Przez rok od rozpoczęcia inwazji Rosji na Ukrainę wiele się zmieniło w rosyjskiej propagandzie. Na początku w Rosji umniejszano znaczenie ataku na sąsiedni kraj. Po ogłoszeniu częściowej mobilizacji przekonywano, że to wojna z Zachodem o istnienie ojczyzny. Teraz informuje się już społeczeństwo o "wielkiej wojnie ojczyźnianej".
W nocy z 23 na 24 lutego 2022 roku Władimir Putin wygłosił przemówienie, w którym poinformował, że wydał rozkaz rozpoczęcia "specjalnej operacji wojskowej" w Donbasie. Kiedy emitowano je w mediach, rosyjskie samoloty już bombardowały ukraińskie lotniska, a rosyjscy żołnierze wkraczali na terytorium Ukrainy, nie tylko do Donbasu. W ten sposób zaczęła się wojna, która trwa już dokładnie rok.
Przemówienie Putina było nie tylko oficjalnym ogłoszeniem inwazji na Ukrainę, ale nadało ton rosyjskiej propagandzie w pierwszych miesiącach wojny. Od tamtego czasu wiele zmieniło się jednak nie tylko na froncie, ale i w samym sposobie opowiadania Rosjanom o "specjalnej operacji wojskowej", która nawet w ustach rosyjskich polityków bywała już "wojną". W rocznicę rozpoczęcia rosyjskiej inwazji pokazujemy, jak ewoluowała kremlowska propaganda i dlaczego była zmuszona do takich zmian.
"Specjalna operacja wojskowa" i brak ataków na cywilów
Bezpośrednio przed rozpoczęciem rosyjskiej pełnoskalowej inwazji na Ukrainę Władimir Putin wygłosił dwa przemówienia: 21 lutego 2022 uzasadniał uznanie przez Rosję niepodległości tzw. republik ludowych - donieckiej i ługańskiej, a w nocy z 23 na 24 lutego 2022 tłumaczył, dlaczego Rosja została rzekomo zmuszona do wkroczenia na terytorium Ukrainy. W obu przypadkach argumentacja była bardzo podobna, a dodatkowo stała się podstawą rosyjskiej propagandy w pierwszych tygodniach i miesiącach wojny.
Putin mówił: "Zdecydowałem się przeprowadzić specjalną operację wojskową. Jej celem jest ochrona ludzi, którzy przez osiem lat byli ofiarami zastraszania i ludobójstwa ze strony kijowskiego reżimu. W tym celu będziemy dążyć do demilitaryzacji i denazyfikacji Ukrainy oraz postawienia przed sądem tych, którzy popełnili liczne krwawe zbrodnie na ludności cywilnej, w tym na obywatelach Federacji Rosyjskiej".
Szczegółowa argumentacja Putina brzmiała następująco: to Ukraina była agresorem i "planowała zorganizować blitzkrieg w Donbasie". Zagrożone miało być nie tylko życie Rosjan w Donbasie, ale też ich rosyjska tożsamość. Padły oskarżenia o "agresywną rusofobię i neonazizm" społeczeństwa ukraińskiego. Sam neonazizm miał nawet zostać "wyniesiony do rangi państwowej" po "wspieranym przez Zachód zamachu stanu", czyli zmianie władzy po Euromajdanie w 2014 roku. Drugim agresorem naturalnie jawiło się NATO. "Teraz, gdy NATO rozszerza się na wschód, sytuacja naszego kraju z roku na rok staje się coraz bardziej niebezpieczna" - mówił rosyjski prezydent.
Ten kierowany do Rosjan przekaz można jednak uznać za celowo złagodzony: w oficjalnej propagandzie Rosja nie zaatakowała Ukrainy, a jedynie rozpoczęła "specjalną operację wojskową" na wschodzie kraju w celu obrony rosyjskojęzycznej ludności cywilnej przez ukraińskim reżimem. Co więcej, Putin fałszywie zapewnił, że "nasze plany nie obejmują okupacji terytoriów ukraińskich".
Ten przekaz zaczęto powielać w państwowej propagandzie. Rosyjska telewizja państwowa starała się nie nadawać rosyjskim działaniom w Ukrainie zbyt dużej rangi. W pierwszych dniach inwazji informowano przede wszystkim o ukraińskich żołnierzach, którzy przykładowo mieli "chować się za ludnością cywilną". Jednocześnie cały czas zapewniano, że rosyjska wojska atakują jedynie cele wojskowe za pomocą "precyzyjnej amunicji". Za każdym razem, kiedy światowe media informowały o atakach Rosjan na ludność cywilną, propaganda starała się znaleźć dowody na to, że w rzeczywistości była to ukraińska prowokacja. Najbardziej znane przykłady takiej dezinformacji to zaprzeczanie rosyjskiej odpowiedzialności za zbombardowanie teatru w Mariupolu i masakrę ludności cywilnej w Irpieniu i Buczy.
Najważniejsze było jednak unikanie słowa "wojna" w oficjalnych komunikatach i propagandzie. Zarówno czołowi propagandyści, pracownicy państwowych mediów i politycy trzymali się terminu "specjalna operacja wojskowa". Głównym celem tej nowomowy miało być zamazywanie obrazu pełnoskalowej inwazji, którą Rosja od początku kwietnia, po porażce w walce o Kijów, zawęziła do południowo-wschodniej Ukrainy.
Kontrofensywa, mobilizacja i "wojna"
Niepowodzenie w założeniu szybkiej "specjalnej operacji wojskowej" pociągnęło za sobą tak duże zmiany na froncie, że wymogły one zmiany w oficjalnej propagandzie. We wrześniu Ukraińcy rozpoczęli kontrofensywę, która doprowadziła m.in. do odbicia Chersonia spod okupacji, a pod koniec miesiąca Władimir Putin ogłosił "częściową mobilizację", która docelowo miała objąć nawet 300 tys. poborowych. Był to ważny moment w wojennej propagandzie Kremla, ponieważ coraz trudniej było ukrywać przed Rosjanami zakres rosyjskich działań w Ukrainie i przede wszystkim skalę zgonów wśród żołnierzy nazywanych już wtedy "obrońcami", w domyśle: "obrońcami ojczyzny".
W ostatnich miesiącach 2022 roku w rosyjskich mediach zaczęto miejscami nawet poruszać temat tabu, czyli potencjalną możliwą porażkę w Ukrainie. Oczywiście rozważano ją w odpowiednim kontekście, który miał zachęcić Rosjan do mobilizacji: zaczęto mówić o konieczności walki o przyszłość Rosji. Kilkudniowa "specjalna operacja specjalna" stała się wojną obronną o przetrwanie ojczyzny.
Samo zakazane słowo "wojna" na przełomie 2022 i 2023 roku padło zresztą z ust samego Władimira Putina. Prezydent Rosji użył go 21 grudnia 2022 w czasie konferencji prasowej z udziałem dziennikarzy akredytowanych na Kremlu. "Naszym celem jest zakończenie tej wojny i będziemy do tego dążyć" - powiedział Putin, dodając, że "Rosja nie odmawia negocjacji pokojowych z Ukrainą". Na początku roku o "wojnie" można było przeczytać też np. we wpisach rosyjskich polityków w mediach społecznościowych. "Sama decyzja Paryża o przekazaniu Ukrainie bojowych wozów piechoty nie zmieni biegu wojny" - napisał 7 stycznia 2023 na Telegramie rosyjski senator Aleksiej Puszkow.
Słowo "wojna" zaczęło się też pojawiać na antenie państwowej telewizji, choć tylko w wypowiedziach niektórych nagrywanych Rosjan. Najważniejsi pracownicy telewizji do dziś trzymają się terminu "specjalna operacja wojskowa".
Dowiedz się, jak rozpoznać fałszywe narracje o wojnie w Ukrainie
"Już nie hybrydowa, a prawie prawdziwa" wojna z Zachodem
Narracja na temat wojny obronnej o przetrwanie ojczyzny potrzebowała jednak jasno nakreślonego wroga, agresora. Wraz z kolejnymi dostawami zachodniego sprzętu na Ukrainę propaganda zaczęła więc tworzyć spójny obraz, w którym "specjalna operacja wojskowa" przeciw ukraińskiemu reżimowi stawała się powoli wojną z całym światem zachodnim.
Oczywiście obraz NATO jako agresora był obecny w rosyjskiej propagandzie już wcześniej: nawet nie tyle od początku wojny, co na długo przed jej rozpoczęciem. Jasny sygnał do zaostrzenia tej narracji dał jednak 22 stycznia 2023 minister spraw zagranicznych Siergiej Ławrow, który podczas wizyty w Republice Południowej Afryki stwierdził, że "kiedy mówimy o tym, co dzieje się w Ukrainie - to jest tam wojna. Już nie hybrydowa, a prawie prawdziwa, którą Zachód od dawna planował przeciw Rosji". Jego zdaniem celem Zachodu jest "zniszczenie wszystkiego, co rosyjskie - od języka po kulturę - co było na Ukrainie od stuleci i zakaz mówienia ludziom w rodzinnym języku".
"Wielka wojna ojczyźniana"
Od tego momentu przekaz o wojnie Rosji z Zachodem lub z NATO prowadzonej na terenie Ukrainy stawał się coraz popularniejszy, a jednocześnie coraz mocniejszy. Pojawiła się także nowa oś narracyjna: wydarzenia na Ukrainę coraz częściej zaczęto porównywać do "wielkiej wojny ojczyźnianej". Tym terminem w Rosji określa się II wojnę światową, która dla Rosjan oznacza walkę z III Rzeszą po jej ataku na ZSRR w 1941 roku.
Przejście od "specjalnej operacji wojskowej" do "wielkiej wojny ojczyźnianej" w rosyjskiej propagandzie ma jeden cel: przekonać Rosjan, że walka w Ukrainie jest sprawą całego narodu i nie powiedzie się bez ogromnej mobilizacji społecznej. Propaganda przekonuje, że podobnie jak w XX wieku wysiłek wszystkich mieszkańców ZSRR pozwolił pokonać hitlerowskie Niemcy, tak i teraz tylko pełne oddanie sprawie, chociażby poprzez zgodę na pobór członków swoich rodzin czy zgodę na przestawienie gospodarki na tory wojenne, może przynieść zwycięstwo. Jedynym zadaniem propagandzistów była zmiana przeciwnika: Niemcy są już nim tylko jako jeden z członków NATO, ale na pierwszy plan wysunięto Stany Zjednoczone i Wielką Brytanię, które w czasie II wojny światowej walczyły razem z ZSRR.
Te zasadniczą zmianę rosyjskiej propagandy zauważył m.in. amerykański Instytut Studiów nad Wojną (ISW). W raporcie z 18 stycznia 2023 przeanalizowano wystąpienie Władimira Putina z okazji rocznicy przerwania blokady Leningradu w 1943 roku. Obchody związane z II wojną światową stały się dla rosyjskiej prezydenta dobrą okazją, żeby jasno sformułować nowe wytyczne dla rosyjskiej propagandy. "Putin powiedział, że siły radzieckie przerwały 'ludobójstwo Leningradu' nazistowskich Niemiec i porównał to z tym, jak współczesna Rosja walczy z 'ukraińskimi neonazistami' w Donbasie" - pisali analitycy ISW. "Celem jest zwiększenie poparcia dla przedłużającej się wojny"- dodali.
Zaproponowana przez Putina nowa narracja została przechwycona przez rosyjskie media. Jej najnowszym paliwem stały się dostawy niemieckich czołgów leopard zaoferowane Ukrainie przez szereg państw zachodnich, w tym same Niemcy. W szeregu programów publicystycznych rosyjskiej telewizji, prowadzonych przez czołowych propagandzistów (przede wszystkim Władimira Sołowjowa) od razu po ogłoszeniu tej decyzji zaczęto głosić, że po niemal 100 latach "niemieckie" lub "nazistowskie" czołgi będą walczyć z rosyjskimi "obrońcami".
W tym sensie po roku trwania rosyjskiej inwazji propaganda zatoczyła koło, czyli powróciła do straszenia i mobilizowania Rosjan nazistami, przed którymi przyszło się im bronić. Nie są to już jednak wyłącznie sami Ukraińcy, a wszystkie kraje natowskie, które zdecydowały się wspierać militarnie Ukrainę, m.in. wysyłając jej czołgi niemieckiej produkcji. Przede wszystkim nie jest to już "specjalna operacja wojskowa", którą można skończyć w kilka dni przy pomocy regularnej rosyjskiej armii. To "wielka wojna ojczyźniana", której powodzenie zależy od wszystkich Rosjan.
Jest też "ojczyźniana" w tym sensie, że od jej wyniku ma zależeć przyszłość rosyjskiej ojczyzny. Wprost powiedział to Władimir Putin w swoim wystąpieniu przed Zgromadzeniem Narodowym 21 lutego 2023: "Elity Zachodu nie ukrywają swojego celu: zadać, jak mówią wprost, strategiczną klęskę Rosji. Co to dla nas znaczy? Oznacza to koniec z nami raz na zawsze, czyli zamiar przeniesienia lokalnego konfliktu w fazę globalnej konfrontacji. Tak to wszystko rozumiemy i odpowiednio zareagujemy, bo w tym przypadku mówimy o istnieniu naszego kraju".
Czytaj w Konkret24: Trendy w dezinformacji w 2022 roku
Źródło: Konkret24
Źródło zdjęcia głównego: TVN24