Wpisy o tym, że mężczyzna, który uratował spadające dziecko, został pozwany i skazany za złamanie mu ręki, mają setki tysięcy wyświetleń. Jest co najmniej kilka powodów, dla których ta historia nie może być prawdziwa.
Nagranie zaczyna się od krzyków kobiety. Reaguje na nie mężczyzna, który przechodzi pod oknami jakiegoś budynku. Kiedy orientuje się, dlaczego kobieta krzyczy, rzuca trzymany kubek i po chwili łapie spadające z wysokości dziecko. W następnym ujęciu widzimy zrozpaczonego mężczyznę na sali sądowej. Narrator mówi po angielsku: "Ten mężczyzna musi zapłacić 300 tysięcy dolarów za uratowanie życia dziecka po tym, jak przypadkowo złamał jego ramię, udzielając pomocy. Matka dziecka pozwała go na taką kwotę, żeby pokryć koszty leczenia". Wszystko miało wydarzyć się w Orlando, w stanie Floryda.
Trzeba przyznać, że to historia trudna do uwierzenia, ale jednocześnie mocno oddziałująca na emocje. Dlatego też szybko niosła się w mediach społecznościowych. Ponad 600 tys. osób wyświetliło wpis na jednym z polskojęzycznych kont w serwisie X, gdzie autor 30 października 2025 roku pisał: "Przypadkowy mężczyzna ratuje przed upadkiem na beton, a w konsekwencji śmiercią, małe dziecko, które wypadło z okna. Trzy dni później matka dziecka pozywa go o 300K USD! kosztów leczenia ręki dziecka, która została złamana podczas złapania. Sąd zasądził 100K".
Film udostępniano też m.in. na Facebooku i na Telegramie. Treść wpisów była taka sama, jak na platformie X, ale na Telegramie dodano: "To się nazywa Ameryka". Pociągnęło to za sobą komentarze krytykujące Stany Zjednoczone, które jednak można było przeczytać też pod wpisem na X. "Ameryka to stan umysłu", "To jest chory stan i w sumie równie chory kraj", "Cała Ameryka na obrazku", "Ameryka to dziki kraj w którym rządzi pieniądz Żądza bogactwa zamienia ludzkie serca w kamienie a moralność sprzedawana jest za drobne" - pisali internauci w reakcji na historię o rzekomym pozwie za uratowanie dziecka (treść wpisów oryginalna).
Zdecydowana większość komentujących twierdziła jednak, że ta historia została zmyślona, a film stworzony przy użyciu sztucznej inteligencji. "Ktoś dorobił całą historię do fejkowego zdarzenia. Ludzie, litości"; "Żałosne, widziałem całe nagranie, jest wygenerowane przez AI"; "Brednie AI"; "Ze wszystkich historii które się nie wydarzyły ta nie wydarzyła się najbardziej" - ostrzegali internauci.
I mieli rację.
Pięć dowodów na fałsz
Jest kilka dowodów na to, że zarówno ta historia, jak i samo nagranie, nie są prawdziwe.
Po pierwsze, w mediach brak jakichkolwiek wzmianek o takim zdarzeniu. To o tyle ważne, że gdyby ta historia była prawdziwa, na pewno zainteresowałaby dziennikarzy, zwłaszcza lokalnych.
Po drugie, poszukiwanie źródła filmu o uratowaniu dziecka w wyszukiwarkach internetowych nie daje żadnych rezultatów. Narzędzia Google pokazują, że jedynymi miejscami w sieci, gdzie pojawiało się to nagranie, były wpisy w mediach społecznościowych, głównie na hiszpańskojęzycznym TikToku. Powielano w nich jedynie historię o rzekomym pozwie, nie podając na to żadnych nowych dowodów.
Po trzecie, badanie filmu w narzędziu do wykrywania sztucznej inteligencji Aiornot.com daje jasny rezultat: "prawdopodobnie wygenerowano przy użyciu AI".
Po czwarte, błędy w filmie stworzonym przez sztuczną inteligencję można jednak dojrzeć także ludzkim okiem. Wygląd matki, która miała rzekomo pozwać mężczyznę, zmienia się kilkukrotnie w trakcie nagrania. Najpierw jest brunetką w okularach, a potem blondynką bez okularów. Tak samo w trzech różnych ujęciach widzimy trzech różnych sędziów, którzy mieli wydawać wyrok.
I po piąte, akurat na Florydzie ten wyrok byłby jeszcze mniej prawdopodobny, bo w tym stanie obowiązuje tzw. prawo dobrego samarytanina (Florida Good Samaritan Act). Chroni ono osoby udzielające pomocy w nagłych wypadkach przed pociągnięciem ich do odpowiedzialności karnej za nieumyślne szkody powstałe w takiej sytuacji. Dlatego nagranie o zasądzeniu 300 tys. dolaraów) (lub w innej wersji 100 tys.) kary za złamanie ręki uratowanemu dziecku wypadającemu z okna mogłoby być co najwyżej demonstracją, przed jakimi sankcjami chroni kalifornijskie prawo.
Cel: rozkręcenie algorytmów i zdobywanie popularności
Jak przy wielu podobnych fejkach, można postawić trzy tezy, dlaczego ktoś stworzył i udostępnił taki całkowicie fałszywy film. Wiadomo, że połączenie takich emocjonalnych tematów jak uratowanie dziecka i niesprawiedliwość społeczna miało przyciągnąć uwagę jak największej rzeszy odbiorców. Wpływa to na algorytmy platform społecznościowych, które zaczynają pokazywać taki materiał kolejnym internautom, bazując jedynie na jego popularność, a nie prawdziwości.
CZYTAJ WIĘCEJ W KONKRET24: Liderzy dezinformacji. Dlaczego Big Techom się to opłaci?
Autorzy mogą zarabiać na ogromnych wyświetleniach swoich kont lub na takich materiałach mogą budować swoją rozpoznawalność, żeby docierać do odbiorców z zupełnie innymi treściami. W tym przypadku na koncie, gdzie fałszywe nagranie zobaczyło ponad 600 tys. osób, regularnie zamieszczane są prorosyjskie, antyukraińskie czy antyunijne wpisy. Dlatego jego właścicielowi może zależeć na zwiększaniu swoich zasięgów także dzięki zmyślonym materiałom.
Niewykluczone, że przy okazji tej fałszywej historii chodziło też o zdyskredytowanie amerykańskiego sądownictwa i pokazania Stanów Zjednoczonych jako opresyjnego państwa niesprawiedliwie skazującego bohaterów. Zacytowane wcześniej komentarze o "chorym kraju" pokazują, że przynajmniej u części odbiorców udało się wzbudzić takie nastroje.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: x.com