Różne wyniki testów na koronawirusa polskiej łyżwiarki Natalii Maliszewskiej i niemożność startu w sobotnich zawodach wywołały dyskusję, czy aby testy w Pekinie są takie same jak w Polsce. Są, lecz różnica polega na przyjęciu innej granicy wykrywalności wirusa.
Historia niedopuszczenia Natalii Maliszewskiej, polskiej łyżwiarki szybkiej, do biegu na 500 metrów na Zimowych Igrzyskach Olimpijskich w Pekinie wywołuje komentarze nie tylko wśród fanów sportu. W mediach społecznościowych wykorzystuje się ją m.in. do podważania wiarygodności testów na koronawirusa, przez które Maliszewska nie mogła wystartować w sobotnich zmaganiach. Tak np. 5 lutego Dariusz Szumiło, prezes partii KORWiN w regionie dolnośląskim, napisał na Twitterze: "Chwała Chińczykom! Teraz już każdy Polak zrozumie czym są testy. Zawodniczka miała w Chinach w ciągu kilku dni następujące wyniki: + - + - - +". I dalej: "Na podstawie takich 'testów' prawie 2 mln Polaków siedzi w areszcie domowym, nie pracuje, nie chodzi do szkoły. A rząd to uwiarygadnia". Jego wpis stał się szybko popularny, zebrał ponad 4,3 tys. polubień.
Niektórzy komentujący post od razu zwracali uwagę, że autor błędnie podał wyniki kolejnych testów polskiej zawodniczki. "Ale testów było mniej. Skąd pan to info wziął w ogóle, losowo sobie wybrał pan liczbę i napisał co ślina na język przyniesie?"; "A żeby nie pisać kłamstw to było tak: 30.01 - pozytywny 2.02 - negatywny (trzeba wykonać drugi test aby mieć pewność wyniku) 3.02 - pozytywny 5.02 - pozytywny więc +-++" – pisali w odpowiedzi internauci.
Tłumaczymy, jakie wyniki dawały kolejne testy wykonywane Natalii Maliszewskiej i czy prawdą jest, że na podstawie takich samych testów Polacy trafiają już na izolację.
Cztery pozytywne, dwa negatywne
Natalia Maliszewska przyleciała do Pekinu 27 stycznia. Kalendarium robionych jej testów, stworzone w oparciu o komunikaty Polskiego Komitetu Olimpijskiego, wygląda następująco (według czasu polskiego):
29 stycznia (sobota) – pierwszy pozytywny wynik testu; skierowanie do hotelu izolacyjnego
2 lutego (środa) – pierwszy negatywny wynik testu
3 lutego (czwartek) – drugi pozytywny wynik testu
4 lutego (piątek) – trzeci pozytywny wynik testu; w nocy z 4 na 5 lutego Maliszewską zwolniono z hotelu izolacyjnego
5 lutego (sobota) – czwarty pozytywny wynik testu
6 lutego (niedziela) – drugi negatywny wynik testu; powrót do treningów.
Informacja przekazana w taksówce
Dariusz Szumiło napisał o trzech negatywnych wynikach testów Maliszewskiej do soboty 5 lutego, lecz w rzeczywistości do tego dnia Polka miała tylko jeden wynik negatywny. Nie zwalniał on jej z izolacji, ponieważ według protokołu obowiązującego na igrzyskach do takiego zwolnienia konieczne są dwa negatywne testy w odstępie co najmniej jednego dnia.
Badanie wykonane następnego dnia po negatywnym wyniku, 3 lutego, które miało pozwolić na zwolnienie Maliszewskiej z izolacji, dało wynik pozytywny. Jak informował Eurosport, "ponieważ stężenie wirusa było niewielkie, polska ekipa liczyła, że przy kolejnym negatywnym panel ekspertów medycznych uwzględni wniosek o dopuszczenie Polki do startu". Niestety następne badanie, wykonane w piątek 4 lutego, również dało wynik pozytywny.
Mimo tego w nocy z 4 na 5 lutego Maliszewską zwolniono z izolacji i pozwolono przyjechać jej do wioski olimpijskiej. PKOl poinformował jedynie, że udało się to "dzięki działaniom i staraniom kierownictwa Polskiej Misji Olimpijskiej oraz PKOl". Reprezentantka Polski nie mogła jednak wystąpić w sobotnich eliminacjach biegu na 500 metrów, ponieważ tego dnia otrzymała kolejny pozytywny wynik testu. Dowiedziała się o nim w taksówce, jadąc na zawody.
"Rzeczywiście Natalia siedziała już wtedy w taksówce. Każdy z zawodników musi wykonać test przed startem. Wynik testu nie przychodził, ale Natalia musiała się zebrać na start i pojechać. Gdzieś tam liczyliśmy, że to już rozwiąże się dobrze" – relacjonował w rozmowie z TVN24 szef polskiej misji olimpijskiej Konrad Niedźwiedzki. Członkowie polskiego sztabu sądzili, że sobotni test jest negatywny, ponieważ o takich wynikach z zasady nie informuje się reprezentacji. "Niestety wtedy była ta informacja dla Natalii i jej trenerki, że ten test jest pozytywny i nie zostanie dopuszczona do rywalizacji" – dodał Niedźwiecki.
Dzień później, w niedzielę 6 lutego, Maliszewska otrzymała już drugi negatywny wynik i dzięki temu mogła wrócić do treningów. Podsumowując - i używając schematu z posta Szumiły - testy Natalii Maliszewskiej dawały więc kolejno wyniki: + - + + + -.
Testy w Chinach takie same jak w Polsce? Tak, ale...
Dariusz Szumiło stwierdził, że "na podstawie takich 'testów' prawie 2 mln Polaków siedzi w areszcie domowym, nie pracuje, nie chodzi do szkoły" - w domyśle: jest kierowane na izolację lub kwarantannę. To nie do końca prawda. Jak informowano już przed startem igrzysk, używane w Chinach testy PCR są bardziej czułe niż europejskie. Nie chodzi jednak o rodzaj testu, tylko o moment interpretacji wyniku.
Szczegółowo tłumaczył to w wywiadzie dla portalu olimpijskiego doktor Brian McCloskey, szef Panelu Ekspertów Medycznych (MEP) igrzysk w Pekinie. "Testy w Pekinie są solidne i niezawodne" - zapewnił McCloskey i wyjaśnił:
To ten sam rodzaj testu PCR, który jest używany na całym świecie. W przypadku igrzysk test jest ustawiony na bardzo wrażliwym poziomie, ponieważ nie chcemy, aby omikron wszedł w system zamkniętej pętli [izolowania sportowców i sztabów]. dr Brian McCloskey
McCloskey dodał, że wraz ze zwiększoną wrażliwością testu "wprowadzono dodatkowe odczynniki i różne pułapy wykrywanych genów", by zapewnić, że mimo wysokiej wrażliwości wynik nie będą fałszywie pozytywne.
Co znaczy zwiększona wrażliwość? Jak tłumaczył dr McCloskey w rozmowie z kanadyjską stacją CBC, chodzi o cykle w badaniu PCR. Aby stwierdzić obecność koronawirusa w próbce, jest ona kilkanaście lub kilkadziesiąt razy podgrzewana i schładzana przez specjalną maszynę w regularnych cyklach. Im więcej cykli potrzeba do wykrycia wirusa, tym mniej jest go w badanej próbce i maszyna wykrywa go później.
Chińskie laboratoria badające próbki olimpijczyków uznają, że wynik jest dodatni, jeśli genom wirusa odkryje się do 40. cyklu. Stacja CBC skomentowała natomiast, że w Kanadzie przeprowadza się standardowo maksymalnie 35 cykli i jeśli do tej pory nie wykryje się genomu, wynik jest ujemny.
Także prof. Joanna Zajkowska z Kliniki Chorób Zakaźnych i Neuroinfekcji w Uniwersytecie Medycznym w Białymstoku w rozmowie z Konkret24 w grudniu 2021 roku mówiła, że zakres referencyjny zalecany przez producenta testów PCR wykonywanych w Polsce to maksymalnie 30-35 cykli. - Przykładowo, jeśli multiplikacja zaczyna się przy 17 cyklach, to znaczy, że jest duży ładunek wirusa, przy 40 jest bardzo mało - tłumaczyła.
Właśnie ustawienie granicy wykrywalności na poziomie 40. cyklu powoduje, że teoretycznie osoby, które miały negatywny wynik testu w Europie, po przylocie do Chin mogą otrzymać wynik pozytywny. Dlatego zdanie, że Polacy są izolowani na podstawie takich samych testów jak sportowcy w Chinach, nie jest prawdziwe - ponieważ przyjęte kryterium badania próbek na igrzyskach jest inne.
Autor: Michał Istel / Źródło: Konkret24, zdjęcie: Paweł Skraba/PAP, Twitter