Zdjęcia dwujęzycznych tablic z nazwami miejscowości po polsku i białorusku wywołały w sieci gorącą dyskusję. Nie zabrakło komentarzy o "ukrainizacji Polski" i zagrożeniu "rozbiorami". Tymczasem stojące od lat tablice są efektem prawa chroniącego mniejszości narodowe i etniczne.
"Od dość dawna dwujęzyczne nazwy miejscowości funkcjonują na Śląsku opolskim, ale całkiem niedawno również dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości okazały się w województwie podlaskim. O czym to świadczy?" - 9 listopada pytał jeden z użytkowników serwisu X. Do wpisu dołączył cztery zdjęcia dwujęzycznych tablic trzech miejscowości: po jednym z miejscowości Orla i Reduty oraz dwie tablice z miejscowości Topczykały. Dobrze znane zielone tablice informujące o wjeździe do miejscowości mają polską nazwę u góry i jej odpowiednik zapisany cyrylicą w języku białoruskim. Jednak autor wpisu nie podał, w jakim języku je zapisano. Post wyświetlono ponad 130 tys. razy.
Internauci: "rozbiór Polski?", "Polska kolonią Ukrainy" vs. "przecież one tu są od lat"
Post i zdjęcia wywołały burzliwą dyskusję wśród internautów. Część z nich uznała to za zagrożenie dla kraju. "Rozbiór Polski?"; "Przygotowanie do rozbiorów Polski" - sugerowali. Inni - zapewne nie zdając sobie sprawy z tego, w jakim języku zapisano dodatkowe nazwy miejscowości - przekonywali, że to dowód na rzekomą "ukrainizację Polski", koncepcję popularyzowaną m.in. przez środowisko europosła Grzegorza Brauna. "Przypuszczam, że Ukraińcy wymusili tak, chcą te ziemie zagarnąć"; "Polska kolonią Ukrainy - dostosowywanie się pod imigrantów to upadek godności"; "To straszne"; "Sołtysi czy cholera wie kto tam rządzi powinni ponieść konsekwencje"; Podział Polski- Ukropolin staje się. A tereny zachodnie do Prus" - pisali (pisownia wszystkich wpisów oryginalna).
"Czy to w ogóle jest zgodne z prawem? Nie ma w Polsce innego języka urzędowego niż polski. Takie dwujęzyczne napisy na oficjalnych, urzędowych znakach drogowych, śmierdzą łamaniem prawa" - dopytywał kolejny internauta.
Byli też tacy, którzy podkreślali lokalną historię i różnorodność regionu. "O złożoności historii tego miejsca na przykład?"; "Może o tym że w przygranicznych miejscowościach bywają mieszkańcy z obu stron granicy?"; "O szacunku dla tych, ktorzy tam mieszkaja, ale to za trudne dla prawaka"; "Myślę, że świadczy to otwartości i tolerancji. To nikogo nie zmusza do nauki innego języka. Mi się podoba" - komentowali.
Część internautów krytykowała sam wpis oraz niektóre komentarze, które pojawiły się pod nim. "Przecież one tu są od lat, a nie 'od niedawna'"; "Jak to całkiem niedawno? te znaki wymagają już wymiany, bo się rozpadają od rdzy"; "Czytam te komentarze i żenada. Ja nie rozumiem jak można myśleć, że wprowadzone 14 lat temu nazwy białoruskie w jednej gminie na Podlasiu spowodują rozbiór Polski".
Wyjaśniamy więc, skąd wzięły się dwujęzyczne tablice w niektórych miejscowościach i dlaczego ich obecność nie powinna budzić kontrowersji.
Skąd dwujęzyczne tablice
Wcześniej 7 listopada te same zdjęcia opublikował na Facebooku Paweł Kalinowski, przewodnik Polskiego Towarzystwa Turystyczno-Krajoznawczego, działający w mediach społecznościowych jako Paweł Hulajnoga. "Dwujęzyczne tablice z nazwami miejscowości. Województwo podlaskie" - napisał w poście, który szybko zyskał na popularności, Jak dotąd zebrał 3,3 tys. reakcji i 2,5 tys. komentarzy.
Dlaczego niektóre miejscowości, takie jak te z popularnych wpisów, w mają dwujęzyczne tablice? Wbrew sugestiom niektórych internautów nie jest to dowód na "rozbiory Polski" lub nielegalne działanie. Pozwala na to ustawa z 6 stycznia 2005 roku o mniejszościach narodowych i etnicznych oraz języku regionalnym. Tablice z nazwami miejscowości w języku mniejszości narodowej i etnicznej mogą być stawiane w gminach, gdzie co najmniej 20 proc. mieszkańców deklaruje używanie języka mniejszości jako pomocniczego (art. 12). W języku mniejszości mogą być zapisywane także nazwy obiektów fizjograficznych (np. jezioro, wzgórze) i nazwy ulic.
Zgodnie z tą samą ustawą za mniejszości etniczne uznaje się mniejszość karaimską, łemkowską, romską i tatarską. Za mniejszości narodowe - białoruską, czeską, litewską, niemiecką, ormiańską, rosyjską, słowacką, ukraińską i żydowską. Oznacza to, że zgodnie z obowiązującymi przepisami dodatkowe nazwy miejscowości mogą być zapisywane w językach tych mniejszości.
Tablice pojawiły się "całkiem niedawno"? Są tam od prawie 15 lat
To, które miejscowości mają dodatkową nazwę w języku mniejszości, można sprawdzić w rejestrze gmin, na których obszarze są używane nazwy w języku mniejszości. Zaktualizowany rejestr Ministerstwo Spraw Wewnętrznych i Administracji opublikowało 7 października 2025 roku. Zgodnie z rejestrem mamy w Polsce 1304 miejscowości z dodatkową nazwą w języku mniejszości. Te jak dotąd występują w pięciu językach: białoruskim, kaszubskim, litewskim, łemkowskim i niemieckim. Najwięcej w języku kaszubskim - 854 miejscowości, niemieckim - 386, litewskim - 30, białoruskim - 27 i najmniej łemkowskim - 9.
Orla, Reduty i Topczykały, czyli miejscowości, których zdjęcia pojawiły się w popularnym wpisie, znajdują się w gminie Orla w województwie podlaskim. Każda z nich ma dwujęzyczne tablice - w języku polskim i białoruskim - od... 2011 roku, czyli od 14 lat. Trudno więc zgodzić się, że pojawiły się tam "całkiem niedawno". Warto dodać, że od 2019 roku do rejestru miejscowości używających dodatkowych nazw dodano tylko 61 miejscowości.
Wcześniej we wrześniu 2022 roku, kilka miesięcy po rozpoczęciu pełnoskalowej inwazji na Ukrainę, niektórzy internauci błędnie przekonywali, że dwujęzyczne tablice to dowód na "ukrainizację" Polski. Wyjaśnialiśmy to w Konkret24.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: Agencja Wschód/Forum