Unia Europejska rzekomo chce wprowadzić nowe reguły i kary - tym razem wymierzone w kierowców za hamowanie silnikiem. Internauci oburzają się, ale nie mają racji. Chodzi o konkretne przypadki i to daleko od Europy. Wyjaśniamy.
"Mandat za hamowanie silnikiem. Nowy system już działa i sypią się kary" - mogli dowiedzieć się internauci z wpisu na X z 17 listopada. Tak brzmi tytuł artykułu, którego zrzut ekranu udostępnił internauta. Wpis w kilka dni wygenerował ponad 200 tys. wyświetleń.
"Co????" - zapytał twórca posta, a oburzeni tą informacją internauci komentowali: "To jest tak dziwny kraj, że już niedługo będziemy płacić za oddychanie w samochodzie"; "Hamując silnikiem wytracasz prędkość i paliwo jest odcinane..co to szkodzi ekologom ...chcą więcej pyłów z klocków?"; "Obalimy w końcu ten system?"; "To każdy kierowca ciężarówki mandat dostanie bo to jest normalne hamowanie. Mam wrażenie że tam są już tak odklejeni, mam nowy pomysl aby faceci chodzili w różowych sukienkach jak nie to kara więzienia" (pisownia wszystkich wpisów oryginalna). Część z nich stwierdziła, że rzekome mandaty są efektem unijnego prawa: "Unia Europejska"; "UE chce żebyście częściej wymieniali klocki i tarcze hamulcowe". Jednak niektórzy nie uwierzyli, że takie rozwiązanie ma obowiązywać także w Polsce. "Piękny propagandowy wpis. Wiesz że wrzucasz clickbaita, ludzie się łapią, zaczynają się wku****ć na UE, rząd i wszystko inne i idą dalej bez weryfikacji" - ostrzegł jeden z komentujących.
I to właśnie on ma rację, bo ta historia nie dotyczy Polski, Unii Europejskiej, ani żadnego unijnego państwa. Wyjaśniamy.
Rozwiązanie wprowadzone w amerykańskim miasteczku
Hamowanie silnikiem pozwala na spowolnienie pojazdu bez konieczności używania hamulców mechanicznych. Pozwala to na oszczędzanie paliwa, zmniejsza zużycie tarcz i klocków hamulcowych. Ale czy za korzystanie z tej metody faktycznie grozi mandat?
Artykuł, którego tytuł wywołał wzburzenie internautów, został opublikowany 11 października w serwisie Motoryzacja.interia.pl. Z tytułu i leadu tekstu faktycznie może wynikać, że takie rozwiązanie obowiązuje w Polsce. A przynajmniej nie napisano tam, że chodzi o konkretną sytuację w innym kraju. W leadzie czytamy, że pomimo zapewnień instruktorów jazdy i ekspertów o tym, że hamowanie silnikiem "to jedna z najbezpieczniejszych i najbardziej ekonomicznych technik", to "nie zawsze jest ona zgodna z przepisami". Dalej z artykułu czytelnik dowiaduje się, kiedy zalecane jest hamowanie silnikiem i jakie rodzaje zwalniaczy są w samochodach.
Dopiero pod koniec artykułu napisano, o co chodzi z mandatami. "Sprawa dotyczy niedużej miejscowości Avoca w amerykańskim stanie Iowa". Jak się okazuje nie dość, że nie ma mowy o takich mandatach w Polsce, to w całej tej sprawie nie chodzi nawet o samo hamowanie, ale o hałas, jaki się z nim wiąże. Czytamy bowiem, że przez miasto przebiega wymagająca droga (droga nr 59) ze stromym zjazdem, łukiem i różnymi ograniczeniami prędkości. "Taki układ drogi oznacza, że kierowcy jadący w dół muszą mocno hamować, co z oczywistych względów jest najbardziej wymagające w stosunku do kierowców ciężarówek. Ci korzystają więc z retarderów, ale niestety dla mieszkańców są to najczęściej hamulce dekompresyjne" - napisał autor artykułu i dodał, że "problem polega na tym, że starsze wersje tego rozwiązania, nazywane w USA potocznie 'jake brake', powodują powstanie głośnego i irytującego hałasu". Retarder, zwalniacz lub hamulec górski to urządzenie służące do długotrwałego hamowania pojazdu, a używa się w celu zapobieżenia nadmiernemu wzrostowi prędkości, np. podczas długotrwałych zjazdów ze wzniesienień.
W amerykańskim mieście, którego mieszkańców męczył hałas, w tym roku rozpoczęto prace nad systemem kamer monitorujących Noise Camera. Ich zadaniem jest rejestrowanie nadmiernego hałasu samochodów przejeżdżających przez autostradę numer 59, która prowadzi przez miasto. Mandaty mają być przyznawane tym kierowcom, którzy przekraczają dopuszczalny poziom hałasu.
Nie doszło do zmian prawnych
Na początku września przedstawiciele miasta ogłosili, że pełne wdrożenie i egzekwowanie programu Noise Camera rozpocznie się w październiku. "Inicjatywa ma na celu poprawę jakości życia mieszkańców, jednocześnie zapewniając sprawiedliwe i skuteczne egzekwowanie obowiązujących przepisów dotyczących hamulców silnikowych w Avoca" - napisano w komunikacie z 8 września. Wyjaśniono także, jak działają kamery wykrywające hałas: "Skalibrowane mikrofony i kamery o wysokiej rozdzielczości wykrywają, gdy hałas przekracza dopuszczalne limit hałasu, rejestrują przy tym krótkie nagrania audio i wideo pojazdu. Przeszkolony personel analizuje każdą sprawę, a zweryfikowane naruszenia skutkują wysłaniem mandatu do właściciela pojazdu z instrukcjami, jak ma zapłacić lub się odwołać".
Podano również, że w trakcie pilotażowego miesiąca zarejestrowano 183 wykroczenia popełnione przez 83 pojazdy. Dodano, że około 44 proc. z nich "wynikało z powtarzających się zachowań, a prawie jedna trzecia dotyczyła zaledwie pięciu osób". Co istotne, nie doszło do żadnych zmian w prawie: "Program egzekwuje jedynie obowiązujące przepisy Avoca dotyczące hamulców silnikowych; nie rozszerza egzekwowania poza to prawo".
W tej całej historii nie chodzi więc w ogóle o Polskę, ani też o Unię Europejską, jak zrozumiała część internautów. Poza tym nie każdy przypadek hamowania silnikiem będzie skutkował mandatem. Karani będą ci kierowcy, którzy powodują nadmierny hałas, tym samym łamiąc prawo.
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: tvn24