Słowa Jarosława Kaczyńskiego z konwencji PiS rozgrzały scenę polityczną. Prezes straszył, że Unia Europejska chce zniszczyć Polskę jako suwerenny kraj. Politycy PiS ochoczo tłumaczą, że dokona się to poprzez zmiany traktatów. A ponieważ to temat skomplikowany i wyborcom mało znany - łatwo można go sprowadzić do prostych tez. Fałszywych.
Słowa Jarosława Kaczyńskiego z konwencji PiS rozgrzały scenę polityczną. Prezes straszył, że Unia Europejska "pali się do tego", żeby zniszczyć Polskę jako państwo.
Prezes PiS Jarosław Kaczyński otworzył swoim wystąpieniem konwencję zorganizowaną 24 i 25 października 2025 roku w Katowicach, na której miał się wykuwać program PiS na wybory parlamentarne w 2027 roku. Lecz po konwencji w politycznych debatach wracano przede wszystkim do słów prezesa PiS. Otóż Kaczyński opowiadał o "kryzysie dotyczącym przyszłości naszego państwa, jego być albo nie być, istnienia albo nieistnienia". Tak to widzi:
To są te wszystkie plany Unii Europejskiej, a dokładnie plany Brukseli i Berlina, by dokonać takiej zmiany w sytuacji w Europie, sytuacji politycznej, sytuacji w wymiarze prawnym (...), by w istocie nie wszystkie, ale wszystkie poza dwoma - czyli Niemcami, Francją - być może jeszcze jakieś inne się znajdzie państwa, w tym Polska, w gruncie rzeczy przestały istnieć albo przynajmniej w bardzo wysokim stopniu przestały istnieć, przestały być suwerenne.
W dalszej części wystąpienia powtórzył: "Niemcy chcą nam zabrać państwo. Francuzi razem z nimi - nie wiem dlaczego, ale tak. Biurokracja europejska, no pali się aż do tego".
Politycy, dziennikarze i komentatorzy zaczęli się więc zastanawiać, o co w ogóle chodzi z tą utratą suwerenności. W głównych programach publicystycznych ostatniego weekendu wszyscy prowadzący pytali o to zaproszonych polityków PiS - a ci starali się wyjaśniać słowa prezesa. I były to tłumaczenia podobne, oparte na tych samych założeniach.
"Quasi kolonialny byt pod dyktatem Berlina i Francji"
I tak 26 października w TVP Info prowadząca Kamila Biedrzycka poprosiła posła PiS Pawła Jabłońskiego, żeby odniósł się do słów prezesa Kaczyńskiego o Niemczech i Francji. Poseł odpowiedział, że "zabieranie Polsce suwerenności" ma się odbywać poprzez zmianę traktatów unijnych. Jego zdaniem skutkiem tej zmiany ma być zabranie Polsce prawa weta w głosowaniach na arenie unijnej. Mówił:
Są państwa w Europie, takie właśnie jak Niemcy czy Francja, które dążą do centralizacji poprzez zmianę traktatów, żeby odebrać państwom prawo do decydowania o samym sobie.
W "Kawie na ławę" w TVN24 tego samego dnia prowadzący Konrad Piasecki wprost zapytał europosła PiS Tobiasza Bocheńskiego, czy konkurencja między państwami w Unii Europejskiej naprawdę jest zagrożeniem dla niepodległości Polski. Polityk odpowiedział, że w Unii Europejskiej procedowane są obecnie rezolucje, "które jasno wskazują, że trzeba odejść od zasady jednomyślności", co przedstawił jako jeden z "ruchów w celu budowania państwa europejskiego". I powtórzył tezę prezesa PiS:
Budowanie państwa federalnego europejskiego jest odebraniem Polsce niepodległości, suwerenności. I skazywaniem nas na taki quasi kolonialny byt pod dyktatem Berlina i Francji.
Z kolei w Radiu Zet w niedzielę Andrzej Stankiewicz pytał europosłankę PiS Annę Zalewską, jak dokładnie Niemcy i Francuzi mają zabierać nam suwerenność - i ona także stwierdziła, że chodzi między innymi o "podejmowanie decyzji dotyczących energetyki i podatków", czyli odchodzenie od jednomyślności w głosowaniach. Ostrzegała: że "sprawa jest śmiertelnie poważna, dlatego że na stole w Unii Europejskiej leżą dokumenty", które mają według niej świadczyć o takich planach względem Polski.
Mało tego - na ten temat jednym głosem z PiS mówi Konfederacja. Europosłanka tej partii Ewa Zajączkowska-Hernik 22 października alarmowała, że "właśnie przegłosowano rezolucję, która otwiera drogę do likwidacji prawa weta dla Polski w kluczowych decyzjach Unii Europejskiej". W ramach typowej antyunijnej retoryki stwierdziła, że w ten sposób "eurokraci znowu próbują zrobić to, czego nie udało się wcześniej - zabrać resztki suwerenności narodowej i stworzyć z UE superpaństwo zarządzane z Brukseli".
Rozbierzmy więc tę narrację na czynniki pierwsze, bo wtedy widać, że to nic więcej niż polityczne straszenie, retoryka pod wyborców - a także że nie ma podstaw do stawiania takiej tezy.
Fałsz 1: "europejskie państwo federalne" - nie ma czegoś takiego
Zauważmy, politycy opozycji mówią o "budowaniu europejskiego państwa federalnego" i pokazują to jako zagrożenie dla Polski, lecz nie wyjaśniają, o co chodzi i czym taki twór miałby być.
Rzeczywiście, istnieje taka koncepcja jak federalizacja Unii Europejskiej, według której wspólnota suwerennych krajów przekształca się w jedno państwo z rządem centralnym. W takim "europejskim państwie federalnym" kraje członkowskie stają się wyłącznie krajami związkowymi z ograniczoną autonomią.
Tyle że jest to wyłącznie koncepcja. Teoria. Nie ma żadnych dokumentów unijnych, które zakładałyby utworzenie europejskiego państwa federalnego. Unia Europejska nadal podejmuje decyzje w ramach głosowania wszystkich państw członkowskich, a kompetencje unijne i krajowe są jasno rozdzielone w traktatach. Oczywiście dyskusja o potencjalnej reformie Unii Europejskiej trwa, szczególnie w kontekście ewentualnego rozszerzenia jej o nowe kraje, ale to wciąż tylko dysputy politologiczne.
PiS i Konfederacja wykorzystują jednak te teoretyczne rozważania w swojej retoryce, wprowadzając opinię publiczną w błąd, że to już są jakieś konkretne plany, a dowodem na ich wprowadzanie ma być dyskusja w UE o zasadzie jednomyślności w głosowaniu. Dla odbiorcy niezorientowanego w unijnych realiach jest to na tyle niezrozumiałe i wręcz tajemnicze (zakulisowe gry zachodnich polityków itp.), że może on uwierzyć, iż chodzi o zabranie Polsce suwerenności.
Fałsz 2: zrównanie określeń "suwerenność" i "głosowanie"
No właśnie: swoją tezę politycy PiS zbudowali poprzez utożsamienie kwestii "suwerenności" kraju z możliwymi sposobami głosowania tego kraju w Radzie Unii Europejskiej, gdzie zasiadają reprezentanci wszystkich państw członkowskich. To nieuzasadnione przeniesienia znaczeń.
W Radzie UE decyzje podejmuje się albo na zasadzie jednomyślności, albo większością kwalifikowaną. Pierwsza oznacza, że wszystkie 27 krajów musi poprzeć dany dokument; druga - że do przyjęcia regulacji wymagana jest zgoda 15 z 27 krajów reprezentujących co najmniej 65 proc. ludności Unii Europejskiej.
Prawo weta odnosi się więc do głosowań na zasadzie jednomyślności, gdzie sprzeciw jednego kraju wystarczy, aby zablokować daną regulację.
Cała awantura o "suwerenności" dotyczy właśnie rzekomego "odbierania prawa weta Polsce". Tylko że już teraz głosowanie na zasadzie jednomyślności - czyli z prawem weta - dotyczy jedynie niektórych spraw. Na przykład w 2025 roku do początku listopada odbyło się tylko osiem głosowań Rady UE, które wymagały jednomyślności; to zdecydowana mniejszość wszystkich. Z drugiej strony, prawo weta dotyczy jednak istotnych obszarów: przede wszystkim polityki zagranicznej i bezpieczeństwa Unii Europejskiej oraz spraw podatkowych. Dlatego PiS próbuje utożsamiać prawo weta z "suwerennością" kraju. A to jest wprowadzanie opinii publicznej w błąd.
Fałsz 3: "unijni biurokraci" sami zdecydują
Według polityków PiS to brukselscy urzędnicy - sukcesywnie "odbierając nam suwerenność" - będą zmniejszać katalog spraw, w których weto jednego z krajów może przekreślić daną decyzję. Jest to kolejny fałsz obliczony na to, że wyborcy nie rozumieją, jak działa Unia Europejska - więc uwierzą w tezę Kaczyńskiego.
Bo nie jest tak, że to "unijni biurokraci", Niemcy czy Francuzi mogą sami zadecydować, w których sprawach Polska i każdy inny kraj będzie miał prawo weta, a w których może wystarczyć zgoda większości państw. Te kwestie są jasno opisane w traktatach unijnych: jedyną drogą do zmiany sposobów głosowania jest stworzenie i przyjęcie nowych traktatów.
A to - wbrew narracji o "odbieraniu suwerenności" przez UE, Niemcy czy Francję - nie może się odbyć bez zgody Polski.
Czego PiS nie mówi: nie można zmienić traktatów bez zgody Polski
Już teraz, żeby zmienić sposób głosowania z jednomyślności na większość kwalifikowaną - i to tylko w pojedynczych sprawach - zgodę muszą wyrazić jednomyślnie wszystkie głowy państw w ramach Rady Europejskiej, a potem żaden parlament krajowy nie może zgłosić weta, ponieważ wtedy taka zmiana nie jest możliwa.
Poza tym wyjątkiem jakiekolwiek zmiany sposobu głosowania - przedstawiane przez PiS i Konfederację jako odbieranie prawa weta, czyli suwerenności - są możliwe wyłącznie poprzez przyjęcie nowych traktatów unijnych. To wymaga natomiast zrealizowania specjalnej procedury, w której prawo głosu będą miały wszystkie państwa członkowskie.
Na jej początku Parlament Europejski (lub Komisja Europejska) przygotowuje swoje propozycje zmian w traktatach, przyjmuje je większością głosów i przekazuje Radzie Europejskiej. Ten krok jest już za nami, ponieważ propozycje PE trafiły do Rady Europejskiej w listopadzie 2023 roku. Nie są one jednak w żaden sposób wiążące, ponieważ dopiero teraz Rada Europejska, czyli szefowie wszystkich państw unijnych, będzie musiała zdecydować, czy propozycje trafią do dalszych analiz.
Zgodnie z traktatami może je prowadzić wyłącznie specjalnie stworzony w tym celu konwent składający się z przedstawicieli parlamentów państw członkowskich, szefów tych państw lub ich rządów, Parlamentu Europejskiego i Komisji Europejskiej. Dopiero to szerokie ciało w drodze negocjacji opracowywałoby szczegóły ewentualnych zmian w traktatach, mogąc zupełnie odrzucić wstępne propozycje Parlamentu Europejskiego. Nie ma jednak terminu, w którym Rada Europejska musi zdecydować o powołaniu konwentu, dlatego od listopada 2023 roku ta sprawa nie była tematem dyskusji i utknęła na początkowym etapie. Po konwencie możliwe jest jeszcze zwołanie konferencji rządów wszystkich państw członkowskich, która prowadziłaby dodatkowe negocjacje w sprawie zmian traktatowych.
Wypracowanie zmian i zaakceptowanie ich przez konwent lub konferencję to jednak nie koniec procedury. Wejście w życie nowych traktatów jest możliwe wyłącznie po ratyfikacji ich przez wszystkie państwa członkowskie: albo przez parlamenty, albo przez referenda ogólnokrajowe.
Gdyby więc polski Sejm wyraził sprzeciw, propozycje zmiany traktatów nie zostałyby wprowadzone. Dlatego mówienie o decyzjach "podejmowanych przez Brukselę", Niemcy lub Francję jest manipulacją stworzoną na potrzeby polityczne.
Bo znowu: zmiana procedur głosowania, czyli "odebranie Polsce suwerenności", paradoksalnie wymagałoby zgody samej Polski.
"Skończmy ze skrótem myślowym, że Niemcy czy Francja nam coś narzucą"
Procedury unijne są jednak skomplikowane, co właśnie starają się wykorzystać PiS i Konfederacja, tworząc swój przekaz o "odbieraniu suwerenności".
PiS starał się rozgrywać ten temat już w październiku i listopadzie 2023 roku, gdy propozycje europosłów trafiły do Rady Europejskiej. Wówczas Patryk Jaki przedstawiał je jako "projekt likwidacji polskiego państwa", a Przemysław Czarnek wskazywał na tych samych wrogów, co teraz Jarosław Kaczyński - ostrzegał przed "podporządkowaniem się Niemcom i Francji".
Już wtedy eksperci od prawa unijnego w rozmowach z Konkret24 apelowali, żeby "skończyć ze skrótem myślowym, że Niemcy czy Francja nam coś narzucą". Profesor Karolina Borońska-Hryniewiecka z Uniwersytetu Wrocławskiego przypominała, że te dwa kraje nie posiadają większości w Unii Europejskiej i nawet przy odejściu od jednomyślności nie będą w stanie same podejmować decyzji.
Natomiast politolog dr hab. Olgierd Annusewicz z UW pytany, dlaczego PiS zdecydował się przedstawiać temat zmian w traktatach jako "utratę suwerenności", odpowiadał, że po prostu jest on tak skomplikowany, że łatwo go można sprowadzić do prostych stwierdzeń. Tłumaczył:
Trudno jest komuś wytłumaczyć, że w tych stwierdzeniach zawarta jest nieprawda, bo żeby to udowodnić, musiałby wejść w szczegóły, które trudno zrozumieć. Więc to jest idealne narzędzie do tego, by utrzymywać jedność swojego elektoratu.
"Kwestia weta jest bardzo prosta, bo wszyscy znamy z historii zasadę weta. Wiemy, co oznacza. Daje to nam poczucie władztwa, wpływania na decyzje, zablokowania złych decyzji. Czujemy się mniej bezpieczni, tego weta nie mając" - dodał.
CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET24: Traktaty unijne. Jak PiS buduje mit "gry o suwerenność"
Zatem choć od tamtego czasu temat zmiany traktatów w UE nie posunął się ani o centymetr, opozycja - tym razem już w postaci PiS i Konfederacji - ponownie nią gra w antyunijnej retoryce o odbieraniu Polsce suwerenności.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: zdjęcia organizatora