jakoby to był państwowy szpital?" - pisali.
Pojawiły się też sceptyczne głosy: "Wygląda to na fejk. Żeby lekarz nie potrafił wezwać karetki? Sorry, ale to można zrobić nawet po ukraińsku czy białorusku, bo brzmi to niemal identycznie. Jak się nazywa klinika? Kiedy to się stało?"; "Jak zwykle dezinformacja i antagonizowanie społeczeństwa"; "Nie ma takich oficjalnych doniesień więc jest to fejk".
Sprawdziliśmy, więc skąd wzięły się te doniesienia i co wiadomo o sprawie.
Wróblewski: "niestety zmarł pacjent, ponieważ była białorusko-ukraińska ekipa i nie potrafili się dogadać"
Na początku listopada o sprawie zrobiło się głośno, po tym jak opowiedział o niej dr n. med. Paweł Wróblewski. To znany w regionie Dolnego Śląska chirurg, prezes Okręgowej Rady Lekarskiej we Wrocławiu oraz Dyrektor Powiatowej Stacji Sanitarno-Epidemiologicznej we Wrocławiu. To też były samorządowiec. W latach 2004-2006 był marszałkiem województwa dolnośląskiego, później w latach 2015-2018 był przewodniczącym Sejmiku Województwa Dolnośląskiego.
Historię śmierci wrocławskiego pacjenta Wróblewski przedstawił w trwającej ponad pół godziny rozmowie opublikowanej 7 listopada na kanale YouTube "Arkadiusz Franas - Pod prąd". Jednym z wątków wywiadu byli lekarze zza granicy, w tym z Ukrainy. "Czy to jest problem dla Dolnośląskiej Izby Lekarskiej? Bo dla pacjentów powoli tak" - zapytał prowadzący rozmowę. "Problem jest dla pacjentów" - zgodził się Wróblewski. I kontynuował: "Cały system jakby wpuszczania lekarzy ukraińskich do Polski jest, znaczy, był patologiczny i niestety dalej jest. I to nie chodzi o to, że my ich nie chcemy, bo naprawdę to jeśli chodzi o to młode pokolenie, to są bardzo wartościowi młodzi ludzie i oni już powoli, bo to już ta wojna trochę trwa, oni się powoli rzeczywiście dostosowują". Następnie zwrócił uwagę na dwa problemy: na "zupełnie inny system kształcenia" w Ukrainie i kwestię języka polskiego. "Najgorsze - bariera językowa. Oni nie muszą mówić po polsku - teraz dopiero ten rząd zmienił ostatnio przepisy, że jednak na poziomie B1 musi się porozumiewać. Ale co to jest na poziomie B1?" - pytał Wróblewski.
Chwilę później lekarz przeszedł do przykładu. "Mamy niestety tego konsekwencje, bo już tam nie będę stygmatyzował, ale jedna z prywatnych pracownic diagnostycznych na terenie Wrocławia, no niestety zmarł [tam] pacjent, ponieważ była białorusko-ukraińska ekipa i nie potrafili się dogadać, że on miał kiedyś wstrząs anafilaktyczny. No to pacjent dostał kontrast, dostał wstrząsu. To potem nie wiedzieli, co z nim robić, nie wiedzieli, jak zadzwonić na pogotowie i pacjent zmarł" - opowiadał Wróblewski. "No, że sprawa jest oczywiście w sądzie. Nikt nie mówi o tym, że to dotyczy akurat lekarzy z zagranicy, bo to jest niepoprawne politycznie, ale tak jest. Także mamy olbrzymi kłopot" - podsumował.
Dzień później, 8 listopada rozmowę tę omówił portal TuWroclaw.com., którego Arkadiusz Franas jest redaktorem naczelnym. Tekst zatytułowano "Prosto z mostu o medykach z Ukrainy, pandemii, lekarskiej 'liście nienawiści' i... prezydencie Wrocławia". Już w leadzie tekstu czytamy: "Białorusko-ukraińska ekipa w jednej z prywatnych pracowni diagnostycznych we Wrocławiu nie potrafiła się dogadać z pacjentem, bo nie znała za dobrze polskiego. Nie dowiedziała się, że miał kiedyś wstrząs anafilaktyczny. Dostał kontrast. Doznał wstrząsu. Załoga pracowni nie wiedziała, co z nim robić. Nie wiedzieli, jak zadzwonić na pogotowie. I pacjent zmarł. Nikt nie mówi o tym, że to dotyczy lekarzy z zagranicy, bo to jest niepoprawne politycznie. Ale tak jest - mówi nam dr n. med. Paweł Wróblewski, prezes Dolnośląskiej Rady Lekarskiej". W podobny sposób wypowiedź lekarza przytaczana jest dalej w tekście.
W artykule nie podano, o jaką placówkę chodzi i kiedy miało dojść do zdarzenia, nie ujawniono też żadnych danych medyków, którzy mieli brać w całej sytuacji udział. Sprawę podchwyciły ogólnokrajowe media. "Pracownicy wrocławskiej przychodni nie znali dobrze polskiego. Pacjent nie żyje" - alarmował 14 listopada Fakt.pl. "W przychodni nie znali dobrze polskiego. Pacjent zmarł" -brzmi tytuł artykułu Wirtualnej Polski z tego samego dnia. "Po podaniu kontrastu doznał wstrząsu anafilaktycznego. Ratowanie życia utrudniła bariera językowa" - podał 11 listopada Medonet.pl. Na prawicowym portalu Kresy.pl 11 listopada opublikowano artykuł, którego tytuł informuje: "Pacjent zmarł po podaniu kontrastu. Lekarze z Ukrainy i Białorusi nie znali polskiego". "Lekarze ze wschodu nie znali polskiego, pacjent zmarł. 'Niepoprawne politycznie'" - podał natomiast dzień wcześniej Nczas.info. Te portale powoływały się jedynie na informacje z Tuwroclaw.com.
Prokuratura: wypowiedzi i artykuły w sprawie są nierzetelne
"Informacje zawarte w wypowiedzi wskazanej osoby i następnie w publikacjach prasowych są nierzetelne" - 14 listopada przekazała Konkret24 rzeczniczka prasowa Prokuratury Okręgowej we Wrocławiu, prokurator Karolina Stocka-Mycek. Dalej poinformowała, że Prokuratura Rejonowa dla Wrocławia Fabryczna prowadzi śledztwo w sprawie nieumyślnego spowodowania w dniu 24 stycznia 2023 roku we Wrocławiu śmierci Dominika K. w wyniku tzw. błędu medycznego, tj. o czyny z art. 155 kk i inne. "Śledztwo w przedmiotowej sprawie pozostaje zawieszone z uwagi na oczekiwanie na uzupełniającą opinię zespołu biegłych ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach" - informuje rzeczniczka.
Tego samego dnia Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu wydała oświadczenie. "W związku z publikacjami prasowymi, które zostały umieszczone na licznych stronach internetowych, opartych na wypowiedzi Prezesa Dolnośląskiej Rady Lekarskiej, a dotyczących śmierci pacjenta w jednej z przychodni we Wrocławiu po podaniu kontrastu oraz zaistniałej bariery językowej ze strony personelu medycznego przychodni, co miało przyczynić się do śmieci pacjenta, Prokuratura Okręgowa we Wrocławiu oświadcza, że wymienione we wskazanej wypowiedzi i artykułach prasowych informacje nie znajdują żadnego potwierdzenia w ustaleniach faktycznych dokonanych w toku śledztwa prowadzonego przez Prokuraturę Rejonową dla Wrocławia – Fabryczna" (pogrubienie od redakcji).
Dalej przedstawiane są ustalenia śledztwa. "W toku postępowania ustalono bowiem, że w dniu 24 stycznia 2023 roku Dominik K. zgłosił się do przychodni we Wrocławiu celem przeprowadzenia badania jamy brzusznej rezonansem magnetycznym z podaniem kontrastu. Przed przystąpieniem do badania, personel przychodni w obecności lekarza przeprowadził ankietę i rozpytanie pacjenta. Pacjent nie zgłaszał żadnych uczuleń ani chorób przewlekłych. Badanie przeprowadzone bez podania kontrastu przebiegło prawidłowo. Po podaniu 10 mililitrów kontrastu, praktycznie od razu, pacjent skorzystał z guzika alarmowego, zgłaszał duszności, kaszlał. Po chwili stracił przytomność. Personel przychodni oraz lekarz przystąpili natychmiast do reanimacji pacjenta. W tym czasie technik pozostawał w stałym kontakcie telefonicznym z dyspozytorem Pogotowia Ratunkowego. Po chwili akcję ratunkową kontynuował Zespół Ratownictwa Medycznego. Mimo podjętych czynności medycznych, po przewiezieniu pacjenta do szpitala, stwierdzono jego zgon".
"Nieprawdziwe i mogące wprowadzać w błąd odbiorców publikacji, są informacje o tym, że personel medyczny wskazanej przychodni nie potrafił posługiwać się językiem polskim i że z tego powodu doszło do zaniedbań skutkujących w konsekwencji zgonem pacjenta" - stwierdzono. Na koniec prokuratura dodaje, że "śledztwo w przedmiotowej sprawie pozostaje zawieszone z uwagi na oczekiwanie na uzupełniającą opinię zespołu biegłych ze Śląskiego Uniwersytetu Medycznego w Katowicach".
Historię 49-letniego pana Dominika, który zmarł po podaniu kontrastu, w marcu 2024 przedstawiła reporterka redakcji "Uwagi! TVN", Aleksandra Rek. Już wtedy trwało postępowanie prokuratury w tej sprawie, ale ta nie zdradza zbyt wielu szczegółów. Z reportażu wiemy, że sprawą zainteresował się również Rzecznik Praw Pacjenta, który stwierdził liczne uchybienia. "Pacjent wyraził zgodę na badanie w oparciu o niepełne informacje dotyczące możliwych powikłań. Po drugie, rzecznik zwrócił uwagę, że nie zostały podane pacjentowi wszystkie leki, które były do wykorzystania. Brak podania leków można skategoryzować jako brak należytej staranności. Być może one uratowałyby życie tego pacjenta" - tłumaczył Jacek Jaworski z biura Rzecznika Praw Pacjenta.
Personel medyczny spoza UE. Od kiedy muszą udowodnić znajomość języka polskiego
Zarówno pandemia COVID-19 jak i napływ uchodźców wojennych po agresji Rosji na Ukrainę, wymagały wprowadzenia nadzwyczajnych rozwiązań również w systemie ochrony zdrowia. Jak przypomina Naczelna Izba Lekarska (NIL), w tamtym okresie stworzono przepisy umożliwiające Ministerstwu Zdrowia przyznawanie lekarzom i lekarzom dentystom spoza Unii Europejskiej prawa wykonywania zawodu w ograniczonym zakresie. Izba zwraca uwagę, że wprowadzając te regulacje, Ministerstwo Zdrowia nie wymagało potwierdzenia znajomości języka polskiego żadnym egzaminem ani oficjalnym zaświadczeniem.
To zmieniło się dopiero 25 października 2024 roku, gdy Ministerstwo Zdrowia wydało komunikat o obowiązku przedłożenia dokumentu poświadczającego znajomość języka polskiego przynajmniej na poziomie B1 przez lekarzy i lekarzy dentystów, którzy uzyskali zgodę resortu na wykonywanie zawodu w ramach procedury uproszczonej. Niemal miesiąc później 13 listopada 2024 roku resort podał, że podobny obowiązek ciąży na pielęgniarkach i położnych, które uzyskały zgodę na wykonywanie zawodu w ramach procedury uproszczonej. Obie grupy zawodowe takie zaświadczenia miały przedstawić do 24 listopada 2024 roku.
Zgodnie z ustawą o zawodzie ratownika medycznego oraz samorządzie ratowników medycznych zawód ratownika medycznego może wykonywać osoba, która "posiada znajomość języka polskiego w mowie i w piśmie w zakresie niezbędnym do wykonywania" tego zawodu (art. 2 ust. 3).
Doktor Wróblewski: "nie było moim celem przypominanie tej sprawy"
Skontaktowaliśmy się z doktorem Pawłem Wróblewskim, którego wypowiedzi przywoływał portal TuWroclaw.com i inne media. Zapytany o artykuł na lokalnym portalu powiedział: - No nie, to wersja dziennikarza, ale na podstawie moich słów.
- Mówiłem, że rzeczywiście była taka sytuacja i że pacjent umarł. Mówiłem to w kontekście kłopotów językowych z lekarzami zza wschodniej granicy. To redaktor włożył w moje usta, jak to lekarze ukraińscy i białoruscy zabili pacjenta - dodał.
Wróblewski zapytany o stanowisko prokuratury, mówi, że "być może po dwóch latach prokuratura ma inne dane". Podkreśla, że to, co mówił w rozmowie z Arkadiuszem Franasem opierało się na wiedzy sprzed ponad roku. - Chyba w komentarzu pod audycją, czy artykułem Radia Wrocław, to jest nawet komentarz, że się nie dogadali, bo lekarze byli tam z Ukrainy - mówił.
- W ogóle nie było moim celem przypominanie tej sprawy, tylko mówiłem o problemach językowych, niestety, z lekarzami spoza wschodniej granicy - tłumaczył. Przyznał, że informację o tym, że w zespole medycznym byli obcokrajowcy ma od adwokatki (nie mówi, o kogo chodzi), z którą rozmawiał, która "o tej sprawie coś wiedziała". Dodał, że nie jest odpowiedzialny za interpretację jego słów przez autora artykułu lokalnego portalu.
Dokładny zapis tego, co powiedział dr Wróblewski w wywiadzie, zamieszczamy wyżej. Omówienie tej rozmowy zamieszczone przez TuWroclaw.com, pokrywa się z tym, co mówił na nagraniu.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: Svitlana Hulko/Shutterstock